Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Amazi
Posty: 38
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

AL


Wszechobecna ciemność została rozświetlona niebieskim płomieniem. Stojący w tym mroku mężczyzna rozejrzał się w koło. Nie było tu nic innego, tylko chłód i pustka, dlatego niepewnie podszedł do tego mizernego płomyczka, by się ogrzać. Jego sylwetka została ledwie oświetlona, przysiadł przy samym "ognisku" i podkulił swoje kolana obejmując je. Jeszcze raz niepewnie rozejrzał się dookoła, jego niebieskie spojrzenie było uważne, jednak było tu pusto, dlatego oczy zwróciły się ku mizernie tlącemu się ogniu.
- Al.... - przebił się cichy szept, jakby ten dochodził z wnętrza płomienia. Ciemnowłosy mocniej zacisnął ramiona na swoich kolanach.
- Al...? - mężczyzna przyglądał się tańczącemu płomykowi uważniej oczekując w zniecierpliwieniu co ten chce mu przekazać, szept jakby był bliżej, zbliżał się do niego.
- WSTAWAJ! HOOP HOP HOP HOP!!! - wydarł się mu prosto do ucha Frank, klaskając rękami, by go pogonić, przez co Al zerwał się energicznie do siadu.
- JA PIERDOLĘ! NIE RÓB MI TAK!!! - wydarł się rejestrując co tu zaszło i rzucił poduszką w mężczyznę, lecz ta przeleciała przez jego sylwetkę i rozpłaszczyła się na ścianie. Blondyn zaczął się złowieszczo hichrać, dumny z siebie.
- Jak tam Księżniczka wstała? - do pokoju wszedł drugi z duchów wskakując na łóżko i zaczynając na nim tańczyć. - Dawaj AL! Szybko! Kulka pod pachę, świeże gacie, miętóweczka i idziemy na BIBĘ!!! - zaczął poganiać ich Marco szalejąc po pościeli Ala, całe szczęście duchy nie mogły oddziaływać na otoczenie, dlatego heros jedynie oglądał jego wyczyny z miną męczennika, choć ciemnowłosy nawet całkiem nieźle sobie radził z tym pląsaniem. Al chciał ich obu udusić, a nie mógł.
- Nigdzie nie idę. Wynocha! Ja tu zostaję - odwarknął im próbując się ich pozbyć, serce po nagłej pobudce dopiero się uspokajało.
- Al... wiesz, że to nie przejdzie? - poinformował go Frank.
- CO! WSTAWAJ GÓWNIARZU! TO CHOLERNA TRADYCJA! RUSZAJ TE LENIWĄ DUPĘ! - w drzwiach pojawił się trzeci z duchów, na którego przyjście roześmiała się pozostała dwójka.
- No to już se pospałeś - roześmiał się Marco widząc bojową minę Syfrona.
- WYŁĄŹ! - nakazał duch o wyglądzie satyra.
- NIE! - zaprotestował Al.
- WYŁĄŹ! Nie będę się powtarzać! - nie ustępował kozioł.
- Nie zamierzam nigdzie iść! Nie zmusicie mnie do tego! A wiesz czemu? Bo was tu nie ma! Możecie sobie tylko gadać! - podsumował ich przypadek z kpiną i położył się na nowo opatulając ciepłą kołdrą.
- HA! No co za gnojek! - odparł Syfron - Ty chyba jeszcze nie wiesz ile my możemy! - widać było po jego surowej minie, że nie zamierzał odpuścić i że już miał plan. Zacisnął dłoń w pięść i przyłożył sobie do ust odchrząkając, jakby nastrajał głos. Al popatrzył na niego kątem oka.
- Nie odważysz się... - warknął i patrzył na niego z chęcią mordu, Syfron patrzył na niego z równym uporem i wziął głęboki oddech. Chwile ich spojrzenia się pojedynkowały.
- Pewny jesteś? ...ALE ALE-HANDRO!!! ALE ALE-HANDRO!!! Wiesz, że ja tak mogę caaaaaały dzień? ALE ALE-HANDRO!!! - zaczął śpiewać znaną wszystkim piosenkę, a raczej wyć niczym zarzynany cap i ponętnie z gracją hipopotama na lodowisku bujać biodrami, gdyby nie był duchem, na pewno jedno z nich by mu strzeliło, dłońmi zaczął zachęcać pozostałych, by do niego dołączyli, co zarówno Frank jak i Marco zrobili, tym samym rozkręcając swoją małą imprezę.

Pogoda była przepiękna, czego nie wskazywała zdegustowana mina Ala kiedy przemierzał alejki kampusu w drodze do amfiteatru, a trzy duchy szły za jego plecami z dumnymi, zwycięskimi minami.
- Zobaczycie... kiedyś znajdę sposób, by was udusić...- burczał pod nosem z czego duchy nie wiele sobie robiły. Frank podszedł do niego roześmiany i chciał go szturchnąć, jednak jego ręka przeleciała przez ramię Ala, mimo, że wiedział, że tak będzie odruch ten był zbyt silnie zakorzeniony w blondynie.
- Al Misiaczku już jak na ciebie patrzę odbiera mi dech w piersi - powiedział teatralnie omdlewając, a Marco go złapał niczym ratował damę z opresji. Po czym obaj się roześmiali i ruszyli dalej za jedynym żywym z tego grona, który udawał, że ich nie widzi.
Al spojrzał z kwaśną miną na trybuny, bardzo nie chciał tu być.
- Nawet o tym nie myśl. Tradycje trzeba szanować. Takie święta nie są organizowane bez powodu. Masa ludzi włożyła w to wiele starań, to że posadzisz swą dupę i to obejrzysz to nie wielka cena za ich pracę GNOJKU NIEWDZIĘCZNY! - były nauczyciel musiał sobie pogadać, na co Al przewrócił oczami i wszedł na trybuny przystając sobie za ostatnim rzędem w cieniu konstrukcji i oparł się o nią.


* Dialogi Ala
* Dialogi Franka
* Dialogi Marco
* Dialogi Syfrona
LadyFlower
Posty: 12
Rejestracja: sob kwie 06, 2024 6:59 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: LadyFlower »

Stella Celestia Hayes



Dziś był jej wielki dzień. Po raz pierwszy odkąd dołączyła do grona studentów uniwersytety będzie miała okazję zaprezentować swoje fotografie, które już znajdowały się przygotowane niedaleko amfiteatru. Wcześniej nie była przekonana co do tego, aby komukolwiek je pokazywać, jednak przekonał ją do tego jeden z profesorów. „Każda forma sztuki będzie wystawiona i prezentowana. Fotografia to również sztuka” – tłumaczył, więc i ona postanowiła spróbować swoich sił w festiwalu.
Była więc nieco zestresowana, kiedy opuszczała akademik. Niezbyt przepadała za publicznymi wystąpieniami. Była przekonana, że coś pójdzie nie tak. Pewnie się potknie. Albo upadnie w inny spektakularny sposób. Albo stanie się coś jeszcze straszniejszego. Wzięła głęboki wdech. Wiedziała, że nie powinna się tak nastawiać, bo to tylko przynosiła pecha.
Słońce przyjemnie grzało, a pozostali zdawali się być mocno podekscytowani Lenajami, które już niedługo się rozpoczną. Zanim Stella weszła na trybuny, aby obejrzeć rozpoczynające uroczystość przedstawienie, to postanowiła sprawdzić, czy nie brakowało żadnej z jej fotografii, które wcześniej, przez kilka ostatnich dni, wybierała ze swojej kolekcji. Weszła tylnym wejściem, gdzie krzątało się kilku występujących aktorów, nauczycieli oraz innych studentów. Podeszła do stanowiska, przy którym widniało jej imię i nazwisko, a kiedy odpakowała z folii stojącą na sztaludze, pierwszą fotografię, pobladła. Błyszczący papier był całkowicie ubrudzony czerwoną farbą.
-Jak… Jak to się stało? – wykrztusiła cicho próbując jakoś usunąć zabrudzenie, ale im bardziej starała się je wyczyścić tym bardziej rozmazywała się ona na zdjęciu. Pozostałe cztery zdjęcia były równie zniszczone jak pierwsze. Mało tego, niektóre z nich miały wypalone dziury, spowodowane prawdopodobnie jakimś niedopałkiem. Przy ostatniej fotografii znalazła przypiętą karteczkę z napisem „Powodzenia! Przyda ci się! -T ”
Miała ochotę krzyczeć ze złości. Co za wredny, śliski, narcystyczny dupek. Nie było mowy, żeby tym razem mu odpuściła. Odwróciła się na pięcie i jak strzała skierowała się w kierunku trybun. Chwilę zajęło jej zlokalizowanie jej brata, który był bratem jedynie z nazwy. Nienawidziła go praktycznie odkąd go poznała. Zawsze się wywyższał i uważał za lepszego. Często rzucał w jej kierunku różne docinki i obelgi. Wcześniej starała się to po prostu ignorować, ale teraz zdecydowanie przesadził.
Weszła po kilku schodkach i przeszła przez trzy rzędy, aż w końcu znalazła się obok niego i jego kolegów.
-Tyler! Co to ma być? Sabotujesz mnie? – spytała wskazując na swoje dłonie umazane czerwoną farbą. Zerknął na nią usłyszawszy swoje imię, a na jego twarzy pojawił się ten cyniczny uśmieszek, którego Stella wręcz nie znosiła.
-Nie spodobała ci się moja niespodzianka? Daj spokój, Stel… Właśnie wyświadczyłem ci przysługę. Nikt by nie chciał oglądać tego badziewia. Oszczędziłem ci tylko upokorzenia – odparł, a jego koledzy siedzący z tyłu cicho zachichotali.
-Apropo upokorzeń… Ojciec chyba nie był zbytnio zadowolony po twojej ostatniej misji. Naprawdę pozwoliłaś, aby to Jethro zabrał ci trofeum sprzed nosa? Syn Dionizosa? Poważnie? – zrobił kilka kroków w jej kierunku i nachylił się ku niej -Przynosisz jedynie wstyd i hańbę ojcu. Nic dziwnego, że jeszcze się z tobą nie skontaktował.
Blondynka zacisnęła mocno zęby. To był właśnie złoty chłopiec. Ulubieniec Posejdona. Jeszcze nie słyszała, aby kiedykolwiek zawalił jakąś misję. Aby kiedykolwiek przegrał w pojedynku.
-Chyba się nie rozpłaczesz, co? – spytał rozbawiony po czym ujął podbródek w swoje palce i uniósł jej głowę do góry tak, że patrzyła mu teraz prosto w oczy. Ona momentalnie odtrąciła jego rękę i popchnęła go tak, że cofnął się trzy kroki.
-Zamknij się! – warknęła. Jej policzki płonęły czerwienią. Była tak wściekła, że miała wrażenie, że zaraz wybuchnie.
-Ah… Widzę, że trafiłem w czuły punkt. Biedna, mała Stella… Myślisz, że są tu ludzie, których obchodzisz? Po prostu tym wszystkim, którzy z tobą rozmawiają jest ciebie żal…
Zacisnęła usta w wąską linię, ale cały czas nie spuszczała z niego swojego wzroku, w którym narastał gniew. Chciała po prostu odwrócić się i odejść, ale zanim to zrobiła, on chwycił ją za ramię i obrócił ku sobie.
-Prawda boli, co siostrzyczko? - zapytał z tą cholernie irytującą wyższością.
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści walcząc z chęcią uderzenia go prosto w twarz.
-Wal się – rzuciła tylko wyswobadzając się z jego uścisku. Czuła łzy cisnące jej się do oczu, ale za nic w świecie nie chciała dawać mu tej satysfakcji. Pognała czym prędzej na samą górę trybun, gdzie kręciło się jak najmniej ludzi i zajęła miejsce na uboczu starając się za wszelką cenę powstrzymać płacz.
Awatar użytkownika
Eru
Posty: 35
Rejestracja: ndz kwie 25, 2021 1:11 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Eru »

Jakże piękny był to dzień, chmurki leniwie wisiały na niebie, nie zasłaniając ni promyczka słońca. Idealny letni poranek niczym w cukierkowej opowieści ku… mać. I oczywiście jasno jak na zakończenie bajek disneya. Zbyt słonecznie, zbyt słodko i zbyt…wszystko jest zbyt, jeśli jesteś nocnym markiem i wolisz wylegiwać się do południa w łóżku, ale musisz dostosować się do tych wszystkich skowronków.
Megara widząc tak piękną pogodę, zdecydowała się na prostą czarną sukienkę z rozciętymi bokiem oraz wielkie czarne okulary, blokujące drogę tym cholernym promieniom słonecznym do jej oczu. Wysmarowała się kremem z filtrem, wyszczotkowała włosy i założyła biżuterię, którą miała przygotowaną wczorajszego wieczoru. Wianek z rubinami, który kiedyś dał jej Dem, przyozdobiony liśćmi winogron, kolczyki w zestawie do diademu, bransoletki oraz kilka masywnych pierścionków. Do tego jakieś czarne sandałki wiązane na rzemyki i oto była gotowa na zdobywanie świata, a przynajmniej butelek z winem.

Przygotowania do świąt zawsze były dużo przyjemniejsze niż nudne zajęcia, nawet jeśli wymagało to układania poduszek czy noszenia tego i owego. Było to bardzo luźne przedpołudnie, mogli sobie żartować do woli, przekomarzać się co lubiła najbardziej. Jednak i tym razem sama zawstydziła się, słysząc tekst Dema, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Zamiast tego wzięła wdech i przypomniała sobie, że są w publicznym miejscu i nie powinna tracić rezonu. Wolała być twarda niż okazać publicznie swoją słabość.
Nagle brązowooki przerwał niezręczne milczenie.
— Meg…nie podoba mi się to, co się tam dzieje — mruknął chłopak z niezadowoleniem. Cała kłótnia i, jak widać wieść o zniszczeniu czyjejś wystawy, zdecydowanie mu się nie podobała.
Czarnowłosa po jego słowach leniwie uniosła wzrok, przyglądając się dwóm osobom dość żywo ze sobą dyskutującym. Westchnęła, widząc ten obrazek oraz fakt, że rozmowa ta przechodziła powoli w cichy akt agresji i sadyzmu w stosunku do dziewczyny. Czy to nie spodobało się rudemu? Chciał ratować biedną dziewczynę z opresji? Ta myśl gryzła jak cerber gdzieś z tyłu głowy, ale jednocześnie zachowanie w stosunku do blondynki.
— I oczywiście musimy ruszać na ratunek? — zapytała dość sucho, rzucając poduszki niedbale na podłogę.
— Chyba powinniśmy, nie sądzisz? Pozostanie biernym, byłoby złe — zauważył, nadal obserwując sytuację.
— Tak na poziomie Domenica — dodał z lekką ironią, a Meg automatycznie zerknęła na Włocha nadal radośnie popijającego sobie winko i obserwującego sytuację z nieukrywanym zacieszem na jego mor…twarzy.
— Czyli nie złe, ale oślizłe — skwitowała, przekładając dwa pierścionki z lewej na prawą dłoń, a następnie zebrała poły sukienki, by jej nie przydepnąć i ruszyła w stronę awanturującej się dwójki.

Stanęła niedaleko ze skrzyżowanymi ramionami, przysłuchując się końcówce dyskusji. Na słowa o żalu uśmiechnęła się tylko, a na wzmiankę o bólu, pokręciła głową. Odprowadziła wzrokiem blondynkę, kiedy ta pomknęła na górę, zerknęła na Dema. Następnie przykucnęła i chwyciła jedną z poduszek.
— Ej! Przystojniaczku — rzuciła z bezczelnym uśmieszkiem na ustach i cisnęła poduszkę w stronę brata Stelli, a ten złapał ją zdziwiony. Dem zaś podszedł do niego i objął go ramieniem.
— Słyszałem, że właśnie się przyznałeś publicznie do zniszczenia wystawy festiwalowej.

Tyler uniósł brwi i nieco odsunął się od syna Hefajstosa. Kojarzył, że co jakiś czas rozmawiał on ze Stellą, dlatego też nie chciał, aby w jakikolwiek sposób naruszał jego przestrzeń osobistą.
—Naprawdę? Nie przypominam sobie, żebym się do czegokolwiek przyznawał. A wy chłopaki? - rzucił z lekkim uśmiechem w stronę swoich kumpli za swoimi plecami, którzy jednomyślnie pokręcili głowami.
—Tak właśnie myślałem. Macie na to jakieś dowody? Nie? To spieprzajcie mi z oczu — dodał że znużeniem. Na te słowa córka Nyx jedynie zaśmiała się ironicznie i podeszła do chłopaka.
— Żal to mi ciebie, bo będzie bolało — warknęła i z całej siły przydepnęła stopę posejdonowego synalka swoją piętą, a następnie walnęła mu prawego sierpowego, tak jak ją Al z Frankiem dawno temu nauczyli.
— Żebym cię kurwa więcej nie zobaczyła w takiej sytuacji — skwitowała tonem tak spokojnym, jakby mówiła o pogodzie.
—Chyba że chcesz mieć cały oddział łowczyń Artemidy na głowie — syknęła jeszcze, poprawiając okulary.
— A dziewczyny, chętnie potrenują strzelanie do żywego celu — uśmiechnęła się jadowicie.
— I ciesz się, że to ja biłam nie Dem, bo już witałbyś wuja w podziemiach.
Następnie ruszyła w górę trybun, zerkając na Dema dostrzegła jego dziwna minę.
— No co? To ty chciałeś reagować — powiedziała wzruszając ramionami i stanęła przed blondynką, której rzuciła na kolana paczkę chusteczek, wyjęta z kieszeni.
— Wytrzyj ręce, nie płacz, nie daj mu satysfakcji — rzuciła chłodno, przekładajac pierścionki na dawne miejsce i zerknęła na Dema, zastanawiając się, czy może powinna ich zostawić samych. Nie była dobra w pocieszaniu, zwłaszcza dziewczyn, które mogły mu się potencjalnie podobać.

Amazi
Posty: 38
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

ZBIOROWISKO


Wyjątkowo słoneczny dzień jedynie dodawał entuzjazmu już podekscytowanej Eli. Festiwal poświęcony sztuce był czymś według niej niezwykłym i pięknym. Dlatego tak pragnęła ujrzeć ten dzień na własne oczy. Doświadczyć tego wszystkiego co przygotowali inni studenci, by wiedzieć jak przygotować się do następnych jego odsłon. Jako pierwszak nie miała pojęcia jak podejśc do tematu, stąd decyzja o uzupełnieniu swojej wiedzy, by móc te wykorzystać w przyszłych latach swej edukacji.
- Powinniśmy uśiąść dość nisko, ale jednocześnie niezbyt nisko, by wszystko dobrze widzieć. Rozumiesz mnie? - rozmyślała Eli machając lekko stopami. Siedziała na barkach swojego brata i bawiła się jego włosami, które pod wpływem drobnego naelektryzowania lgnęły do drobnych dłoni dziewczyny.
- Sądzę, że siądziemy tam, gdzie po prostu będzie miejsce - stwierdził Chris nic nie robiąc sobie z zabawy siostry, zupełnie już do tego przywykł, był to jeden z głównych powodów, dla których mężczyzna nigdy nie zapuści dłuzszych włosów, tak krótkie wystarczyło przeczesać dłonią, po ingerencji Eli i było po sprawie. A że lubił te drobną pieszczotę to nigdy nie protestował.
- No tak, tak! Ale jednak powinniśmy brać poprawke na pewne strefy bardziej niż na inne! - mężczyznę ogromnie bawiło, to jak jego siostra przeżywała i ekscytowała sie całym zajściem. Szedł swobodnie alejkami mimo tego drobnego ciężarka na swoich barkach. Miał dłonie wsunięte w kieszenie dżinsów, nie zamierzał ułatwiać tej podróży Eli, niech ta ćwiczy drobną równowagę, kiedy on miał lekki trening siłowy. Niezwykle brakowało mu pracy na farmie, gdzie ciało w pożyteczny sposób mogło się rozwijać, siedzenie przy maszynach na siłowniach było dla niego zbyt nudne.
- Dobrze będę brać na to poprawkę - zaśmiał się i zadarł lekko głowę, by spojrzeć na siostrę, która przytaknęła skinieniem głowy i dalej bawiła się w wróżkę fryzjerską, jakby chciała wyczytać przyszłość z jego włosów.
- O kogoś takiego właśnie potrzebuję! - oboje usłyszeli damski głos kiedy byli już pod amfiteatrem, podeszła do nich kobieta, którą znała tylko Eli.
- Eli kochana pozwolisz, że trochę wykorzystam ciebie i twojego wierzchowca? Proszę patatajać w tę stronę - D nie dała im nawet chwili na odpowiedź, po prostu wzięła Chrisa pod rękę i skierowała go na tyły amfiteatru, gdzie czekały liczne wystawy studentów.
- Oczywiście! Mów czego ci trzeba i działamy! Szykujesz się do występu? - Eli czuła się wręcz zaszczycona tym, że D poprosiła właśnie ich dwójkę i dzięki temu mogli wejść na zapleczę całego przedsięwzięcia i zobaczyć jak to wygląda od drugiej strony.
- Nie darowałabym sobie jakbym nie wzięła udziału w dostępnych sztukach. - zaczęła kobieta wprowadzając ich w odpowiednie miejsce. Chris kompletnie nie wchodził im w słowo.
- Potrzebuję te dekorację zawiesić o tam - poinstruowała ich wskazując zarówno dekoracje na ziemi jak i kilka miejsc na ścianach dośc wysoko. Cała trójka zaczęła współpracować. D podawała dekorację pokazując, gdzie któa z nich powinna trafić, a stojąca na barkach Chrisa Eli zawieszała je w wyznaczonych miejscach. Chris tym razem czynnie ją asekurował, przytrzymując nogi siostry, by ta czasem nie spadła.
- Eli coś nie tak? Zaraz kończymy, skup się jeszcze momencik - podpytał Christian, kiedy jego siostra jakby zamarła w bezruchu podczas przywiązywania kolejnej z dekoracji, jej twarz obrócona była gdzieś na bok, mężczyzna nie miał szans nawet dostrzec tego na co ona patrzyła z góry.
- Widzieliście to? Jeju... Daj szybko te ostatnie! - nagle przyspieszyła swych ruchów.
- Ale, że co? - dopytał Chris, jednak stojąc twarzą do ściany mógł sobie obserwować co najwyżej fakturę farby na dekoracjach.
- Tak... wstrętne... - podsumowała D, a kiedy Eli skończyła i zeskoczyła z barków brata obie panny od razu skierowały się do jednej z naszykowanych wystaw, obrazy były pozasłaniane, jednak niektóre z nich chwilę temu były odsłonięte przez prawdopodobnie swoją właścicielkę. Te na widoku pomazane były czerwona farbą co teraz i Chris mógł zobaczyć, mężczyzna skrzywił się, kiedy dziewczyny odkrywały resztę prac, a każda z nich była pomazana.
- Ja to chyba nie rozumiem sztuki. Co to ma wyrażać? Jakiś nowoczesny Picasso? Do własnej interpretacji? - stwierdził mężczyzna drapiąc się po nosie i próbując zrozumieć kreatywność artysty.
- Te pracę raczej ukazują wrogość i bezczelność. Jak zepsutym trzeba być, by zniszczyć pracę innej osoby? - powiedziała D przyglądając się wystawie, na co Chris zrobił wielkie oczy ze swojej niedomyślności.
- A bo to sabotaż jest! Jej... koszmarne... - w zupełnie inny sposób spojrzał na zniszczone pracę, było mu ogromnie szkoda właściciela bądź właścicielki. Eli nie stała jak pozostała dwójka chodziła wśród prac i je oceniała, choć pozostali nie wiedzieli co tu jest do oceny.
- No nie stójcie tak! Trzeba nam suchych chłonnych ręczniczków, czegoś o fakturze wacików oraz oleju do farb i ściereczek! - zaczęła mówić po tym jak dotkneła kilku ze zdjęć.
- Tam będzie trochę ręczników jednorazowych, polecę po resztę rzeczy do pracowni - D nie musiano nic tłumaczyć, od razu pobiegła po potrzebne rzeczy, kiedy Eli wzięła ręczniki i zaczeła nimi na sucho ściągać nadmiar farby z najświeżej zniszczonych zdjęć.
- Wycieraj tego! Ale delikatnie, farbe trzeba zdjąć, nie wcisnąć, bo rozpuszczalnik z niej rozpuści tusz - wyłumaczyła bratu i pokazała mu jak to robić, by nie uszkodzić zdjęcia. Oboje działali w skupieniu, a kiedy wróciła D od razu do nich dołączyła.
- Zdejmuj nadmiar farby tak jak Chris, ja olejem postaram sie usunąć resztę... zdjęcia mają śliska powłoke może się dzięki temu uda... - była na to szansa, jednak wszystko zależało od tego jak długo farba spoczywała na zdjęciach, nie była jeszcze zaschnięta, a więc zniszczenie ich było świeżą sprawą.
- Dobrze, że to zdjęcia, a nie obrazy. Tak niemielibyśmy nawet szans ich odratować...Hmmm... tamtego nawet nie wycierajcie, tu mam już problem, skupmy się na tych. Weźcie olej i róbcie tak jak ja - pokierowała ich Eli i pokazała odpowiednie ruchy.
- Nie no! Ja wam będę podawać waciki z oleju, mam zbyt zdrewniałe łapy na takie coś - oznajmił im Chris i zaczął pomagać w inny sposób. Cała akcja nie trwała zbyt długo, przy ich tempie, gdzie liczył się czas poszło im błyskawicznie. Jednak z pięciu zdjęć udało im sie odratować dwa, na trzecim, które oczyścili było już widać, że tusz wszedł w nieporządaną reakcję z rozpuszczalnikiem w farbie i zdjęcie było rozmyte. Choć nie jedna osoba mogłaby to uznać za kaprys artysty woleli te decyzję pozostawić właścicielce wystawy.
- Super... te odstawmy na bok, a do tych potrzebne są czyste nakrycia. Postaw je tu i tu, by lepiej się prezentowały
- Widzę, że masz dusze Napoleona - zażartował Chris na co zaśmiała się D.
- Dobra choćmy po tę dziewczynę... Stella... - D przeczytała podpis przy wystawie i cała trójka ruszyła na trybuny wypatrując na nich dziewczyny, którą widziały tylko panny.
- O tam jest! Meg przy niej stoi - poinstruowała ich Eli. Jednak kiedy zbliżali się do dziewczyny wzrok córki Zeusa uciekł w inną strone następnie i jej kroki.
- Ja idę już zająć nam miejsce! - powiedziała wesoło do brata, który jedynie skinął głową widząc do kogo kieruje się jego siostra i nawet przestawało mu to już przeszkadzać.
Christian wraz z D podeszli do drobnego zgromadzenia przy siedzącej blondynce.
- Hej, ty jesteś Stella? - dopytał dość niepewnie Chris.
- Trochę odratowaliśmy część twojej wystawy, ale sama musisz sobie na to zerknąć - od razu D przeszła do konkretów.

Eli jedynie spojrzeniem skontrolowała jak jej brat wraz z D podchodzą do odpowiedniej studentki, po czym w pełni skupiła sie już na swoim własnym celu, którym był Lavrence siedzący kawałek dalej. Mężczyzna raczej jej nie widział, dlatego po cichu podeszła w rzędzie za nim i stojąc już za jego plecami energicznie objęła jego szyję.
- Hej! - powiedziała uradowana faktem, że go znalazła nawet w takim tłumie ludzi. - Było już coś ciekawego? Mam nadzieję, że jeszcze nie zaczęli. Byłabym wcześniej, ale udało mi sie wejść na tyły wiesz? Widziałam przedpremierowo kilka prac! Jacy tu są zdolni herosi! Niebywałę mówię ci! Koniecznie trzeba później iść je pooglądać! - mówiła dość przejęta z początku, następnie jej zmartwienie przeszło w ekscytację. Nie puszczała z początku szyi przyjaciela, dopiero dostrzegając pierwsze podrygi jego włosów z przyczyn dość naturalnego naelektryzowania zaczęła je przeczesywać palacmi i układać dla niepoznaki, tak, by wyglądały jak najlepiej.
- Pomagałam z Chrisem panience D zawiesić dekorację, a potem razem czyściliśmy zniszczoną wystawę. Wyobrażasz sobie, że ktoś był tak wstrętny by pomazać farbą czyjąś wystawę? Okropne... nie udało nam się wyczyścić wszystkich zdjęć i tak ogromne było to szczęście, że były to akurat zdjęcia. Wiesz dzięki ich takiej śliskiej fakturze udało się pozbyć niezaschniętej farby, z obrazami nie byłoby szans od razu napiłyby się farby i pozamiatane... ale okronie to przykre, że ktoś zrobił coś tak okropnego.. - od razu zaczęła wzystko opowiadać. Kiedy skończyła bawić się jego włosami i efekt końcowy ją zadowalał puściła jego szyję i przestała leżeć na jego plecach, oparła jedna dłoń na jego ramieniu i ostrożnie przeszła na nizszy rząd trybun, by siąść obok Lavrenca. Jej złote oczy bardzo żywo biegały po całym otoczeniu zafascynowane takim zajściem, które zaraz miało sie rozpocząć.

*Dialogi
Dialogi Eli
Dialogi Chrisa
Dialogi D
Awatar użytkownika
Einsamkeit
Posty: 94
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 5:22 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Einsamkeit »

DEMOS

Prawie aż rozdziawiłem usta, widząc jak Meg strzeliła prawego sierpowego rozwydrzonemu synalkowi Posejdona. Nawet nie przytrzymałem gościa. Nie to, że chciałem go przytrzymać, no gdzie, szanujmy się, absolutnie nie - ale nawet gdybym próbował, byłoby to niemożliwe, bo chłopina zaraz by i tak poleciał do tyłu niczym trzcina, zdmuchnięta wiatrem, i nawet ramię mocarne jak skała nie mogłaby go powstrzymać.
To było właściwie… satysfakcjonujące. Chociaż ja nie byłem za bardzo człowiekiem, gloryfikującym przemoc. Przecież nie byłem dzieckiem Aresa, tylko gościa tłukącego całe dnie w coś młotkiem, gościa, który własną rozpustną żonę wolał złapać w sieć jak jakąś wielką rybę. Hehe… w sieć… odwróciłem głowę, słysząc szyderczy śmiech Domenica i jego komentarz “che sfigato!” najwyraźniej odnosząc się do chłopaczka, którego Meg skasowała. A mówił tatuś, nie podskakuj dziewczynom… mądry był z niego człowiek, no, może nie człowiek, ale bóg, ale nadal, prawie jak człowiek… i wiedział jak się obchodzić z kobietami, najwyraźniej. Ewentualnie wiedział, jak ich nie denerwować, chociaż co do tego nie byłem tak całkiem pewien. Nie zawsze był skory dzielić się swą mądrością życiową w kwestii wydarzeń z przeszłości…
- Głowa do góry, na pewno nie jest aż tak źle - zwróciłem się do Stelli, zanim na miejsce przyszła cała ekipa innych, obcych mi osób. Pewnie jej bliżsi znajomi czy coś. Zerknąłem pytająco na Meg, jak gdyby chcąc ją wzrokiem zapytać “idziemy stąd?”. Dziewczyna jednak odpowiedziała mi “jeszcze zaczekajmy” - przynajmniej tak odczytałem jej spojrzenie. Znałem to. Czekała na dramę.
Podrapałem się po brodzie, z pewnym zakłopotaniem zerkając na Stellę. Przecież siedziała tutaj i płakała. Powinienem był chyba jakoś ją pocieszyć, nie? Albo coś powiedzieć? Ale przecież byli tu jej znajomi, więc byłbym jak intruz… mój wzrok i tak siłą rzeczy powędrował w stronę chłopaczka, który przed chwilą rozmawiał ze Stellą. Trudno było nie przypatrywać mu się podejrzliwie. Zwykle takie małe śliskie… dranie, tak, to było dobre słowo - dranie - miały gdzieś dobre maniery i zwykle kontynuowały swoją działalność szkodniczą, niczym korniki zamknięte w szafie. Ale chyba nie zamierzał zepsuć czyjejś innej wystawy?

DOMENICO

Dzień sam w sobie był rozczarowujący. Nagle znikąd okazało się, że ta szkółka dla wariatów ma całkiem sporo uczniów, którzy na co dzień wygodnie znikali mi z oczu. A ja musiałem z większością tych nieuprzywilejowanych ekonomicznie istot dzielić przestrzeń osobistą, siedząc z nimi na trybunach niczym jakiś człowiek z niższej klasy społecznej. Dlaczego po prostu bogaci nie mogli wykupić sobie bardziej ekskluzywnych miejsc? Szkoła jeszcze by na tym zarobiła.
Ach, tak. Pewnie ten cały rektor - biegający sobie radośnie w kółeczku i robiący cosplay konia - opowiadał się za równością i sprawiedliwością, także społeczną. Santa Madonna, co za komunizm, gorszy niż za czasów Mussoliniego. Ten świat schodził na psy.
Z lekkim skrzywieniem upiłem łyk wina, stuknąwszy się kieliszkiem ze swoimi towarzyszami; my, jak to prawdziwi Włosi (przynajmniej niektórzy) zamierzaliśmy świętować ten dzień, bynajmniej nie marnując czasu na bieganie tam i z powrotem, ani też psując ludziom wystawy. Co za marnotrawstwo cennego czasu prywatnego.
- Che sfigato! - zaśmiałem się, upijając łyk. Jakiś dzieciak nieźle oberwał. Oglądanie dziecięcych zapasów nie było aż tak interesującym zajęciem, ale wciąż stanowiło lepszą rozrywkę niż przyglądanie się jakiejś rozpłakanej dziewczynie. Doprawdy. Płakać o zniszczoną wystawę?
- Priorytety - skwitowałem z niesmakiem, odkładając pusty już kieliszek. - Dopijcie resztę, jeśli chcecie.
- Nie zostawić ci?
- machnąłem ręką. Mogli zrobić z tą butelką wina cokolwiek chcieli. Dopić. Zostawić. Stłuc. Wylać na kogoś. Interesowała mnie tak samo, jak te wystawy. Były przecież niczym przedszkolne pokazy bohomazów dla zachwyconych rodziców.
Te wszystkie imprezy były tylko po to, by pogłaskać się wzajemnie po jajach. “Och, jesteś taki utalentowany!” “Nawzajem”.
Mimo to zszedłem na dół, chcąc zobaczyć całość. Może w ten sposób udałoby mi się wykręcić od oglądania sztuk - nie dość, że nudnych, to jeszcze w kółko wystawianych co roku. Musiałem to rozważyć. Lepsze było to niż sterczenie w tłumie i czekanie, aż koń skończy się popisywać. I on był naszym rektorem?

Sofja
Posty: 38
Rejestracja: pn kwie 26, 2021 10:02 am

Uriel

Post autor: Sofja »

Uriel Panos Sykes


Kawa musiała przetrwać. Niezależnie od wszelkich poniesionych przy okazji strat w mieniu, czy też nabytych obrażeń, Uriel nie mógł pozwolić zmarnować się ani jednej kropelce tego aromatycznie pachnącego płynu. Był on na to zdecydowanie zbyt drogi, zbyt brudzący, a przede wszystkim zbyt na obszarze kampusu niedostępny. Umieszczony w rektoracie automat z napojami nie oferował bowiem nawet smakowej kawy, nie wspominając już o karmelowym latte, ani tym bardziej o mochaccino. Jak na zaopatrzenie szkoły wyższej dla potomków samych bogów, wypadał więc zdaniem blondyna naprawdę słabo. A to zdobytą kontrabandę czyniło w jego oczach godną wszelkich poświęceń. Począwszy od ryzykowania poniekąd swych życiem poprzez opuszczenie magicznej, chroniącej przed potworami bariery i wyprawę do Los Angeles, a na nieco nad wyraz dramatycznym upadku skończywszy.

Nie mógł sobie wszak odpuścić krótkiego krzyku, zdecydowanie niebędącego naturalnym odruchem. Nie w towarzystwie Sofronii, nawet jeśli wcale nie miał do dziewczyny o nieplanowaną wywrotkę pretensji. Prawdę mówiąc, całe to zdarzenie mimo potłuczonej i pulsującej tępym bólem prawej nogi, zamiast popsuć mu nastrój, rozbawiło go. Skłaniając wpierw ku wyśmianiu własnej niezdarności, a gdy już uporawszy się z wrotkami, podniósł się z ziemi i przeniósł ciężar ciała na stłuczoną nogę, teatralnego zachwiania się. Przechylenia się niebezpiecznie w lewą stronę i delikatnego wsparcia się na ramieniu córki Apollina.

Au! — rzucił przy tym nadmiernie zbolałym głosem i się skrzywił. — Och nie, chyba nie dam rady za tobą podążyć — dodał, z trudem utrzymując na twarzy grymas bólu. — A tak bardzo chciałem sprawdzić, czy mówisz o tej wielkiej disco kuli…

Dziewczyna zalała się lekkim rumieńcem, czując jego oparcie na swoim ramieniu, i nerwowo poprawiła okulary na nosie.

Nic ci nie dolega poza stłuczoną kostką — stwierdziła. — Jaka disco kula? — dodała z nieskrywanym zdziwieniem, po chwili odważając się spojrzeć na Uriela.

Aaa, czyli to nie ona — mruknął w odpowiedzi, odruchowo przenosząc ciężar na prawą nogę, co łączyło się z lekkim nasileniem powoli słabnącego bólu.

Nie próbował jednak dłużej udawać, że nie jest w stanie na niej stanąć, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie ma najmniejszego sensu. Sofronia była ostatnią osobą zdolną uwierzyć w kłamstwo na temat czyjegoś zdrowia. Nawet jeśli nie przeszkadzało to niektórym podejmować kolejnych, nieskutecznych prób symulowania choroby. Czy to łudząc się, że zielonooka da się jednak nabrać na ich sprytną sztuczkę, czy jak to miało miejsce w przypadku Uriela, głównie dla żartów.

Słuchaj, powiem ci, ale to musi zostać między nami — oznajmił, delikatnie klepiąc dziewczynę po ramieniu. — I jakby co nie wiesz tego ode mnie.

Tuż po tych słowach konspiracyjnie nachylił się ku jasnowłosej z taką miną, jakby właśnie miał jej zdradzić największą i najbardziej strzeżoną tajemnicę uniwersytetu. Sekret, który w niepowołanych rękach mógłby doprowadzić do zagłady nie tylko wszystkich studentów, ale i być może samych bogów.

Widziałem, jak do rektoratu niesiono wielką jak koło monster trucka kulę disco. I jeśli nie myli mnie przeczucie, ta kula będzie jedną z ozdób naszej jutrzejszej imprezy — wyjaśnił, ściszając głos. Zaraz też rozejrzał się, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje.

Na twarzy Sofronii pojawił się blady uśmieszek, który szybko znikł. Najwyraźniej pomysł z kulą disco ją skutecznie rozbawił.

Pokaż mi ją, muszę obliczyć, ilu studentów ta kula może rozgnieść na miazgę — oznajmiła z poważnym wyrazem twarzy. Chociaż kto wie. Może żartowała. — Jestem w ogóle zdziwiona, że to nie tobie ją kazali dostarczyć.

W sumie to możliwe, że próbowali to zrobić. Ale zapewne zwyczajnie nie mogli mnie znaleźć — stwierdził, zdejmując dłoń z ramienia zielonookiej. — I nic dziwnego. W końcu mnie tu nie było i mam zamiar trzymać się nadal od tego z daleka. A jakby kto pytał, wyprę się, że w ogóle wiem o jakiekolwiek kuli.

Mówiąc to, puścił dziewczynie oko i zerknąwszy kątem oka ku miejscu, które ta wcześniej mu wskazała, już miał ruszyć w tamtą stronę, gdy wtem zastygł w pół kroku. Stając na lewej nodze, a prawą, którą zaczął już unosić, niczym jakichś fioletowy flaming, trzymając w powietrzu.

Zupełnie się jednak w tamtej chwili przybraną pozą nie przejmował. Zdał sobie bowiem sprawę, że choć córa Apollina tego dnia postanowiła przywdziać suknię zamiast swetra, jedna rzecz w jej ubiorze pozostała niezmienna. O ile pamięć go nie myliła, w zasadzie zawsze zdobiące jej twarz okulary. Okrągłe, o różowych szkłach i chociaż całkiem urocze, nieszczególnie pasujące do jej nowego odzienia. A przynajmniej w jego odczuciu w zdecydowanie mniejszym stopniu niż te, które sam wciąż miał na nosie.

Nie myśląc więc wiele, a w zasadzie to wcale, szybkim ruchem sięgnął do twarzy jasnowłosej, ściągając z jej nosa okulary. I dopiero po tym stanął stabilniej na ziemi.

Konfiskuję! — rzucił też zaraz i z szerokim uśmiechem, uniósł dłoń z oprawkami w powietrze. Tak by mieć pewność, że dzięki wypadającej na jego korzyść różnicy wzrostu, dziewczyna łatwo ich nie dosięgnie.

Twarz Sofronii zaś nawet nie drgnęła, gdy Uriel odebrał jej podstępem okulary.

Tylko ich nie zakładaj — ostrzegła go spokojnym, opanowanym tonem. Odruchowo sięgnęła dłonią po twarzy, jakby chcąc je poprawić, zanim zamrugała kilkakrotnie i rozejrzała się wokoło, jakby nie radząc sobie z tym, czego już nie widzi.

No i przechlapane, bardziej nie mogłaś mnie do tego skusić — wyznał blondyn w odpowiedzi, ledwo powstrzymując się przed nałożeniem sobie na nos drugiej pary oprawek.

Naprawdę zaczęło go ciekawić, cóż takiego może ujrzeć przez te tajemnicze, różowe szkła. Nigdy nie wyglądały mu na korekcyjne, dlatego w ogóle zdecydował się je ruszyć. Jedno powiedzenie sugerowało zaś, że świat obserwowany przez okulary o takim kolorze powinien być widoczny w o wiele przyjemniejszych i bardziej optymistycznych barwach. A to zdaniem chłopaka, nie mogło być wcale takie złe.

Idę o zakład, że będzie mi w nich do twarzy — oznajmił, więc pewnym siebie tonem, jednocześnie sięgając wolną dłonią ku swoim oprawkom. — Ale wszystko w swoim czasie. Po pierwsze do tak dosłownie powalającej, jak już udowodniłem, kreacji te będą lepsze — wyjaśnił, żartując ze swej wywrotki i ściągnął ze swego nosa okulary, by zaraz wyciągnąć je ku zielonookiej.

Kątem oka zarejestrował przy tym, powoli zmierzającą w stronę sceny amfiteatru jakąś postać, której częściowo stali na drodze. Była jednak od nich wciąż na tyle daleko, że Uriel nie uznał jeszcze za konieczne się przesunąć. Ani też przyjrzeć się dokładniej jej twarzy, mimo że Sofronia nie była jedyną osobą, którą tego dnia chciał znaleźć i obdarować.

Mały breloczek w kształcie pluszowego delfina, schowany bezpiecznie w kieszeni jego marynarki był na to idealnym dowodem. Tak jak i hiacynt, nie został on wybrany przypadkowo, lecz nawiązywał do jednego z mitów o czczonych w czasie Lenajów bogów. Do historii o tym, jak porwany przez piratów Dionizos zamienił swoich oprawców w delfiny. I zdaniem syna Hermesa, stanowił przez to idealny, świąteczny prezent dla Jethro.

LadyFlower
Posty: 12
Rejestracja: sob kwie 06, 2024 6:59 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: LadyFlower »

Stella Celestia Hayes


Absolutnie nie chciała pokazywać, że była na skraju płaczu. Nie zasługiwał na to, aby uronić przez niego ani jedną łzę, jednak co wcale nie zmieniało faktu, że przepełniał ją ogromny smutek. Nie tylko spowodowany słowami Tylera – bo po części wiedziała, że to co mówił nie było prawdą. Przyjaźniła się z wieloma studentami i na pewno nie rozmawiali z nią tylko i wyłącznie z litości. No bo po co? Może na początku faktycznie była nieco zagubiona i potrzebowała pomocy, aby odnaleźć się w nowej roli. Ale teraz… Nie sądziła, aby ktokolwiek się nad nią litował. Przede wszystkim szkoda jej było swoich prac na wystawę. Niby były to tylko zdjęcia i wiedziała, że kopię ma nadal w aparacie, ale nie zdążyłaby ich ponownie przerobić i wywołać w odpowiednim formacie. Naprawdę miała nadzieję na podzielenie się ze wszystkimi tymi fotografiami.
Wzrok skierowała z powrotem na Tylera i lekko zmarszczyła czoło widząc obok niego Demosa oraz Megarę. Z Demosem mogła śmiało powiedzieć, że się przyjaźnili. Z Meg… Mówiąc szczerze mało co rozmawiała. Jakie więc było jej zdziwienie, kiedy dziewczyna sprzedała jej bratu klasycznego prawego sierpowego tak, że chłopak, aż się zatoczył do tyłu. Na jej twarzy pojawił się uśmiech widząc jego zdezorientowanie. Chyba na odchodne chciał coś jeszcze rzucić w ich kierunku, ale koniec końców się powstrzymał.
Stella obserwowała jak zbliżają się w jej kierunku.
-Dziękuję – rzuciła w kierunku dziewczyny, kiedy chusteczki wylądowały na jej kolanach. Wyciągnęła jedną z nich z opakowania i lekko przetarła kąciki oczu, które stały się wilgotne, a potem wytarła ręce, które nadal pokryte były czerwoną farbą.
-Niezły cios – pochwaliła ją z uśmiechem na twarzy. Naprawdę chapeau bas. Miała nadzieję, że Tyler jeszcze przez długi czas będzie łaził z siniakiem na twarzy i z pamiątką, że pobiła go dziewczyna.
Na słowa Demosa powoli pokręciła głową. Chciała powiedzieć, że jej prace zostały doszczętnie zniszczone, ale chwilę później podszedł do niej jakiś chłopak, którego w ogóle nie znała oraz D, którą, podobnie jak Megarę, kojarzyła.
Jej oczy rozszerzyły się, kiedy usłyszała, że udało im się odratować jej fotografie. Czy to było możliwe?
-Um… Widzimy się później – rzuciła jeszcze do Dem’a oraz Meg po czym ruszyła w dół trybun kierując się za kulisy.
W szoku obserwowała dwa zupełnie czyste zdjęcia. Nie było śladu ani kropli czerwieni. Zamiast rozmazanej farby, na jedna z fotografii przedstawiała jezioro o zachodzie słońca. Woda jeziora spokojnie się rozpostarła, odbijając w swojej lustrzanej powierzchni bogactwo barw zachodzącego słońca. Niebo wypełniają odcienie pomarańczy, różu i złota, które rozprzestrzeniają się nad horyzontem. Promienie słońca przebijające się przez chmury nadają scenie dramatyzmu i głębi. Linia horyzontu rozmyta jest w złotych promieniach, tworząc magiczną granicę między niebem a ziemią. Na pierwszym planie można było dostrzec, ciemne kontury drzew i roślin nad brzegiem oraz na środku dwa obejmujące się szyjami łabędzie.
Drugie zdjęcie natomiast przedstawiało nieznajomego chłopaka, na tle bujnej zieleni lasu, który poświęca się treningowi w otoczeniu natury. Jego postura wyraża determinację i siłę, a mięśnie napięte w skupionym wysiłku dodają dynamiki całej scenie. Światło słoneczne przebijające się przez korony drzew rzuca złote refleksy na jego skórę i ubranie, podkreślając siłę i energię tego momentu. W głębi lasu można dostrzec drzewa o różnych odcieniach zieleni, tworzące naturalną kurtynę, która otacza chłopaka i podkreśla jego samotność w połączeniu z naturą. Miała tylko nadzieję, że chłopak, który jest widoczny na zdjęciu nie będzie miał je za złe, że użyła jego wizerunku. Całe szczęście stał on tyłem do obiektywu i w cieniu drzew, więc ciężko było zgadnąć kim był tajemniczy student kampusu.
-Jak… Jak wam się to udało? – spytała cicho zerkając na nich z niedowierzaniem. -Ja… Nie wiem co powiedzieć.
Wzięła głęboki wdech i po raz kolejny zerknęła na powieszone zdjęcia, jakby nadal nie mogła uwierzyć, że jednak pozostali będą mogli je oglądać.
-Dziękuję. Nie wiem jak wam się odwdzięczę… Gdybyście potrzebowali czegokolwiek to… to mówicie od razu – na jej twarzy z każdą kolejną chwilą pojawiał się coraz to szerszy uśmiech. Niewiele myśląc przytuliła zarówno nieznajomego jak i D w podziękowaniu.
Wyszła zza kulis jeszcze bardziej szczęśliwa, niż jak przygotowywała swoje prace. Zanim jednak zajęła miejsce na trybunach musiała jeszcze zrobić jedną rzecz. Jej wzrok zatrzymał się na Tylerze, który pomimo wcześniejszego ciosu, nadal był wesoły i rozchichotany. Powinna mu dać jakąś nauczkę, ale… Zupełnie nie miała pomysłu. Podrapała się po policzku. Zaraz jednak przyszło jej coś do głowy, kiedy ujrzała dobrze jej znaną postać, trzymającą się z dala od tłumu. Ruszyła w jego kierunku.
-Al, cześć. Masz chwilę? – zapytała niepewnie. Nie rozmawiali zbyt dużo od śmierci Franka, ale mimo wszystko Stella wiedziała, że zawsze mogła na niego liczyć. Przez dłuższą chwilę milczała, myśląc jak to wszystko trafnie dobrać w słowa, ale uznała, że nie będzie owijać w bawełnę.
-Od jakiegoś czasu Tyler bardzo zachodzi mi za skórę… Mam wrażenie, że na każdym kroku stara się jak najbardziej upokorzyć. Dziś na przykład wymazał wszystkie moje zdjęcia z wystawy czerwoną farbą. Na szczęście część została odratowana… Mało istotne – urwała nie chcąc opowiadać tej historii. Wzięła głęboki wdech i wypuściła powoli powietrze z ust -Chciałabym, aby w końcu dostał nauczkę. Normalnie pewnie wyzwałabym go na pojedynek, ale mówiąc szczerze, sama nie jestem pewna czy byłabym w stanie go pokonać. Może miałbyś jakiś pomysł?
Methrylis
Posty: 20
Rejestracja: sob paź 08, 2022 8:18 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Methrylis »

LAVRENCE

Znów wiał wiatr.

Szarawe chmury, gnane gwałtownymi podmuchami, co jakoś czas przysłaniały słońce, w sercach większości ludzi wybudzając uporczywie ukrywane smutek i niepokój. Chwilowa szarówka czy nawet półmrok zalegający nawet w najjaśniejszych zakamarkach, zdawał się nienaturalny, alarmujący, skłaniający do ponurych refleksji. W takich chwilach, niby wyjętych z telewizyjnych wyciskaczy łez, bohaterowie stawali w oknach i obserwowali równie niechcianą, co nieuniknioną zmianę pogody, zasnuwając swoje myśli takimi samymi, nadciągającymi pospiesznie chmurami.

Wiał wiatr.

Wiatr był symbolem zmian. Dlaczego? Bo przyganiał chmury, zwiastował pogorszenie aury. Ale jednocześnie — je przeganiał, odsłaniając blask słońca. Wiatr, ta niszczycielska siła, poza pogodą i nastrojami rujnować potrafiła także całe domy, gospodarstwa, wsie i miasta. I w istocie były to zmiany; gwałtowne i brutalne, lecz jednak dokładnie takie, o których mówiono w znanym wszystkim, wietrznym powiedzeniu.

Wiał wiatr. Bezustannie od siedemnastu lat.

Lavrence Campbell był przyzwyczajony do tego typu mentalnej pogody. Wiatr wiał w jego myślach, marzeniach, obawach i uczuciach. Wiatr wiał, silnie szamocząc jego przeszłością i niespokojnie szarpiąc żaglami przyszłości. Wiatr niósł ze sobą niepokój, lecz Lavrence, bardzo pochopnie, zapomniał go odczuwać, zbyt przyzwyczajony do tych kapryśnych powiewów. Kiedyż on bowiem miał okazję poczuć komfort stabilizacji? Nie był normalnym dzieckiem, ponieważ jego ojcem — wpierw wedle bajań matki, a następnie zdaniem włodarzy specjalnej szkoły, w której aktualnie się znajdował — był bóg grecki, znany z mitów Hermes. I gdyby ta wyjątkowość nie wystarczyła, w wieku siedmiu lat jego ukochana mama, piękna Yvanna, postanowiła zdecydować między jedną miłością a drugą i poświęcić siebie — i nie tylko — miłości do swego dawnego kochanka, miłość do dziecka pożyczając swojej siostrze, podobno tylko tymczasowo. Podobno. A wiatr wiał dalej. Lavrence’a cieszyły jednak te porywy. Zmiany przysyłane przez wiatr oznaczały bardzo wiele i mogły mu też, całkiem niespodziewanie, zwrócić matkę, całą i zdrową, wciąż kochającą swojego jedynego syna.

Wiatr wiał i przygnał go aż tutaj, do tej szkoły pełnej wyjątkowości. Spędził tu już kilka miesięcy i, nauczony doświadczeniem, nie dziwił się zbytnio niczemu, co poznawał. Podziwiał to, cieszył się albo gniewał wewnętrznie — ale nie dziwił. Boska szkoła pełna półboskich studentów jeszcze nie sprawiała, że Lavrence wybałuszał oczy w wielkim zadziwieniu. Bo — czyż to nie były kolejne zmiany w jego życiu? Dokładnie te, do których tak mocno, aż nierozsądnie, był już przyzwyczajony?

Uspokojony lekkim wiaterkiem, który bez ustanku szumiał mu w głowie, siedział na trybunach ogromnego amfiteatru, z uprzejmym zainteresowaniem obserwując wielkie przygotowania do czegoś, co zamierzał później oglądać z jeszcze większym uprzejmym zainteresowaniem. I choć całe to zamieszanie bardzo pasowało do jego artystycznego gustu, nie zdecydował się jeszcze uczestniczyć w żadnym pokazie. Starał się postępować w miarę rozsądnie, a on, jako pierwszoroczniak, nie miał nawiązanych praktycznie żadnych znajomości, co z pewnością negatywnie wpłynęłoby na jego ewentualny występ. Jasnym bowiem było, że im więcej przyjaznych twarzy świecących w tłumie i im więcej trzymanych za niego kciuków, tym większa szansa na sukces. Anonimowość w tego typu projektach najczęściej tylko szkodziła, dlatego tym razem Lavrence zatrzymał się na roli widza, nie wykluczając jakiegoś udziału w przyszłym roku.

Zaśmiał się krótko i radośnie, gdy poczuł, jak ktoś niespodziewanie obejmuje go za szyję. Nie musiał się nawet odwracać, by odkryć, kto go w ten sposób zaatakował, bo tak postępowała na świecie tylko jedna osoba: jego dobra koleżanka Eli. Ilekroć Lavrence ją widział, uśmiechał się ciepło, rad z tego, że udało mu się nawiązać w tym obcym miejscu jakąś bliższą znajomość. Chłopak nie miał tego socjalnego magnesu, który przyciągałby do niego obcych z ofertą zostania przyjaciółmi, dlatego obawiał się odrobinę, że gdy już zacznie tu studiować, długo będzie zmuszony pozostawać samotnym wilkiem. Eli na szczęście odczarowała tę małą klątwę, za co Lavrence był jej bardzo wdzięczny — zapewne dużo bardziej, niż Eli mogła sobie wyobrażać.

Niee, nic ciekawego jeszcze tu nie pokazywali — odpowiedział nieco sennym tonem na pierwsze z jej pytań. — Jak na razie wszyscy tylko biegają jak kurczaki bez głów. A najciekawszym elementem była tamta banda — Lav dyskretnie wskazał ręką na prawo, nieco poniżej zajmowanych przez nich miejsc. — Wpierw siedziała tam po prostu jakaś dziewczyna, a obok jakiś chłopak — tłumaczył, dobrze wiedząc, że Eli nie wybaczyłaby mu, gdyby nie opowiedział o wszystkich szczegółach. — Potem po drugiej stronie tego chłopaka chciała usiąść druga dziewczyna, ale zamiast siąść, to zaczęła się wydzierać na tę pierwszą dziewczynę, początkowo nikt nie wiedział, o co. I się okazało — tłumaczył koleżance tonem znanego profesora — że ta druga to dziewczyna tego chłopaka, która była oburzona, że jakaś dziewczyna śmiała siąść obok jej chłopaka. A najlepsze jest to — dodał z zażenowaną miną, zdradzając tym samym, że kłamał i to wcale nie było najlepsze — że to ta pierwsza dziewczyna jako pierwsza zajęła tamto miejsce, ten chłopak potem tam obok usiadł, bo tylko tam w tym rzędzie były dwa wolne miejsca, które chciał zająć dla siebie i dla swojej dziewczyny-wariatki. Kumasz wszystko? — upewnił się. — Paranoja — prychnął — ale nawet śmiesznie się to obserwowało.

Informacja o tym, że Eli jakimś cudem przedostała się tam, gdzie zwykli, nieartystyczni cywile, nie mieli wstępu, niespecjalnie zaskoczyła Lavrence’a.

Bo ty jesteś jak ta mrówka — wyjaśnił dobitnym, choć żartobliwym tonem. — Albo jak kot. Wślizgniesz się wszędzie, a reszcie pozostaje się tylko zastanawiać nad tym, jak to, do diaska, możliwe! No! Ale co tam takiego zobaczyłaś, tak poza tym, co ja sam też niedługo zobaczę, chociaż odrobinę później?

Jedna z wypowiedzianych przez Eli fraz zastanowiła go na tyle mocno, że postanowił się do tego odnieść.

„Zdolni herosi”? — powtórzył ze śmiechem. — Czy to czasem nie jest pleonazm? Będąc herosem, chyba musisz być zdolnym. Brzmi jak bardzo brzydka presja społeczna, nie? Każdy tu coś fajnego potrafi, więc każdy jest zdolny. Może być co najwyżej głupi; tym akurat łatwo jest się wyróżnić.

Do tematu głupoty udało im się nawiązać bardzo szybko, bo już w momencie, w którym podekscytowana Eli pozornie zaczęła pleść piąte przez dziesiąte. Lavrence jednak nauczył się pojmować jej błyskawiczną paplaninę i wyjmować z niej najbardziej wartościowe kąski, które układały się w logiczną całość.

Po co — spytał tonem uprzejmie zaciekawionym — ktoś zniszczył czyjąś wystawę? Bo ja tego nie pojmuję. To jest tak głupie, że aż straszne. Czy Akademia nie powinna weryfikować poziomu zidiocenia swoich przyszłych studentów? Gdyby to wprowadzili, najpewniej ktoś, kto zniszczył wystawę, nie miałby ku temu okazji, bo zwyczajnie by się tu nie dostał. Debil — skwitował ostatecznie z kwaśną miną. — A co do farb — nawiązał po chwili — to następnym razem moglibyście spróbować zawołać mnie. Farby to kolory przecież, a ja w kolorach jestem niby niezły. Może umiałbym coś pokombinować? Sam tego nie wiem, bo sam za bardzo nie wiem, co ja właściwie umiem, ale można by spróbować, nie? Ale to dobrze — pokiwał z uznaniem głową — że udało wam się naprawić wystawę. Nie wyobrażam sobie, co ta osoba musiałaby czuć, gdyby tuż przed występem zorientowała się, że jej dzieło zostało zniszczone. Aż mi się samemu smutno zrobiło — zauważył niemal ze zdziwieniem. — To ty całkiem pracowity ranek miałaś! — zauważył wesoło. — A ja tylko siedzę i się gapię. Pogapimy się razem? — zaproponował, szczerząc się do niej szeroko.

Amazi
Posty: 38
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

ELI


Eli z szerokim uśmiechem zajęła miejsce obok dobrego kolegi od razu jej rozbiegane spojrzenie omiotło całe ich najbliższe otoczenie wertując je następnie coraz dalej, po prostu wszystko wokół było interesujące. Stanęło w miejscu dopiero kiedy Lav wskazał jej parę osób niedaleko nich.
- Tamci? I co zrobili? - dopytywała pełna zainteresowania. - Ale czemu krzyczała? I jeszcze na tę dziewczynę? - padały kolejne pytania wraz z rozwojem opowieści, którą białowłosy postanowił rozbudować i trzymać tym samym Eli w napięciu, aż do samego końca. Zapatrzona była w niego jak w obrazek, niczym dziecko w rodzica, który poświęcał mu swą uwagę podczas bajek na dobranoc. Dlatego dziecko słuchało opowieści całym sobą. Historia ta niezwykle ją wciągnęła i zaciekawiła. Dlatego zrobiła naprawdę duże i zdziwione oczy słysząc zakończenie opowieści.
- Naprawdę! Jeju! Czyli oskarżyła ją niesłusznie? To przykre, że ludzie reagują od razu agresją i wrogością nawet nie znając sytuacji. Oceniają tak powierzchownie doszukując się od razu tych złych, a nie dobrych intencji... Przykre, czyli herosi niczym nie różnią się od ludzi, ciekawe czy i sami bogowie poddają się tak prostym emocjom co zwykli śmiertelnicy. Jak myślisz? - wzięło ją od razu na poważne egzystencjalne rozważania. Bardzo lubiła kiedy Lavrence z takim zaangażowaniem jej coś opowiadał, w końcu wszystko co działo się wokół nich było warte uwagi. Każda jedna osoba i każdy jeden czyn musiał być zauważony i doceniony albo skarcony w zależności od swych intencji. Pewnym było, że w otoczeniu Eli nie było anonimowych osób, interesowała się każdym z osobna. Dlatego tak cieszłya się, że Lav podzielił się z nia taką opowieścią. Dobrze, że już tu był i mógł to zobaczyć.
To jak mężczyzna odniósł się do jej wejścia za kulisy niezwykle ją rozbawił.
- No tak... głowa się przeciśnie to i cała się wcisnę! - zaśmiała się szczerze ukazując szereg białych zębów i kładąc dłoń na jego ramieniu w tym rozbawieniu, tę jednak zaraz zabrała, by poprawić swoje roztrzepane włosy.
- Heros czy człowiek ja różnicy nie dostrzegam, w każdym jest coś wyjątkowego i na pewno kryje się za tym jakaś niezwykła zdolność. Nie każdy po prostu to jeszcze znalazł, ale to co mówisz ma wiele prawdy w sobie. Faktycznie na herosach jest taki "obowiązek" bycia zdolnymi, by zadowolić ambicje swych rodziców, zwłaszcza tych boskich rodziców. Jakby nie patrzeć jako córka Zeusa powinnam przodować w wynikach... a tu taki klops... - westchnęła dość ciężko, jednak nie przejmowała się tym ani trochę. Nie była typem wojowniczki i nie zamierzała na siłę dążyć do cudzych ideałów i ambicji.
- Pogromca potworów ze mnie marny, dlatego opracowałam genialny plan! Nie urosłam! Zobacz - wyciągnęła ręce do przodu, by je zademonstrować. - Małe i chude, na pewno potwór by się nie najadł, a jeszcze stanęłabym mu w gardle! Jeszcze biedny by się pochorował i tyle by było! Dlatego nie warto mnie jeść ot co! - jak to ona błyskawicznie skakała z tematu na temat, wyjątkowo swobodnie się czując w dyskusjach z Lavrencem, który bez problemu dawał radę nadążyć za jej nietypowym tempem.
Temat zniszczonej wystawy i głupoty wprowadził dziewczynę w drobne zamyślenie.
- Nie mam pojęcia co ktoś taki musiał mieć w głowie.... Na pewno trochę głupoty jak mówisz, ale co chciał osiągnąć? Poczuć się lepiej czyimś kosztem? A może taka osoba czuła się zagrożona stąd taka zawiść? Już doszliśmy do wniosku, że i herosi są jak ludzie, a więc i zwykła zazdrość nimi kieruje. Może to rywalizacja o czyjąś uwagę? Sama na początku roku byłam zaczepiana przez starsze rodzeństwo, rywalizacja wśród dzieci Zeusa jest paskudna, w końcu jesteśmy poniekąd rodziną. Pewnie dlatego nie ma weryfikacji przy przyjmowaniu, o której mówisz, przy takiej nawet bym nie poznała części z rodzeństwa, bo zyskują dopiero przy bliższym poznaniu, a taki system od razu by ich odrzucił - analizowała to sobie, rozkładając na wiele czynników, które jej wydawały się istotne.
Zasnatowiła się chwilę nad kwestią kolorów i umiejętności Lavrence'a.
- Gdybym wiedziała gdzie jesteś pewnie bym po ciebie przybiegła, ale liczyła się każda sekunda. Farba na zdjęciach zaczęła już rozpuszczać tusz na nich, dlatego udało nam się uratować tylko dwie fotografię z pięciu... i tak ciesze się, że aż tyle się udało! Ale jeśli chcesz mogę pokazać ci gdzie to i spróbujesz z tymi, z którymi mi się nie udało - posłała mu łagodny uśmiech, była otwarta na takie działania i nawet nie potrafiła ukrywać swojej ciekawości dla zdolności jakie posiadał mężczyzna, zobaczenie go w akcji byłoby na pewno czymś interesującym.



CHRIS I D


Oboje z łagodnymi uśmiechami obserwowali szok jaki wymalował się na twarzy Stelli po informacji o jej odratowanej wystawie, a przynajmniej części z niej. Dziewczę od razu zerwało się, by ruszyć za nimi. Chris ją pokierował, a D nim ruszyła obrzuciła Meg zadziornym spojrzeniem.
- Ale się dziś wylaszczyłaś! Nic tylko cię rwać jak rzepę w familiadzie! Co nie Dem? Streszczaj się, bo sama się za nią wezmę! - zażartowała posyłając sympatyczny uśmiech Meg i znaczące spojrzenie Demowi, nie mogła przecież przejść obok koleżanki bez żadnego komentarza na jej dzisiejszą kreację, która od razu rzucała się w oczy, a wręcz magnetycznie przyciągała te spojrzenia. Co D od razu zauważyła zwłaszcza wśród męskiej części ich otoczenia.
- Będę siadać tam za Eli, jakbyś była chętna na jakieś gorące ploteczki podczas występów - rzuciła informacyjnie puszczając ciemnowłosej oczko, po czym ruszyła pędem, by dogonić pędząca dwójkę do wystaw.
Będąc na miejscu dali Stelli obejrzeć swoje odratowane prace, sami w końcu mogli lepiej się im przyjrzeć.
- Siostra Chrisa zna trochę przydatnych sztuczek, powinnaś się ich nauczyć na przyszłość - powiedziała D, a na kolejne słowa Stelli nieco szerzej się uśmiechnęła. - No jak to co? Że zdobędziesz tu najwyższe noty! - zaśmiała się.
- A wiesz kto to zrobił? - dopytał Chris dość ciekawy tej kwestii, takie zachowanie nie mogło należeć do normalnej osoby.
- Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłem jakoś pomóc - odparł Chris odwzajemniając ostrożnie uścisk.
- A ja to w sumie mam pomysł, przydałaby mi się twoja pomoc, skoro masz taki talent, ale to już w wolnej chwili... po festiwalu jak znajdziesz trochę czasu to zajrzyj do mnie do lecznicy ze swoim aparatem dobrze? - D odwzajemniła uścisk i od razu stworzyła w głowie pewien plan na później. Takie okazje było trzeba łapać i się nie wstydzić, skoro Stella sama oferowała swoją pomoc, to czemu miałaby jej odebrać szansę na odwdzięczenie się? No przecież nie mogła!
Po tym jak Stella wróciła na trybuny Chris i D jeszcze chwilę przyglądali się zdjęciom.
- Naprawdę fajne te zdjęcia... to by złapać zwierzęta w takiej scenie to naprawdę sporo wyczekiwania. Stella musi być bardzo cierpliwa... bo ten chłopak pewnie po prostu jej pozował ...- stwierdził Chris, na co D zwróciła swą uwagę na zdjęcie ze studentem.
- Wiesz nie wydaje mi się, by pozował... on po prostu trenuje... I tu rodzi się ciekawe pytanie, czy był w ogóle świadomy tej sesji? - D dośc wymownie poruszyła brwiami w stronę Chrisa.
- Myślisz, że tak z nienacka było to zrobione?
- Myślę, że po cichu zwyczajnie. No weź spójrz na to ciało, jakbym podczas spaceru natrafiła na takie ćwiczenia sama bym przystanęła i to sobie uwieczniła na zdjęciu - z dość maślanymi oczami chwilę się przyglądała fotografii po czym westchnęła rozbawiona na widok miny Chrisa.
- W ogóle co ty tu pierwszaku jeszcze robisz! Na trybuny migusiem! - popędziła syna Zeusa, na co ten chwilę się zaśmiał, ale posłusznie ruszył, od razu w tłumie wypatrując swojej siostry, jednak nie siadł obok niej, a wybrał rząd nad nimi, gdzie i siadła z nim D.
- Natężenie albinosów w tym miejscu sięgnęło chyba wyżyn, muszę nieco zaburzyć tę białą koncepcję swoją osobą - zaśmiała się otwarcie, czym zwróciła uwagę Eli, która się roześmiała na te słowa.
- Podobno biały dobrze komponuje się z każdą inną barwą - odparła radośnie ciesząc się, że misja z odratowywaniem wystawy została już zakończona, a widząc ich miny wiedziała, że wszystko poszło dobrze.
D skinęła z uznaniem głową na słowa Eli, po czym poświęciła chwilę jej towarzyszowi posyłając mu lekko zadziorny uśmiech na powitanie, nie mieli jeszcze okazji ze sobą porozmawiać po spotkaniu integracyjnym wśród grupy teatralnej. Dziecko Demeter było mało uchwytne w codziennej bieganinie. Teraz też jej spojrzenie skupiło się na centrum tego wydarzenia, nie mogła sie doczekać przemowy rektora i rozpoczęcia festiwalu. Czas oczekiwania poświęciła jeszcze na odnalezienie wzrokiem Meg, bardzo ją ciekawiło czy dziewczyna siądzie z nimi, czy jednak wybierze nieco ustroniejsze miejsce z Demem. D podziwiała wytrwałość i cierpliwość Meg do tego niedomyślnego kowala i trzymała za nich kciuki, dlatego dyskretnie próbowała ustalić co ciemnowłosa aktualnie robiła.



AL I EKIPA UDUCHOWIONYCH


Al nie był zbyt aktywnym obserwatorem, po prostu stał w cieniu na samych tyłach i w zniecierpliwieniu oczekiwał rozpoczęcia tego festiwalu i jego zakończenia... byle by mieć to już za sobą. Kiedyś czuł się jak ryba w wodzie w takich tłumach, nastomiast dziś chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie zwracał szczególnej uwagi na nikogo, nie śledził ludzi wzrokiem, ani ich nie obserwował po prostu czekał skupiając się na centrum amfiteatru, gdzie powinien stanąć rektor i rozpocząć tę szopkę.
- To uwielbiam w takich dniach! Spójrzcie jaka piękna pogoda. A wiecie co jest w niej najpiękniejsze? Temperatura! Ciepełko! Słoneczko tak szczodrze ofiarowane umożliwiło damskiemu gronu założyć tak śmiałe kreacje! Paczcie panowie i cieszcie oczy! Każda z tych piękności caaaały dzisiejszy poranek skrupulatnie się szykowała, po to byśmmy mogli je tu dziś podziwiać! Doceńcie to. Powiadam wam, DOCEŃCIE! Gdyż same są jak dziła sztuki, które dziś mamy podziwiać! - Marco przemawiał do zgromadzonej trójki kompanów.
- A temu znów zamienił się miejscem mózg z fujarą... - stwierdził Syfron kręcąc głową z politowaniem.
- Oh! Wypraszam sobie! Zwycza..
- CI-CI-CI-CI-CI! Obaczajcie to! - przerwał im Frank i wskazał małe zamieszanie na trybunach.
- A co ty tu na mnie cichasz! - zaczął oburzony, ale ciekawość zwyciężyła i wzrokiem podążył na wskazane miejsce.
- To Stel, ten chujek znowu jej dokucza... - stwierdził Frank i spojrzał na Ala, który skierował swoje spojrzenie na zajście, skrzyżował ramiona i dość mocno zacisnął dłonie na nich, jednak nie ruszył się z miejsca.
- Ty naprawdę zamierzasz tak stać? - Al nie zareagował na zaczepkę, wolał jak najmniej odpowiadać duchom w miejscu publicznym.
- Ty! PA TO! - Frank został koplepany po ramieniu przez Marco, który aż podskakiwał z ekscytacji wydarzeniem. Po odejściu Stelli do syna Posejdona podeszła Meg i Dem, a cios jaki nastąpił chwilę później wywołał falę wylewnej aprobaty u trzech duchów.
- OOOOO! Ale oberwał!
- Po tym pamiątka mu zostanie! Ha! Pięknie wyprowadzony cios!
- To moja dziewucha! - powiedział z ogromną dumą i radością.
- Raczej ex, wiesz nie chce cię martwić, ale ważność waszego związku wygasła wraz z twym zgonem. Wiesz do śmierci i te sprawy - stwierdził Marco jakby recytował jakąś szkolną regułkę.
- Tak wiem, wiem! Ale to nie zmienia faktu, że zajebisty sierpowy! My ją uczyliśmy! My Al pamiętasz? Ale tego konkretnego nie kojarzę, chyba sama sobie dopracowała, ale musisz Al jej powiedzieć, by kciuka tak nie ustawiała, bo sobie jeszcze paznokcia połamie o czyjś głupi ryj - mówił podchodząc do Ala i pokazując na swej dłoni o co mu chodziło. Syn Hadesa nawet nie potrafił ukryć uniesionego kącika ust, który jawnie ukazał, że i jemu zaimponowała ta sytuacja. Zasłonił więc szybko usta pięścią i udał, że potrzebuje odchrząknąć coś z gardła.
Chwilę jeszcze obserwowali zajście, jednak cała sytuacja co szybko się rozpoczeła tak szybko przeminęła i Al wrócił do obserwacji sceny i wyczekiwania na rozpoczęcie.
- O proszę mamy towarzystwo - posłał znaczący uśmieszek do Ala i reszty duchów. Student mocniej zacisnął skrzyżowane ramiona do ostatniej chwili miał nadzieję, że dziewczyna szła do kogoś innego, jednak jej sylwetka zatrzymała się tuż przed nim. Jasne z pozoru chłodne spojrzenie spoczęło na tej drobnej dziewczynie, dłuższą chwilę milczał słuchając jej do samego końca.
- O dziewczyna trafiła idealnie! Dawaj Al, powiedź jej, że wpierniczymy gościowi! Choć rozprostujemy trochę te twoje zastałe kości! - zaczął podekscytowany Frank.
- Ja mam lepsze! Poproście te całą D by ze swoją bandą szopów włamała mu się do pokoju i zwinęła calusieńką bieliznę! A potem obwiesimy nią sztandar uniwerku! - wymyślił jeszcze bardziej podekscytowany Marco. - Albo będziemy wrzucać mu do zup i napoi diabełki. Kojarzycie to? Takie mini petardki co jak rzucisz to wybucha!
- Skąd ty bierzesz takie powalone pomysły? - Syfron spojrzał ze skwaszoną miną na Marco.
- Jak skąd? Z doświadczenia! - roześmiał się duch.
- Jak dobrze, że zmarłem nim przyszliście na te uczelnię...- podsumował to Syfron. A Marco i Frank wymyślali coraz to lepsze pomysły na zemstę i nękanie syna Posejdona. Al dośc długo milczał, często zapominał, że jest jedynym, który słyszy te rozgadaną zgraję i że w oczach dziewczyny po prostu stoi i się gapi milcząc.
- Nie powinnaś do mnie podchodzić z taką sprawą... - zaczął w końcu. - Nie kiedy on to może zobaczyć. Nie powinien wiedzieć, że szukasz wsparcia. Lepiej, by się nie spodziewał... Daj mi trochę czasu... dam ci znać jak coś wymyślę... - mówił bardzo spokojnie prawie na nią nie patrząc, dopiero kiedy kończył skierował tęczówki na jej twarz i bardzo nikle i krótko się jakby uśmiechnął . - A na razie nie daj mu tej satysfakcji, idź i baw się dobrze na festiwalu... - polecił, miał w takich sprawach spore doświadczenie, jakby nie patrzeć już trochę lat spędził na uniwerku wśród tych wszystkich kampusowych dram. Kiedy Stella odeszła odprowadził ją chwilę spojrzeniem, dopiero mając pewność, że nie ma nikogo w jego otoczeniu spojrzał w kierunku duchów.
- Marco... - mruknął jak najciszej, a duch od razu się zbliżył. - Pochodź trochę za tym gościem, może czegoś ciekawego się o nim dowiesz.. - Al dobrze wiedział, że poznanie swojego wroga było kluczowym elementem sukcesu, w końcu nie na każdego zadziała taki sam odwet.
- Aaaa ty taki szczwany lisek jesteś. No dobra, będziesz wiedział wszyściusieńko o tym typie! Nawet iloma listkami srajtaśmy podciera tyłek i czy myje po tym ręce! - stwierdził Marco i zasalutował, po czym odszedł w kierunku swojej ofiary, przed którą sobie usiadł po turecku.
- To nie za okrutne? Właśnie uśmierciłeś prywatność tego gościa - stwierdził Syfron, jednak był bardziej tym wszystkim rozbawiony niż przejęty.
- Co by nie było, nasz chłopiec robi postępy - stwierdził dumnym tonem Frank posyłając Alowi szeroki uśmiech, na co ten lekko pokiwał głową z politowaniem, ale jakby nikle się uśmiechnął.




Dialogi:
Dialogi Eli
Dialogi Chris
Dialogi D
Dialogi Al
Dialogi Frank
Dialogi Marco
Dialogi Syfron
LadyFlower
Posty: 12
Rejestracja: sob kwie 06, 2024 6:59 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: LadyFlower »

Stella Celestia Hayes


Utkwił w niej wzrok tak jakby analizował to co właśnie powiedziała. Cisza, która nastała pomiędzy nimi zaczynała powoli robić się z lekka niezręczna. Idealnie do tej sytuacji pasowałby dźwięk grających świerszczy. „Nie powinnaś do mnie podchodzić z taką sprawą”. Auć. Zabolało. Doskonale wiedziała, że Al zupełnie wycofał się z towarzystwa po śmierci przyjaciela. Rozumiała to. A przynajmniej bardzo, ale to bardzo się starała. Jednak te słowa jakoś wyjątkowo ją zabolały. Wcześniej wydawało jej się, że ich relacja nie polegała jedynie na wymianie między sobą zwykłych uprzejmości. Przyjaciel – z pewnością mogła go tak nazwać. Dlatego nie rozumiała czemu rozmowa z nim miałaby wydawać się komukolwiek podejrzana. Nie mogła po prostu przyjść i się przywitać? Zapytać się co słychać? Może jednak nie byli ze sobą tak blisko jak myślała?
Zawstydzona tym, że w ogóle o coś takiego spytała, spuściła wzrok na swoje białe sneakersy i nerwowo przygryzła dolną wargę. Uniosła go dopiero wtedy, kiedy usłyszała resztę wypowiedzi syna Hadesa. Lekko skinęła głową. Jakiś niewielki ciężar spadł z jej serca, chociaż wciąż z tyłu głowy miała jakąś namiastkę zawodu i zmieszania.
-Okej… Dzięki… - powiedziała ujmując między palce kosmyk włosów i założyła go za ucho. Obróciła się na pięcie, ale zanim od niego odeszła, zatrzymała się jeszcze w pół kroku i obróciła przez ramię.
-Ty nie idziesz? – spytała uważnie mu się przyglądając. Pierwsza sekunda, druga sekunda, trzecia sekunda. Milczał.
-Rozumiem. W razie czego to zawsze możesz dołączyć – udało jej się posłać mu delikatny uśmiech i uznała, że ich rozmowa dobiegła końca.
Idąc w kierunku tłumu w myślach stwierdziła, że może powinna powiedzieć coś więcej, zrobić coś więcej. Jakiś dziwny dreszcz przebiegł po jej plecach. Martwiła się. Naprawdę cholernie się martwiła. Jednak wiedziała, że i tak pewnie do niczego go nie zmusi. Chłopak zamknął się w tej swojej skorupie i za czorta nie mogła go stamtąd wydostać.
Westchnęła ciężko i zatrzymała się, zastanawiając gdzie właściwie powinna usiąść. Uważnie zilustrowała spojrzeniem większość dostępnych miejsc. Jej wzrok zatrzymał się na grupce znajomych dzięki której udało się ją wyswobodzić z ramion okropnego przygnębienia. Zdawali się być zajęci swoim towarzystwem, ale mimo to, Stella postanowiła do nich podejść.
-Um… Cześć. Czy tu jest może wolne? – spytała wskazując na puste miejsce obok nich -Mogę się dosiąść?
Wzrok wszystkich skupił się na jej osobie. Ucieszyła się, kiedy niemalże jednogłośnie stwierdzili, że jej towarzystwo im nie przeszkadza i zajęła miejsce.
-Tak w ogóle to my się chyba jeszcze nie poznaliśmy. Przynajmniej nie oficjalnie – roześmiała się i wyciągnęła dłoń do osób, z którymi jeszcze nie miała okazji porozmawiać. Drobnej i uroczej dziewczynie o zjawiskowo złotych oczach, bardzo podobnego do niej chłopaka, który był zamieszany w ocalenie jej wystawy oraz jeszcze jednego chłopaka o bladej cerze, śnieżnobiałych włosach i niesamowicie jasnych, bladoniebieskich tęczówkach -Jestem Stella.
Kiedy już wymienili się uprzejmościami i dowiedziała się, że blondwłosa dziewczyna była główną pomysłodawczynią na odratowanie jej zdjęć, lekki rumieniec wkradł się na jej twarz.
-Uh… Kurczę… Naprawdę nie wiem jak się odwdzięczę… Lubicie może babeczki? Albo ciasta? – spytała przypominając sobie o swoim cukierniczym talencie. Na pewno stworzy dla nich coś słodkiego! Może małe beziki? Albo jakiś tort? Trzypiętrowy? Nie... Nie wszyscy przepadają za tortami. Więc może babeczki z toną czekolady? Albo kosz różnorakich babeczek! W głowie już miała tysiące pomysłów na pyszne, domowe wypieki.
Ostatnio zmieniony czw maja 09, 2024 7:04 am przez LadyFlower, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ