Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Adelai
Posty: 34
Rejestracja: wt maja 25, 2021 2:24 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Adelai »

DRAKON



Działo się, oj działo. A to powinno Drakona ogromnie radować czemu więc był zirytowany do granic możliwości? Różowy łeb, nie za bardzo go obchodził, ha! Co więcej z takim fryzem dopiero by namieszał! Już widział oczami wyobraźni tych zaczepiających go cwaniaczków, którym z istną rozkoszą zdzierałby te usmiechy z pysków. Taka prosta sprawa, a dawała tyle możliwości... Jednak okoliczności zajścia były mu bardzo nie na rękę. Nie mógł przeciez puścić czegoś takiego płazem pierwszakowi, który na miejsce swojego żarciku wybrał trybuny pełne studentów. Co kogucika podkusiło do takiego wariactwa? Był samobójcą? A może naprawdę był tak nieświadomy zagrożenia w jakie się wpakował? Przecież po czymś takim to on powinien go zabić, po prostu zmasakrować dla przykładu dla innych. A nie chciał! Dopiero zaczynali z Leną tę rozgrywkę! Dopiero poznawali swoje nowe zabaweczki, a on tak na starcie jedną z nich miał popsuć? Co to za zabawa! Był rozgoryczone i zdenerwowany. Choć z początku nie był przekonany do obrania Eli za cel, tak po tych paru chwilach zupełnie zmienił zdanie. Lena wiedziała jak go rozerwać i trafiła w punkt ze swoim wyborem. Cwana lisica... jak nic wdała się w ich matkę.
Szedł przodem, dobrze wiedząc, że na pierwszaka oko miał Nicholas. Zwrócił na nich uwagę dopiero kiedy kumpel się do niego odezwał, o jak cholerny chujek dorzucał do pieca. Jak polewał rozpalone ognisko benzyną uwielbiał to w gościu, choć w tym momencie miał ochotę go w tej benzynie utopić.
- Jeśli myślisz, że różowy nosorożec przypierdoli ci słabiej niż czarny to się kurwa mylisz, bo cię zmasakruje z dodatkową siłą jebanej tęczy - rzucił ostro w stronę kolegi, o jakie tu mogłyby być piękne dyskusje, gdyby nie ograniczone okoliczności. Choć zaciekawił Drakona temat postraszenia kolejnego dzieciaka, to musiał zostawić to na później, nie robiły na nim wrażenia błagalne stęki pierwszaka, jednak kiedy ten od tak sobie zacząc znikać, a potem uciekać irytacja Drakona diametralnie skoczyła do góry. Jeszcze mu gnojek próbował uciec? Za kogo on go miał? Naprawdę myślał, że tak się wywinie? Że ten jak debil będzie biegać za gówniarzem? Zmarszczył gniewnie brwi i zrzucił z barków kamizelkę. Nie tracił czasu na koszulkę, która po chwili została po prostu rozdarta na jego plecach, gdzie pojawiła się para sporych skrzydeł.
- Kurwa sprawcie bogowie bym nie zajebał tego gnoja! - warknął pod nosem co usłyszeć mógł jedynie Nicholas, po czym rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze ruszając za przezroczystym uciekinierem, z góry nieco lepiej widać było ten dziwny zarys jego chuderlawego ciałka.
Drakon wylądował tuż obok niego i od razu przyparł go do ściany amfiteatru.
- Ty chyba kompletnie nie rozumiesz sytuacji w jaką się wjebałeś - wycedził przez zęby wzburzony tak mocno, że dociskając dzieciaka, aż go podniósł za koszulkę. Niewiarygodnym było jak gnojek próbował z niego kpić. - Jeszcze raz coś odjebiesz, a zobaczymy czy będziesz równie przezroczystą plamą na chodniku - syknął ostrzegawczo, naprawdę musiał się chamować. Uszkodzenie dzieciaka równało się z końcem zabawy, w końcu jak miałby dalej urabiać Eli po zmasakrowaniu jej koleszki. To przyjemności nie na ten etap atrakcji. Potrzebował ochłonoąć, co więcej kogucik chyba też potrzebował chwili na odsapnięcie, bo wyglądał jakby miał mu zaraz tu zejść.
- — N-nie odjebie, przysięgam! — krzyknął panicznie Lavrence. — Błagam, puść mnie! Ja... ja spróbuję coś zrobić, a-ale... ale... Ale muszę się uspokoić i skupić, bo inaczej... nooo... nie dam rady... - Drakon westchnął ciężko pod nosem i rozejrzał się ukradkiem po okolicy. Niezbyt sprzyjające warunki... potrzebna im była inna sceneria.
Wracaj Nicholas, to trochę potrwa jak widać... — rzucił w stronę kumpla, nie chcąc tracić jego czasu na bezczynne czekanie,, po czym zmarszczył brwi patrząc na Lavrence'a. — No dobra... może zmiana otoczenia korzystnie na ciebie wpłynie — dodał już do Lava ze złośliwym uśmieszkiem, po którym rozłożył znacząco skrzydła i odciągnął pierwszaka od ściany, jednak ten nie na długo poczuł grunt pod stopami, gdyż od razu wzbili się w powietrze pozostawiajac po sobie jedynie chałdę podbitego kurzu i piasku. Krzyki Lavrence'a były dość mocno irytujace, dlatego Drakon nie urządził im spokojnego przelotu, a jak naszybciej postarał się dostrzeć na upatrzone miejsce jakim był dach jego dormitorium. Jego gniazdko, z którego nie dało się zbyt łatwo zejść jak i na nie wejść, a więc mieli trochę spokoju na uboczu.
JAK MNIE ZABIJESZ — ostrzegł panicznym, niemal płaczliwym tonem Lav — TO NA PEWNO TEGO NIE NAPRAWIĘ! - była to błyskotliwa uwaga, która jedynie rozbawiła Drakona. Przeleciał on nisko nad dachem i puścił albinosa dopiero po tym sam lądując, złożył swoje skrzydła rozejrzał się po otoczeniu, w którym było wszystko tak jak zostawił ostatnim razem. Wrócił spojrzeniem do pierwszaka i ruszył w jego kierunku. A stojąc prawie przed nim i widząc te spanikowaną minę przystanął i po prostu buchnął śmiechem. Co zbawniejsze dodatkowo tym wystraszył kogucika, a to jeszcze bardziej go rozbawiło.
Kurwa, że swojej mordy nie widzisz — parsknął, chwile jeszcze się śmiejąc. — Dobra, stąd mi nie spierdolisz... odsapnij chwile i do roboty — nakazał, a pierwszak nadgorliwie pokiwał głową.
Jak zostało powiedziane tak zrobili, Drakon poczekał kilka chwil, po których Lav zaczął próby odwrócenia swojego żaru. Jedna, druga, trzecia, czwarta i nic, może jakby odcień różu się lekko zmienił, jednak do celu daleko im brakowało.
Musimy iść do jakiegoś profesora — wyjęczał w końcu Lav. — żeby to odwrócić, żeby przywrócić ci kolor włosów i żebym ja przestał migać… bo ja nie umiem… - cierpliwość Drakona zaczynała się kończyć, takie wymigiwanie się pierwszaka i próby wykiwania go były irytujące. I co jeszcze? Do profesorów, by mógł na niego donieść i się wymigać? Jego niedoczekanie...
Wkurwianie innych i spierdalanie dobrze ci wychodzi, dasz więc radę i z naprawą tego, co zjebałeś — podsumował krótko Drakon jego prośby wymigania się. W końcu jak miał mu wierzyć? Od tak przekolorował mu włosy, zrobił się przezroczysty do ucieczki, a nie na ten przykład pomarańczowy, nie, przezroczysty! I cofnął ten efekt, a na trybunach Drakon dobrze słyszał, że kogucik pomagał w naprawie jakiejś wystawy, a więc nie będzie mu tu oczu mydlił, że nie radzi sobie ze swoją zdolnością skoro jest w stanie tyle nią osiągać. Potrzebował zwyczajnie odpowiedniej motywacji.
A spróbuj spierdolić kolor na choćby jednej z moich łusek, a przestanie być tak milutko — dodał ostrzegawczo. Kto jakim dziwakiem był ten dzieciak i co jeszcze mogło strzelić mu do głowy.
By dać mu chwilę na odsapnięcie odsunął się kawałek, dzieciak był bledszy od dupy młynarza, a głupio by było jakby mu teraz tu zszedł na zawał czy inne przypadkowe gówno. Dlatego mężczyzna przeszedł się po dachu i podszedł do swojego ulubionego miejsca na nim jakim była ukryta skrzyneczka, a raczej jej zawartość.
- Pijesz? - rzucił lekko w stronę koguta, który zaskoczony niepewnie mu skinął głową. Drakon nie potrzebował nic więcej wyjął ze skrzynki dwie butelki, swoją od razu odkapslował o brzeg skrzyni, a tę drugą odkręcił, był to jakiś drink Heleny, nawet nie wiedział co ta sobie tam chowała, nie pił alkoholu, a więc go to nie obchodziło, ale nie zawahał się, by uszczuplić zapasów siostry. Widział, że dzieciakowi przydałoby się zluzowanie zwieraczy, a więc przyniósł mu butelkę i po jej przekazaniu sam siadł nieopodal i napił się bezalkoholowego piwa, które było po prostu jak napój gazowany, chusteczkowe, prawie trujące, ale miał czym nawilżyć gardło.
- Co ci odjebało z takim żarcikiem? Naprawdę sądziłeś, że ci odpuszczę? Dla zasady i przykładu powinienem cię sprać - pokręcił z politowaniem głową nad losem pierwszaka, który okazał się niezwykle głupi, podejmując taką próbę na otwartym forum uczelni.
Amazi
Posty: 45
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

D



Wiele było można powiedzieć o D, a zwłaszcza to, że była to bardzo ciekawska istota. Miała jednak w swej ciekawości umiar, nie należała do wścibskich i dociekliwych. Nie ciągnęła ludzi za język wolała, gdy ci sami podejmowali tematy, o których chcieli rozmawiać. I jedynie wdzięcznie korzystała z darów jakim były co ciekawsze kąski.
Kiedy Clarissa bez ciągnięcia za język podjęła temat wyjawiając nieco więcej niż sama D oczekiwała usłyszeć, na usta jej wkroczył łagodny uśmiech. Nie był on jednak dumny czy zadziorny, a pokrzepiający.
- Nie mnie oceniać czy chce dla ciebie dobrze czy nie. To sama wiesz najlepiej - odparła z łagodnym uśmiechem i sama zrobiła łyk z kubeczka. - Jednak zalecam przed występami odciąć się od elektroniki, a przysłanie tu posłańca wcale takie proste nie jest - zaśmiała się dobrze wiedząc, że ktoś z poza uczelni nie miał tu dostępu.
Z lekkim rozbawieniem D obserwowała jak Clarissa upija łyk z kubeczka, co wywołało natychmiastowe skrzywienie się. A to jak dziewczyna wypiła całą zawartość kubeczka pytając o więcej było i zabawne i niepokojące. Znaczyło to tyle, że była zdołowana i potrzebowała się rozluźnić, a więc dobrze trafiła.
- Powiem tak, ten truneczek to istna tradycja każdego spektaklu, czym on jest? Nikt nie wie i nie chce wiedzieć, istna tajemnica. Po co on jest? No wiadomo. by spięte przed występami dupy nieco się rozluźniły. A czy działa? Działa. - wyjaśniła z rozbawieniem i zrobiła krok w tył, by odsłonić Clarissie widok na zgromadzonych za kulisami. - W tym roku roznosi go o tamten przystojniaczek, więc tak mamy więcej, jednak przed występem zalecam zakończyć na tym jednym. Wiesz poprawna dykcja i te sprawy. Napitek jak mocno smakuje tak mocno kopie. - ostrzegła luźno gestykulując dłonią. - Natomiast po występie z przyjemnością pójdę z tobą ponownie napełnić kubeczki. - zaproponowała posyłając nieco figlarniejszy uśmieszek dziewczynie.
Zapewne nie jedna osoba z uśmiechem polałaby więcej dziewczynie następnie upajała się jej nieudanym debiutem na scenie. D zdecydowanie nie należała do takich osób, nie czuła nutki rywalizacji i niczego zabawnego w porażkach innych osób. Wolała dzielić z ludźmi radości i sukcesy niż smutki i upadki. Oczywiście bywała złośliwa i uwielbiała utrzeć komuś nosa, jednak w zupełnie innych sferach jakimi była powierzchowność ludzi. Nie cierpiała kiedy oceniano ją przez pryzmat wyglądu, może dlatego tak się nim bawiła? Raz pięknością, a raz szkaradą? Interakcje z tymi samymi osobami wyglądały zupełnie jak różnie potrafiła być traktowana przez te same osoby w tych samych sytuacjach, jedynie przy innych wizerunkach. To jak oceniano ją po okładce. Mało kogo interesowało wnętrze, ludzie czy herosi wszyscy byli równie powierzchowni, a więc wszystkie swoje złośliwości D kierowała właśnie na te strefę, nie pozostawiając nic rywalizacji. Tu na scenie chciała się po prostu dobrze bawić, otoczona wartymi tego osobami, a weryfikacja tych osób była jej ulubionym zajęciem, dlatego też stała teraz nie z gronem już znanych sobie dobrze osób, a przy tej mało znanej sobie duszyczce, która tego dnia ściągnęła ją do siebie.
- Który spektakl wzbogacisz i rozpromienisz swoim udziałem?- spytała luźno będąc ciekawą.
Adelai
Posty: 34
Rejestracja: wt maja 25, 2021 2:24 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Adelai »

HELENA



Tak obfity w atrakcje poranek dawno się nie trafił. Śmiało było można stwierdzić, że tegoroczna dostawa świeżaków była pełna niespodzianek i potencjału. Potencjału, z którego zamierzała czerpać.
Choć nie było jej na rękę wydarzenie z fryzurą brata, w końcu kto chciałby końca takiego przestawienia? Oczywistym był fakt, że nie chciała by się oddalili, jednak za dobrze znała brata i wiedziała, że to jedyne rozsądne rozwiązanie tej sytuacji. W końcu kto nie zakładał maski przy publice, jedynie na uboczu mieli szansę się jakoś dogadać.
Lena siedziała obok Stelli i spokojnie przysłuchiwała się jej chłodnym odpowiedzią, mimo niechęci jaką okazywała jej dziewczyna Helenka nie kopiowała jej podejścia.
- Nie potrzebnie się tak stroszysz. Tylko pytam, jeśli nie chcesz o tym rozmawiać to nie ma tematu. Po prostu dobrze widzieć, że są jeszcze dobre i wytrwałe duszyczki, które nadal próbują ożywić księcia umarłych... chyba za bardzo wczuł się w swoje przyszłe stanowisko... - odparła z opanowaniem i na krótki moment spojrzała na blondynkę kiedy ta wspomniała o flirtach z Nicholasem. Jeden z kącików jej ust nikle się uniósł ku górze.
- Nie do twarzy ci z maską chamskiej suki... - stwierdziła luźno i lekko wzruszyła ramionami. - Smycz to jest dla psów... Nicholas jak każda inna osoba ma prawo robić co chce. Relacje nie polegają na ograniczaniu innych... - chwilę obserwowała co działo się na scenie, jednak powróciła spojrzeniem do Stelli. - Z resztą... czy zrobił coś nieodpowiedniego? Jedynie rozmawiał z tobą i proponował pomoc... to, że odebrałaś to jako coś niewłaściwego jest twoim odczuciem, nie jego intencją. Jeśli czułaś się niekomfortowo było mu to otwarcie powiedzieć... Sama wolałaś zgrywać chłodną, pyskatą i trudną do zdobycia Ptaszynkę... Nie zrezygnowałaś otwarcie z uwagi Nicholasa... więc jak można mieć do niego pretensje o pogawędkę... - mówiła spokojnie, nigdy nie emocjonowała się podczas rozmów była to zwykła rozmowa przy ktorej nie zdradzała żadnych emocji równie dobrze mogły rozmawiać o pogodzie, która była dziś piękna. - Więc na przyszłość polecam zdania typu "Zakończmy rozmowę." niż "Nicholas doceniam twoją troskę..." to mylące, zwłaszcza dla mężczyzn... - poprawiła jeden z kosmyków, który spadł jej na twarz przy lekkim powiewie powietrza. - Siedzieliście przede mną, więc ciężko było nie słyszeć. A jeśli teraz twoje złośliwości są podyktowane chęcia zakończenia rozmowy to mów śmiało, ja również nie będę szukać ukrytych przekazów między wierszami. Nie jestem nahalna, po prostu ciekawiej jest mieć do kogo otworzyć usta. A to w końcu tylko niezobowiązująca pogawędka przy której można obrać dowolny temat... - wyjaśniła posyłając dziewczynie krótkie spojrzenie i znów zajęła się obserwowaniem sceny, na której zaczynało się coś dziać.
- A więc jest temat, który by cię ciekawił... w końcu nie miałyśmy jeszcze okazji pogadać...- rzuciła luźno takie okazje nie trafiały się zbyt często.
Awatar użytkownika
Einsamkeit
Posty: 136
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 5:22 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Einsamkeit »

SOFRONIA

Rozejrzałam się wokoło, notując w głowie widok zniszczeń. Byłam pewna, że gdyby Michał Anioł teraz zstąpił na ziemię, niechybnie zacząłby malować całą gromadę ofiar na suficie Kaplicy Sykstyńskiej, nadając im nazwę “obraz nędzy i rozpaczy”.
Xaris majstrował w gaciach. Megara wciąż siedziała na ziemi. Dem posłusznie odbijał od siebie promienie słoneczne, świecąc obfitym biustem wyćwiczonym na siłowni. Upsik i Octavio czmychnęli za trybuny. Ech. I tylko robić ni ma komu. Cholerny Apollo, na pewno to on to wszystko wymyślił.
- No, kochana, będzie już tylko lepiej - zwróciłam się nadspodziewanie łagodnym jak na siebie tonem do Megary. Ujęłam jej dłoń w swoją, skupiając się na przekazaniu swojej energii jej.
Przyjemnie ciepła, lecznicza moc przelewała się z moich żył, pulsowała w rytm bicia serca, powoli, znajdując miejsca wymagające leczenia; docierały do dłoni Meg i wędrowały powoli w górę, w stronę skroni, tam gdzie wcześniej znajdował się diadem. Ślady oparzeń pomału znikały, w miarę narastania mojego zmęczenia. Mimo to nie odpuszczałam: nadal kierowałam moc do niej, dodając jej delikatnego boosta energii. Co jak co, ale ona miała dzisiaj znacznie więcej rzeczy do zrobienia, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. W końcu to nie przede mną stało trudne zadanie wyrwania Dema, który w tym temacie cechował się IQ wręcz ujemnym.
- Trzymaj się, gumy arbuzowe później mi przyniesiesz - dodałam, wstając z miejsca. Dem od razu pospieszył ku swojej pani (grzeczny piesek), oferując jej swoje ramię.
Xaris zaczął uciekać. Chociaż nie byłam pewna, czy nie zaczął uciekać już wcześniej. Hmm.
Z tą obserwacją podążyłam w stronę Xarisa, który wpadł na Ala. Obaj panowie zaczęli się szarpać; przypominało mi to bez mała starcie Godzilli i King Konga, zupełnie jak w tym memie. A teraz nadchodziłam ja, Doge.
- Cześć, słodziaku. Miło, że na mnie zaczekałeś - szepnęłam możliwie najbardziej złowieszczym tonem i uśmiechnęłam się przebiegle. Z rzadka pozwalałam sobie na takie żarty, ale ten moment był po prostu wyjątkowy - zwłaszcza, że doskonale wiedziałam, jak wielką niechęcią ten chłopaczek darzył lekarzy. Pewnie bał się rachunku. Cóż, byliśmy w Ameryce. Tutaj płaciło się bez mała kilka tysięcy za samo wezwanie ambulansu. A moje usługi były warte znacznie więcej, niż pieniądze.
Guma balonowa. Spiracone odcinki ultra starego serialu. Namiar do jakiegoś przystojniaka z mafii (nie Domenico). I tak dalej, i tak dalej.
- I teraz mi już nie uciekniesz - dodałam ze złośliwą satysfakcją. Sekundy później moje dłonie wylądowały nieco powyżej jego pośladków, a te były już lodowate. Nigdy nie miałam najlepszego krążenia.
- KURWAAAAAAAA! - pianie Xarisa było chyba słychać co najmniej na trybunach; jasnowłosy w okamgnieniu wskoczył w ramiona Ala niczym spłoszona panienka czy księżniczka, oczekująca na ocalenie.
Ale dla niego było już za późno.

DEM

Laeti od zawsze była dziwna, dlatego nie negowałem jej poleceń. No bo wiecie… mogła przecież zawsze mnie porazić prądem jak ten Imperator z Gwiezdnych Wojen, nie? Nie? Albo wyssać ze mnie wszystkie siły życiowe czy coś, bo przecież ta moc Imperatora to przynależała do tego pierwszaka, który tak nas urządził. Nieźle, młody, jeszcze trochę i będziesz mógł nosić ciemne szaty i wodzić nastolatków na pokuszenie. A to wysysanie sił życiowych do niej pasowało. W końcu te wszystkie piguły, czy to w państwowym szpitalu, czy to w prywatnym, były takie same: wczepiały się w człowieka jak pijawka, wysysając z człowieka życie i pieniądze. Bez urazy, Laeti!
Widząc, że oparzenia z dłoni Meg już znikają, wciągnąłem na siebie koszulkę z powrotem; nie będę przecież świecił walorami na oczach całej uczelni. Gdy jej przyjaciółka odeszła ratować pozostałych, podszedłem, oferując Meg ramię, by mogła się na mnie oprzeć i odejść z tego miejsca zdarzenia. Mogliśmy iść gdziekolwiek, gdzie chciała. Rzuciłem jej zatroskane spojrzenie; zawsze była taka drobna i delikatna, piękna i krucha… niczym… niczym… rogalik francuski.
Sam nie wiedziałem, dlaczego rogalik przyszedł mi na myśl, no ale dobra, nigdy nie byłem najlepszy w romantycznych metaforach.
Jeśli nie rogalik, to może równie delikatna i krucha jak… no, chciałem to powiedzieć… ale może to nie był najlepszy moment jednak, Meg już była poirytowana.
Moje rozważania przerwał dziki, przeraźliwy krzyk, niosący się na pół kampusu; odruchowo poderwałem głowę i napiąłem mięśnie, spodziewając się ataku jakiegoś potwora, który przypadkowo wparował na teren uczelni. To jednak była tylko nieszczęsna ofiara Laeti.
- Nie spodziewałem się, że Laeti jest taką sadystką - mruknąłem zaskoczony. Chłopak podskoczył w miejscu niczym w jakiejś kreskówce, i wpadł w ramiona Ala, uwieszając się na nim swoim ciężarem. Pokręciłem głową do siebie z wyraźną dezaprobatą, jednak nie wyraziłem dalszego komentarza. No proszę was, byłem przecież między młotem a kowadłem. W końcu to była jej przyjaciółka. Ja zaś współczułem chłopu, w końcu przebywanie w towarzystwie Laeti zawsze się tak kończyło - prędzej czy później ktoś krzyczał. Odzywała się we mnie męska solidarność, no!
A i tak nie wypadało mi komentować, i tak. Wolałem jednak z Meg nie być na minusie. Zależało mi bądź co bądź na tej relacji, nawet jeśli nie miałem pojęcia, jak dalej tym wszystkim pokierować. No bo przecież nie mogłem jej tak znikąd powiedzieć, że jest delikatna i piękna niczym rogalik francuski, prawda?
A szkoda. To znaczy, normalnie bym to powiedział, ale teraz to nie no, szanujmy się… trzeba było wymyślić jakąś lepszą metaforę zresztą, jak się lepiej poczuje. Chociaż nie miałem wątpliwości w intencje Laeti, nadal mnie martwił stan Megary. Może raczej potrzebowała gdzieś usiąść spokojnie i pomilczeć?
- Wolisz usiąść gdzieś na uboczu i poczekać, aż to przedstawienie minie? Myślę, że rektor raczej nie powinien się czepiać - stwierdziłem. Nie ma bata, gdyby zaczął, to ja też zacząłbym się z nim kłócić! Przecież logiczne, że nie powinien oczekiwać od porażonego prądem studenta przyjścia na jakieś przedstawienie. Były priorytety, na przykład dobrostan studentów!

Adelai
Posty: 34
Rejestracja: wt maja 25, 2021 2:24 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Adelai »

XARIS



Jak? Jak taki piękny, słoneczny dzień mógł się zmienić w taki koszmar?
Z początku nic nie widział i czuł silne odrętwienie ciała, nie mógł się ruszyć, nieznane mu impulsy wywoływały dziwne zimno i gorąc. Kiedy znów zaczął rejestrować obraz, gorąc zdominował chłód. Wiele miejsc na jego ciele alarmowało, że ma kontakt z czymś ciepłym, on odbierał to jednak jako coś odległego, przytłumionego. Rozpoznał Dema paradującego bez koszulki przed nim, mogłoby być to coś ciekawszego, jednak nie narzekał, patrzył bezmyślnie i próbował zrozumieć co ten do niego mówił, czego chciał? Do umysłu przebiło się dopiero hasło "medyk", chcieli tu ściągać przedstawicieli służby zdrowia. Na to musiał zareagować, zatrzymać ten absurdalny proceder! Patrzył uważnie na Chrisa, wiedział kim jest, już zapamiętał te białą czuprynę! Miał go na celowniku! Więc niech tylko wykona ruch! Nim on zdąży się stąd usunąć!
Cóż pierwsza próba wstania nie zakończyła się najlepiej, jednak otępiałe ciało niezbyt zareagowało na spotkanie z podłożem. Xar się otrzepał i ponownie wstał robiąc poprawkę na zesztywniałe kończyny i dopasowując do nich swoje kroki. Wraz z ruchem odczuł jak bardzo zaczyna gorąc na jego skórze się przebijać. Dem mówił coś o biżuterii... Mlasnął i wtedy poczuł pieczenie na wardze... no tak miał sporo biżuterii.
W momencie w jakim to sobie uświadomił jakby bodźce mocniej zaczęły do niego docierać, pieczenie poniżej pasa przyćmiewało pozostałe alarmy. Ten jeden był najwyraźniejszy i to właśnie na nim skoncentrował się Xar próbując pozbyć się paska, ale gorąca sprzączka i zesztywniałe palce mu tego nie ułatwiały. Umysł zaczynał rejestrować coraz więcej, zwłaszcza kiedy ktoś szarpnął jego koszulę. Spojrzał na Domenico i nawet zamienił z nim kilka zdań. Żarty się go trzymały, choć irytacja na porażony język i niemożność wykonania zaplanowanych czynności ogromnie go frustrowała.
Rosnący ból szybko pomagał w otrzeźwieniu się. Dlatego kiedy ujrzał w wejściu nadchodzących medyków zareagował natychmiast. Wręcz podskoczył lekko w miejscu i ruszył do ponownej ucieczki. Nie mógł dać się żywcem! Nie lekarzom! Ci przeprowadzili już na nim wystarczająco dużo badań! A Xar obiecał sobie, że nie będzie ich więcej! Nikt nie będzie kuć, ani prześwietlać jego doskonałego ciała! Było jego i nic im do tego!
Na drodze ucieczki niestety pojawiła się dość wyraźna przeszkoda w postaci ściany płomieni, było trzeba przyznać, że ich niebieska barwa w normalnych okolicznościach zafascynowałaby mężczyznę, jednak nie teraz! Teraz były okropne! Odcinały mu drogę! Stał zirytowany i bezradny do momentu, aż ktoś pojawił się przed nim coś marudząc. Jedyne co zarejestrował to fakt, że oczy natręta były w kolorze płomieni, które jak szybko się pojawiły tak szybko zgasły. Jednak najnowsza przeszkoda wykazała się uporem i nie chciała zejść mu z drogi, a pieczenie stało się za silne przez co ponownie zaczął szarpać się z paskiem. Na przybysza spojrzał dopiero kiedy ten zaczął ściągać jego naszyjnik. Poczuł ogromną ulgę wraz z jego usunięciem, nawet nie miał pojęcia jak bardzo piekło go to miejsce, jeden bodziec przyćmiewał inne, jego czucie było jeszcze zaburzone. Być może nie tylko czucie? Był dość mocno zdziwiony faktem, że widzi przed sobą Ala. Może przez to, że chwile temu rozmawiał o nim z Meg? Stąd mogła wziąć się taka halucynacja? Obejrzał się za siebie skąd nadleciała marynarka. Tam dalej był Domenico... a wokoło cała zgraja ludzi, skąd oni się tu brali? To zamieszanie ciężko było ogarnąć w tym stanie. Pojął jednak fakt, że jego pasek został rozpięty, a chwilę później drobny powiew sięgnął jego pośladków.
Warknął zirytowany, by go zasłonięto, zrozumiał co tu się stało i nie czekając na reakcję innych sam użył marynarki, która pofrunęła za niego odgradzając jego tyłek od widowni. A fakt, że marynarka lewitowała odblokował coś w jego głowie. On przecież był telekinetą. A szarpał się ręcznie z paskiem i innymi pierdołami! Był jednocześnie wściekły i osłabiony. Za pomocą swojej zdolności pozbył się kolczyka ze swojego interesu i języka, a następnie zaczął wciągać bokserki. Ledwie to zrobił, a ktoś go dorwał. I to nie byle jaki ktoś... medyk.... MEDYK!
Octavio miał go w swoich wielkich łapskach. Xara po prostu zatkało, był w takim szoku, że nawet nie drgnął kiedy masywny facet oglądał jego obrażenia. Przełknął nerwowo ślinę dopiero kiedy ten oznajmił, że będzie rzucać jakieś wzmocnienia. To była jego szansa! To jego chwila! Jak tylko Octavio zajął się czymś innym Xar ruszył. Widział, że Sofronia się podnosiła! To ostatni moment! Nie przejmował się nadal opuszczonymi spodniami, on nawet nie rejestrował, że te wciąż spoczywały mu na łydkach, a nie biodrach.
No i ruszyli! On w przodzie, Sofronia gdzieś z tyłu! Miał przewagę! Miał szansę!
I wtedy znów pojawił się on...
JEGO PRZESZKODA! No wrodził się w tatusia jak nic! Księciuniu Podziemi! Niszczyciel nadziei! Kat, który skazał go na cierpienie!
Ale się nie poddawał! Widział jak Sofronia się zbliżała i próbował się wyszarpnąć Alowi. Czemu ten skurczybyk był tak silny! Mimo skoku adrenaliny nie miał z nim szans! Z każdym krokiem Sofronii jego serce wskakiwało na szybsze rytmy, jakby przygotowywało się do wyskoczenia mu z piersi. Jednak jak się okazało po chwili to nie serce wyskoczyło, a cały Xaris. Dotyk lodowatych dłoni tak nagle położonych na jego lędźwiach był tu kluczowy. Pod wpływem silnego szoku wydarł się bez absolutnie żadnej kontroli. Wiedział, że ktoś go złapał, jednak on w szoku zamarł na moment. Czy on naprawdę tak się wydarł? Nie lubił krzyczeć, nawet nie wiedział, że tak głośny dźwięk mógł opuścić jego gardło. Jego szok trwał kilka chwil, całe szczęście Al dał rade utrzymać równowagę, a co wielkie mu dzięki, bo kolejny upadek pozbawiłby Xara już ostatniej klepki. A ten nieprzyjemny bodziec zafundowany przez Sofronie, tak skutecznie się do niego przebił, że jego umysł zarejestrował w końcu wszystkie elementy tej sytuacji.
- NIE LOBI SIĘ TAK! - fuknął w stronę medyczki po dłuższej chwili milczenia i nadal wczepiony w Ala niczym wystraszony kot, poprawił się, odchrząknął, by pozbyć się chrypki z gardła po tym krzyku.
- Jak widzisz jestem cały... - dodał patrząc na Sofronię. - A teraz pozwolicie, że zachowam te ochłapy swojej godności i dacie mi opuścić to miejsce? - dopytał znacznie trzeźwiej i z większym opanowaniem patrząc na Sofronię i Ala, z którego jeszcze nie schodził. Mimo niekomfortowej sytuacji i tak już się stało i tak już wszyscy widzą jak siedzi na rękach jakiegoś gościa w swoich zajebistych sowich bokserkach, więc co za różnica czy posiedzi tak 5 sekund czy 15. Przynajmniej da zesztywniałym nogom chwilę odpocząć, by zebrać siły, do nawiania im, rozważał jedynie opcję pomachania sobie stopami, w końcu przyspieszyłoby to odpoczynek nóg i może rozluzuje tę dziwna sytuację.
- Odstawiłbyś mnie?- zapytał w końcu, a kiedy jego stopy dotknęły podłoża zachwiał się lekko podparł na Alu i poklepał go po ramieniu.
- No dzięki mocarzu... - rzucił luźno chcąc się wycofać, wtedy też jego dłoń z ramienia przesunęła się na tors mężczyzny. - Jeny! Jakiś ty twardy! Nie nabawiłeś się kontuzji? Ty w ogóle masz choćby gram tłuszczu na tym ciele? A to na pewno nie jest zdrowe! Na pewno! Zobacz! - gadał jak najęty i sięgnął po dłonie Sofronii, by umieścić jej lodowate jak śmierć ręce na torsie nowej ofiary. - Zobacz no! On jak nic się zajedzie, jak nic musisz się nim zająć! Tak idealne ciało jest podejrzane, tam na pewno coś się ukrywa! - tłumaczył im zabierając swoje ręce i patrząc na zmianę na jedno i drugie, a kiedy uznał, że to jest jego momentu ruszył. A raczej spróbował, bo zapomniał o istotnym elemencie, nadal miał opuszczone spodnie... przez które się potknął i tyle było z jego ucieczki.
Methrylis
Posty: 32
Rejestracja: sob paź 08, 2022 8:18 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Methrylis »

LAVRENCE

Bardzo, ale to bardzo paradoksalnie rzecz biorąc, było już tak tragicznie źle, że Lavrence zaczynał się nawet delikatnie, takimi maluśkimi kroczkami uspokajać. A to z prostego powodu: gorzej być już nie mogło.

Owszem, tak się często mówiło i, co więcej, to powiedzonko działało jak lep na muchy, z czego lepem było wspomniane przysłowie, a muchą — coś gorszego. Być może więc nadciągnie teraz jakieś złe licho, zdzieli Lava w łeb siłą złośliwego przeznaczenia i oznajmi mu prześmiewczym tonem, że jest naiwnym idiotą, a on zaraz umrze z rąk dryblasa, niegdyś rudego, a teraz całkiem różowiutkiego.

I to wszystko, naprawdę wbrew wszystkim możliwym pozorom, kazało Lavrence’owi powoli się uspokajać. Ponieważ: nie umrze. Skąd to wiedział? To proste. Drakon był uczniem, a uczniom kategorycznie zabraniano zabijać innych studentów. Czy jakiś martwy zapis w regulaminie szkoły mógł tego wściekłego byka powstrzymać? Raczej nie, ale morderstwo, lub też udział w wypadku ze skutkiem śmiertelnym — zależy, jak by to zinterpretowali — mogło dość mocno namieszać facetowi w papierach, a nie oszukujmy się — krwawą plamę rozsmarowaną na chodniku dość trudno było ukryć, a ktoś prędzej czy później doszedłby nawet do całkiem inteligentnego wniosku, że to lepkie, czerwonawe coś to nie wylana beczka kompotu malinowego, tylko coś, co zostało z zamordowanego niedawno człowieka. Naturalnie, Lav bardzo wyraźnie słyszał wszystkie groźby, z czego tych dotyczących śmierci, wypowiedzianych w mniej lub bardziej dosłowny sposób, było najwięcej. Ale Lav, chwytając się rozpaczliwie ostatnich resztek zdrowego rozsądku, nakazał sobie tę najtragiczniejszą opcje wykluczyć.

Gorzej z ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu. To wciąż powodowało odrętwienie kończyn i szaleńcze kołatanie serca — ale nad tym też koniecznie musiał jakoś zapanować. Pod wpływem tak silnych emocji nie było szans, by cokolwiek zdziałał, czego Drakon kompletnie nie rozumiał. Lavrence nie dziwił się temu jakoś szczególnie; widać było już na pierwszy rzut oka, że facet w pierwszych chwilach swego przedistnienia stał w kolejce po mięśnie i trochę się tam zastał, bo tak długo szlifował swoją muskularną sylwetkę, że zbrakło mu czasu na ustawienie się w kolejce po rozum. Od tego, jak mógł się domyślać, miał siostrę, którzy wspólnie tworzyli jeden organizm. Ale tylko wspólnie; osobno Drakon straszył siłą, ale jakby się z nim pobawić w intelektualne zagadki, zapewne szybko by poległ.

Niestety, Lav nie miał ani czasu, ani możliwości, by się nad tym zastanawiać, nie wspominając o jakkolwiek sprzyjających okolicznościach.

Nie powiedziałbym — wybąkał cichutko pod nosem — by spierdalanie szło mi dobrze, skoro ci nie spierdoliłem.

Nie powiedział tego, aby jeszcze bardziej rozdrażnić Drakona — o ile to było w ogóle możliwe — a tylko po to, by w iście masochistyczny sposób jeszcze bardziej sobie uzmysłowić, w jak fatalnej sytuacji się znajdował.

Zupełnie niespodziewana propozycja napicia się alkoholu tak go zaskoczyła, że aż na moment zapomniał, że powinien się bać. Zaraz jednak sobie o tym przypomniał, i to z podwójną siłą, kiedy uświadomił sobie, że to przecież mogło być zatrute. Taka śmierć byłaby o wiele prostsza: ot, napić go tu tym czymś, przenieść w jakiejś inne miejsce, spieprzyć i udawać, że nie ma się z tym nic wspólnego, a potem uczestniczyć w grupie studentów plotkujących o tym, że jakiś frajer z pierwszego roku się czymś zatruł. Wprawdzie Drakon też coś stamtąd wyjął i się nawet od razu napił, ale to było coś innego niż to, co pływało w butelce, którą wyciągnął w jego kierunku. Jednak był tak sparaliżowany, że nie śmiał odmówić, więc ostrożnie chwycił butelkę i, nawet nie zastanawiając się, co w niej jest, odkorkował ją i natychmiast upił kilka większych łyków. Zaraz jednak rozejrzał się podejrzliwie dookoła, upewniając się, że nigdzie nie podglądał go Dem, co zaraz skwitował pacnięciem się w czoło — akurat obecność Dema akurat teraz na jakimś dachu była dalece nieprawdopodobna. Kiwając głową nad swoją głupota, na powrót skupił się na alkoholu, a ten miał dość dziwny smak, był słodkawo-gorzki, dość cierpki — i cholernie palący gardło. Lavrence zamrugał kilkukrotnie, jakby to miało pomóc organizmowi w przyswojeniu alkoholu, wzdrygnął się dość wyraźnie, po czym powtórzył czynność, znowu upijając kilka łyków.

W końcu, jeśli to była trucizna, to i tak już było za późno. Mógł więc spokojnie wypić resztę.

— Co ci odjebało z takim żarcikiem? Naprawdę sądziłeś, że ci odpuszczę? Dla zasady i przykładu powinienem cię sprać.

Te słowa, choć brzmiały groźnie, wlały w rozklekotane serce Lava odrobinkę nadziei. A może to alkohol po prostu już zaczął działać? Cokolwiek by to nie było, albinos wyczuł w głosie Drakona lżejsze nutki. Coś jakby politowanie, ale takie luźniejsze, może nawet zabarwione odrobiną rozbawienia? Poza tym powiedział, że powinien go sprać. Powinien, ale tego nie zrobi? Może i nie, skoro częstował go alkoholem. Poza tym, z połamanymi rękami pewnie trudniej by mu się czarowało.

To nie był żaden żart — burknął ponuro, trzymając kurczowo butelkę niczym małe, zlęknione dziecko czepiające się swojej ulubionej maskotki. — Denerwowało mnie, jak się przywalałeś do Eli i zacząłem sobie rozmyślać, jaki z ciebie buc. Ale tylko rozmyślać! — dodał pospiesznie. — W ogóle nie zamierzałem z tym nic robić! Ja nie jestem takim typem, chyba zresztą widać — zerknął znacząco na swoje chudziutkie ramiona. — Przecież nie jestem samobójcą — dodał markotnie. — Z tym że… no, kurde! Ja dopiero na pierwszym roku jestem! Nie umiem panować nad tą swoją mocą i czasami się coś zdarza… coś nie tak. Tak jak teraz.

Z ostatnimi słowami zrobił wyjątkowo ponurą i przygnębioną minę, wyglądając przy tym jak białawy, zbity pies.

I jak chcesz, to mi przypieprz — wyznał szczerze, spuszczając smętnie ramiona. — Przecież wiem, że zasłużyłem. Ale najpierw… najpierw serio postaram się to naprawić. Jakoś. Choć… choć nie wiem jak…

Upił jeszcze łyk alkoholu, ale potem odstawił butelkę na bok. Upijanie się na pewno nie ułatwi mu pracy, a potrzebował tylko takiej ilości, która zdoła go nieco uspokoić.

Czyli… chcesz taki odcień jak wtedy? Okej. I nie to, że za bardzo w przyszłość wybiegam, ale… w ram ach rekompensaty może mógłbym ci ten ko… albo, wiesz co? Nieważne.

Nie chciał się wychylać ze swoimi rekompensatami, kiedy jego umiejętności były tak cherlawe. Ale jeśli jednak przeżyje, to z pewnością będzie miał wobec Drakona solidny dług wdzięczności.

No doobra… to spróbujmy zacząć.

Nieco spokojniejszy i nawet z odrobinką dawnej pewności siebie, Lav zamknął oczy i wygrzebał z pamięci obraz czerwonowłosego Drakona. Oczywiście, nie ufał jakoś specjalnie swojej pamięci, ale nawet jeśli odcień nie będzie się zgadzał, Lav od razu postara się to skorygować. Po otwarciu oczu przyjrzał się uważnie dryblasowi, a następnie znowu przymknął powieki i wyobraził sobie scenę, która nie różniła się od widoku, który go otaczał — z tą różnicą, że siedzący niedaleko Drakon miał włosy nie różowe, a czerwone. Za pierwszym razem się nie udało, za drugim też, ale za trzecim róż zniknął, a na głowie Drakona pojawił się kolor znacznie bardziej zbliżony do tego, który miał oryginalnie. Do ideału jeszcze wiele brakowało, ale przynajmniej było nad czym pracować. Dopasowanie odpowiedniego odcienia zajmowało wiele czasu i ogrom wysiłku, przez co Lav w pewnym momencie poczuł pot spływający mu po czole i zatrzymujący się gdzieś na brwi. Lekko też drżały mu ramiona, a w głowie nieco się kręciło. Drakon na szczęście pomagał mu i naprowadzał na właściwy kolor, oglądając się w odbiciu jakiejś płytkiej kałuży i podpowiadając, czy czerwień powinna być jeszcze ciemniejsza lub jaśniejsza.

Nie był pewien, czy już skończył, ale niespodziewanie poczuł, jak opuszczają go wszystkie siły. Poza tym, chciało mu się rzygać, a przed oczami fruwały mu jakieś czarne, wyjątkowo wredne motylki.

Siooo… — mamrotał, choć język tak mu się plątał, że ledwo sam zrozumiał, co mówił. — J-ja su pha… phachuje… ooo tak… chuje… chuje z waf, mofylki! Chfe mi się spa…

Nie pamiętał, co było dalej. Padł.

Amazi
Posty: 45
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

AL I EKIPA UDUCHOWIONYCH




Jak niewiele było trzeba, by spokojny poranek przeobraził się w coś tak nietypowego i dziwacznego. Próba zatrzymania oszołomionego faceta przed ucieczką od nadchodzącego medyka była trudniejsza niż mógłby się spodziewać. Xaris był bardzo zawzięty, w swych zamiarach czmychnięcia przed pomocą medyczną. Mógł być to szok po wypadku? Czy nie każdy zdrowy na umyśle, kierowałby się właśnie do lekarza w takich okolicznościach? A ten mimo widocznych obrażeń na skórze, uparcie próbował zwiać.
- Uspokój się - warknął na mężczyznę, nie rozumiejąc skąd ten jego upór.
- Nie no Al, to mu powiedziałeś! - zaśmiał się Frank stale stojący przy Meg, która miała swoją prywatną obstawę, choć nawet nie była jej świadoma.
Tylko na moment spojrzenie Ala powędrowało dalej i ten moment wystarczył. Sofronia dopadła swoją ofiarę, a jej krzyk zmobilizował wszystkich obecnych i nie tylko. Syn Hadesa nie miał pojęcia co się wydarzyło, ale wiedział, że musi ustać na nogach, które miały teraz do dźwignięcia dodatkowy ciężar w postaci Xara. Skołowany, ledwie złapał równowagę i w odruchu przytrzymał wczepionego w siebie krzykacza.
- Brawo Al! Teraz jesteś niczym prawdziwy książe! Ratujący damy z opresji! - z początku i Frank zdębiał na nagły krzyk srebrnowłosego, jednak widząc ostateczny finał tej sytuacji zaczął się bez opamiętania śmiać. Oj jak pogratulowałby teraz Sofronii, gdyby mógł.
- Nie lękajcie się! Już przybyłem! Kogo zażynają? - wpadł Marco, jak widać krzyk Xara dotarł i na trybuny ściągając pozostałe dwa duchy.
- Al! Co ty robisz temu studentowi? Na trybunach was, aż słychać! Na chwilę cię zostawić i już... - zaczął Syfron zbliżajac się wraz z Marco do Franka.
- Nie spodziewałem się, a taki dobry chłopak z niego, dzień dobry mówi i miejsca ustępuje, a tu taki chultaj... - dodał Marco udajac tradycyjny schemat zdziwionej sąsiadki.
- Dokładnie! Otóż to! Zabieraj chultaju te łapska z tyłka tego nieszczęsnego studenta! - dodał niebywale poważnie Syfron, choć jak i pozostali po prostu wybitnie świetnie bawił się tą sytuacją.
Alowi niebywale trudno było ignorować te wszystkie komentarze jego duchowych towarzyszy, ale tylko dzięki nim ustał w ciszy na tyle długo, by i Xar pozbierał myśli. A kiedy ten się odezwał ciemnowłosy odstawił go na ziemię. To było dziwaczne, ale i on musiał przyznać, że w jakimś stopniu zabawne. Choć stan poszkodowanego nie był niczym zabawnym, tak ogół sytuacji już zdecydowanie określiłby takim mianem. Zwłaszcza kiedy na dokładkę, Xar zaczął paplać. Al zmarszczył brwi po prostu niedowierzając w to co słyszy, nawet nie zareagował na tę parę dłoni, która swobodnie oglądałą sobie jego tors, zapraszajac do tego i drugą parę rączek, zdecydowanie zimniejszych.
- Słyszeliście? Al jest "twardy" - Mraco z satysfakcją wyłapał jedno kluczowe dla niego słowo i powtórzył je z charakterystycznym ruchem brwi w stronę towarzyszy. To było dośc sporo jak na raz, przez co policzki Ala pokryły sie bardzo delikatną czerwoenią.
- Tak! Dziewczyno macaj! Badaj! Korzystaj! Przecież to ciało się marnuje! - krzyknął Frank prosto do Sofronii, choć dobrze wiedział, że te słowa nigdy do niej nie dotrą.
No i wtedy nastąpił kolejny upadek Xara. Skołowany syn Hadesa w końcu odzyskał w tym wszystkim równowagę. Prychnał lekko rozbawiony pod nosem pomysłowością i desperacją telekinety. Podniósł swoje ciepłe dłonie i ułożył je na tych lodowatych Sofronii.
- Pozwól, że moim zdrowiem zajmiemy się w innych bardziej sprzyjających okolicznościach - uspokoił się i powoli bez nahalności zsunął dłonie kobiety ze swojego ciała. Posłał jej łagodny uśmiech, po którym zrobił krok do tyłu i przyjrzał się wywróconej sylwetce na ziemi. Podszedł do mężczyzny sprawnie pomógł mu wstać. Być może to już nadmiar bodźców, ale udało mu się odciąć od tego wszystkiego i po prostu zacząć działać, tak jak należy.
- Podciągnij w końcu te spodnie.. - polecił mu, a kiedy mężczyzna to zrobił, niebieskie spojrzenie wróciło na Sofronię.
- Ma spore oparzenia w miejscah po biżuterii, zwłaszcza na szyi - nakierował medyczkę, nie do końca wiedząc na czym polegają jej zdolności.
- Nie zapomnijcie o tym najważniejszym dla mężczyzny! - upomniał go Frank. Choć duchy widząc opanowanie Ala nieco odpuściły, choć ich uśmieszki z twarzy nie znikały. A cała trójka bardzo uważnie obserwowała całe wydarzenie. Jedynie Frank kątem oka kontrolował i to co działo się z Meg.
Adelai
Posty: 34
Rejestracja: wt maja 25, 2021 2:24 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Adelai »

DRAKON




Sytuacja zdecydowanie ciekawa, coś co zwykle cieszyłoby Drakona, w obecnych okolicznościach było lekko irytujące. Był nieciepliwy, nie była to jego dobra cecha, nad która stale próbował pracować dobrze wiedząc, że wiele traci na swoich wybuchach. Dlaczego więc, mimo jego starań wszystko naokoło próbowało go zdenerwować? Życie uwielbiało płatać figle. A najlepsze plany sypały się jak domki z kart podczas burzy.
Całe szczęście jego spokój powracał. Na dachu własnego dormitorium z napojem w dłoni i praktycznie na osobności mógł odsapnąć.
- Bo próbowałeś spierdolić mi. Dlatego nie wyszło - prychnął rozbawiony i zrobił kolejnego łyka - z góry ta twoja przezroczystość świeciła się jak psu jajca. Na wysokim połysku! Popracuj nad jakimś zmatowieniem czy cholera wie czym - stwierdził, bo faktycznie musząc gonić go z ziemi nie byłby w stanie go zobaczyć, obrys był zbyt ciężki do dostrzeżenia.
Chwile później mężczyzna usłyszał wyjaśnienie dotyczące motywacji żartu jaki mu został zaserwowany i prychnał po prostu niedowierzajac. Ten chłopak był cholernym pechowcem. Jak można odwalić coś takiego niechcący? Czy to w ogóle można nazwać wypadkiem? Taki wypadek przy pracy, podczas gdy żadna praca nie była wykonywana był niezłym bonusem. No kogicik był zdolny do ściągania na siebie problemów. Ale to może i lepiej dla Drakona? Może i ten chłopak dostarczy mu sporo wrażeń i zabawy? Fakt, że dał radę go tak szybko zirytować dobrze wróżył na przyszłość. Nie będzie się nudził. Ta myśl zdecydowanie poprawiła mu nastrój.
Oboje opróżnili spore części napitków z butelek, a po ich odstawieniu Lav podjął się kolejnych prób naprawdy tego co popsuł. No i efekty tego choć z poczatku zerowe, w końcu zaczęły zadowalać Drakona. Już po uzyskaniu czerwonej barwy mężczyzna miał odpuścić chłopakowi, jednak kiedy ten dalej dopytywał o odcień, to czemu miałby tego nie wykorzystać? Chciał coś sprawdzić. Naprawdę kogicik mógł mieć wpływ na takie bzdety jak odcień barwy, intensywniejsza, bledsza, bardziej wiśniowa, a nie malinowa. Ciekawe.
- Jak zaczynasz już coś mówić, to miej jaja dociągnąc to do końća koguciku - prychnął w odpwoiedzi na poruszona kwestię rekopensaty, która bądź co bądź rozbudziła w nim lekką ciekawość. W końcu albinos sam zaczął ten temat, a to już samow s obie było interesujące.
Ich działania chwilę potrwały, jednak kiedy Drakon otrzymał barwę jakiej oczekiwał przyglądał się swojemu odbiciu w jakiejś zapomnianej przez świat kałuży, która dzisiejszego słonecznego dnia pewnie zakończy swój żywot.
Przeniósł swoją uwagę ponownie na chłopaka kiedy ten zaczał mamrotać jakieś niezrozumiałe pierdoły. Mofylki? Kurwa co on pierdolił? Może na mózg mu siadło?
No i wtedy pierwszak, padł. Poskładało go. Drakon stał i po prostu patrzył jak ten ląduje na podłożu obok niego. No padł. Serio padł. Kurwa. Cholerny pierwszak chwile pobawił się mocami i padł. A może to przez alkohol? Nie no po jednej butelce! Popatrzył ponownie na nieprzytomne ciało leżącego chłopaka. Hmmm a może by go tak tu zostawić? NIE, nie może, Lena jak nic ukręciła by mu łeb, przy samej dupie.... Hmm to może podrzuci go gdzieś w jakieś krzaki? Mlasnął i zastanowił się nad tym, ale zaraz ta blondyna o krzywym spojrzeniu, by się do niego przypierniczyła. Z niej pewnie panikara, więc gówniarz jak nic trafiłby na skrzydło medyczne. A on dał mu alkohol, a w sumie to chuj wie, czy młody w ogóle jest pełnoletni. Pobicie kogoś i połamanie mu kończyn to tam betka. Upicie nieletniego szczyla to jak plama na jego kryminalnej kartotece. No i chuj.
Przeszedł się po pozostawione butelki, wylał to co niedopite za dach, a puste szkło wrzucił do pojemnika stojącego na to przy skrzyni. Następnie podszedł do leżącego zgona i pokręcił głową z politowaniem. Rozłożył swoje skrzydła i podniósł dzieciaka przerzucając go sobie przez bark. Zleciał z nim na dół, lądując przed wejściem. Otworzył i wszedł do środka. Dormitorium zamieszkiwał sam z siostrą, więc nie musiał sie tu krępować faktem, że niósł nieprzytomnego pierwszaka.
Zaniósł go do siebie i zostawił na łóżku, zdejmując mu buty. Co jak co, ale w biuciorach na wyrko nikogo nie wpuści. Sam pokój był bardzo prosty, skromny, a wręcz surowy, bo na pierwszy rzut oka nie wyglądał nawet na zamieszkany. Rzeczy Drakona pochowane były w szafie, na półkach nic nie stało, tak jak i na biurku. Mężczyzna podszedł do jednej większej szafy i wyjął z niej koszulke na zmianę, tą aktualną podarł podczas używania swoich skrzydeł. Dlatego rozdarty matierał wylądował w koszu, jak wiele innych wcześniej. A on z szafy wyjął coś na zmianę, kupka ze zwykłymi bordowymi koszulkami była dośc spora. Narzucił koszulkę na grzbiet i ostatni raz spojrzał kontrolnie na nieprzytomnego po czym przeszedł do innego pomieszczenia. Wrócił po jakiś 15 minutach z dwoma kubkami w dłoniach, z których wydobywała się para. W pokoju rozprzestrzenił sie charakterystyczny zapach świeżo zmielonej kawy. Trafił idealnie, bo zastał Lavrenca z otwartymi oczami. Podszedł i postawił jeden z kubków na szafce przy łóżku. Po czym się odsunął i siadł sobie na biurku.
- Pij i wstawaj - nakazał sam robiąc ostrożny łyk gorącego naparu, który miał w sobie wiele dodatków miast samych ziaren kawy.
Sofja
Posty: 48
Rejestracja: pn kwie 26, 2021 10:02 am

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Sofja »

NOWY POCZĄTEK

Uriel Panos Sykes i Azalea Tallulah Brooks


Wiatr lekko kołysał koronami otaczających arenę drzew, przy których zgromadzili się już praktycznie wszyscy studenci. Kryjąc się pod ich gałęziami przed chylącym się ku zachodowi, przyjemnie przygrzewającym słońcem, opierając się o ich pnie szukając w nich podparcia w nazbyt kołyszącym się świecie, lub też szukając wśród ich konarów wygodnych miejscówek. Mogących służyć za idealne miejsce do obserwacji już nerwowo postukującego racicą w ziemię trenera, który równo z wybiciem godziny osiemnastej miał rozpocząć swą przemowę. I wyjaśnić gronu zgromadzonych w tym miejscu przez niego studentów, z jakim to dokładnie cudownym wyzwaniem w tym roku ku czci Lenajów przyjdzie im się zmierzyć.

Zwisającego głową w dół z jednej z wyższych gałęzi Uriela, o wiele bardziej od samej natury wyzwania zwącego się „niezwykłym biegiem z przeszkodami na trzech nogach” interesowało to, z kim przyjdzie mu stawić owej konkurencji czoła. Słowa „bieg na trzech nogach” jasno sugerowały mu bowiem bycie związanym, z którymś z herosów tak, aby nie móc normalnie się przemieszczać. A biorąc pod uwagę, że owo zadanie było dziełem trenera Phila, obecność rozlicznych pułapek próbujących zabić nieco pokracznie przemieszczających się herosów była wręcz obowiązkowa. Jak więc młody Sykes miał ginąć, to miał nadzieję, że przynajmniej w doborowym towarzystwie. Albo, choć w sposób godny uwiecznienia przez postronnych równie mocno, co niedawny jego występ na scenie.

Tego, podobnie jak zresztą pospiesznych przygotowań do niego, czy nie do końca zaplanowanej kąpieli w oceanie, UPSik miał niestety nie zapamiętać. A wszystko przez będącą poniekąd sprawcą wielu z tych zdarzeń ambrozję. Nektar bogów, którym to właśnie był ów tajemniczy napój, który tak bezmyślnie wlał za kulisami do swego gardła. I któryż to był przyczyną wciąż nieprzebłaganie towarzyszącego mu uczucia palącego gorąca. Jakże dobitnie sygnalizującego, że gdyby wypił choć jeden łyk więcej, nie skończyłoby się jedynie na zniszczonym kostiumie, lukach w pamięci niczym po spożyciu kilku kropli wody Lethe, czy wysłaniu istnego spamu wiadomości do centrum pomocy Olimpijskiego Przedsiębiorstwa Spedycyjnego. Będącego wręcz idealną dokumentacją kolejnych wydarzeń z udziałem Uriela. Począwszy od chwili, gdy krótko po zostaniu wepchniętym przez Apsika do przebieralni, gdzie miał przywdziać upodabniający go do figury Ateny kostium, blondyn miast tego opuścił ją jedynie w peruce i przewiązanym wokół bioder peplosie, uważając, że koniecznie musi natychmiast zrobić sobie z Laveau zdjęcie.

Nie trzeba było wtedy więcej niż kilku minut nim ten właśnie plan młody Sykes zrealizował, zwieszając się starszemu studentowi na szyi. I co gorsza, zaraz też tę właśnie fotkę posłał Hermesowi. A dokładniej, gdyż faktycznego numeru posłańca bogów nie posiadał, jak i dziesiątki wcześniejszych wiadomości pozostających bez odpowiedzi, wysłał ją miast tego na numer centrum pomocy OPS. Szczerze wierząc, że jeśli jakikolwiek bóg ma być w stanie dostarczyć wiadomość pod właściwy adres bądź numer, kierując się wyłącznie nadziejami, myślami, czy samą wiarą nadawcy to był tym bogiem właśnie jego ojciec.

I choć w tamtej chwili zabrakło Urielowi czasu na zasypanie hermesowej firmy większą ilością spamu, już niespełna pół godziny później do owego zdjęcia dołączyła przesłana krótka relacja z występu. Zawierająca między innymi opis tego, jak już w pełni przebrany za Atenę Uriel zapomniawszy, kiedy ma się na scenie stawić i przegapiwszy moment, gdy mógł wyjść niepostrzeżenie, postanowił się na stosowne miejsce po prostu teleportować. A także wzmiankę o tym, że zapomniawszy ostatniego z dosłownie trzech zdań tekstu, zaimprowizował, kończąc swą kwestię, jakże odrobinę zmienionymi z disneyowskiego Herkulesa słowami „droga ci nie straszna, choćbyś iść miał rok, to wystarczy sił”. I nie czekając ani chwili, tuż po tym teleportował się w pierwsze miejsce, które nie tyle dostrzegł, co za sprawą potrzeby ochłody przyszło mu na myśl, czyli do znajdującego się przy dokach oceanu.

Samo wspomnienie tych zupełnie nieplanowanych zmian w harmonogramie występu, które omal nie skończyło się jego oświetleniową klapą, wywoływało ciarki na plecach Tallu. Nieustannie przywołując w jej myślach nieznośną, cichą myśl, że może jednak powinna, zamiast chować się przez Octaviem, porozmawiać z nim wtedy przed rozpoczęciem spektaklu. Oszczędzając tak sobie szoku spowodowanego śpiewającej głosem Sykesa Ateny, która znikąd pojawiła się, dziesięć centymetrów bardziej w prawo niż powinna. Wprawiając tym Azaleę w osłupienie i niemal przerywając tym jej kontrolę nad jej nadprzyrodzoną zdolnością. Tworzącą wokół scenicznej Ateny poświatę, która stała się wskutek tego wpierw niemal oślepiająca, a potem zaczęła lekko pulsować. I choć Patrick twierdził, iż dodało to jej postaci jeszcze więcej prawdziwej boskości, szatynka była przeciwnego zdania. I czuła się winna, że nie wypełniła w pełni należycie jako oświetleniowiec swego zadania.

Lekkie szturchnięcie w ramię wyrwało ją z potoku nieprzyjemnych myśli, kierując jej dotąd błądzący po twarzach zgromadzonych pod drzewami studentów wzrok na sylwetkę stojącego tuż obok Palmera. Tak, jak i ona opartego o pień wciąż młodej sekwoi.

Wyglądasz, jak jastrząb wypatrujący swej ofiary — mruknął chłopak, nim pociągnął łyk z kolejnej tego dnia już praktycznie w pełni opróżnionej puszki lemoniady. — Jeśli tak bardzo cię to męczy, to idź do Octavia i go przeproś. Tylko spróbuj go nie zabijać przy tym wzrokiem, to ponoć bardzo pomaga przy przeprosinach…

Co? Chyba żartujesz, przecież… — obruszyła się, lecz nim zdążyła dodać cokolwiek więcej, cichy gwar rozmów przerwał niespodziewanie głośny, piskliwy i przeciągły gwizd metalowego gwizdka, w który trener Phil wyraźnie włożył nie tylko całe swe serce, ale i całą siłę swych płuc. Tym jednym wręcz bolesnym dźwiękiem oznajmiając wszem wobec o nadejściu osiemnastej.

Dobra misiaczki, wasz trener mówi, więc japa w dziób i słuchać uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać — zaczął nieznoszącym sprzeciwu tonem i tak głośno wymawiając każdą sylabę, że mimo kiepskiej akustyki miejsca, wcale nie potrzebował megafonu, aby każdy ze zgromadzonych studentów mógł go dobrze usłyszeć. — Jak mówiłem wcześniej, w ramach dzisiejszego treningu odbędzie się niezwykły bieg z przeszkodami na trzech nogach. Zasady są proste: w dwuosobowych drużynach, związani specjalnie dostarczoną nam od Hefajstosa liną, stworzoną z tego samego materiału co jego słynna sieć, staniecie na środku areny, gdzie na mój sygnał otworzą się wrota do naszej małej, nowej, prototypowej wersji żywego labiryntu. Wbiegacie do środka, jakby gonił was Minotaur i starcie się dotrzeć do wnętrza labiryntu. Pierwsza drużyna, której się to uda, wygrywa — wyjaśnił wyraźnie uradowany koncepcją żywego labiryntu centaur.

Tallulah nie podzielała tej ekscytacji. W jej uszach te dwa słowa brzmiały, jak śmiertelna pułapka. Szczerze wątpiła bowiem, by trener miał na myśli labirynt stworzony z żywopłotu. O wiele prawdopodobnym w jej odczuciu było, iż mowa tu o jakiejś wysoce zaawansowanej technologicznie konstrukcji, zdolnej na przykład przemieszczać kawałki ścian, tak by blokowały drogi i utrudniały herosom zdanie dotarcia do wnętrza labiryntu.

Tymczasem w głowie Uriela, praktycznie padające w jednym i tym samym zdaniu słowa „Hefajstos” i „żywy labirynt”, spowodowały pojawienie się myśli o Talosie. Stworzonym przez boga kowalstwa olbrzymie z brązu, który miał chronić Kretę przed cudzoziemcami. Dziele, przy którym budowa czegoś takiego, jak wręcz samoświadomy labirynt ciągnący się choćby i pod terenem całego uniwersytetu wydawał się błahostką. I aż nader radosny uśmiech trenera Phila podpowiadał blondynowi, że w tym założeniu jest o wiele więcej prawdy, niż by sobie tego życzył.

Jakieś pytania? Nie? No i cudnie! Chyba nie muszę wspominać, że nie macie, co nawet próbować zerwać z siebie liny, którą zaraz połącze nogi wyznaczonych par. Afrodycie i Aresowi się to nie udało, więc nie liczcie, że wy znajdziecie jakiś sposób — rzucił satyr, sięgając po listę nazwisk. — A i przeszkadzanie innym drużynom lub – co gorsza – ich atakowanie jest surowo zakazane. Będziecie mieć dość wyzwań i rozrywek wewnątrz labiryntu, zapewniam — dodał jeszcze, nim przystąpił do odczytywania składów drużyn. Dzięki czemu już po chwili ku radości młodego Sykesa okazało się, że znalazł się w zespole ze swoim Promyczkiem – Sofronią. Brooks zaś odetchnęła z ulgą, że w przydzieloną ją do składu z niejaką Elizabeth Mayfield zamiast z Octaviem. Ten, jak słyszała, skończył w jednej drużynie z Xarisem. Grupę czwartą stanowili Megara i Christian Mayfield. Piątą: D. i Lavrence Campbell. Szóstą: Antonette Johnson i Demos Thalis. Siódmą: Domenico Franzese i Drakon. Ósmą: Alehandro Ricci i Helena. Do dziewiątej trafił zaś Patrik wraz z Tylerem Davisem. I krótkim niezbyt pochlebnym komentarzem na temat wyboru mu takiego partnera, zagłuszył Tallu kolejne, padające jeden za drugim, niczym seria strzałów z karabinu maszynowego, składy następnych drużyn.




Zespół 1
Uriel Panos Sykes syn Hermesa
Sofronia Vlassis córka Apolla

Zespół 2
Elizabeth Mayfield córka Zeusa
Azalea Tallulah Brooks córka Iris

Zespół 3
Octavio Laveau syn Hekate
Xaris Dert syn Ateny

Zespół 4
Christian Mayfield syn Zeusa
Megara Sybilla Tzimas córka Nyks

Zespół 5
D. dziecko Demeter
Lavrence Campbell syn Hermesa

Zespół 6
Antonette Johnson córka Hypnosa
Demos Hefajstos Thalis syn Hefajstosa

Zespół 7
Domenico Franzese syn Aresa
Drakon syn Eris

Zespół 8
Alehandro Ricci syn Hadesa
Helena córka Eris

Zespół 9
Tyler Davies syn Posejdona - NPC
Patrick Palmer syn Eola - NPC

Zespół 10
Theophilus Elpenor Walker syn Dionizosa
Silvia Mikaela Ricci córka Nemezis
Amazi
Posty: 45
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

AL / CHRIS / ELI / D



Piękna, słoneczna pogoda dodatkowo zachęcała do zajęcia miejsc na trybunach i skupienia swojego wzroku na scenie, gdzie studenci rozpoczęli prezentowanie swoich spektakli. Chris i Eli w towarzystwie dwóch koleżanek jakimi były Antonette i Corine, z zainteresowaniem obserwowali prezentowane pokazy. Kostiumy studentów jak ich zdolności aktorskie po prostu zadziwiały pierwszaków, którzy mogli po raz pierwszy obejrzeć festiwal i wydarzenie organizowane na taką skalę. Eli chciała zachować szacunek do aktorów, zachowując należytą im ciszę podczas występów, jednak wielokrotnie nie potrafiła się powstrzymać od wyrażenia swojego zachwytu do towarzyszy. Nie odpuścili żadnego ze spektakli, opuszczając trybuny dopiero, by udać się na zbiórkę zawezwaną przez trenera. Na miejscu stawili się chyba wszyscy. D choć brała czynny udział w jednym ze spektakli oglądała wszystkie pozostałe zza kulis. Wystarczyło tylko zaprezentować się widowni, powiedzieć swoją kwestię, by następnie móc delektować się nektarem bogów zza sceny. Uwielbiała obserwować wszystko co się tam działo. Sama miała ogromne doświadczenie w występach na scenie, dlatego nie martwiła się swoją kwestią i ta przyszła jej bez większego trudu. A po uzyskanym sukcesie mogła wesprzeć innych aktorów, choć niektórzy zdążyli już zalać tremę odpowiednia ilością trunku, co bardzo zabawnie obserwowała w wydaniu Uriela.
Al dotarł na występy lekko spóźniony. Spędził na wystawach tyle ile było trzeba, by pomóc Sofronii w ogarnięciu Xara. Dopiero kiedy miał pewność, że jego obecność jest już zbędna wycofał się z miejsca wypadku, po którym wszelki ślad znikał. Syn Hadesa zajął swoje poprzednie miejsca stając na szczycie trybun zupełnie na tyłach, opierając się o filary, które dawały mu namiastkę cienia w ten upalny dzień. Ciężko było określić czy oglądał występy w skupieniu, miał skierowany wzrok ku scenie, jednak spojrzenie to było jakby puste. Jego myśli znajdowały się w zupełnie innym miejscu, a nawet towarzyszące mu duchy nie były w stanie ściągnąć go do chwili obecnej. Frank wolał więc poczuwać nad bezpieczeństwem Megary, a Marco powrócił do wcześniejszego zadania jakim była obserwacja Tylera.
Kiedy wybiła godzina 18:00 tylko Al miał dylemat czy pojawić się na wyznaczonym przez trenera miejscu zbiórki. Zdecydowała jednak świadomość mężczyzny, spędził na uczelni już wystarczająco dużo czasu, by wiedzieć, że trener mu tej nieobecności nie wybaczy i zapewne po prostu znajdzie go i ściągnie na miejsce siłą. I choć wizja poganiania się z tym starym satyrem po kampusie była ciekawa, to jednak wygrał rozsądek. Al cenił sobie święty spokój, a tego na pewno by nie miał długi czas po takim występku.
Informacje otrzymane od trenera były dla wszystkich dość jasne, choć ich reakcje były zupełnie inne.
Chris odetchnął z ulga słysząc, że jego siostra nie trafiła na żadnego z przemiłych "kolegów", jednak chwila beztroski bardzo szybko minęła kiedy padła informacja z kim sam wylądował w parze. Od razu włos na karku mu się zjeżył. Bardzo lubił Megarę, jednak fakt, ze dopiero co zranił kobietę tak dotkliwie, wywrócił jego żołądek do góry nogami i wywlókł na drugą stronę. Cały się spiął na myśl, że miał zostać przywiązany do kobiety, którą kilka godzin temu tak skrzywdził. A przez to zupełnie zamarł w miejscu wpatrując się błagalnym spojrzeniem w trenera, miał nadzieje, że może jakimś cudem się przesłyszał.
Eli w swojej ekscytacji niezbyt to zauważyła, zajęta była intensywnym rozglądaniem się po studentach i wypatrywaniu swojej kompanki do tego zadania.
Czekoladowe oczy D z zadziornym uśmieszkiem zaczęły namierzać albinosa w tłumie zebranych studentów. Dzień się nie skończył, a więc stała pod postacią kobiety, poprawiła swoją czerwona chustkę na szyi i odgarnęła długie włosy na tył. Zadanie zapowiadało się dość ciekawie, a dobór studenta do jej zespołu był co najmniej intrygujący i ciekawy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie mieć przy tej konkurencji sporo zabawy i śmiechu.
Za to Al tylko westchnął zrezygnowany opierając się plecami o jedno z drzew na uboczu. Był tu tylko dla świętego spokoju, a więc nie zamierzał dyskutować, niech przywiążą go do kogo chcą, karzą przejść przez to co chcą, a potem puszczą i dadzą spokój. Choć kiedyś uwielbiał rywalizację, tak teraz po prostu chciał zakończyć to zadanie w spokojnym tempie, z resztą niezbyt znał kobietę, z którą trafił do duetu, więc tym bardziej nie zamierzał uganiać się za zwycięstwem.
ODPOWIEDZ