Dużo dziwnych rzeczy się tu działo, jak na gust Airanny. Jednak zamiast rozwodzić się nad sensem całokształtu zamierzała zająć się bardziej przyziemnymi problemami, jakimi teraz było dla niej mało wygodne ubranie oraz ta cholerna świeca, z którą chodziła niczym jakaś mniszka z kadzidłami. Wychodziło na to, że Yellena znalazła chwilową opiekę, a więc ruda mogła mieć chwilę dla siebie.
-
Dobrze, skoro będziecie mieć Yellenę na oku, to udam sie na moment do siebie, postaram sie wrócić jak najszybciej... - wyznała obecnemu towarzystwu, po czym jak powiedziała tak zrobiła i ruszyła hardym krokiem w stronę korytarza z komnatami. Nie spodziewała się jednak, że ktoś za nią ruszy chcąc dotrzymać kroku.
-
Pani czy mogłabym zająć ci chwilę? - zagaiła pani tego zamku, a szmaragdowe oczy zmierzyły ją pobieżnie.
-
Oczywiście pani, w końcu jesteśmy twoimi goścmi... - odparła, a kobieta pewniej zrównała z nią krok.
-
Chciałabym byś mnie wysłuchała... do końca... nawet jeśli moje słowa wydadzą się nieprawdopodobne to proszę byś poczekała do końca... - przestrzegła ją, a Aira jedynie skinęła pobłażliwie głową.
-
Przy Jeźdźcach słowo "nieprawdopodobne" staje się codziennością... mów więc pani bez obaw... - rzekła, a kobiecie jakby ulżyło, przynajmniej takie wrażenie miała ognistowłosa.
-
Dziękuję... poczekam, aż wejdziemy do twej komnaty... - posłała jej subtelny uśmiech, jednak widać było, że nie była w nastroju.
Obie znalazły się w komnacie Airanny i jej męża, całe szczęście ta była pusta. Kobieta zamknęła drzwi kilka razy się upewniając, że to zrobiła, Aira w tym czasie odstawiła świecę na jeden z blatów, następnie podchodząc do suszących sie spodni, które na pewno były już suche, dlatego odpięła płaszcz i zaczęła sie przebierać.
-
Wybacz, ale musze pozbyć się tego ubrania, a więc co chciałaś mi opowiedzieć? - zaczęła nie lubiąc marnowania czasu.
-
Nie krępuj się pani... rozumiem... tak... - Shadan odrobinę z początku zmieszana siadła na krześle przy stoliku i wzięła spory wdech. Widać było, że walczy sama ze sobą, by wydusić z siebie te słowa.
-
Prawda jest, że nazywam się Shadan, jednak jak już wspomniałam nie znam tego zamku, bo jestem tu od niedawna... jednak nie z własnej woli. Nie wiem jak długo tu siedzę przez czar jaki na mnie rzucono. Pan tego dworu użył nieznanej mi siły, by przejąć mój umysł, jakiś czas byłam posłuszną mu marionetką... dopiero na tej jadalni, przy śniadaniu uwolniłam sie z pod jego wpływu... Nie mam pojęcia ile osób tu jest jego marionetkami, nad kim ma kontrolę, a nad kim nie, jednak ryzykuję uznając cię za osobę samodzielnie myślącą i mam nadziejje, że mnie mu nie wydasz... Chcę się uwolnić z pod jego wpływu i stąd uciec... - kobieta mówiła, a Aira zgodnie z umową jej nie przerywała, nie podważała jej słów. Po prostu się przebierała, wysłuchując tego co jej wyjawiano.
-
Nie jestem jego żoną, czy za kogo mnie tam uważacie... on mnie tu przetrzymuje... - dodała i ewidentnie czekała na reakcje Airanny. Ognistowłosa obdarzyła ją spokojnym spojrzeniem.
-
Dlaczego tu przybyłaś? - po prostu zapytała, a na twarzy Shadan było widać poruszenie, jakby zyskała pewność, że Aira nie była jedną z marionetek.
-
Wiem, że to brzmi jak wariactwo, ale uprowadził mnie jakiś najemnik. Jestem Alizonką... przybyłam na te ziemię w celu delegacji... moja eskorta i świta została zaatakowana i wymordowana przez... jednego człowieka... potwora... - mówiła jej głos zadrżał kiedy wspominała o swoich wymordowanych kompanach. Twarz Airy wyrażała spokój, widać było jak uważnie wszystkiego słucha, nie zdradzała jednak żadnych oznak emocji jakie mogłyby nią targać. Czy wiedzyła? Historyjka Shadan była nieprawdopodobna, jednak nie jej było to oceniać. Przebywając z Jeźdźcami przez ostatnie dni, widziała dziwy jakie wykraczały poza jej logikę, poza jej ramy rozumowania. Wiedźmi targ, zjawa z zaświatów czy magiczny amulet, a może świece chroniace ich przed klątwą noszoną przez jej męża? Nie miała więc prawa uznać tej kobiety za wariatkę.
-
Ten morderca woził mnie po Pustkowiach przez trzy dni... i przywiózł tutaj... nie mam pojcia czy taki był jego cel, czy też został zwiedziony i tu ściągnięty... Jednak powiedział mi, że ktoś chce się z nim zobaczyć i że bardzo się stara, by go ściągnąć... a więc nie chce go zawieść. No i faktycznie tu dotarliśmy... Pan zamku przyjął nas miło. Ugościł przy posiłku. Wtedy też zostawili mnie w jadalni, ich dwójka wyszła... a ja spróbowałam poprosić o pomoc służkę. Ostrzec ją przed mordercą jakiego wpuścił jej pan, oni wszyscy w końcu byli w niebezpieczeństwie... - mówiła, a jej oczy patrzyły w podłogę, tęczówki drżały z nadmiaru emocji.
-
Służka zabrała mnie do jednej z komnat... po jakimś czasie przyszedł on... oznajmił mi, że najemnik już mi nie zagraża... że jestem bezpieczna... - powiedziała i jej kącik ust lekko drgnął.
-
Głupio uwierzyłam... podziękowałam. A on dał mi te bransoletę mówiąc, że ma mnie chronić... a potem wydał polecenie bym wróciła do siebie... wtedy utraciłam swą wolę... nie wiem jak długo mnie kontrolował, jednak ocknęłam się dopiero dziś... Co gorsza... słyszę w głowie głos tego najemnika... przemawia do mnie... ostrzega mnie... Jeśli dobrze rozumiem jemu też coś zrobił choć jeszcze nie wiem co... - mówiła wszystko po kolei, a przebrana już Aira zapięła płaszcz na swych ramionach i przysiadła się do kobiety.
-
Proszę cie uwież mi... - podniosła wzrok na Airannę i ich spojrzenia się postkały.
-
Niezła historyjka, jednak uznajmy, że ci wierzę. Co wtedy? Czego ode mnie oczekujesz? - powiedziała wprost. Nie traciła czasu na zbędne pytania, pojmowała, że historia została opowiedziana w całości i nie potrzebowała więcej by ją zrozumieć.
Na twarzy Shadan pojawił się uśmiech, jakby odzyskiwała nadzieję.
-
Chcę byś pomogła mi stąd uciec. Może powinnaś i ostrzec resztę... zapewne jesteście jego kolejnymi ofiarami... choć nie mam pojęcia czego on chce i co zamierza... - mówiła spokojnie choć emocje w jej wnętrzu kipiały co Airanna dostrzegała po trzęsących się rękach.
-
Trzeba stąd uciec, ten mężczyzna jest niebezpieczny i potężny skoro bez problemu pozbył się mordercy i zmanipulował mój umysł.. - dodała, a Airanna ruszyła się na krześle opierając łokcie o kolana.
-
Czyli kontrolę straciłaś tuż po założeniu bransolety... może to za jej pomocą ci to zrobił? Jeśli to jest prawda, miałaś szczęście, że się ocknęłaś... jednak nie powinnaś jej zdejmować, kto wie czy to go nie zawiadomi... - wywnioskowała szybko coś co wydało jej się najlogiczniejsze. W końcu skoro ona miała magiczny amulet, który ostrzegał ją przed wrogami. Czemu jakiś czarownik nie posiadałby bransolet przemieniających ludzi w posłuszne marionetki?
-
Czyli naprawdę mi wierzysz? - w jej głosie było słychać powracającą nadzieję, aż siadła prosto na krześle.
-
Nie mam powodów by ci nie wierzyć, nie mam ich również, by ci wierzyć... Jednak nie zostawie cię z tym samej... Czy możesz kontaktować się z tym najemnikiem i czego się od niego dowiedziałaś? - skrzyżowała ramiona pod biustem i oparła się o oparcie siedziska patrząc na kobietę. Była z nią szczera, jak z resztą zawsze była.
-
Dziękuję ci pani... - posłała jej naprawdę szczery uśmiech, było widać jej wzruszenie, które z trudem opanowała.
-
Podziękujesz jak będzie za co... - odparła krótko Airanna.
-
Odezwał się pierwszy raz tuż po moim przebudzeniu, przestrzegł mnie bym siedziała spokojnie i nie wzbudzała podejrzeń po czym wyjaśnił sytuację. Uświadomił mnie gdzie byłam i dlaczego... jakby przez ten cały czas mnie obserwował... wyjawiał mi intencje osób, które do mnie podchodziły. Kobiety, która do mnie zagaiła nie znał, to ta która z waszą Yelleną po napitek ziołowy się udała... jednak rozpoznał Helliona. Ostrzegł mnie, że w paszczę lwa idę... I tyle od tamtej pory milczy... nie wiem czy jestem w stanie się z nim kontaktować...najwidoczniej przychodząc tu zniknęłyśmy mu z oczu... z tych parszywych kolorowych oczu... - wytłumaczyła, a Aira słuchała bardzo uważnie zapamiętując każdy szczegół. Były tu takie, które bardzo ją zaciekawiły. Jak przykładowo znajomości mordercy, czemu najmenik ostrzegł Shadan przed Hellionem? Medalion nie ostrzegał przed nim Airanny, a więc to musiałabyć jakaś osobista niechęć. Oznaczałoby to, że najemnik był Jeźdźcem, to wyjaśniałoby jego potegę, skoro był w stanie w pojedynkę unicestwić całą eskortę? Nie bez powodu możni z Dolin zwrócili się właśnie do Jeźdźców po pomoc, a ci zmietli Alizończyków. Fakt, że kobieta była Alizonką na Airannie nie robił wrażenia. Podróżowała po całym świecie i miała do czynienia z każdymi nacjami. Wojna to tylko kłótnia rządzących wszystkimi idiotami. One dwie nie miały powodów by się tym kierować. Przynajmniej ruda tak uważała.
-
Powiedziałaś... że ten zwyrol coś mu zrobił... też rzucił na niego jakiś czar? Klątwę? Chciał byś mu pomogła? - dopytała po wysłuchaniu wszystkiego.
-
Nie... przynajmniej nic takiego nie powiedział... a nie widzę powodu, by mu pomagać to bezlitosny potwór... - powiedziała.
-
Pomóż mi... a ja pomogę wam go zabić... - Shadan usłyszała w swych myślach i cała zdębiała. Jej oczy mówiły Airze wystarczająco dużo.
-
A więc jednak ma na nas oko... co ci powiedział? - zachowała spokój choć jej dłonie zacisnęły się mocniej na jej własnych ramionach.
-
Że jeśli mu pomożemy... on pomoże nam go zabić... - wyjawiła z trudem Shadan nieco drżącym głosem.
-
Zabić? My powinniśmy od niego uciec... Co my możemy w obliczu takiej mocy? - białowłosa wlepiła swoje spojrzenie w Airę, która zaczęła rozglądać się po pokoju, choć jej twarz się nie ruszyła, jej szmaragdowe oczy wodziły po ścianach szukając tam odpowiedzi. Skąd je obserwował?
-
Dobra panie morderca... jak ci pomóc? - zapytała, a jej oczy nieprzestawały wodzić po całym pokoju, szukając znaku, który ja naprowadzi.
Wtedy Shadan położyła na jej nodze swoją dłoń.
-
Pani nie możemy mu pomóc... - zaczęła, jednak głos, który rozbrzmiał w ich głowach jej przerwał.
-
Niedźwiedź niósł księgę, którą on użył rzucając klątwę. Znajdźcie księge, w niej zaklęcie, odczyńcie czar... - Shadan zmarszczyła brwi, uchylając usta, by przekazać co usłyszała.
-
Tym razem i ja go usłyszałam... - wyjawiła Airanna, a Shadan ukazała jej jeszcze bardziej zdziwiony oczy. Ognistowłosa wstała z siedziska.
-
Więc znaleźć książkę, którą nosił niedźwiedź? Niezła historyjka... naprawdę niezła... No dobra czas wracać do reszty... Zachowaj spokój... Nie mamy na razie zbyt wiele informacji do działania. Pomogę ci... jednak też musisz zaufać mi... Będę szukać najlepszego rozwiązania. Jednak potrzebuję czasu, musisz więc grać dalej jak grałaś. Gdybyś poczuła się zagrożona daj mi znać. Nie pozwolę mu coś ci zrobić. Niestety bez rozeznania nic nie zrobię.... A nie ucieknę stąd bez bliskich mi osób. A nawet jeśli pomogę tobie uciec... to zginiesz na Pustkowiach... Uzbrój się więc w cierpliwość i mi zaufaj... - powiedziała pewnie i stanowczo, kierując swoje kroki ku wyjściu. Widać było, że jej postawa dodała Shadan otuchy i nadziei choć było jej ciężko to zdecydowała się na to przystać. A przynajmniej na to wskazywało jej zachowanie.
-
Dobrze pani... i jeszcze raz dziękuję ci za twą dobroć i zrozumienie... Zrobię jak mówisz.. będę dalej udawać panią tego zamku...- ruszyła za Airanną, która otworzyła drzwi, by mogły opuścić komnatę.
-
Panią w zajebistej kiecce... - dodała żartobliwie już Airanna zamykając za nimi komnatę. To tak krótkie zdanie, a ciężar z ramion ich obu zszedł pozwalając białowłosej na uśmiech i krótki śmiech.
-
Fakt... z czystym sumieniem zabiorę ja sobie jak już będzie po wszystkim.. - odparła jakby chcąc w te słowa wierzyć.
Lekkie rozluźnienie atmosfery widocznie pomogło białowłosej. A kiedy szmaragdowe oczy natrafiły na dwie znajome sylwetki na korytarzu i na twarzy rudej pojawił się łagodny uśmiech.
-
I jak napitek pomógł? - Aira od razu zagaiła do Yell kierując kroki w stronę jej i Alayi. Shadan ruszyła za nią zbierając jeszcze myśli po ich rozmowie. Yellena od razu dopadła Airannę wciskając w jej dłonie szklaną butelkę. Ruda zlustrowała ją z wyraźnym zaciekawieniem. Jej siostra wyglądała na wyraźnie zaniepokojoną, może zmieszaną? A jej nerwowe zachowanie nie było dla niej typowe.
-
Pomógł. Jeszcze jak. Spróbuj i powiedz mi co widzisz - popędza kobietę -
Tylko jeden łyk. - szepnęła, bo akurat obok przeszedł Jeździec, na którego Yellena i Alaya patrzyły niczym na jaki dziw do momentu aż zniknął za rogiem.
-
Jak co widzę? Butelkę widzę... - zmarszczyła lekko brwi Aira patrząc na młodszą zaniepokojona jej zachowaniem.
-
Ile ty już tego wypiłaś? - dopytała podejrzliwie. Owszem miała wiele spraw w głowie, jednak nie mogła wszystkiego brać na poważnie, w końcu istniały nadal rzeczy tak przyziemne jak opicie się przez młódkę.
-
Pij mówię - wycedziła przez zęby i wręcz zmusiła rudą do wypicia. -
żeby ciebie namawiać do flaszki. Kto to widział.
-
Tylko butelkę widzisz, bo musisz wzrok skierować w inną stronę... - szturchnęła ją Shadan pokazując skinieniem głowy na przechodzącego Jeźdźca i znacząco się uśmiechnęła.
Szturchnięta powiodła spojrzeniem za znikającym za rogiem Jeźdźcem i pokręciła głową z lekkim politowaniem. I jak ona ma być spokojna przy takim towarzystwie? Prychnęła pod nosem i zrobiła łyk napitku solidny jak to w zwyczaju miała.
-
Nawet niezłe jak na ziołówkę... - mlasnęła nie puszczając butelki. Dostzegła to jak Yellena się odsunęła z przerażeniem w oczach patrząc na rękę Shadan, jednak nie zareagowała na to. O co tu wszystkim mogło chodzić?
Patrzyła na Yell i nie widziała różnicy, o co im mogło się tak rozchodzić? Potrząsnęła lekko i płynnie butelką, by jej zawartość dobrze się zamieszała i zrobiła ponownego łyka, po czym obróciła się do Shadan by i jej podać buteleczkę.
-
Ma...- zaczęła jednak wtedy jej brwi się ściągnęły, obraz przed oczami zaczął się rozmywać, po to by bransoleta na ręku białowłosej przemieniła się w jakiś sznur? Nie... to nie był sznur... Aira mocniej zacisnęła dłoń na butelce i na moment zamarła. Przetarła wolną dłonią oczy obróciła się na Yell i Alayę.
-
To wąż kurwa? - widząc ich miny nawet nie potrzebowała odpowiedzi. Po prostu oddała butelkę Yellenie, która od razu ja schowała w biuście za ubraniem. To było niebywałe. Jak zwykła bransoloeta mogła przemienić się w żywego poruszającego sie węża?
-
Wierz mi, ty tego nie chcesz... - skierowała swoje słowa do Shadan, mając nadzieję, że ta jej zaufa, w końcu nie chciały wzbudzać na siebie uwagi, a koło czegoś takiego nie dało sie spokojnie przejść.
-
To ja... ja tego dotykałam? Tymi rękami? - Alaya otworzyła szeroko oczy i cofnęła się o krok.
Shadan stała spokojnie nawet zaciekawiona tym co dziewczyny wyczyniały. Nie sięgnęła po butelkę, kiedy Aira się do niej odwróciła jednak jej spojrzenie ją zaintrygowało, a słowa? Odruchowo spojrzała na swoją rękę owiniętą przepiękną bransoletą.
-
Tak... bransoleta.. wąż... podarek od gospodarza... - wyznała zdezorientowana tym nagłym pytaniem.
-
Nie... mi wystarczy już to wino... - odparła naprawdę nie mając ochoty na więcej alkoholu. Dlatego butelka bez przeszkód została schowana.
-
Tak... w sumie to tak... - odparła Shadan na słowa Alayi i podniosła rękę by sama przesunąć palcami po jej wierzchu, gdyby nie okoliczności naprawdę doceniłaby tak kunsztowny prezent.
-
To jeszcze nic. Poczekaj aż zobaczysz co ciotka ma w swojej sypialni - szepnęła Yellena do Airanny.
Ruda położyła dłoń na twarzy i na chwile zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, nic się nie zmieniło, gad dalej siedział na ręce ich nowej znajomej.
Podniosła dłoń jakby chciała strzelić swej siostrze reprymendę, ale odpuściła, to miejsce już przestawało ją zaskakiwać. Ożywające koszmary, siedmióset letnie konstelacje, czarne świece, wiedźmie targi, magiczne amulety, uroki, czary, przeklęty najemnik i teraz magiczna nalewka. Jeźdźcy... kurwa po prostu Jeźdźcy...Nie miała już żadnych pytań.
-
To w końcu przeszło ci czy nie? - wolała zmienić temat na jakiś przyziemniejszy.
-
W pokoju? - zmarszczyła brwi, słowa Yell były zbyt kuszące by mogła je zignorować.
-
No pokażcie... zaskoczcie mnie... - stwierdziła opierając dłonie na biodrach i jeszcze raz zerkając na węża, który łypał na nie swoimi oczyskami i wysuwał jęzora.
-
Tym i mnie zaciekawiłyście... - dodała Shadan wyrażając swe zainteresowanie spacerem z nimi.
-
To... w moim pokoju siedzi jakieś wariactwo - zamruczała Alaya, jakby bardziej do siebie, wyraźnie rozkojarzona. Bardziej skupiła się zresztą na wężu, od którego dyskretnie odsuwała się - powoli, bardzo powoli. Nie trudnym do zauważenia było, jak Yellena wraz z nia utrzymują odpowiedni dystans od Shadan, a raczej gada na jej ręku. Airy to absolutnie nie dziwiło, ale by kobieta źle się nie poczuła ruda szła tuż obok niej, nawet by sprawdzić, czy niebezpiecznie wyglądający wąż jakoś na to zareaguje. Jednak ten nie ruszał się poza określony teren na ręku kobiety.
-
Wariactwo? - zapytała zaciekawiona Shadan, to miejsce nie przestawało ich zadziwiać.
-
Prowadź do tego wariactwa... - stwierdziła Shadan chętnie za nimi ruszając.
Airanna nie dyskutowała nawet, popatrzyła po zebranych i tylko wzruszyła ramionami od niechcenia. Co mogło je tu jeszcze spotkać? Aż nawet była ciekawa co Alaya mogła wariactwem nazwać. Dlatego tez cała czwórka ruszyła do komnaty najstarszej z nich kobiety. W drodze nie rozmawiały, każda pochłonięta swoimi myślami oczekiwała tego co zaraz się wydarzy. Jedyne co Airanna zauważyła to nerwy jakie nękały Alayę, umęczone w jej dłoniach zioła pewnie przestawały się do czegokolwiek nadawać.
Dopiero przed drzwiami do swojego pokoju Alaya rzuciła dziewczynom długie, przeciągłe spojrzenie przez ramię, zanim ostrożnie pchnęła drzwi. Wtedy też została ponaglona wzrokiem Yelleny do wejścia, by nie stały w tak podejrzany sposób na korytarzu.
Alaya tylko kiwnęła głową, zanim weszła do środka. Jak gdyby nic się nie stało.
-
To co zrobić z tymi ziołami? - zapytała, starając się zachowywać, cóż, normalnie, jednak nikt nic nie odpowiedział. Do kogo mówiła? Airanan niezbyt zwróciła na to uwagę, po prostu szła za resztą kobiet.
Ciekawym dla niej był fakt, że bransoleta zmieniła się w żywe zwierzę jakie miała imitować. Czym musiała być ta nalewka? Same zwidy? Jednak rozglądając się po otoczeniu nic takiego więcej nie dostrzegała, obrazy były obrazami, drzwi drzwiami, więc czemu akurat bransoleta?
Po wejściu do środka leniwie rozglądając się po pomieszczeniu szukała jeszcze jakiś różnic, które by mogły być skutkiem nalewki.
Nie musiała długo się rozglądać... coś dużego i futrzastego siedziało na łóżku. Zmarszczyła brwi, czy to był? Zrobiła kilka kroków do przodu w jego kierunku. Tak to niedźwiedź... Co tu się działo? Czy to też działanie tego alkoholu? A jeśli tak to czym to pierwotnie było? Płaszczem? Skoro bransoletka to wąż, to może jakaś fikuśna suknia albo płaszcz przybrały formę niedźwiedzia? Jednak czemu akurat te przedmioty?
Aż uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na swoje kompanki wskazując im na miśka i szczerząc się coraz bardziej. To było niebywałe. Jednak nie chciała nic mówić w tym temacie gdyż Shadan nie widziała tego co one. Jej ciekawość szybko zaczęła narastać i bez wahania siadła obok "płaszczyka" i położyła obie dłonie na jego boku, zafascynowana obserwując jak palce znikają pośród gęstego futra.
-
Ta nalewka jest cudowna dziewczyny! - nie wytrzymała, ciesząc się niczym dziecko. Wtuliła się w futro policzkiem. Bez wahania objęła niedźwiedzia nic nie robiąc sobie z jego ruchów i pomruków. W końcu bransoletka wąż też się ruszała na ręku Shadan.
-
Jaki cudowny... - dodała spokojniej cała zachwycona. Dotyk gęstego futra, które lekko smyrało ją po skórze policzka był cudowny. Tęskniła za nim choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy. A w tak obciążającym psychicznie czasie zapragnęła przez tę jedną chwilę sobie na przyjemności. Co z tego, że miała towarzystwo... dziewczyny powinny to zrozumieć i nie patrzeć na nią jak na wariatkę, musiała znaleźć dla siebie jakąś motywację. Tyle było na jej głowie, musiała chronić Yellenę, kto wie co popieprszony gospodarz planował z nimi zrobić. Dlatego ta krótka chwila ukojenia była jej potrzebna. Zamknęła na chwilę oczy, dłońmi gniotąc gęste futro, uwielbiała ten moment kiedy kosmyki sierści przepływały przez jej palce.
—
Ten masaż — wymamrotał niedźwiedź, nadal wielce rad z tej miłej niespodzianki —
to, jak rozumiem, rekompensata za to, żeście mnie potruły? Myślałby kto, że nie każda z was to wiedźma... przynajmniej na razie. Wiadomo.
Kobieta była zafascynowana sytuacją, jak zwykła nalewka mogła czynić takie cuda? Wtulała się w gęste futro, niestety miała wrażenie, że w dotyku jest ono inne niż zwykle. Czemu? Przecież widziała te palce zanurzające się w sierści, czemu więc nie czuła smyrania miękkich bądx bardziej szorstkich kosmyków na poliku? Ten zapach również nie przypominał niedźwiedziego futra, tak dla kobiety charakterystycznego. A kiedy ów płaszczyk jeszcze się odezwał, na twarzy pojawił się szerszy uśmiech. Niebywałe i na słuch im się rzuciło? Przedmioty mówią. Obejrzała sie na Shadan lekko unosząc głowę.
-
Wąż też mówi? - dopytała reszty dziewczyn, gdyż sama nie słyszała jak ten by się odezwał, nie przerywając tak dla siebie wciągającego gniecenia dłońmi futra, sam widok przeczesywanego włosia był czymś hipnotyzującym i kojącym podobnym do tańczącego paleniska.
—
Mój wąż? — spytał niedźwiedź i choć jego głos winien być kpiąco-wulgarno-uwodzicielski, nic z tego nie wyszło. —
Jeszcze nie, choć wszystko może się zmienić. AKROBATKA — wrzasnął, czując nagle, że już mu nie do śmiechu —
GDZIE TE JEBANE ZIOŁA?! - tak otwarty flirt mocno zaskoczył Airannę. W końcu to już zaczynało być podejrzane, jednak kto tam wiedział, może i płaszcze miały ciągotki.
-
Jak wąż? Że on do mnie cały czas przemawia? Tak myślisz? - spytała Shadan zupełnie w szoku, na co wskazywała jej mimika.
-
Pani czy też mogę skosztować tego specyfiku? Mam wrażenie, że pomaga on wam zrozumieć wiele rzeczy... - białowłosa skierowała się do Yelleny. Chyba pojęła, że nalewka wpływała na resztę mocniej niż by było można przypuszczać.
Yellena z początku niezbyt chętnie chwciła za butelkę, uprzedmio odwracając się plecami do Airy i niedźwiedzia. Wyjęła specyfik i podała go Shadan.
-
Ostrzegam jednak pani, nie panikuj... - przestrzegła ją -
Jeden łyk wystarczy - dodała, a białowłosa odrobinę sie zmartwiła.
Airanna podniosła się ponownie do siadu przyglądając z zaciekawieniem niedźwiedziowi, zwykle z tak bliska widywała tylko martwe bądź dogorywające osobniki, ten jednak od tej drugiej grupy zbytnio się nie różnił. Jej dłonie nie potrafiły przestać zabawy jaką było gniecenie futra w celu przeczesywania tak gęstej sierści.
-
Dobra a teraz powiedźcie mi, czym ten misiek jest pierwotnie? - obróciła twarz w stronę dziewcząt dłonie pozostały na boku i brzuchu niedźwiedzia. Nie zamierzała powstrzymać Shadan od wypicia specyfiku powinna zobaczyć to co one.
—
Właśnie — podjął pytanie z ciekawością niedźwiedź —
czym jest ten misiek? Która wymyśli lepszą odpowiedź, dostanie w nagrodę... — zamyślił się —
nie wiem, worek piachu.
- A ten misiek, to nicpoń, który uszanować cudzej przestrzeni nie umie. Zwą go ponoć Halse niedźwiedź. - wyjaśniła Yellena.
—
JAKI NICPOŃ?! — obruszył się płaszczyk. —
PRZECIEŻ PRZEPROSIŁEM! I twój ptasi kolega mi po ryju strzelił, to chyba kwita jesteśmy. Nie?!
Shadan już w pełni była skołowana. Wzięła nalewkę i przytuliła do swej piersi z obawą patrząc na Airannę.
-
Jak misiek? Toż to mężczyzna... Dlaczego mam nie panikować? Co się stanie jak to wypije? - początkowo odezwała się głośniej do Airanny, jednak ostatnie słowa ku Yellenie skierowała, która ją przed czymś ewidentnie ostrzegała.
-
No dobrze. Pan Halse zwany przez towarzyszy niedźwiedziem. - zaczęła Yellena przerzucając oczami.
-
I nie kolega tylko mąż z prawa wyboru. Szacunku trochę. - dodała oburzona.
-
Ptasi? - zapytała lekko zdziwiona Yell.
Halse pokiwał z uznaniem głową.
—
Tak, miś. Właśnie. Jest tam ta walnięta akrobatka? — spytał, nie mając siły nawet głowy przechylić. —
Powiedzcie jej, że jest najgorszą pielęgniarką jaka tylko może po tym świecie chodzić.
Niedźwiedź zmarszczył brwi na kolejne słowa Yelleny.
—
Mąż, kolega, kochanek, na jedno mi. I ptasi. W końcu skrzydła ma i inne takie. Nie?
Airanna zmarszczyła brwi próbując pojąć sytuację, słuchała tego co wygadywali, dopiero po dłuższej chwili się odzywając.
-
Nie no że ten gość? Że ten niedźwiedź to tamten facet od mordobicia w jadalni? Nie no co wy pierdolicie... to czemu tylko on jest zwierzęciem i ta bransoleta? - dopytała zaintrygowana, jednak jej dłonie nic sobie nie robiły z otrzymanych informacji, futro dalej było futrem.
Alaya tylko pokiwała głową do siebie, wyraźnie zamroczona. Najwyraźniej najlepszym pomysłem byłoby dla niej nie pić w ogóle niczego, co nie było wodą lub na maksa rozcieńczonym winem, bo ewidentnie miała problem z aktualną sytuacją, przynajmniej tak uznała Aira co jakiś czas zerkając w stronę kobiet.
-
Od dziś przestaję pić - wymamrotała do siebie, obserwując wyraźnie rozanieloną rudą, która obmacywała wielkiego niedźwiedzia, trzymającego wiaderko. Aira odpowiedziała jej jedynie rozbawionym uśmiechem i dla niej była to powalona sytuacja, jednak nie zamierzała wstawać, to gniecenie niebywale pomagało jej panować nad emocjami i nerwami, a dzięki temu spokojnie układała sobie wszystkie usłyszane fakty w jedną spójną całość. Po chwili Alaya potrząsnęła głową, zanim machnęła zgniecionymi w ręce ziołami.
-
Nie wiem, co z nimi zrobić - oświadczyła szczerze. -
Żuje się to, czy jak?
— Zmiel i zaparz — wyspał z irytacją niedźwiedź. —
Jak chcesz, to możesz mi taki gorący wywar do pyska wlać. Mogę się poparzyć, byle bym żyć zaczął znowu!
- Przecież nie umierasz - mruknęła Alaya zgryźliwie. Ewidentnie nie była szczególnie zachwycona całą sytuacją. -
Poza tym widzisz, żebym miała gdzieś tu młynek? Nie?Możesz sobie w zębach zmielić.
-
Dobra - wysyczał wściekle niedźwiedź -
to chociaż je zaparz! JAKA TY — wybuchnął —
NIERZYDATNA JESTEŚ!
-
Jak bransoleta też? - wydusiła z siebie Shadan po dłużej chwili milczenia. Dalej tuliła do swej piersi butelkę, dopiero jakby krzyk mężczyzny pomógł jej się otrząsnąć. Zrobiła zdziwione oczy i od razu sięgnęła po łyk z butelki natychmiast po tym ją oddając Yellenie. Już po chwili jej bursztynowe oczy zrobiły się jeszcze większe. Kiedy obraz na chwile się zmył, a Airanna nie masowała blondyna a niedźwiedzia to ciało białowłosej zdębiało podniosła jedynie rękę jakby to miało jej pomóc się wypowiedzieć, jednak wtedy jedynie węża ujrzała i usta szerzej otworzyła jakby chciała wrzasnąć, jednak żaden dźwięk jej gardła nie opuścił. Jak posąg chwile stała.
-
TO JEST HASSAN!? - krzyknęła w końcu -
Co on mu zrobił? Zaklął go w tego gada?! - zaczęła w końcu, a im więcej słów opuszczało jej usta tym swobodniejsza się robiła.
-
O TY! TY! TYYY! NICPONIU TY O! Teraz to ja ci pokażę! - słychać było, że nie znała się na przekleństwach, dlatego zapożyczyła to od Yelleny. Po czym zaczęła trząść swą ręką na wszystkie strony.
-
Fajnie ci tak! Fajnie? I ty chciałeś byśmy ci pomogły! Ha! Najpierw się tu zrewanżuje za to wszystko co zrobiłeś! - była bliska histerii, zrzuciła bransoletkę ze swej dłoni i rzuciła nią o ziemię, ana gest ten Yellena zdecydowanie się odsunęła od leżącego na podłodze węża.
-
Za to że mnie porwałeś! I za to, że ich wszystkich zamordowałeś! - krzyknęła i kopnęła wijącego sie gada gdzieś pod ścianę, a potem wzięła ze dwa głębokie oddechy i poprawiła się wiedząc, że dla oczu postronnych było to dziwne, jednak jej oczy już się szkliły.
-
Aira, to jest ten najemnik... ten który mnie tu przywiózł... Zaklął go w ta bransoletę i potwór jeszcze mi go dał... - dodała, a ruda uważniej przyjrzała się rzuconej biżuterii, która aktualnie była wijącym się w miejscu gadem.
Alaya pokiwała głową do siebie w zamyśleniu, słuchając kolejnych wrzasków najpierw Halse'a potem Shadan, zanim rzuciła w niedźwiedzia ziołami i - tak po prostu - wyszła. Nieszczególnie przejęła się reakcją Shadan, nawet jeśli widziała, że bransoleta jest wężem - wijącym się gdzieś pod ścianą.
-
Dom wariatów - wymruczała do siebie, opuszając pokój i odchodząc od swojej komnaty jak najdalej.
Każde to wydarzenie Airanna uważnie obserwowała, nie musiała interweniować, analizowała i szukała rozwiązań, a możliwość dotyku kojącego futra zdecydowanie jej to ułatwiła.
-
Dobra czyli tobie zioła tak? - przerwała ciszę, wstając i podnosząc to czym rzuciła kobieta. Podeszła do pierwszego stolika poszukując jakiejkolwiek miski, na szybko ją przeczyściła i wsypała ziół. Z buta wyjęła sztylet i jego rękojeść wykorzystała gniotąc zioła. Tak skonstuowanym moździerzem zmieliła zioła, w tym czasie przyglądając się bransolecie, a raczej wężowi.
-
Weź kilka głębszych wdechów i sobie usiądź, jesteś wycieńczona... Zaraz dojdziemy do tego co tu się dzieje. - poleciła białowłosej i zaczęła szukać czegoś czym będzie można zaparzyć te zioła.
-
Rozumiem, że je zaparzyć? - dopytała w końcu nie znała pierwotnego przeznaczenia, ale po stanie niedźwiedzia szło się łatwo domyślić.
-
Tak - stęknął niedźwiedź -
Już chyba chuj, nie grzej, po prostu je zalej, wymieszaj i podaj. I DZIĘKUJĘ - zawołał głośniej; tak, jakby liczył, że Alaya, która ich opuściła to usłyszy. -
CHOCIAŻ JEDNA Z SERCEM PO WŁAŚCIWEJ STRONIE, A NIE!
Airanna jedynie skinęła głową i wzrok przeniosła na Shadan. Było widać jak strach zaczął przejmować jej ciało, aż dłonie drżały dlatego przytuliła je do swej piersi. Spojrzała tylko na rudą, a potem na krzesło i skinęła głową i usiadła spokojniej. Wtedy też Yellena podeszła do jasnowłosej i polożyla jej dłoń na ramieniu w może marnym, ale jednak geście pocieszenia.
-
Wdech i wydech pani. - Sama zaczęła rozglądać się za jakimś naczyniem do którego można by wsypać zioła i zaparzyć.
-
Panie Halse czy jest to przypadek, że wszystkie widzimy pana w formie niedźwiedzia? - zagadnęła.
Airanna skinęła głową na informację od jak się okazało Halseia, przelotnie spojrzała na Shadan i Yellenę po czym zaczęła szukać po blatach czegoś płynnego co nie byłoby podejrzanym trunkiem. Choćby zwykłej wody, którą znalazła w prostym dzbanku, pewnie pozostałość po kolacji. Zgonie z instukcja zalała zioła w miseczce i zaniosła do niedźwiedzia, obserwując uważnie jak ta jego łapa to chwyci. Nie mogła w końcu zapomnieć o drobnych radościach z życia. Uśmiechnęła się pod nosem, na ten zabawny widok. Po czym podeszła do porzuconej bransolety i popatrzyła na Shadan i następnie na węża ustawiając go na wysokości swojej twarzy.
-
No dobra panie morderca... jak mu było Hass? Co? - dopytała i obróciła się do niedźwiedzia.
-
Czy wszyscy z waszej kompanii mają imiona na H? Czy są inne kompanie z przydziałem nie wiem D? Dupcypery, Dendofile i tacy tam? Bo to by oznaczało, że ten od was jest... - stwierdziła swoją drogą dedukcji.
Gdy tylko Halse napił się wywaru, dość szybko zaczął odczuwać błogosławione skutki, co zauważalnie przełożyło się na jego stan.
Gdy więc powrócił do życia, odchrząknął, odkaszlął, dźwignął się na łóżku i usiadł, lustrując spojrzeniem cały ten bajzel. Sporą jego część zrobił on sam; z wiadra z wymiocinami okropnie cuchnęło, ale tym trzeba było zająć się później.
-
Podajcie mi tę flaszkę - rzucił w końcu, a gdy Yellena niechętnie zrealizowała jego prośbę, Halse ostrożnie powąchał specyfik. Śmierdziało obrzydliwie, ale poza alkoholem i czymś przywodzącym na myśl zdechłe robale, czuć też było słono-metaliczny zapach. A to była zła wiadomość. Bardzo zła.
Westchnął. Musiał podjąć decyzję, ale działo się tu tak wiele dziwacznych rzeczy, że owa decyzja w pewnym sensie podjęła się samoistnie. Yellena nie zwlekała i od razu odberała mu butelkę na nowo ją chowając, kobieta ewidentnie mu nie ufała.
-
Lepiej usiądźcie - mruknął posępnie. -
To, że mnie widzicie w formie niedźwiedzia, to nie jest przypadek. Jak wam mówili, żeście trafiły pod opiekę Zwierzołaków, to to żart nie był. My tu wszyscy mamy swoje zwierzęce formy, moją jest niedźwiedź. Więc się do mojego futerka przytulałaś - zarechotał Halse, patrząc na rudą -
co było całkiem przyjemne, tylko... tylko że, kurwa - Halse zaklął, zamyślił się -
ja wcale nie jestem zamieniony w niedźwiedzia. Jestem teraz, siedzę sobie tutaj przed wami w swojej normalnej, ludzkiej formie. Tam w tej nalewce musiałyście mieć dodatek kruszonki z dyriamu. Widzicie rzeczy, które w różny sposób były ukrywane: czy to iluzją, czy innymi, zmiennymi formami. Tu jest nas więcej, takich zwierzaków. Tylko nie wrzeszcie - jęknął, zmęczony na samą myśl o ewentualnej panice. -
Nic wam nie zrobimy. Grzeczne z nas zwierzaki.
- Halse popatrzył jeszcze na rzuconą wcześniej na ziemię bransoletę, która w rękach Airanny teraz była. Podszedł do niej i choć chciał ją wziąć, zaraz z tego zrezygnował.
-
JA PIERDOLE - zakrzyknął -
ale z tego czarną magią zionie! Rączki ci, panienko, nie wypaliło? To aż dziw! Co to za pojebana akcja, że tam zaklęty ziomek siedzi? Hm? - jego spojrzenie na Shadan padło, ponownie zasiadł.
-
I w dupie mam, jak się nazywają inni - charknął. -
U nas wszyscy dostawali nowe imiona po uznaniu, żeśmy zwierzołaki. Ale kiedyś inne imiona nam matki ponadawały. Ale one martwe już są.
Shadan jak jej polecono stal eskupiała się na swym oddechu i dopiero jak go uspokoiła zdecydowała się odpowiedzieć. Poczekała również aż mężczyzna przestanie mówić.
-
Hassan... jakoś tak się przedstawił... - odparła niemrawo nie chcąc nigdy więcej kalać swoich ust tym imieniem mordercy. Oburzyła się następnie na ostatnie słowa niedźwiedzia.
-
Grzeczne? Ten tu całą moja eskortę i świtę wymordował! A mnie uprowadził i tu przywlókł... to nazywasz grzecznym zwierzakiem? - mało się nie podniosła, jednak postarała sie opanować i spojrzała na trzymana przez Airę gadzinę.
-
Więc tutejszy gospodarz to jakiś czarownik od czarnej magii? Ja tu zwariuję... - za głowę się złapała nie mając już sił.
-
HEJ! - krzyknął z oburzeniem Halse. -
Ja naszą eskortę mam na myśli, a nie twoje domowe zwierzątka!
- Moje! A weź go sobie prosze bardzo! - dodała i skrzyżowała ręce pod biustem.
-
Serio mogę go wziąć - stwierdził bez cienia żartu w głosie. -
To ciekawy przybytek. Chętnie bym posprawdzał, co jest z tym tałatajstwem nie tak. I spokojnie - zastrzegł -
nie wypuszczę typo-zwierzątko-wężo-porywaczo-mordercy. Długa nazwa - ocenił -
ale może być.
Przyglądając się temu całemu zamieszaniu Yellena zaczynała tracić cierpliwość.
-
Czyli gdzie my jesteśmy? Przecież pan zamku przedstawił się jako jeden z was. A Ty uchodzisz za jego żonę - zerknęła na Shadan.
-
Czy wiec to jednak nie zwierzołak jak się przedstawiacie? - zerknęła również na węża.
-
W takim razie pan Halse bierze weżo- mordercę coś tam. Tylko jak wyjaśnisz to Panu zamku ? Że nie masz tej bransoletki bo rozumiem że on ci ja dał?
Airanna obracała węża w rękach oglądając go sobie, fascynujące było, że ten nie mógł za bardzo na to reagować, więc faktycznie bransoleta ogrniczała jego ruchy.
-
Gadasz ty coś? - zagaiła do niego, lecz nic nie usłyszała. A więc czarna magia ciekawe. Spojrzała na Halse, który zdecydował się im tyle wyjawić.
-
Hyron to przerośnięty gołąb co nie? Orzeł jakiś? - nie potrzebowała odpowiedzi widząc minę mężczyzny.
-
Wiedziałam, że to wredny drób jest... - niezbyt się przejęła ich zwierzęcymi formami, w końcu już zaczynała to podejrzewać. W końcu skądś wziął się przydomek Zwierzołaki. A te ich hełmy z figurkami?
-
Hyron ogólnie jest przerośnięty - zawyrokował obojętnie Halse. -
Ma przerośnięte bary, przerośnięte ego... tamte rzeczy zapewne są wyjątkiem, ale ty pewnie wiesz to najlepiej. Ale tak - rzekł, poważniejąc na moment -
to orł. A ja żem niedźwiadek. A ptasia żonka jest ptasia, bo jej kochanek to ptak. Logiczne, nie? - charknął.
-
Ciężko stwierdzić, jajca zdominowały większość, ale ogólnie to już chyba nie aktywny jest... - stwierdziła bez ogródek, po czym założyła bransoletę na rękę i spojrzała na miśka.
-
Suń się - stwierdziła i siadła sobie po turecku za nim, po wgramoleniu się na łóżko.
-
Prawdziwe to czy nie, pomaga więc posiedź tak... - poleciła patrząc się na jego plecy, futro było futrem, szkoda jedynie, że iluzją. Zaczęła sobie przeczesywać te wyimaginowaną sierść, a to pomogło nabrać dystansu do sprawy. Tak wiele informacji otrzymała, najpierw od Shadan teraz od Halseia, musiała wszystko ze spokojem ułożyć w głowie. A była juz tak zmęczona mimo wcześnej godziny.
-
Yellena ma rację, to ty musisz ja nosić, jeśli nie chcemy wzbudzać podejrzeń i jeśli nie chcemy tego kogoś odczarować. Podał nam instrukcje jak to zrobić. Że w jakiejś księdze ma być rozwiązanie... Podobno ty tę książkę nosiłeś misiek. - znacząco postukała go placami, by dać znać że do niego mówi. Teraz księga niesiona przez niedźwiedzia była czymś dla niej oczywistym. Elementy układanki same się składały.
-
W księdze jest zaklęcie... - Airanna i Halse usłyszeli męski obcy kobiecie głos w myślach.
-
A jednak gada gad... - stwierdziła ruda.
-
Czy ty masz jakiś fetysz? - zagadnął z jawnym zainteresowaniem. -
Ale nie przeszkadzaj sobie - zastrzegł momentalnie. -
Dla mnie ten fetysz jest bardzo przy... tam wyżej jeszcze trochę. Wyżej, bliżej karku podrap. Tam, tak.
-
A kto cię tam wie... może? - odparła Aira nieco skrępowana, jednak sama nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Nie miała pojęcia dlaczego to tak lubi i czemu przynosi jej to takie ukojenie. Wcześniej w gronie pań czuła się swobodniej, jednak skoro mężcyzna i tak juz doświadczył na własnej skórze jej dotyku, to uznała, że nie musi się z tym kryć i nawet wysłuchała jego próśb co do kierunku drapania. Zabawnym było, że i jemu się to w jakimś stopniu podobało. Nie widziała więc powodu by przestać.
Drgnął zaskoczony, gdy usłyszał głos, który zdawał się dochodzić znikąd. Wyglądało na to, że to typo-zwierzątko-wężo-porywaczo-morderca do nich gadał, co było doświadczeniem co najmniej interesującym.
-
No mam księgę - przyznał -
i mogę w niej pogrzebać, ale to chwilę potrwa. To straszne tomiszcze jest. Ale dobra, dobra, przejrzym, popatrzym - uspokoił. -
Mamy w końcu cały dzień, nic się chyba dzisiaj takiego... ah, kurwa - burknął pod nosem -
jebany orł nocną wartę mi wjebał.
-
Więc naprawdę go odczarujemy? Ale zdajecie sobie sprawę, że to morderca? Co jak i nas zabije? - odezwała się Shadan, widać było, że nie jest zadowolona z obrotu spraw, jednak nagle jej mimika się zmieniła, jakby coś do niej dotarło.
-
Wy chcecie by on tego czarownika zabił? - popatrzyła na nich pytająco, to już miało nieco więcej sensu... użyć jednego potwora przeciw drugiemu.
-
A nie możemy po prostu stąd odejść? Po co my tu w ogóle siedzimy? - dopytała Airanna nie rozumiejąc tego faktu.
-
A dziś ten turniej ma być, kto normalny od tak organizuje turniej bo dwóch facetów sie pobiło? A raczej raz jeden drugiemu strzelił i o! Turniej! - wylała nieco swoich myśli odnośnie absurdu jaki ich otaczał.
-
Gdzie będziesz stacjonować? Trunku na rozgrzanie ci doniosę, z męża nocą i tak pożytku nie mam to chociaż się przejdę nogi rozprostować... - stwierdziła.
-
JAKI, KURWA, TURNIEJ?! - zakrzyknął. -
Co za kutas organizuje tak z dupy jakieś nawalanki? Kiedy to ogłosił? I kogo tu całkiem pojebało? Jaaaa pierdole - jęknął ciężko z irytacją. -
Jak nie urok, to sraczka!
Kiedy zaś ruda zaczęła go pytać o wartę, już całkiem się rozanielił.
-
Yyyy... nie powiedział mi, ale wiem, jak rozumuje, więc na bank mnie tam, na zachodniej wieży rozstawi i pewnie będę maszerował tam i w dół, żeby mieć widok na przód. No i resztą tałatajstwa pewnie będę dowodził. Ale tak - uśmiechnął się szeroko -
trunkiem ani towarzystwem nie pogardzę! I po futrze dam się podrapać! - dodał. -
Mogę się nawet serio przemienić. Co się będziesz iluzją babrać.
-
Po śniadaniu ogłosił tuż po tym jak wybiegłeś, ale Aira ci to już w bibliotece mówiła... - stwierdziła Shadan zastanawiając się o co tu chodziło. Jednak pewnie przy takim natłoku wydarzeń to mężczyźnie umknęło.
-
A co masz zamiar walczyć? - dopytała nawet zaciekawiona.
-
A może gospodarz też będzie walczył? - spytała w sumie tego nie wiedząc po czym spojrzała na Yellenę.
-
Nie jestem jego żoną, jakiś czar na mnie rzucił i swoją marionetkę ze mnie zrobił, ale na tym śniadaniu jakimś cudem się ocknęłam i tylko ten zaklęty najennik uświadomił mnie gdzie jestem i co się dzieje... - wyznała.
Aira przysłuchiwała się wszystkiemu po kolei nie przerywając kojącego miziania futerka miśka. Że też zmuszali ją do takiego myślenia już z rana.
Ożywiła się dopiero słysząc jakże kuszącą propozycję.
-
Przemienisz? O! I to jest argument! - zawołała i objęła ramionami szyję niedźwiedzia kładąc sie na jego plecach.
-
Nie no to jest zajebiste... tulę niedźwiadka... - aż się zaśmiała i podniosła ręce łapiąc za uszy i nimi poruszyła lekko je masując.
-
A to czujesz na uszach czy po prostu ciągnę cię za włosy? - zapytała tym faktem zaintrygowana.
-
Ale daj słowo, że dasz się pogłaskać jako niedźwiadek i że mnie nie zjesz - już miała z nimi do czynienia i wolała mieć tę obietnicę wyklarowaną.
-
Dobra przyznaję to wygląda zajebiście - roześmia a się Shadan na ten widok, a jej perlisty melodyjny śmiech wywo a na ustach Airy szerszy uśmiech. To towarzystwo potrzebowa o odrobinę rozrywki, by się odprężyć, zbyt wiele spad o na ich barki.
-
Nie wiem - mruknął Halse odnośnie słów Shadan i turnieju, wzruszając ramionami. -
Może i tak. Teraz czuję się normalnie w miarę, a takie napieprzanie się z innymi to zawsze dobra rozrywka. Bardzo... uspokaja - dodał, uśmiechając się kpiąco. -
Więc, gdyby nie był to pomysł absolutnie debilny, pomyślałbym nawet, że jest niezły. A gdyby gospodarz walczył - podjął z większym zainteresowaniem -
to już w ogóle. Chętnie bym mu w papę dołożył, bo, nam wszystkim się tu widzi, że to kawał chuja. Ciekawość - zastanawiał się na głos -
o chuj mu chodzi. Te, bransoleta - zawołał do metalowego ustrojstwa, które założyła Aira -
może ty coś wiesz? Hę? On mnie słyszy, czy musiałbym mieć to gówno na łapie? Ale - podrapał się po brodzie -
to ogółem bardzo ciekawe jest, co mówisz. Aż tak podejść zwierzołaka, bo zakładam, że skoro wąż, to jeden z nas... a więc, aż tak nas podejść i jeszcze czaru na nas użyć... I to nie byle jakiego - dodał niemal z niepokojem. -
To jest kawał czarnej magii. I to, wiecie, takiej... czarnej. Dosłownie i w przenośni. Trzeba nam uważać, bo to serio chuj straszny musi być. I trza się wywiedzieć, co on jeszcze planuje. I czy ten turniej to aby przykrywka dla czegoś nie jest.
Zaśmiał się wesoło, słuchając zachwytów rudej.
-
Teraz ciągniesz mnie za włosy - przyznał z uśmiechem -
ale lekko, więc przyzwalam. A w niedźwiedzia choćby teraz mogę się zamienić. Choć - dodał, rozbawiony tym odkryciem -
pewnie nawet nie będziesz miała jak ocenić, czy prawdę ci mówię i żem się serio zamienił, czy cię kłamię i dalej iluzję widzisz. Ale pewno to po dotyku poznasz. I spokojnie, my nie są agresywne jak nie trzeba. Tylko pogadać nie pogadam. Poryczę co najwyżej.
Airanna wysłuchała wszystkiego z zainteresowaniem starając się połączyć wszystkie wątki, ale to nie miało sensu. Po co oni wszyscy mu byli?
-
Fakt turniej przykrwyką może być by nas zająć, to może też ten turniej wykorzystamy i ten czar odprawmy co gada odmieni? Chyba, że na to się nie decydujemy, bo mam wątpliwości, jednak skoro gad jego wrogiem to naszym sprzymierzeńcem... - stwierdziła i potem usłyszała tą wieść o przemianie i aż podskoczyła podekscytowana, ale patrzyła na niedźwiedzia czy ten jej aby nie wrabia.
-
Pokaż. - powiedziała krótko wstając z łóżka i oczekując. Udawała opanowana, jednak w duchu cieszyła się niczym dziecko w kuchni pełnej łakoci, bo jak miała się nie cieszyć na takie wydarzenie?
Halse pokiwał głową, jako że ruda gadała całkiem logicznie.
-
Tak, waszym zadaniem będzie przekopanie się przez tę księgę. Nie znacie się na czarach, jak zakładam, ale będziecie mogły pozaznaczać ciekawsze fragmenty i przyjść z tym do mnie. Bo tak się mnie widzi, że jeśli się z tego turnieju wymanewruje, to to podejrzane może być. Więc po wszystkim mi pokażecie, coście znalazły.
Roziksrzone oczy rudej na propozycję przemiany w niedźwiedzia coraz bardziej bawiły Halse'a, więc i z tym większą przyjemnością zamierzał to zrobił. Wstał więc, rozciągnął się lekko, przymknął oczy, po czym zaczął sobie wyobrażać, że jego ciało zaczyna się... rozszczepiać. Rozciągać niczym porządnie rozwałkowane ciasto. Coś, co jeszcze chwilę temu było jego mięśniami, skórą, kośćmi, zaczęło się wyginać, przekształcać, rosnąć. On zaś czuł jedynie delikatne, choć dość "neutralne" w odczuciu mrowienie, przez ułamek sekundy miał też wrażenie, że jest ich dwóch. Gdy zaś ci dwoje się połączyli w jedno, Halse poczuł mocniejsze uderzenie energii, rozlewające się po jego ciele gwałtowne ciepło, a gdy otworzył oczy, wiedział, że przemiana została dokonana.
Zawołałby "tadaa", ale z jego pyska wydobyło się tylko jakieś niedźwiedzie bełkotanie.
Aira stała dzielnie obok oczekując przemiany. Chodzący na dwóch łapach niedźwiedź był wybornym widokiem. Czekała i czekała, a kiedy do przemiany doszło spojrzała to na stojacego przed nią mężczyznę to na swoje towarzyszki i się uśmiechnęła w typowy dla siebie zadziorny sposób.
-
No to mamy tu, ciekawskie jasne oczyska, wyraźny, zadarty nosek... - zaczęła chodzić dookoła mężczyzny uważnie się mu przyglądając.
-
Szerokie barki, ale dość proporcjonalne i tył też niezły... - uśmiechnęła się szerzej stając przed nim i obserwując twarz, która zapewne w tym miejscu nie była sądząc po ziwerzęcych pomrukach gdzieś wyżej.
-
Jestem rozczarowana, że zostajecie w ubraniach! Czemu ich nie ściągacie? Kto by pomyślał, że trochę nagości poskąpicie... ale sądząc po całokształcie to Alaya ma z ciebie pociechę... w łożu... - zaśmiała się i spojrzała na Yell, która po dłuższej chwili obserwacji w końcu się odezwała.
-
Czego mamy szukać? Jakieś rady? Transmutacja ? Zaklęcia? - zapytała i skrzyżowała ręce na piersi. Mimo całej dramaturgii bawiła ją reakcja Airy na futrzana stronę Halse.
Zmrużyła oczy.
-
I może jeszcze żyjecie po kilka tysięcy lat jak mówią w Halalcku? - mruknęła zaskoczona i podeszła bliżej, tykając jego łapę czubkiem palca. Ale palec zatrzymał się kilka centymetrow od dłoni, jakby blokowany czymś. Jakimś innym ciałem.
-
A słyszałam o tym, choć patrząc na Hyrona uwierzę i w miliony... - stwierdziła jakby lekko zawiedziona.
-
Dobra misiaczku odmieniaj się, przez nalewkę widzimy teraz twoją ludzką postać... - objaśniła, jednak podeszła bliżej nim to zrobił i dotknęła futra. To było dziwne, że ręka zatrzymała sie kawałek przed ciałem, jednak dotyk gęstego futra był czymś tak charakterystycznym, że nie mogła mieć żadnych wątpliwości.
-
Nie no dobra daj mi chwilę... - stwierdziła i musiała obejść go dookoła próbując zbadać jak szeroki jest niedźwiedź i czy da radę go objąć? Nie widziała go, a chciała mieć choćby orientacyjne pojęcie co do jego rozmiaru realnego.
-
Yell udało się? Ile mi brakuje? Sporyś jest... - przyznała z uznanie w stronę niedźwiedzia.
—
Czy ty masz po... - zaczął Jeździec.
Z jednej strony Halse wiedział, że pod postacią niedźwiedzia nie był w stanie wypowiedzieć na głos swoich myśli, ale wtem właśnie wydarzyło się coś bardzo dziwnego, bo... naprawdę je usłyszał. I, co ciekawsze, panny najwyraźniej też, sądząc po ich reakcji. Lecz jednocześnie czuł, że jego niedźwiedzie ciało próbowało tego samego, a więc wypowiedzieć cokolwiek w tym samym momencie, co oczywiście kończyło się nieskładnym mlaskaniem i warczeniem, nad krórym Halse, o dziwo, nie mógł zapanować.
—
Co to, do jasnej kurwy, ma być?! — zakrzyknęło echo jego głosu, wypowiadając dokładną treść jego myśli. —
Co za pojebana akcja, ja pierdole... Ale chuj. Wracając do pytań: czy ty masz pojęcie, ptaszynko — taksował ją niedźwiedzim spojrzeniem —
jakie byłoby to niepraktyczne, gdybym przy każdej przemianie rozdzierał swoje ciuchy? I w czym ja bym potem chodził? Ja wieeeem — zaśmiał się —
że byście tak nawet wolały! Ale mnie by rzyć przeokropnie zmarzła i powiem wam, że do dupy byłby taki układ.
Halse popatrzył na ptasią panienkę, rozczarowany jej niedomyślnością.
—
Najlepiej, jakbyś szukała nagłówka typu "JAK ODCZAROWAĆ TYPA ZAKLĘTEGO W BRANSOLETĘ". Albo coś w ten deseń. Wierzę w ciebie, na niegłupią wyglądasz. Udowodnij mi, że jednak czasami da się oceniać książkę po okładce.
On mógłby sobie tak gadać i gadać, ale ruda znowu wmurowała go w beton, kiedy przytuliła się do jego niedźwiedziego cielska - ale robiła to tak dziwacznie i pokracznie, jakby nie za bardzo była pewna, czy rzeczywiście go obejmowała. Roześmiał się w głos, żałując, że nie widział tego z perspektywy osoby trzeciej.
—
Pewnie, że sporyś! — rzekł z wielką dumą. —
A brakuje ci tak z dobrych dwadzieścia centyme... trzydzieści. Bardziej się postaraj! — krzyknął nagle jak trener na młodego atletę. —
Bardziej! No weź, żebym ja chociaż to poczuł!
-
Dobra... pomogę i zrobię co trzeba byle się stąd wydostać... nawet pomogę odmienić tego gada... - odezwała się w końcu Shadan, po długiej walce z myślami. Patrząc na rękę Airy gdzie ów bransoleta spoczywała.
-
Jak tysiące? To ile ty masz lat? - spojrzała zaciekawiona na mężczynę.
Aż podniosła się zaciekawiona, a kiedy ujrzała to co Aira próbuje zrobić nie wytrzymała i zgięła się w pół śmiejąc.
-
To wygląda jakby stała przed nim bariera... którą próbujesz przepchnąć... - otarła oczy z łez śmiechu i podeszła do nich przymierzając swoje ręce z drugiej strony.
-
O tyle ci brakuje - pokazała Airzę nie mogąc przestać się śmiać, zwłaszcza kiedy rozpoczął się doping.
-
To byłoby zbyt proste. Transmutacja węża w złoto byłaby idealnym tytułem, ale dziękuje za jak mniemam komplement z pańskich ust, panie Halse. - stwierdziła Yellena.
-
Brakuje to ci piątej klepki rudzielcu. - odparła, a na usta wkradł się blady uśmiech. Chwilę zastanawiała się nad czymś, przecierając palcami wierzch dłoni, wpatrując się w stolik. Zbierała wszytskie informacje, które usłyszała w jedno.
-
Panie Halse bojowy niedźwiedziu, drogie panie. Pora działać. Pan się odmieni i pójdzie na ten turniej lepiej. Inaczej możemy wzbudzić podejrzenia.- Założyła maskę damy. Opanowanej, elokwentnej. -
Ja mogę tu zostać i pomyszkować w księdze, wcześniej źle się czułam więc to dobra wymówka, ale broń was na wielkie słońce mówić o tym memu mężowi. Potrzebuję chwilę czasu by się skupić. Jeśli będzie pytał, powiecie że zasnęłam w komnacie cioteczki i zbieram siły. Aira pomacasz sobie pana później jeśli masz niedosyt, jak będziesz miła to pewnie ci pozwoli podotykać nie tylko futerka. Pani - zwróciła się do Shadan -
dobrze by było, gdybyś dowiedziała się jak najwięcej od pana zaklętego w złoto, czy używano jakichś przedmiotów w trakcie rzucania zaklęcia. Kiedy mnie przemienianio czarownica kreśliła jakieś kręgi białym proszkiem, ale to zapewne były inne rodzaje zaklęć. - westchnęła.
-
Czy taki przedsmak umiejętności wystarczy by udowodnić, że matka dała mi nie tylko piękną twarz? - lekko złośliwy uśmieszek wykwitł na jej ustach.
Aira uważnie wszystkiego słuchała, jednak nie przyrywała swoich zmagań.
-
Tobie to łatwo gadać, ciężko objąć coś czego się nie widzi! - stwierdziła, ale po takim dopingu jeszcze chwile próbowała, w końcu ta chęć była silniejsza od rozsądku. Na informację od Shadan tylko sie zaśmiała, jeśli brakowało takiego kawałka to faktycznie był ogromny.
Kiedy Yell zaczęła przedstawiać swój plan Aira odpuściła swych prób. Wiedziała, że ta ma już wszystkie potrzebne im informacje i że trochę jej pomoże w logicznym rozdzieleniu zadań.
-
Nie kuś diablico... bo tylko smaka robisz... - odparła tylko zadziornie do swej siostry. Poprawiła swój płaszcz i włosy po tej niezdarnej szamotaninie i położyła dłonie na biodrach. Szybko się reflektując i zdejmując bransoletę z ręki i oddała ją Shadan.
-
Jakiś cichy się zrobił, chyba bliskość niedźwiadka go onieśmieliła... - stwierdziła żartobliwie, a białowłosa odebrała węża zakładając go na nadgarstek ze swporym grymasem na twarzy.
-
Czyli ty będziesz szukać zaklęcia w księdze, do tego potrzebny gad, a bez niego Shadan na turnieju sie nie pokaże, więc lepiej by tu z tobą została. Misiek na turniej, a ja to chyba pójdę dalej się poszwędać może też na ten turniej zajrzę, by nie było, że nas tyle na raz wcięło... - stwierdziła przeciągając się.
-
Chwilę się tam pokręce i do was wrócę... jakby kto pytał powiem, że pani zamku dogląda cię... lepsze to niż mieliby jej szukać... - stwierdziła i skrzyżowała ręce pod piersiami z zaciekawieniem zerkając na mężczyznę, by zobaczyć jak wygląda przy tej ich przemianie jego twarz. Czy iluzja w ogóle choć trochę do odzwiercideli? Cóż po prostu zamknął oczy, a ruda po chwili ujrzała niedźwiedzia stojącego na tylnych łapach.
-
Dobra to jak dogadane to idziemy... - stwierdziła i ruszyła w towarzystwie niedźwiedzia do wyjścia. Nikt nie protestował, a więc zadania mieli rozdzielone. Opuścili pokój Alay zostawiając w nim Yellenę i Shadan. Zamknęli za sobą drzwi i ruszyli korytarzem kierując się prosto na jadalnie.
-
Niebywałe te wasze czary, idę sobie korytarzem z niedźwiadkiem... - była tym widocznie zafascynowana. Jednak prawie przystanęła kiedy po chwili przeszła obok nich wydra. Obejrzała się za zwierzęciem i zrobiła krok bliżej niedźwiedzia.
-
Wydra? Jaki wy rozstrzał macie? Przecież jeszcze kogoś rozdeptam... a nie po prostu na niego wlezę bo nie zauważę... - stwierdziła naprawdę skołowana po tym specyfiku.
Halse wzruszył ramionami, nie za bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć na coś, co dla niego było zupełnie naturalne.
—
Dziwię się — odparł —
że się dziwisz. Przecież jesteś świadoma magii na świecie, nawet jeśli nie miałaś z nią większego związku. A świadomość czegoś, nawet mimo braku poznania, powinna od razu w człeka gotowość na poznanie wszczepić. Więc — tłumaczył —
powinnaś brać pod uwagę, że na tym świecie dzieje się mnóstwo srodze posranych rzeczy.
Wydra, co oczywiste, też nie zrobiła na nim większego wrażenia.
—
Rozstrzał jest bardzo szeroki — przyznał —
choć robactwa żadnego osobiście nie znam. Jednak jesteśmy wojnami — wyjaśnił —
więc potrzebujemy zwierząt gotowych do walki. Albo posiadających inne przydatne umiejętności. Latanie, zwinność, giętkość i inne takie. Wydra... — Halse pomyślał przez chwilę —
pewnie niezła byłaby jako szpieg. Szpieg Wydra! — oznajmił z udawaną dumą.
Wtem zdalne sobie sprawę, że nie wspomniał o rzeczy absolutnie fundamentalnej. Najlepiej było to zrobić w towarzystwie całej babskie bandy, ale trudno, musiała wystarczyć ta jedna.
—
Skoro mamy konspirację — łypnął na nią groźnie —
to wierzę w twoją inteligencję i świadomość, że nikt, z twoim mężulkiem na czele, nie może się dowiedzieć, że wiecie... to wszystko. Jasne?!
Wysłuchała go uważnie.
-
Pewnie i masz rację jednak w naszych stronach magia, wiedźmy czy wy jesteście traktowani jak legendy... mity... bajki... nikt tego nie bierze na poważnie, bo zjawisko jest tak rzadkie... Więc tak jak uczono twardo szło sie przed siebie nie rozczulając się nad dziwami, których tak niewiele u nas... - wyznała i z wyraźnym zaciekawieniem wysłuchała informacji dotyczącej zastosowań ich zwierzęcych form. Niebywałe było jak nimi się posługiwali i fakt, kto o szpiegowanie podejrzewałby wydrę? Nie jedna dziewka na rękach by taką do obozu swego czy wioski przyniosła chcąc nakarmić uroczę zwierzę.
-
To wy faktycznie cwane bestie jesteście... - uśmiechnęła się pod nosem, a widząc to srogie spojrzenie popatrzyła na niego i się roześmiała, niedźwiedzia mordka po prostu ją ujmowała, jakiego wyrazu by nie przybrała, a sam fakt mimiki pyska był zadziwiający. Choć w pewien sposób zaburzało to jej postrzeganie zwierząt, które wręcz podziwiała.
-
Cudny masz ten pychol.. .- stwierdziła z uśmiechem po czym odrobinę zwolniła uważniej patrząc czy nic przy ziemi ich nie mija.
-
Zdaje sobie sprawę, że zostałbyś ukarany... dlatego tym bardziej jestem ci wdzięczna. Wiem, że sytuacja prawdę na tobie wymusiła, jednak dalej mogłeś bajki nam wciskać... tym bardziej ci panie dziękuję... za twą szczerość... zachowam to wszystko dla siebie i poproszę o to samo dziewczyny.. - poinformowała z łagodnym uśmiechem, na niego patrząc.
-
Aż zasłużyłeś na całusa, ale przez te iluzję za nic w polik nie trafię... więc uznajmy, że żonka ci go sprezentuje jak już jej fochy miną, albo będę ci go po prostu dłużna... - wyznała z rozbawionym uśmiechem ponownie nabierając tempa. Nie było można powiedzieć, że znała się na Jeźdźcach jednak po tych paru dniach z nimi spędzonych śmiało mogła powiedzieć, że byli oni niebywale podobni do zwykłych mężczyzn, a więc i cieszyły ich proste gesty., których w swej wdzięczności nie zamierzała im skąpić.
Halse pokiwał głową, rad z faktu, że rozmawiał z kimś, kto naprawdę używał jakiegokolwiek myślenia.
-
Na tym to wszystko polega - tłumaczył spokojnie. -
Nasza iluzja rzeczywiście ma być iluzją, i to na wielu płaszczyznach. Między innymi na takiej, byście wy wszyscy, niemagicznie, faktycznie nas za legendy uważali. Wtedy się człowiek nie boi, bo w to nie wierzy. A nawet jakbyś kątem oka zobaczyła któregoś z nas przemieniającego się, to prędzej byś to zwaliła na alkohol, zmęczenie czy inne takie, niż byś w to uwierzyła. I o to właśnie chodzi. Dlatego my sami często takie legendy podsycamy, wymyślamy nowe. Legendy to synonim nieprawdy, dlatego są nam wygodne.
Halse skrzywił się na dźwięk jej śmiechu oraz tłumaczenia owej wesołości.
-
Pojęcia nie masz - odparował -
jakie fajne rzeczy może robić ten cudny pychol! Ile czaszek pozgniatał samymi szczękami! Mooooja droga! - zawołał niemal dramatycznie. -
Ale dobra - mruknął po chwili rozmarzenia -
szczegółów ci oszczędzę.
Trochę go zaskoczyła ta nagła powaga w jej głosie, o skruszeniu i wdzięczności nie mówiąc. Sam Halse po prostu wzruszył ramionami.
-
Sam nie wiem, czy dobrze zrobiłem - odparł zgodnie z prawdą -
ale tu się za dużo dziwnych rzeczy dzieje. Już ten las przed zamkiem był dziwny, a to zamczysko... takie osamotnione, a mimo to niby zamieszkane. Ten tutejszy włodarz też jakiś lewy się wydaje... I jeszcze ta bransoleta. Może aż tak szybko nie zginiecie - rzekł ze swobodą -
skoro chociaż mniej więcej wiecie, na co baczyć.
Uśmiechnął się z rozbawieniem na wspomnienie o całusie.
-
Po pierwsze: jak już przyjdziesz na moją wartę z flachą, to się upomnę. A po drugie - dodał z irytacją -
ja nie mam żony!
Skinęła głową rozumiejąc ich pobudki.
-
A więc dobrze wam to wychodzi... - stwierdziła, a na kolejne słowa uśmiechnęła sie subtelnie i uważniej przyjrzała głowie niedźwiedzia.
-
Drobne, ale mam, widziałam taki już w akcji... kły niczym szable tną skórę i mięso niczym nóż masło, a tylne trzonowce równać się mogą z kowadłem miażdżąc kości... jednak osobnik jakiego widziałam był zdecydowanie mniejszy... mogę więc sobie tylko wyobrażać jakie spustoszenie muszą siać szczęki tej wielkości w starciu ze zwykłymi ludźmi... - przyznała rozważnie.
-
Jednak mimo tej potęgi ukrytej w pysku, ta iluzja nie zmienia faktu, że mimika twoich niedźwiedzich brwi po prostu mnie cieszy... - wyjaśniła szczerze. Ogromnie wdzięczna mu była za tą szczerość, gdyby nie on dalej nie byłyby świadome tak wielu rzeczy. A kiedy wspomniał o zamku i lesie przed nim... Przeraziło kobietę jak potężnymi zdolnościami dysponują, na jaki ogrom potrafili wpływać?
-
Zachodnia wieża dobrze pamiętam? - upewniła się i na ostatnie słowa lekko zmarszczyła brwi.
-
Nie wkręcaj mnie tu... ponoć twój płaszcz nosi, a jeśli dobrze zrozumiałam wasze zwyczaje, to żony wasze je noszą i jest to równoznaczne z małżeństwem, więc po co by w nim chodziła? Z resztą nie moja to sprawa... dopiero poznaje te wasze tradycje i zwyczaje... - podniosła lekko ręce w obronnym geście, umywając je od tego. Lepiej było nie wchodzić w prywatne sprawy innych, bo jeszcze się w nich zatonie. A ta dwójka widocznie miała sobie coś do wyjaśnienia.
Halse uśmiechnął się szeroko, rad z wysłuchiwania komplementów na temat swojego niedźwiedziostwa.
-
Dlatego szyki w armii dzielimy pod względem rasy, wielkości i umiejętności swoich zwierząt. Ja więc, jak się pewnie domyślasz, dobry w wojaczce jestem. Niedźwiedzie, poza tym, że są duże, silne i, jak słusznie zauważyłaś, potrafią swoimi szczękami spore spustoszenie zasiać, to są jeszcze dość przebiegłe. A że ja lubię wojaczkę - wzruszył ramionami -
to dla mnie tym lepiej. Zresztą, mówi się, że postacie zwierzęce są niejako na ludzkim charakterze wzorowane, ale to nie wiem, czy to prawda.
Zmarszczył brwi na wspomnienie o brwiach.
-
Nie panuję nad tym! - burknął, szalenie niezadowolony z faktu, że nad czymś nie panował. -
W ogóle, naprawdę, co to za głupota, że ty mnie jako miśka widzisz. I co? I ja teraz, jak ten debil, swoim długim, kudłatym pyskiem kłapię? Czy co?! No żenujące - ocenił kwaśno, kiwając z dezaprobatą głową. -
ŻENUJĄCE!
Kiwnął głową na pytanie o stacjonowanie podczas warty.
-
Choć o to to najlepiej, byś męża spytała. On najlepiej wie, gdzie chce mnie wysłać.
Natomiast gadka o płasczu, małżeństwie i innych takich zaczęła go coraz bardziej męczyć i denerwować.
-
Ile razy ja mam to jeszcze tłumaczyć?! - wybuchnął. -
Płaszcze były wpisane w umowę! Myśmy swoje płaszcze na dziewki wymienili, prawda! I mi w umowie ta, wiesz, ta blondyna wpisana była. No ale ona zległa, no to co ja poradzę? Według umowy, ten płaszcz został przypisany jej. A że potem był rozwód, to już swoją drogą - ale umowa zostałą zrealizowana. A prawo wstecz nie działa. Tutaj też nie, a skoro ja żem żadną umową już nie jestem związany, no to jak ta wariatka moja niby, hę?!
-
Rozumiem... a że na takim polu walki mało kto przeżyje... to potem nie ma komu rozpowiadać o was... a nawet jakby to za wariata by go wzięli... - przyznała.
-
Czyli gad którego chcemy odczarować musi być niezłą łajza... - przyznała na wzmianke o charakterach odzwierciedlajacych ich formy zwierzęce.
-
CO NIE?! ŻENADA! Majestat waszych zwierząt mi to rujnuje! Choć fajnie tak się do czegoś w końcu uśmiechnąć, to jednak jak tu powagę mam zachować. Ile to coś działać jeszcze będzie? Przecież to ocipieć jeszcze bardziej można... - przyznała sama już tym zmęczona. Fajnie było ujrzeć prawdę i ciekawa była czym byli pozostali, jednak skołowanie jakie to wprowadzało było niedoopanowania.
-
Hyrona.. dobra to sie zapytam nim wyjdę... pijata wszystko? Bo jak na razie tylko rozcieńczone wino widziałam i średnie piwsko... a tyle tachać mi się nie chcę... to bym flaszkę bimberku przyniosła... by trochę mocy to miało... - stwierdziła i na kolejne jego słowa wzruszyła ramionami.
-
Babe za darmo dostał i jeszcze marudzi... ciesz się życiem chłopie... z pyska taka zła nie jest, choć fakt do chędożenia to by było trzeba ją zakneblować... mi przynajmniej uszy by zwiędły... - stwierdziła bezpośrednio jak to miała w swoim zwyczaju. Jeszcze za dobrze tej kobiety nie znała, jednak zdołała już zauważyć, że lubiła sobie pogadać i pomarudzić.
Halse roześmiał się, rad z tego, że ruda najwyraźniej wszystko doskonale rozumiała, a nawet jak coś zostało niesprecyzowane, sama sobie wszystko całkiem słusznie dopowiadała.
-
Dokładnie - potwierdził. -
Jak nie ma kto przeżyć, to nie ma kto jęzorem mielić. I tylko wieśniaki, co to rozpowiadają po kielichu, że tam byli i wszystko widzieli, rozpowiadają o zwierzakach walczących we wojnach, żeby im w zamian za opowiastkę inne wieśniaki wódkę stawiali. I tak się koło życia wieśniaka toczy - zakończył dramatyczno-filozoficznie.
Zamyślił się nad tym, co powiedziała o człowieku zaklętym w bransoletę. Trafiła w punkt i to było srodze niepokojące.
-
Uważajcie z tym ustrojstwem - ostrzegł uczciwie. -
To naprawdę daje czarną magią jak naprawdę wielkie gówno smrodem. I tak jak mówisz, jakiś straszny chuj musiał tam siedzieć, skoro na taką karę sobie zasłużył. I na pewno będzie zajebiście wściekły, jak się wydostanie. Zwłaszcza po tym, co ta twoja koleżanka powiedziała, że on tam jej kogoś wymordował. Tak sam z siebie mordować ludzi byle młódki... to nawet my tak rzadko robim - przyznał na poły ze zdegustowaniem i podziwem. -
A, właśnie - mruknął, przyglądając się uważnie rudej. -
Ty na tę swoją koleżaneczkę lepiej uważniej baczaj. Jak ona tak długo to nosiła, to ciekawym, czy to jakimiś kiepskimi skutkami się dla niej nie objawi. Obserwuj ją i miej pod opieką, jak ci cokolwiek zależy.
Na jej wyjaśnienia o majestacie jedynie odburknął ewidentnie nie zadowolony, natomiast wieść o bimbrze zaraz go ucieszyła.
-
Taki bimberek byłby dobry... bo na łeb nie działa. Ale w nogi włazi... hm... No dobra. Bimber może być. I ta, spytaj, tylko jakoś tak po partyzancku - pouczył. -
Te twój mężuś we wszystkich butach węża wyczuwa, wszystko mu się podejrzane zdaje.
Słowa Airy o Alayi niezbyt nie niego działały.
-
Tak czy siak bym ją związał - wzruszył ramionami. -
Przed chędożeniem i po też.
-
Hmmm... ale moja ręka tym czymś nie zionie? - upewniła się podnosząc przedramię, na którym chwilę nosiła tego gada nim go oddała Shadan.
-
Znać, jej nie znam, ale wierzę jej, że sama tu wylądowała... a więc oko na nią będę mieć by jej tak nie zostawić samej... - wyznała i na moment przystanęła, bo się do jadalni zbliżali.
-
Dlatego tym bardziej musisz mi się później pokazać, by mi ten majestat wasz naprostować po tym dziwactwie... - stwierdziła i chwilę się zamyśliła, nad kolejnymi słowami mężczyzny dotyczącymi jej małżonka.
-
Fakt łazi i węszy nie wiadomo czego stale... ale co ja się kryć będę... powiem gdzie ide i wyjde po prostu... nie drzwiami to oknem... - uśmiechnęła się lekko rozbawiona.
Na informację o Alayi jedynie ramionami wzruszyła.
-
Jak tak lubisz to i to jakiś sposób jest, a jeśli działa to nie ma co go podważać... - przyznała swobodnie.
-
Wątpię - stwierdził ze spokojem. -
Nosisz ją od chwilki. A tamta miała ją na sobie dłuższy czas. Więc teraz ci raczej nic nie grozi. I tak, miej oko - przytaknął, a jej ulżyło i opuściła rękę. -
Podobno macie jakąś tam solidarność jajników, to niech się u was teraz uaktywni. Samemu tu lepiej nie być - rozejrzał się niespokojnie po murach zamku. -
Dziwnie tu jakoś.
Zaśmiał się znowu na kolejne wspomnienie o jego niedźwiedziej formie.
-
Ty naprawdę masz jakiś fetysz! - zarzucił jej oskarżycielsko, choć w jego tonie słychać było rozbawienie. -
Ale tak, chętnie naprostuję wszystkie nieścisłości. Jeszcze się mnie bać zaczniesz! Zobaczysz!
Prychnął na wspomnienie o związaniu Alayi.
-
To nie jest głupie - przyznał, kiwając z uznaniem głową. -
Ale pomyślim, pomyślim. Najpierw tym głupim turniejem się zajmijmy. A potem księgą, bransoletą i innym tym tałatajstwem.
-
Jajniki czy jajca co za różnica... jak trzeba pomóc to trzeba... - stwierdziła prostolinijnie.
-
A bo ja wiem? A nawet jeśli to co?! - nie była zmieszana jednak samej jej było ciężko stwierdzić dlaczego tak bardzo to lubiła. Odkąt pamietała to tak miała, dotyk futra po prostu był przyjemny i kojący to co sobie miała żałować.
Na wzmiankę o strachu lekko pokiwała głową.
-
Kto tam cie wie, jednak wolałabym po prostu poznać... - posłała mu subtelny, łagodny uśmiech. Doskonale wiedziała, że strach był w większości powodowany niewiedzą, jeśli ludzie czegoś nie znali bali się tego i woleli to zniszczyć niż poznać. Taka już była natura, strach przed nieznanym i przed śmiercią, a to były zbyt silne czynniki, by społeczeństwo zaczęło inaczej funkcjonować.
Skinęła głową na ostatnie słowa.
-
Tak chędożenie baleronu na koniec... - przyznała zgodnie.
-
No to powodzenia w turnieju Niedźwiedziu..- spróbowała spojrzeć mu w oczy -
Ja teraz patrzę na twoją twarz czy na sufit po prostu? - dopytała zaciekawiona tym faktem za bardzo, musiała bowiem wziąć na to poprawkę nim wejdzie do sali pełnej zwierząt. Swoim spojrzeniem powinna celować w miejsca gdzie ich twarze być powinny? Czy właśnie nie? I czy obecnie rozmawiała z mężczyzną patrząc nie na niego, a sufit nad jego głową?
—
Nie no — bronił się Halse odnośnie swoich oskarżeń co do fetyszu —
mnie to w sumie nie przeszkadza! Nawet wprost przeciwnie. Powszechnie wiadomo, że najlepsze w łóżku zawsze mają jakieś fetysze.
Jęknął na myśl o tym śmiesznym turnieju.
—
Dziękować, dziękować — mruknął niechętnie. Zaśmiał się, kiedy starała się wypatrzeć jego oczy. —
Mam dla ciebie radę. Najlepiej to powiedz, że cię kark boli i masz kłopot z oczami; ot, że źle spałaś. Wtedy może nie będą się czepiać, że się zamiast w ich oczęta to gdzieś nad nimi w żyrandol gapisz.
-
No proszę... no to teraz aż sama ciekaw jestem tego na co będzie mnie stać - stwierdziła i skinęła w zadumie się nad tym zastanawiając.
-
Rada nienajgorsza, jednak liczę, że zaraz mi to odpuści... - wyznała, gdyż naprawdę mogło być to uciążliwe, a jej jedynie zależało by ten zwierzyniec rozpoznać i zapamiętać. Jednak jak potem ma zwierzę do człowieka dopasować? To już będzie istna zgadywanka. Czysty hazard.
—
Nie wiem — zaśmiał się —
ileście tego wypiły i jak długo to trzyma. Mnie pozamiatało w pół minuty — burknął —
ale was w sumie też, choć w innym sensie. Ku trzeźwości, koleżanko! — zakrzyknął niemal bojowo.
-
Trzeźwość to nie dla mnie... ale powodzenia! - odparła nim ruszyła do środka zwierzyńca, odchodząc jedynie śmiech mężczyzny usłyszała.
Była bardzo pozytywnie nastawiona, wcześniej nie spodziewała się po tym mężczyźnie tak interesującej rozmowy, w ogóle jakiejkolwiek rozmowy. A tu tak mile ją zaskoczył.
Choć to wszystko czego się dowiedziała było przytłaczające to była wdzięczna. Naprawdę trafiły w ręce najprawdziwszych zwierzołaków... co miała o tym myśleć? Czy były zagrożone? Każdy z nich mógłby dokonać rzezi... nie miałyby najmniejszych szans, nawet ona... co z tego, że miała doświadczenie, od dziecka szkolona, przez rozmaitych wojów. Skoro uczono ja polować na zwierzę bądź walczyć z cłowiekiem. A Jeźdźcy wykraczali ponad te pojęcia. Zwierzę dało się przechytrzyć i tylko tym zyskiwało sie jakiekolwiek szansę... ale człowiek w skórze bestii? Jak wyszkolonym by się nie było, to nie miało prawa się udać.... zwłaszcza, że nie tylko inteligencja bestiom sprzyjała, ale i te ich czary... Może i ich ludzkie postaci miały siły zwierząt? Tak jak Shadan jej powiedziała, jeden w pojedynkę, a zmiótł jej całą eskortę... Jak dobrym by się nie było, człowiek by tego nie dokonał samotnie.
Wtedy jej dłoń powędrowała do amuletu, który ukryty był pod ubraniem, a ona jedynie położyła opuszki w tym miejscu czując jego zarys pod materiałami. Amulet ostrzegał ją tylko momentami, a więc nie mogli mieć wobec nich złych zamiarów. Nie zależało im na ich zgubię... Czego dowodem z resztą była postawa Niedźwiedzia... Wyjawił im tyle, po to by przeżyły jak sam stwierdził. Naraził się pozostałym zdradzając im to. Tego była pewna.
I właśnie w takiej chwili przydałby się jakiś futrzasty kompan... zaśmiała się pod nosem i ciężko westchnęła. Zmobilizowała się kończąc te przemyślenia. Nie mogła oceniać jednostek przez pryzmat ogółu, przez jakieś stereotypy i bajki. Każdy z nich decydował za siebie samodzielnie, a więc były tu osoby warte czegoś.
Ruszyła do jadalni, w końcu przekraczając to przejście wiedząc, że zastanie tu istny chaos, który z resztą słyszała już przez ścianę. Przygotowana na to, nie okazała zaskoczenia po ujrzeniu czegoś tak wariackiego. Dźwięki zwierząt zlewały się w jedno z męskimi głosami, a te wszystkie jakby starały się przekrzyczeć. Duże koty, wilki, byki, jelenie, rozmaite ptactwo i masa innych, to było coś przytłaczającego. Jednak wiedziała co ujrzy, musiała tylko uspokoić umysł i zacząć analizować i zapamiętywać. Jak w tym harmidrze znaleźć tych których znała? Przypatrując się temu wszystkiemu aż poczuła pierwsze zawroty głowy. Dłonia przetarła pół twarzy i wzięła głębszy oddech. Musiała się w sobie zebrać. Przed jej oczami przeszedł dzik, a ona aż się uśmiechnęła. Jakby miała z kim, założyłaby się, że to prosie było właśnie TYM wieprzem... Uśmiech dodał jej nieco sił i motywacji. Wodziła spojrzeniem po zwierzętach, a na widok białego lwa przypomniała sobie słowa Shadan. Jeśli dobrze to zapamiętała to zaklęty najemnik ostrzegał ją przed Hellionem... w paszczę lwa się pakujesz.. jakoś tak jej powiedział. A więc czy to mógł być naprawdę jej świeżo upieczony siostrzeniec? Zapragnęła to sprawdzić jednak wtedy mignęły jej czarne pióra gdzieś w kadrze. Skupiła się na nich, orzeł... na sali były dwa... a więc który był jej mężem?
Nie zamierzała ryzykować pomyłki, dlatego najzwyczajniej w świecie przeszła obok jednego z nich, gdy ten rozmawiał z pumą i rejestrując ich głosy mogła śmiało stwierdzić, że nie był to ten orzeł... Dlatego skierowała swoje kroki ku temu o czarnych piórach.
Stanęła w odpowiedniej odległości od niego, jednak w taki sposób, by ją zauważył.
-
Widzę, że zainteresowanie turniejem spore... też bierzesz udział? - zagaiła zaciekawiona.
-
Nie zamierzałem brać udziału, lecz któryś z moich podwładnych podstępem mnie zapisał - odrzekł, szamocząc się z czymś. Najwyraźniej ludzka forma odpinała pas ze sztyletem. -
Nie zamierzam marnować czasu. Za to nie spodziewałem się, że ty będziesz zainteresowana tym... "turniejem", pani. - bystre oczy orła rzuciły jej badawcze spojrzenie.
-
A jak już wpisanyś na listę, to szkoda zachodu by to odkręcać? - wywnioskowała sobie.
-
A skąd takie przypuszczenie? - dopytała nawet zaciekawiona, swobodnie krzyżując ręcę pod biustem. Było jej ciężko z nim rozmawiać, tylko chwilami na niego spoglądała, a tak udawała zainteresowana otoczeniem i przygotowaniami.
-
Wycofanie się z pewnych rzeczy mylnie może zostać odczytane za oznakę słabości - odrzekł, odkładając pas na jeden ze stołów. Następne szły karwasze. -
Wnioskuję to stąd, że raczej większa skala jest ci znana bądź przez ciebie preferowana, aniżeli wydarzenia skromne i proste. Przynajmniej sądząc po tym, co nam było dane jak dotąd zaznać.
-
Rozumiem - skinęła lekko głową, nie musiał nic więcej dodawać, doskonale wiedziała jak to w takich hierarchiach działało.
-
Owszem udział brałam... jednak osobiście wolę wydarzenia na mniejszą skalę, więc to tu jest idealne... ławeczka dobre towarzystwo i ciekawe widowisko.. - stwierdziła i obejrzała się za siebie by namierzyć jakieś dogodne miejsce na później.
-
Mogę się założyć, że na czymś tak prowizorycznym zobaczymy więcej niż na tych turniejach pełnych przepychu z szlachcicami w wypolerowanych jak psie jajca zbrojach... - dodała powracając spojrzeniem na ptasie oczy, starając sie nie wpatrywać w dziób.
-
Sądzę, że sporo dziś zobaczymy brudnych chwytów i sztuczek - odrzekł mężczyzna, odkładając kolejny element uposażenia.
-
Jak "brałaś udział"? - zainteresował się. -
Na panienkę, podziwiającą szlachtę w zbrojach, nie pasujesz.
-
Zdradzasz własne plany czy przewidujesz te innych? - przyjrzała się mu uważniej, jednak jedynie się droczyła, doskonale rozumiejąc o czym mówił.
-
Interpretuj to jak chcesz - odparła z subtelnym jednak lekko zadziornym uśmieszkiem. Wolała nie wchodzić na te tory rozmowy.
-
Skądże - odrzekł, zanim uniósł brwi z pewnym niedowierzaniem. Wyraźnie wątpił, by została w ogóle dopuszczona do turnieju. Jej dłoń ku ustom się uniosła w celu podrapania się pod nosem, odwróciła się przy tym, wszystko by opanować rozbawienie jakie ja ogarnęło i zasłonić swe usta. Po prostu musiała uciec wzrokiem od krzywiących się ptasich brwi. Ta rozmowa robiła się dla niej ryzykowna.
-
Więc przewidujesz, że dotrzesz po wszystkim sam? Czy już rezerwować Hektora by mógł ponownie odeskortować twoje zwłoki do komnaty? Dzis pewnie będzie miał dużo roboty... - dopytała kiedy już opanowała swoje emocje.
-
Myślę, że poradzę sobie - odrzekł oschle. -
Sądzę, że zbyt łatwo lekceważysz pewne rzeczy.
-
Siebie nie nazwałbyś "rzeczą", a więc co zrobiłam tym razem? - dopytała zdecydowanie spokojniej starając się na niego patrzeć, rozbawienie całkiem jej przeszło, a powodem tego były kolejne zawroty głowy. Widziała jak obraz przed nią lekko sie rozmywa, jednak starała sie na to nie reagować, stała stabilnie niczym posąg.
-
Sądzę, że nie doceniasz pewnych cech lub umiejętności - sprostował równie spokojnie mężczyzna. -
Nawet jeśli przegram, to nie sądzę, że pomoc Hectora będzie konieczna. Na marginesie, pani - co cię tak bawi? - był wyraźnie zaintrygowany.
-
Przy okazji, nie pytaj "co zrobiłam", bo sugeruje to, jakobyś brała winę na siebie lub czuła się winna - dodał, ściągając pierścień Królowej Słońca. Wyraźnie się jednak przy tym zawahał, zanim odwrócił się do Airanny - jakby myśląc, czy coś jeszcze zrobić lub powiedzieć.
Kobieta dłuższy czas mu się przyglądała przez widok orła ciężko było jej zrozumieć co robi mężczyzna. Jednak dostrzegając odkładane przedmioty pojęła, że szykował się do walki.
-
Ty tak uważasz... po prostu równe doświadczenie i zapewne umiejętności posiadają tu obecni, a więc ciężko wskazać szansę kogokolwiek... - wyjaśniła, nie znała ich, a więc i nie mogła wypowiedzieć się odnośnie ich zdolności.
-
Każde z nas te same rzeczy postrzega inaczej, a więc pytam, bo coś co ty możesz za winę uznać dla mnie może być nieistotne... - stwierdziła.
-
Wybacz panie nastrój po rozmowie z pannami jeszcze mi dopisuję...- wyjaśniła znajdując odpowiednią wymówkę i zwróciła uwagę na postać orła, który jakby na moment zamarł. Znała ten rodzaj wahania, a więc z większym zainteresowaniem chciała przyjrzeć się rzeczy jaką następną mężczyzna odłoży.
-
Chcesz bym zajęła się twoimi rzeczami? Na czas twoich walk? - zaproponowała spokojnie.
-
Można zagłaskać kota na śmierć, tak jak nadmierna troska jaja ucina - odrzekł z prostotą. -
Nie sądzę, że będę najlepszy, ale też nie zależy mi na dłuższej walce. Jeśli szybko zejdę z areny, tym lepiej dla mnie. Nikt nie powiedział, że trzeba dawać z siebie wszystko - podsumował, zanim spojrzał na pierścień ze słońcem. Bez słowa kiwnął głową;
-
Ufam, że pozostałe rzeczy będą bezpieczne, ale ta jest najcenniejsza.
-
Ja i nadmierna troska? Ciekawa hipoteza - posłała mężowi lekko zadziorny uśmiech.
-
A więc powodzenia...wiadomym jest, że rozsądnie rozdysponujesz swoje siły - przyznała i wyciągnęła dłoń ku niemu widząc, że chce jej coś podać. Jednak sama tego nie przejęła, a poczekała aż wyląduje to w jej dłoni. Nie miała pojęcia jak iluzja przedstawia jej realne poczynania mężczyzny, a nie chciał wykonać podejrzanego ruchu, w nieodpowiednim kierunku.
Kiedy pierścień trafił w jej dłoń obróciła go w palcach uważniej mu przyglądając. Jednak w mgnieniu oka, schowała pierścień w swojej kieszeni od spodni. Oczywistym było, że z jej palcy by się zsunął, a nawet nie wiedziała czy mogłaby coś takiego z nim zrobić.
-
Dobrze, więc go przypilnuję...
Mężczyzna kiwnął poważnie głową.
-
Twoja troska jest niekiedy zawoalowana bardziej, niż życzliwość. Tak czy inaczej, o mnie się nie martw.
-
Może i tak być... - odparła kobieta.
-
A więc powodzenia mężu... - rzekła i jakby krok w jego stronę chciała wykonać, jednak pozostała w miejscu. Nie mogła się zbliżyć widząc iluzję zwierzęcia, dlatego uciekła swoim wzrokiem i lekko skinęła głową do swoich słów, po czym obróciła się by odejść. Lepiej było tego nie kontynuować, za bardzo by ryzykowała.
Mężczyzna skinął głową i odprowadził ją wzrokiem, wyraźnie rozbawiony reakcją kobiety.
-
Spodziewałem się całusa, ale chyba nagrody zostawię sobie na później - odrzekł, nie kryjąc wesołości. Airanna przystanęła i uśmiechnęła się pod nosem.
-
Jak sił ci wystarczy to i może jakąś nagrodę po turnieju otrzymasz... - rzuciła przez ramię do męzczyzny nim się całkiem oddaliła. Usłyszała jedynie jak kolejna osoba do niego podeszła. Nie obracała się już jednak. Obraz przed oczyma robił się coraz bardziej niestabilny, jakby nalewka przestawała działać, przez zwierzęce formy momentami przebijały się ich ludzkie postaci. Przez co kobiecie było jeszcze trudniej się w tym odnaleźć, Przystanęła na boku opierając się o ścianę i próbując zebrać siły. Coraz mocniej zaciskała dłonie na skrzyżowanych ze sobą przedramionach. Ryki, warkoty, piski i ćwierkania zwierząt całkiem ją przytłaczały, stawały sie tak głośne, jakby to z chwili na chwilę narastało wywołując pulsacyjny ból głowy. Musiała znaleźć odpowiednie miejsce na trybunach, by usiaść, a by przy okazji na nikogo nie wpaść. Jednak rozmiary zwierząt były zbyt zróżnicowane, prosto by było ominąć barana czy byka, jednak co jeśli przeoczy prześlizgującą się pod nogami wyderkę?
A kiedy natłok dźwięków uderzał w nia coraz mocniej miała wrażenie, że się od niego odsuwa... jest coraz dalej, a wszystko wokół niej cichnie, jakby znalazło się za grubą ścianą. Patrzyła wytrwale przed siebie, nie chcąc postradać zmysłów.
-
Hej rudzielcu! Przyszłaś zobaczyć jak walczę? - znajomy głos przebił się do jej świadomość, a cały obraz przed nią zajął zwierzęcy korpus. Powiodła spojrzeniem dyskretnie w górę, by ujrzeć masywne poroże jelenia.
-
A to błazny też tu wystąpią? To faktycznie dobrze, że przyszłam... - wydusiła w końcu z siebie, rozpoznając ten głos, należący do skrzydłowego w formacji podcas wypraw. Prawa strona kolumny dała im okazję do wielogodzinnych rozmów w tak nurzącej podróży.
-
No miła jak zawsze, a więc wszystko w porządku. Boś taka blada, że pomyślałem, żeś się też tą papką dziś zatruła... - stwierdził Heres, a Aira jedynie pokiwała przecząco głową.
-
Żadne zatrucie... za mało wypiłam.. wiesz ilość sie zgadzała, ale nie te procenty... - posłała mu uśmiech zbierając się w sobie i stając prościej.
-
A może zwyczajnie za mało spałaś, bo chyba aż worki pod oczyma masz... - pewnie ujrzała by teraz bardzo jednoznaczny uśmieszek, jednak pysk jelenia zupełnie go zniekształcił.
-
A weź ty mnie nawet nie wkurwiaj... - burknęła oburzona przewracając oczami, słysząc radosny śmiech jakim jeleń wybuchnął.
-
Nadal nic? - dopytał, jednak mina kobiety mówiła sama za siebie co jeszcze bardziej go rozbawiło.
-
Nie przejmuj tak się tym, może to po prostu romantyk jest - stwierdził, po czym widząc jej minę ponownie wybuchnął śmiechem, tak bardzo, że aż swoje kopytko musiał zaprzeć niedaleko jej głowy o ścianę.
-
To kto ci wpierdolić ma? - zmieniła temat z kwaśną miną, jednak nie spowodu tego co mówił a swoich odczuć.
-
Nie wiadomo dopiero to og... OSZ TY! A czemuż to zakładasz, że to ja polegnę?! To się zdziwisz! Zobaczysz! Rudaś ty do szpiku kości! - obrzuszył sie co nawet rozbawiło Airę.
-
Już się tak nie buldocz...Wolę zakładać najgorsze.. najwyżej się miło zaskoczę... - wyjaśniła, a on pokręcił jedynie głową.
-
Ale jeśli ci ryj obiją to zapraszam... może coś odratujemy, bo nawet twojej gęby byłoby szkoda... - stwierdziła i ujrzała szeroki nienaturalny na jelenim pysku uśmiech.
-
Czyżby to był przejaw troski z twojej strony... ohhh jak uroczo... - objął ją ramieniem przez co wytrącił ją całkiem z równowagi, a więc, by się ratować musiała sie na nim wesprzeć. Jednak tym razem miękka sierść jaka trafiła pod jej dłoń została zignorowana na poczet walki z równowagą.
-
Stój ty prosto kobieto szanuj się! - upomniał ją dalej w żartach stawiając na nogach, jednak ta mimo potrzymania miała z tym drobny problem. Całe szczęście dla osób postronnych wglądało to jakby chwilę się szamotali, wygłupiali.
-
Nie miotaj tak mną! - burknęła na niego upominająco i odsunęła się ponownie za swoją podporę mianując ścianę. Przyległa do niej całymi plecami i oparła głowę do tyłu, wzięła dwa głębsze wdechy.
-
Ej.. co jest? - jeleń natychmiast spoważniał.
-
Po prostu łeb mi pęka... nic wielkiego... po walkach odpocznę... ale tego jak obskakujesz wciry nie mogę przegapić... - powiedziała żartobliwie uśmiechając się przez ból, nie miała pojęcia czemu to tak się nasiliło, ale chłód bijący od ściany pomagał, dlatego przymknęła na moment oczy.
-
A idź ty cholero... - zaśmiał się pod nosem, jednak po tym obejrzał za siebie.
-
Chodź klapniesz sobie... - polecił a ona uchyliła jedno oko, by na niego spojrzeć -
chcesz na rączki? - spytał kąśliwie, jakby naprawdę zamierzał to zrobić już przymierzając się do jej nóg.
-
Ani się waż... bo ci te rude jaja utnę...- odparła, a on się zatrzymał w pół zgięciu i spojrzał na nią zaintrygowany.
-
A skąd wiesz, że są rude? - uśmiech jaki jej posłał ponownie ją rozbawił, westchnęła ciężko i odepchnęła sie rękoma od ściany, a ona na nowo stanął prosto.
-
Chodź tu bido chodząca.. - przygarnął ją pod swoje ramię, a Aira z tego skorzystała mając tym razem dobre podparcie ruszyła wraz z jeleniem do ław.
-
Stwierdzam, żeś sie rozbestwił. A takiś był uroczy na początku... - westchnęła na wspomnienie ich pierwszego spotkania te kilka dni temu.
-
I wzajemnie... choć nie... ty od początku byłaś po prostu ruda... - odparł z uśmiechem, a kiedy dotarli do ław wybrał dla niej dogodne miejsce i ostrożnie usadził ją siadając obok.
-
Trzeba ci czegoś jeszcze? - dopytał, a ona pokiwała przecząco głową.
-
Nie dziękuję... leć już obskakiwać ten wpierdol... - posłała mu złośliwy uśmiech.
-
Wiesz, że jak coś cię boli to powinnaś być milsza? - upomniał ją z uśmiechem na twarzy.
-
A podobno to właśnie ranne zwierzę jest najbardziej niebezpieczne... - odparła na to, a on zamyślił się chwilę i pokiwał z uznaniem.
-
Co prawda to prawda...
-
Dobra powodzenia łosiu... - bardzo uważnie dobrała słowa, a on spojrzał sie na nią nieco uważniej i prychnął pod nosem, poszerzając uśmiech.
-
Widzisz robisz postępy... - poklepał ją po ramieniu i podniósł się odchodząc. Odprowadziła go spojrzeniem łagodnie się uśmiechając, była to kolejna dusza jaką tu polubiła, jednak w obecnym stanie ni epotrafiła zbyt tego okazać. Oparła się wygodnie i powoli lustrowała otoczenie dając głowie i ciału odpocząć. Choć nie było to łatwe przy tych hałasach.