TAKI TAM SOBIE NORMALNY DZIEŃ RUDZIELCA
To co miała przed oczyma było tak nieprawdopodobne, że dopiero siedząc i trzymając dłoń na skroni docierało do niej co tu się działo. Ona naprawdę obserwowała jak odchodzi od niej jeleń. JELEŃ... spacerujący sobie na dwóch nogach jeleń. Jego poroże było imponujące jak i sam łeb, korpus, jednak kończyny wyglądały nienaturalnie, musiały w końcu naśladować ludzkie ruchy, jednak zwierzęce stawy nie do końca zgadzały się z mobilnością bądź jej brakiem u ludzi. A gdyby tego było mało, to to były zwierzęta... niczym nie zasłonięte samce zwierząt... I kiedy jeleń obrócił się po raz ostatni, by na nią spojrzeć, a ona siedząc znalazła się na nieodpowiedniej wysokości. Ujrzała coś czego nie chciała. U futrzastego niedziedzia nawet nie zwróciła na to uwagi, jednak teraz... patrząc na paradującego jelenia... Pragnęła to odzobaczyć... Niestety jej ciekawość była zbyt silna. Czy ich rozmiary w jakikolwiek sposób przekładały się na ludzkie formy? Byłoby to smutne w przypadku takiej wyderki... jednak byk. Spacerujący po sali byk skutecznie przyciągał uwagę. Jednak czy był to byk? Nie... kształt jego poroża był inny, widziała już taki, jednak nigdy nie polowała na to zwierzę... Ale jej dziadek na pewno miał takie trofeum, tylko co pod nim pisało... Próbowała sobie przypomnieć ten drobny napis pod pokaźnymi rogami. Marszczyła czoło i pocierała skroń palcami. TUR! Tak to był tur... No i teraz ciekawe, czy rozmiar tego tura przekładał się i na ludzką proporcję. Nie możliwe... przecież nie byłby to seks a cholerne nabijanie na pal...to w ogóle dałoby się zmieścić? Marszczyła brwi w niedowierzaniu.
Wodziła po sali oczyma starając się zapamiętać, jak najwięcej zwierząt, jednak nie dała rady, zasłoniła twarz dłońmi i zamknęła oczy, to było straszne. Czemu po dostrzerzeniu tego mankamentu nalewki nie mogła powstrzymać spojrzenia od lustrowania dolnych partii u zwierząt? Czy aż tak wypaczony miała umysł przez lata spędzone przy ognisku ze stadem pijanych wojaków?
Najwidoczniej była, bo nie potrafiła powstrzymać myśli od tego tematu. W końcu widziała Hyrona podczas jego cudownej kąpieli, a czapla tak silnie wryła jej się w pamięć, że nie była w stanie o tym zapomnieć. I musiała przyznać, że jego rozmiary ani trochę nie zgadzały sie z tymi orlimi. Natychmiast namierzyła wzrokiem ów ptaka. Jednak z tej odległości nie było nic widać u tak drobnego przy pozostałych zwierzęciu. A może miał takie jajca bo był ptakiem, a one znoszą jaja? Może w ten sposób było to powiązane?
Przeczesała dłonią ogniste długie kosmyki, które spadły jej na twarz. Ból głowy się nasilił, a nad mniejszymi zwierzętami pojawiła się poświata ich ludzkich postaci, jakby niewyraźny zarys, przy większych nie było to zauważalne. Czyżby nalewka zaczynała odpuszczać? To dobrze, bo czuła się jak gówno... wymęczone i mające ochotę się zrzygać, choć ledwie miała czym. Westchnęła ciężko i podparła brodę na dłoni, a łokieć na kolanie, tak skulona miała przynajmniej poczucie stabilności. Stabilności... no właśnie, czy w takim miejscu kiedykolwiek będzie mogła poczuć się stabilnie? A raczej wśród takich ... Nawet nie potrafiła ich określić. Czym do końca byli? Ludzmi? Wynaturzeniem? Istotami magicznymi? A może zwykli czarodzieje czy druidzi? Czy chcieli dla nich źle? Nie potrafiła w to uwierzyć, po tych paru dniach z nimi spędzonych... nie potrafiła zamieść wszystkich do jednej szufladki. Oni byli niczym zwykli mężczyźni. Na jednych było można polegać, a na innych nie. Faceci, którzy mieli swoje własne charaktery i umotywowania. Zapewne nie jeden z nich był zwykłą świnią czy mordercą jak już zdołała zauważyć na przykładzie męża Kellie i tego węża, jednak nie mogła powiedzieć tego o wszystkich. Mąż Yelleny naprawdę się o nią troszczył, czy potrafiliby tak udawać? Hektor, Hellion, Heres... nawet Hyron miał lepsze i gorsze momenty, a teraz Halse... okazał im wiele dobroci wyjawiając prawdę o nich.
Nie mogła przekreślić ich wszystkich przez jakieś historyjki o potworach. W końcu jak mieli być postrzegani? Ludzie zawsze boją się odmienności, a kiedy ta jeszcze potrafi sie bronić od razu jest postrzegana za zagrożenie, do wyeliminowania. Wszyscy tu obecni mężowie byli odmieńcami zebranymi w jeden oddział, to nie był przypadek, że trzymali sie razem. Zapewne odrzuceni przez swoje społeczności znaleźli zrozumienie dopiero pośród sobie podobnym. Sama ruda pamiętała odrzucenie wieśniaków z małych wiosek. Cóż wystarczył jej nietypowy kolor włosów, by chciano rozstawiać stos dla niej, z jakim okropnym traktowaniem musieli spotkać się ci tu zebrani? Że po stanięciu w cudzej wojnie za zapłatę nie poprosili majątku... a towarzystwa... Towarzystwa młodych, nieznających jeszcze świata i życia panienek... przed którymi łatwiej im udawać, że są normalni, które łatwo im zmanipulować. Bo czy spojrzały by one na nich tak samo wiedząc kim są? Przypomniała sobie słowa Halse, kiedy ten prosił je o spokój i nie panikowanie nim wyjawił swoje zwierzołactwo. No właśnie, na pewno zdecydowana większość wyklęła by ich od dziwadeł, bałyby się, nie siedziałyby tak swobodnie jak teraz, obejmowane przez swoich mężów i śmiejące się do nich. Spojrzałyby przez pryzmat zasłyszanych opowieści, czuły sie zagrożone... Czy którakolwiek by to zrozumiała i zaakceptowała? No właśnie... co musiała mieć teraz w głowie Yellena... Mogła odejść, a jednak w tym wszystkim została. A mogła powrócić do domu... do swej matki, która na pewno się zamartwia i do Rolanda... Jemu bowiem przeznaczona była, razem mieli połączyć ich dwa rody i kierować nimi. A co teraz? Jej brat został sam z tym, połączenie rodów nie będzie już możliwe, a jemu zapewne wyznaczą inną kobietę... jego matka, na pewno tego dopilnuje...
Ciekawe czy Yellena cieszyła się z takiego obrotu spraw...skoro zechciała zostać, być może nie obdarzyła Rolanda takim uczuciem jakie pojednało samą ognistowłosą z bratem młodszej przyjaciółki. W końcu wiele obowiązków spadło na nią po śmierci brata, który miał objąć rolę łącznika rodów poprzez małżeństwo z rudą. Niestety śmierć spatkobiercy następnie wydanie Airy Jeźdzcom, wszystko spadło na barki młodzików na Rolanda i Yellenę, może nie chciała tego obowiązku? Stąd decyzja o pozostaniu wśród Jeźdźców u boku wylosowanego poprzez podniesienie płaszcza męża. Tak pewnie będzie jej łatwiej... bez takich wymagań, jednak ciekawe, czy choć tęskniła za nim tak jak ruda.
Oczy kobiety jakby nabrały smutnego wyrazu, obserwowała przygotowania do turnieju, te zaciekawione twarze pań, prężące sie zwierzęce sylwetki, wszyscy byli tak podekscytowani. Kobiety dopingujące swych mężów, którzy aż stroszyli piórka z dumy, łaknąc tej uwagi. Coraz bardziej było jej ich żal, czy mogli być w pełni sobą? W pełni swobodni w takim układzie opartym na kłamstwie i tajemnicy? Jeśli prawdą było to co mówiła Yell, że żyją po tysiące lat... jak smutny musi być to żywot. Nic dziwnego, że tak wielu z nich jest już wypalonych i smętnych. Choć są i tacy, którzy nie tracą uśmiechu, jednak czy jest to sztuczna maska?
Jej zielone spojrzenie skupiło się na czarnym orle. Czyli dlatego ich rozmowy tak ciężko szły, bo musiał tak wiele faktów omijać i przemilczeć, by nie powiedzieć o słowo za dużo. A konstelację węża zapewne widział. Nie wieżyła, że był to typ siedzący w księgach całymi dniami i zapamiętujący ułożenia gwiazd z przed takich wieków. Był zbyt dużym praktykiem, by tracić czas na zamierzchłe czasy. Więc faktycznie żyli setki, a może i tysiące lat... Ciekawe czy kiedykolwiek by sie dowiedziała, czy zwyczajnie zmarła w niewiedzy przy jego boku. Dla nich one były tylko chwilą... nic dziwnego, że tak wielu nie przykuwało do nich szczególnej uwagi.
Wyprostowała się i oparła plecy, krzyżując przedramiona luźno na brzuchu. Wraz z odpuszczającym działaniem nalewki docierało do niej całe zmęczenie. No tak... długa podróż, licha kolacja, ominięcie śniadania i za krótki sen. W końcu siedzieli do późna, a wstali wraz ze świtem... Jej ciało było silne, jednak nie niezniszczalne i najwyraźniej dotarła na jego granicę wytrzymałości. A może to wszystko potęgował stres? W końcu doskonale sobie zdawała z tego sprawę, choć liczyła, że po odejściu z rodu odpocznie, nie było nic mylniejszego, po prostu zmieniły się obowiązki jakie na nia spadły. Czemu Shadan zwróciła sie właśnie do niej? Nie mogło paść na kogoś innego? Z tego co zrozumiała, nie powiedziała nikomu więcej... A więc na nią liczyła... Nie mogła więc zawieść kogoś w potrzebie, czy chciała czy nie już w tym była. Nie mogła udawać niewiedzy, nie mogła gdyż zagrożenie było zbyt realne. A to zagrożenie mogło skrzywdzić ich wszystkich, mogło skrzywdzić Yellenę. Powinna do nich wrócić, pokazała się tu, tyle wystarczyło, nie powinna zostawiać ich samych.
Obróciła niemrawo twarz w stronę wyjścia. Musiała podjąć tą walkę. Jeszcze ten raz, a może i nie ostatni? Ahhh czemu nie mogła być jak to stadko głupiutkich i nieświadomych dziewuszek... których jedynym zmartwieniem to, to czy ich małżonek wypręży mięśnie czy nie wypręży...
Westchnęła ciężko i już miała się podnosić, jednak wtedy nie kto inny jak Alaya zaszczyciła ją swoją obecnością. Trochę zaskakujące, że kierować by miała nią zwykła troska, kobieta kojarzyła się jej raczej z tą, szukającą sensacji bądź wbijającą szpilki, dlatego na takową czekała i nie musiała długo czekać... Kiedy ta zaczęła ją umoralniać i uświadamiać jakim to problemem dla swego męża nie jest. No tak... nie mogła sobie odpuścić i zatrzymać tych złotych myśli dla siebie, nawet w takiej chwili.... Całe szczęście dla tej jakże "uprzejmej" kobiety wspaniałym kontrastem był Hasten, którego z początku Airanna nie zauważyła. Ciężko było zauważyć malutką jaskółeczkę na podłodze, jednak kiedy już go dostrzegła, spojrzenia oderwać nie mogła. Jaki on był uroczy podczas tej gestykulacji swoimi skrzydełkami. Uśmiech sam wkradał jej się na usta. A więc nie wszyscy z nich byli morderczymi drapieżnikami.... Ta odsłona jej doskonale pasowała do mężczyzny.
Niestety i ten miły widok musiał zostać popsuty. Airanna nie miała pojęcia jak może odwieźć tę dwójkę od udania się do komnaty w poszukiwaniu Yelleny, a wszystkie jej próby, były bombardowane przez krewniaczkę jej przyjaciółki, czy naprawdę Alaya była tak głupia, by nie zauważyć, że Hasten nie powinien tam iść? Że ruda starała się go od tego odwieźć? Czy robiła to zwyczajnie im po złości!?
Przecież była tam z nimi! Widziała to co one, a fakt, że sobie wyszła nie tłumaczył jej zachowania teraz. Kurwa... nie miała jak otwarcie ich zatrzymać, choć mimo bólu głowy miała ochotę wstać i po prostu zatkać jadaczkę tej karstence... Swoja głupotą i ignorancja mogła wpakować je w jeszcze większe kłopoty. Kto wie jakim służbistą był Hasten, a co jeśli grzeczny ptaszek zaraz poleci do starego orła, by donieść mu o ich postępowaniu? O księdze, bransolecie i Shadan, nie mogli odkryć tego co zamierzali. Co jakby gospodarz się tego dowiedział? Frustracja zamknięta w zmęczonym ciele była tak silna, że aż dłonie zaczęły drżeć kobiecie z nerwów, kiedy te dwie sylwetki się od niej oddalały, a ona mogła tylko na to patrzeć. Kolorowych wiązanek by brakło, by usatysfakcjonować rudą w określeniu starszej kobiety. Ta powinna być rozważniejsza, a tępa była! Jak but! Tu fochy strzela zostawiajac je, a teraz jeszcze naraża! Same problemy z tą babą! Ruda poczuła sie jak marudzący na żonę wojak, teraz dobrze rozumiała te pijane marudy, które tylko potrafiły psy wieszać na swoich babach, bo jeśli w domostwie czekała na nich takowa, to nic dziwnego, że psioczyli... też by psioczyła... albo udusiła i po problemie.
Wyszli... powinna za nimi ruszyć, jakoś ostrzec Yellenę... Szalejące w piersi serce nie pomagało w zebraniu sił. Wręcz przeciwnie nasiliło zawroty głowy, a przed ryzykownym wstaniem powstrzymało ją przybycie kolejnej dwójki. Czy miała na czole karteczkę z napisem "punkt wycieczkowy"? Czy, aż tak źle wyglądała, że całe tłumy się do niej ustawiały? W takich chwilach było można zauważyć kto jak ja obserwował i jak się nia do tego przejmował. Odruchowo spojrzała w kierunku swojego małżonka, co ona się w ogóle łudziła... Aż fala irytacji ja ogarnęła, na swoją naiwność. Obdarzyła spojrzeniem przybyłą dwójkę, panienkę poznała od razu, może jeszcze za dobrze się nie znały, jednak nie sposób było zapomnieć o tak uroczym dziewczęciu, które trafiło na niebywałą świnie. Wzrok Airanny odruchowo spoczął na towarzyszącym jej turze... czy naprawdę ten przebrzydły wieprz, posiadał takie zwierzę duchowe? Przecież to do niego absolutnie nie pasowało!
Już zapragnęła psy wieszać na bożku odpowiedzialnym za takowe decyzje i przydziały, jednak wtedy tur przemówił, a jej oczy otworzyły się szeroko w zadumie i szoku. Głos Hektora był tak charakterystyczny, że oniemiała w szoku, a tuż po tym zaśmiała się w duchu. No i to jej sie podobało! Jednak bożek przydzielający im to wiedział co robi! Może nawet znał się na swojej robocie! Może nawet bardzo, zważywszy na tak trafny przydział. Od razu usta kobiety przyozdobił szeroki uśmiech, który nie potrafił jej opuścić mimo złego stanu, ilekroć spojrzała w kierunku Hektora już się uśmiechała na nowo. Nie była zbyt aktywnym rozmówcą, który głównie zajął się otrzymaną wodą.
Starała się jedynie uważnie słuchać tego o czym jej nowi towarzysze dyskutowali. Figurki na hełmach, były dobrą ściągawką, na przyszłość. Teraz kiedy już zyskała potwierdzenie na to co odzwierciedlały i że zwierzęta na nich się znajdujące nie były przypadkowe wiedziała, że ułatwi to wiele spraw.
W sumie sprawy nie zapowiadały się tak źle, może uda im się przetrwać? Te magiczne dziwy.
Choć większość pań nie nadawała się do niczego. Tak te kilka, które ją otaczały miały naprawdę ważne umiejętności. Dzięki, którym nie powinno być tak źle. A skoro już o umiejętnościach mowa... Zielone spojrzenie spoczęło na jasnowłosej, która ponoć znała się na ziołach i posiadała jakieś ich zapasy. Przynajmniej tyle Aira zapamiętała ze wspólnego śniadania, kiedy to kobieta ziółka Yellenie oferowała.
Dlatego też poprosiła ją o pomocny na bóle głowy napar i całe szczęście spotkała się z pozytywnym rozpatrzeniem swojej prośby. Wyrażając chęci natychmiastowego wyruszenia po nie. O jak Aira była jej wdzięczna, okazałaby zdecydowanie żywiej, gdyby miała siły. A tak jedynie uśmiech posłała i rozbawiona przyglądała się turowi, który stał przed poważnym dylematem, którą z pań zostawić. Wybrnął błyskotliwie z tej sytuacji i sprowadził ognistowłosej towarzystwo w postaci białego lwa. Z otrzymanych wcześniej wskazówek już wywnioskowała sobie kim był ów kotowaty, a po usłyszeniu jego głosu uzyskała jedynie potwierdzenie.
Chętnie przyjęła jego towarzystwo, korzystając nawet z oferowanego ramienia. Jak mogłaby oprzeć się temu białemu futrzastemu oparciu? Nie mogła... to było silniejsze od niej samej.
A po wygodnym wsparciu się na lwie, aż przymrużyła oczy, dodatkowo otrzymała kojący dotyk w postaci przeczesywania jej włosów dłonią. Jedno do drugiego nałożyło się na wspólny sukces w choć drobnym ukojeniu jej nerwów i panującego w głowie bólu. Choć nadal martwiła się o Yellenę, nie mogła nic zrobić. Musiała wierzyć, że jej przyjaciółka sobie poradzi. Ogromna błogośc ja ogarnęła i z trudem walczyła z pochłaniającą ja ochotą zaśniecia. Nie mogła sobie na to tu pozwolić. Dlatego co jakis czas łyk wody robiła, by wykonywana czynność zmuszała ją do ożywienia zmysłów.
Uchylone oczy prawie w pełni się przymkneły, dopiero kiedy poczuła obecność kolejnego przybysza powieki lekko uchyliła słysząc jego pytanie i uprzedziła lwa w odpowiedzi. Tuż po tym pucharek z dłoni jej zabrano czymś nowym i ciepłym zastępując.
Przyjęła z wdzięcznościa zioła, zielone oczy na jelenia kierując. Jak był to dziwny obraz siedzieć sobie w towarzystwie lwa i jelenia... Jak zachować zdrowe zmysły przy takim układzie? Było to na swój sposób zabawne, ale i dziwaczne oraz bardzo męczące. W końcu otrzymała towarzystwo i uwagę dwóch przystojnych mężczyzn, a patrzyła na zwierzęce pyski... Działanie nalweki w sposób powolny odpuszczało co jakiś czas ukazując jej ich przyjemne dla oczu twarze, a oparty o ramię polik na zmianę czuł futro i skórę. Pragnęła by działanie nalewki już ustąpiło. Choć niebywale ważnym i istotnym było dla nich ujrzenie tego wszystkiego, tak miała już dosyć. Chciała powrócić do normalności. Choć wiedziała, że ta już nigdy nie nastąpi. Nie po tym co ujrzały i czego się dowiedziały, nic już nie będzie takie samo.
W milczeniu słuchała ich dyskusji dotyczącej turnieju, a kiedy jeleń ruszył się przygotować jedynie odprowadziła go swoim zmęczonym spojrzeniem, całą swą uwagę na nowo lwu poświęcając. Ich krótka rozmowa uświadomiła ją o jej własnym egoiźmie. Bowiem kompletnie pod uwagę nie wzięła konsekwecji jakie ów pomoc może na lwa sprowadzić. A nie chciała źle dla życzliwego jej mężczyzny. Dlatego też zebrała resztki swoich sił i wstała. Dzięki wypitym ziołom było jej nieco lepiej i uznała to za dobry moment do opuszczenia sali. Choć ogromnie żałowała, że ominie ją cała zabawa, to te resztki rozsądku skutecznie do niej przemawiały. Nie chciała dłużej nadużywać cierpliwości i życzliwości Helliona, dlatego też w sposób łagodny acz skuteczny go zbyła, by ten pozostał na sali zamiast tracić czas na odprowadzanie jej.
Ruszyła korytarzami w drogę powrotną, a ta wydała jej się większym wyzwaniem niż się spodziewała. A schody... O zgrozo! Mimo swojej świetnej kondycji myślała, że położy się na nich i zaśnie. A na piętrze mało płuc nie wypluła. Ile to wysiłku ją kosztowało! Zła na siebie była. Jak te kilka czynników mogło skumulować się i dać tak opłakany efekt? Mijając drzwi od komnat innych przyglądała się im uważnie, by nie przegapić tej swojej i by namierzyć te należącą do panienki Kellie. W końcu jak Hellion zauważył, szykowali dla niej zioła, a więc mocno nieuprzejmym z jej strony byłoby porzucenie tej dwójki bez informacji co do swojego miejsca pobytu. Całe szczeście w zasięgu jej wzroku pojawiła się powracająca już z komnaty dwójka. Odruchowo się poprawiła, prostując i dłoń, na której się wspierała ze ściany zabrała.
Stojąc przed nimi przyjęła zioła, dziękując im i wdzięczny uśmiech posyłając, następnie nie chcąc ich ani siebie przetrzymywać szybko ruszyła dalej. Choć czuła na swych plecach ich spojrzenia. Dlatego też pilnowała każdego swego kroku nim dotarła do komnaty i zniknęła w niej, zamykajac drzwi za sobą. Oparła się o nie i ciężko westchnęła. Mobilizując się podeszła do łoża i na małej szafce przy nim naczynie z ziołami postawiła. Ręce jej drżały i obawiała się upuścić naparu. Siadła na brzegu łoża i niezgrabnie zaczęła ściągać z siebie nadmiar odzienia, płaszcz, buty, gorset i rękawiczki. Nie miała sił splatać długich, gęstych włosów, trudno poplączą się to się poplączą... Sięgnęła po zioła i drobnymi łyczkami je wypiła, z początku poparzyła nimi usta, była zbyt niecierpliwa, jednak chciała jak najszybciej się już położyć i odpocząć.
Odstawiła puste naczynie i położyła sie na boku, a wtedy skrzywiła się lekko. Coś uwierało ją w udo, dlatego obróciła sie na plecy i z kieszeni spodni wydobyła przedmiot, który okazał się sygnetem jaki dał jej na przechowanie Hyron. Mętnym wzrokiem oglądała uważnie pierścień obracając go delikatnie w palcach. A wtedy w kształcie słońca twarz kobiety ujrzała. Jej ciało zamarło, a ona zamrugała kilkukrotnie, przyglądając się sygnetowi nieco żywiej. Ten wyglądał już zupełnie normalnie, ale przecież widziała kobietę? Piękną kobietę... o jasnych włosach... Czy czuła się tak źle, że miała już zwidy? Westchnęła ciężko i oczy swe wolną dłonią przetarła. Miała dosyć tego dnia. Sygnet ponownie w kieszeni swej schowała i ułożyła się wygodniej nakrywając kołdrą, jakby chciała się w niej schować. Choć w głowie miała tak wiele myśli, brakowało jej sił na ich analizowanie i układanie, sen błyskawicznie ją zmógł.
Morfeusz wiele godzin trzymał ją w swoich objęciach, a kiedy uchyliła powieki słońce nie wdzierało się już do komnaty, panował tu mrok. Jedyną poświatę na pokój rzucał blask wpadającego do środka księżyca i zapalonej świecy. Airanna przetarła swoją twarz powoli siadając i próbując pojąć co się stało i gdzie była. W głowie dalej jej się kręciło, może był to efekt ziół, które wypiła? A może ogólnego stanu.
-
Wszystko w porządku? - usłyszała znany już sobie męski głos obok siebie i poczuła jak jeden z jej rozrzuconych kosmyków jest lekko pociągany. Dopiero teraz dotarło do niej, że nie była tu sama. Przeniosła odrobine nieobecne spojrzenie na swojego męża i chwilę myślała nad zadanym jej pytaniem. Ciężko było pozbierać myśli.
Jej wzrok uciekł ku oknu, a więc spała tyle godzin? Najwidoczniej, była w końcu bardzo zmęczona. Choć czy było to tylko zmęczenie? Była noc, a więc było już po turnieju. A skoro Hyron leżał spokojnie, to może nie nakryto Yelleny na niczym? Tak już by słuchała jego wywodów.
Szmaragdowe spojrzenie powróciło do mężczyzny, a ona lekko skinęła głową.
-
Tak w porządku... - odparła po dłuższej chwili, nie miała mu nic więcej do powiedzenia. Ani o swoim stanie, którego wolała nie ujawniać, ani o niczym innym. Kobieta nie była osobą, która użalałaby się nad sobą, był to raczej typ bagatelizujący swój stan, przez co skończyła tak jak skończyła. I tym razem wolała zataić zawroty głowy.
Wsunęła dłoń do swojej kieszeni i wyjęła z niej sygnet oddając właścicielowi.
-
Proszę... - przekazała mu pierścień, po czym na nowo się położyła, tym razem na boku twarzą obrócona do niego, odgarnęła przeszkadzające jej kosmyki długich, gęstych włosów, które teraz były wszędzie, niczym inwazyjna roślina wijąc się po wszystkim po czym mogła.
Chwilę patrzyła na to jak bez słowa zakłada swój sygnet, po czym skupiła się na dłoni, którą ku niej skierował. Poczuła delikatne, wręcz czułe muśnięcie swojego policzka. Pieszczotliwy dotyk zsunął się na jej szyję, a ona uważniej przyjrzała się wpatrującym w nią szarym oczom. Była podejrzliwa i czujna.
- To u ciebie niezwykłe. Wulkan energii został uśpiony. Nie sądziłem, że tego doczekam.
- I nie doczekasz, bo tylko zbieram myśli... - stwierdziła i bardzo łagodnie jak na nią się uśmiechnęła. Mężczyzna przysunął się bliżej. Ona dłoń zacisnęła na owijającej ja kołdrze, która nawet nie została jej zabrana. Cóż za poświęcenie z jego strony w środku zimy.
- A co teraz chodzi ci po głowie? - dłoń wędrowała niżej, nadal powoli, delikatnie, jakby to kobieta była tylko jego snem... nie odwrotnie. Po chwili palce pociągnęły za rzemyk koszuli, na co Airanna nie zareagowała, przyglądała mu się jedynie nieco uważniej. Dopiero po chwili spojrzała kontrolnie w dół na rozwiązany materiał i kącik jej ust delikatnie drgnął ku górze. Nie do końca wiedziała jak to odebrać.
-
Moja obiecana, a jeszcze nie gotowa kąpiel... - odparła lustrując jasne oczy.
- Kąpiel zaczeka - odrzekł mężczyzna, bardziej zdecydowanym ruchem pociągając rzemyk. Po tym wplótł palce w jej rozrzucone włosy, jednocześnie na jej ustach składając pocałunek. Nie był on nieśmiały czy delikatny jak u nastoletniego młodzieniaszka - przeciwnie, pewny siebie i zdecydowany. Wiedział, czego chce. Tym bardziej ją to zaskoczyło, jednak odwzajemniła pocałunek, nie chciała odbierać sobie takich drobnych przyjemności. W obecnej sytuacji nie miała ich zbyt wiele. Dlatego też przymknęła oczy i skupiła się na tej pieszczocie. Po takim cudownym dniu była to miła odmiana.
Kiedy odsunęli się od siebie uchyliła powieki, przyjrzała się podejrzliwie jego twarzy. Ten wzrok był zbyt chciwy, tak do niego niepodobny. Dotarło do niej, że było to jakieś dziwne urojenie. Było tu coś nie tak. Siadła powoli i przetarła otwartą dłonia twarz odgarniając z niej rozrzuczone ogrniste kosmyki.
-
Yhymmm czyli ja dalej śpię - mruknęła cicho sama do siebie. Jakby sprawdzając jak jej głos był realny w tych warunkach. Wzrokiem powoli powiodła po komnacie, doszukując się w niej niezgodności spowodowanych snem. Pomieszczenie wyglądało jednak nazbyt zwyczajnie, nie zgadzała się jedynie lokalizacja pozostawionych przez nią rzeczy. W końcu przed zaśnięciem nie była w stanie poodkładać ich na miejsce. A więc był to sen, wątpiła, by mężczyzna je poodkładał.
- Tak? Aż takie to dziwne? - Hyron też się podniósł, przysiadając za nią, czemu tylko się przyjrzała, nadal zażenowana. Jego dłoń odgarnęła gęstą burzę loków, odsłaniając gładką szyję. Druga zaś powoli zawędrowała pod materiał koszuli kobiety, ta lekko przygryzła dolną wargę.
Pierwsze pocałunki na skórze jej karku i szyi były delikatne i zmysłowe, jak gdyby dopiero badał teren; gdy dłoń dotarła wyżej, musnąwszy talię, kolejne muśnięcia ust stawały się coraz bardziej niecierpliwe, żarliwe, chciwe - podobnie jak dotyk jego obu dłoni, które już zawędrowały pod koszulę.
-
Zdecydowanie tak - odparła kątem oka spoglądając na niego. Czuła się z tym dziwnie, jakby zażenowana? Gdyż ciężko było jej uwierzyć w realność tej sytuacji, czy była tak zdesperowana, że śniła o własnym małżonku? To były jej skryte fantazję? Żałosne. Tak bardzo pragnęła jego uwagi?
Niewiarygodne jak nisko upadła. Jak mogła chcieć czegoś takiego? Od niego. Ta uwaga była, aż tak jej potrzebna? By wypełniać jej śpiący umysł? By tak nim pokierować?
Zła na samą siebie patrzyła w okno, otrzymywane pieszczoty były namacalne, ale tak nierealne, mieszało jej to w głowie. W końcu czuła jego wargi na swej skórze, czuła jego dłonie wędrujące po jej ciele. Z tą chciwością, która jej się podobała. Każda kobieta chciała być zauważona, chciała być pożądana. Jednak dobór sennej fantazji niezwykle ją denerwował. Czemu jej umysł wybrał jego? Znała tylu mężczyzn, a musiał to być akurat Hyron? Westchnęła zrezygnowana.
-
A chuj... co mi tam... - mruknęła sama do siebie odpychając wszystkie te natrętne myśli. Skoro już sny uraczyły ją taką sytuacją, czemu miałaby z niej nie skorzystać? Odczucia były tak realnie przyjemne. Nie chciała sobie ich odmawiać, żałować sobie. Obróciła twarz w jego stronę i uniosła rękę, dłoń układając na jego karku, by go do siebie przyciągnąć. Zagarnęła jego usta do żarliwego pocałunku, przed którym usłyszała jego zadowolony pomruk. Wyprężyła przy tym swe ciało, dumnie prezentując biust, na którym znajdowały się już jego dłonie. Nie była skrępowana, z zaciekawieniem przyjmowała to, co uszykowała dla niej fantazja.
Po żarliwym i chciwym pocałunku mężczyzna oderwał się z cichym cmoknięciem i cofnął dłonie - powoli, bez pośpiechu, delikatnie.
- Chyba już tego nie potrzebujesz - szepnął, muskając jej policzek swoimi wargami i sięgając znacząco do jej koszuli.
Mruknęła zadowolona z pieszczot trochę nimi zaskoczona. Czy odczucia te nie były zbyt... realistyczne? Czy sny potrafiły w taki sposób oddawać odczucia? Każde muśnięcie na skórze, wilgoć ust czy pieszczoty na piersiach? To powinno być tak prawdziwe? Pierwsze wątpliwości rozsiewały się w jej umyśle, jednak nie chciała tego przerywać, nie miewała takich snów, więc chciała się zabawić, zaszaleć. Zrobić rzeczy na jakie normalnie, by sobie nie pozwoliła. Tu w końcu mogła wszystko.
-
Nie, o ile w kącie dołączy do niej jakieś męskie odzienie... - odparła z lekko figlarnym uśmiechem, opuszczając rękę i ułatwiając koszuli zsunąć się z ramion. Biały materiał powoli z nich spłynął. Jej dłoń wylądowała na środku uda mężczyzny, na którym lekko się wsparła by nieco obrócić w jego stronę. Spojrzenie miała figlarne i zaciekawione.
- Więc może je zdejmiesz? - Hyron odparł zadowolonym tonem drocząc się z nią, co było tak jej obce. Ton jego nie był oschły ani zimny, jego nowa barwa była zaskakująco ciekawa dla kobiety. Pokierował nią tak, by się do niego obróciła, usiadła na swych nogach, a jej ciało oplotły jego ramiona. Dłońmi gładził linię kręgosłupa i łopatki, gęste włosy przelewały się przez jego ręce. Objęła go z początku niepewnie i się oparła o dobrze zbudowane męskie ciało. Skryta w jego ramionach poczuła sie dziwnie odprężona, to było miłe uczucie, przy którym się rozluźniła i łagodnie uśmiechnęła.
Jego usta na nowo spoczęły na jej szyi, przez co mruknęła zadowolona, przymykając oczy.
Wargi musnęły linię obojczyka, delikatnie zarysowany mostek; zignorowały medalion, by objąć jedną z piersi w lekkim, bezbolesnym skubnięciu, jak gdyby się tylko droczył z Airą. Oddech mężczyzny wyraźnie stał się cięższy i głębszy; palce wplątały się znów w bujną gęstwinę loków.
Na nowo uchyliła powieki, by spojrzeć na jego twarz z pod firan rzęs. Jej spojrzenie nadal było przymglone, od tego wszystkiego bardziej kręciło jej się w głowie, przez co wszystko wydawało się bardziej odległe i nierealne. Powoli rozpięła jego odzienie, a kiedy obie koszule leżały gdzieś w połach pościeli przesunęła badawczo dłońmi po szerokiej piersi i barkach. To wszystko zaczynało się jej podobać coraz bardziej, może i był to zwykły sen, ale jak ciekawy... Mogła przyjrzeć się mu bezwstydnie i dokładnie. Czując wilgotne wargi wędrujące po swej skórze zadrżała, nie był to jednak lęk, a nieznany żar rozlewający się po klatce piersiowej. Oddech przestawał być tak cichy i opanowany, a to pchnęło ją by śmielej swymi dłońmi poznawać jego ciało. Od ramion, przez barki i na łopatki, po to by wzdłuż wyraźnej linii kręgosłupa zsunąć się w dół i spocząć na biodrach, z których przemknęły na uda, wiodła dłońmi po materiale spodni zaciskając się w połowie ud na nich, lekko je gniotąc i ruchem tym zbliżając się do pachwin.
Sam mężczyzna drgnął lekko, czując dotyk Airanny tak nisko; po chwili się oderwał od jej ciała, jego wzrok był zaś wyraźnie przymglony. Całkowicie zapomniał o bożym świecie czy o tym, jak mu niewygodnie już było w tych spodniach.
- Chyba lepiej będzie, pani, jeśli już całkiem z siebie wszystko ściągniemy - mruknął niskim, przeciągłym głosem, zsuwając dłoń na jej brzuch i zahaczając o krawędź spodni, tak nietypowych dla panien.
Przyjrzała się jego twarzy i tym oczom, ciekawym było, że jej wyobraźnia coś takiego wykreowała. Spojrzenie tak intrygujące, a zarazem tak nie pasujące do mężczyzny, którego do tej pory miała okazję poznawać powoli. Ujęła w dłonie jego żuchwę i ucałowała czule, a kiedy się odsuwała łagodny uśmiech nabrał figlarności, lekko przygryzła dłuższymi kłami jego wargę i wpatrując się głęboko w jego oczy sięgnęła do zapięcia spodni zwinnie się z nim rozprawiając, zostawiła jedynie rzemyk. Przesunęła po tym dłonią po jego brzuchu, sunęła nią w górę przez mostek, na pierś, po obojczyku, na szyję i brodę, którą uniosła na dwóch palcach, by twarz mężczyzny podążyła za nią kiedy ta wstawała.
Jej dłonie przesunęły się po własnym ciele, przez uda, po brzuchu, piersiach i zanurzyły się w gęstych włosach, które uniesione rozsypały się po odkrytym biuście. Wtedy też powoli się odwróciła do niego plecami patrząc przez swoje ramię w jego oczy. Bawiła się tą sytuacją, tak bardzo oczarowana tym spojrzeniem. Odsunęła się o krok, nadal kręciło jej się w głowie, miała wrażenie jakby jej ciało było niewiarygodnie ciężkie, a jednocześnie lekkie, nie miała sił się poruszać, a zarazem mogłaby stąd odlecieć. Rozpłynąć się i zniknąć. Niczym podmuch wiatru wędrowałaby nad spowitym mrokiem lasem. Piękna wizja, więc czemu dalej tu stała? Patrząc w oczy męża. To nowe spojrzenie było tak absorbujące, by ją tu zatrzymać? Najwidoczniej tak, bo uśmiechnęła się subtelnie, a uśmiech ten nabrał figlarności kiedy odpięła swe spodnie i wraz z bielizną zsunęła je ze swojego ciała. Niespiesznie i zmysłowo, towarzyszył temu rytmiczny ruch bioder, które bujały się ponętnie ułatwiając zdjęcie odzienia, chciwie wpatrywała się w jego twarz, w te skupione na niej oczy. Materiał wręcz sam spływał po długich nogach, po czym został odrzucony na bok.
-
Twoja kolei.. - mruknęła kusząco, ponaglając go gestem dłoni . Była tak bardzo ciekawa, co teraz ujrzy. Co szykowała dla niej, jej własna wyobraźnia.
Może stanie na głowie i zaklaszcze nogami? A może zmieni się w tego czarnego orła i uwije sobie gniazdko na środku łóżka? Opcji było tak wiele, jej wyobraźni nic nie ograniczało.
Hyron nie odrywał wzroku od dziewczyny; teraz cokolwiek by zrobiła, był cały jej - i mówiło to wszystko: wzrok czy zawartość spodni. Jego spojrzenie wędrowało powoli od dołu do góry śladami dłoni Airy - i stawało się coraz bardziej pożądliwe.
- Wedle życzenia, pani... - odrzekł, odsuwając się. Zamaszystym ruchem pociągnął rzemyk swoich spodni, również zrzucając je z siebie. Tuż po tym odrzucił na bok obie koszule i skopał kołdrę. Po przygotowaniach pociągnął kobietę ku sobie, by odwróciła się do niego przodem. Lecz nie ciągnął jej jeszcze do siebie, ale początkowo obrzucił ją długim spojrzeniem - tak jakby podziwiał dzieło sztuki. Bo w jego oczach była piękna - od ogniście rudych loków po okrągłe piersi, szczupłą talię, gładką skórę nie naznaczoną ani jednym piegiem, czy wyćwiczone jazdą konną uda. Okazywał to nie tylko spojrzeniem - inne reakcje jego ciała były aż nadto widoczne.
Ożywione sytuacją zielone oczy uważnie go obserwowały kiedy kolejne materiały lądowały poza ich łożem, ona na nowo rozbujała swoje ciało. Potrzebowała ruszyć swymi stawami, jednak robiła to w przyjemny dla oka sposób. A kiedy pole ich przyszłej bitwy było gotowe, kącik jej ust figlarnie się uniósł. Dobrze się bawiła mogła puścić wodze fantazji i robić to na co miała ochotę bez konsekwencji. W końcu kiedy tylko otworzy swe oczy to wszystko tu zniknie, obracając się w niewyraźne senne wspomnienie.
Jego wzrok tak bardzo jej się podobał, nie czuła się ani trochę skrępowana, bo czym? Można by ująć, że jej to schlebiało, ta jego uwaga skupiona tylko na niej, jednak zabawnym było schlebiać samej sobie, senną fantazją było to w pewien sposób już żałosne i irytujące dla kobiety, ale nie chciała psuć sobie tego letargu.
Przymrużyła powieki, ciało jej poruszało się w rytmie tylko jej znanej melodii. Po czym powoli w zmysłowy sposób usiadła na boku podpierając się jedna ręką, a drugą ułożyła na swoim udzie.
-
Zamierzasz tak siedzieć? - mruknęła przechylając głowę na bok, a gęste włosy przesypały się po jej ramieniu, spływając na odsłonięte ciało. Nie miała typowej dla dam sylwetki, te zwykle delikatne i kruche były, za to ciało ognistowłosej pod jędrną, naprężona skórą kryło mocne mięśnie, te nie przebijały się nachalnie, a jedynie nadawały delikatnych rys, w odpowiednich miejscach jak talia i brzuch, nie odbierało to jej jednak krągłości, których rudej natura nie poskąpiła. A liczne blizny choć przez nią nielubiane dopełniały całość jej wizerunku.
- Skądże. - przez twarz Hyrona przemknął ledwie widoczny cień czegoś, co można byłoby nazwać uśmiechem. Odwrócił się do Airanny, również układając się przy niej; jego dłoń przewędrowała powoli z jej talii na biodro i gładkie udo. Ale to nie było jeszcze to, czego chciał. Kobieta z zaciekawieniem go obserwowała, dając mu chwilę swobody.
Po chwili leżała na plecach, on zaś wspierał się nad nią, ustami muskając jej brzuch; każdą bliznę, i większą i mniejszą, zanim zostawił delikatny, bezbolesny ślad na jej podbrzuszu. To było niewiarygodnie dla niej dziwne, jak jej własna fantazja mogła wpakować ją w ułożenie, którego tak nie lubiła? Czyżby sen chciał przeobrazić się w koszmar? Przez to była czujniejsza, nieco niespokojna, choć otrzymywane pieszczoty były nadal miłe, jej mięśnie były w stałym napięciu. W gotowości.
Cały jej zapach odurzał mężczyznę, podobnie jak woń ziół, które wrzucił do kominka. W ślad za ustami nadal szły dłonie, które powoli, delikatnie rozchyliły uda. Stopniowo z czasem się wyprostował, dłoń zanurzając w delikatnej, ciepłej miękkości, chcąc dać jej przyjemność i zaznajomić ją ze swoim dotykiem w tym miejscu. Nerwowo wciągnęła powietrze i wstrzymała oddech na kilka chwil, zaskoczona tak silnym odczuciem. Jeszcze się nie spieszył, chociaż można było wyczuć pewną niecierpliwość w jego gestach; niemniej widać było, że zależało mu, by żona następnego dnia nie uciekła z łóżka na dźwięk słowa "powinności małżeńskie" i była przygotowana.
Jej ciało pamiętało zupełnie inne odczucia związane z tą pozycją, dlatego też była to miła odmiana, której pozwoliła się oddać.
Z ust został wyrwany stłumiony gardłem jęk. A ona wręcz zmarszczyła lekko zdziwione brwi. Czy powinna czuć to tak intensywnie? Przecież to był.. sen... tak? Przełknęła nerwowo ślinę, miała tak sucho w ustach, delikatny pąs pokrył policzki na samą myśl, że to co właśnie się działo mogło nie być zwykłą niewinną fantazją wytworzoną przez zmęczony umysł. Przeraziło ją to, a może bardziej zawstydziło?
Uniosła się lekko na łokciach i spojrzała uważniej na jego twarz, chciała by się zbliżył, nie potrafiła się skupić. Musiała jakoś sprawdzić realność tej sytuacji, nie miała jednak pojęcia jak. Jej sny nigdy nie wędrowały w takie strony, nie wiedziała czy to co czuła byłoby tak realne. Dodatkowo przyjemne impulsy mieszały się z wspomnieniami, dotykiem zimnej stali sunącej po jej ciele. Bólem temu towarzyszącym. Nie potrafiła się skupić na otrzymywanej rozkoszy, odepchnąć od siebie wspomnień, które coraz nachalniej wypierały chwilę obecną. Jej ciało z niecierpliwością i strachem wyczekiwało wbicia noża, które nie następowało. Serce w jej piersi galopowało, ułożyła dłoń na jego policzku, by spojrzał ku niej, by mogła skupić się na jego oczach i wyprzeć natrętne wspomnienie, które ją pochłaniało.
- Czy wszystko w porządku, moja pani? - głos mężczyzny był niespodziewanie jak na niego łagodny. Wyczuwał wszakże jej spięcie; cofnął dłonie, nachylając się posłusznie do niej, muskając delikatnie jej usta - nienachalnie, raczej jak gdyby była to sugestia pocałunku, który ostrożnie przyjęła. Wobec tego wsparł się nad nią dłońmi, ostrożnie, by nie ulokować ich wśród rozwichrzonych włosów. Gładkie, szczupłe ciało kobiety było bardzo spięte. W jej głowie panował istny chaos. Zwłaszcza kiedy znajdowała się pod mężczyzną.
Usta Hyrona musnęły delikatnie kącik jej ust, nim oderwał się od twarzy żony i spojrzał w jej oczy, próbując odczytać nastrój, emocje i uczucia, które nią teraz kierowały. Bądź co bądź to nagłe spięcie nie pozostawiło go bez refleksji.
- O co chodzi? - dopytał, przypatrując jej się uważnie. Kobieta niewiele zdradzała, jedynie napięte mięśnie oznajmiały, że coś było nie tak. Opanowana, na pozór spokojna mimika nie odzwierciedlała tego co działo się w jej głowie. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w jego twarz. Nie wierzyła w to co usłyszała, jego reakcje były tak realne.
Tak zwyczajne, senne wytwory, nie zadawały takich pytań. A przynajmniej nie w jej snach. Ta świadomość wylała się na nią jak wiadro lodowatej wody. Ciało zadrżało w nagłym spięciu, a rumieniec stał się jeszcze intensywniejszy. Była w takim szoku, że przez mętlik w swojej głowie nie była nawet w stanie odpowiedzieć. Po prostu milczała, wpatrując się w jego twarz.
Mężczyzna był nad nią, ona była osaczona w jego ramionach, robiło jej się duszno, nachalne wspomnienie wyparło jego oblicze zastępując je dawnym oprawcą. Jego parszywy uśmiech dopiero wywołał poruszenie na jej twarzy. Nerwowo się z pod niego wysunęła, kierując do góry. Słyszała jego kpiący śmiech.
-
Wody... mi trzeba... - wyjaśniła szybko i uciekła w stronę blatu, na którym stał dzban, stojąc do mężczyzny plecami nalała sobie do pucharka od razu robiąc kilka drobnych, nerwowych łyków. Serce tak mocno galopowało, jakby chciało rozerwać pierś. Walczyła o wyrównanie oddechu, o uspokojenie umysłu.
Odepchnęła od siebie stare wspomnienie. Myśl, że wyprawiała takie rzeczy przed swym małżonkiem zalała ją falą wstydu. To było dla niej tak żenujące, że przedłużała te chwilę jak mogła, jakby licząc, że zaraz się obudzi. Nie chciała na niego spojrzeć, czuła wstyd. Okropne wspomnienie mocno ją otrzeźwiło. Jak mogła myśleć, że jest to sen? Jak mogła być tak głupia, by chcieć z niego skorzystać? Choć nie o samo skorzystanie z snu miała pretensje do samej siebie, a to co wyprawiała, łaknąc jego spojrzenia. Zasłoniła dłonią całą czerwoną od wstydu twarz i próbowała wyrównać oddech.
Słyszała za sobą ruch, mężczyzna zmieniał swoją pozycję na łóżku, jednak długo nic nie mówił. Czuła na plecach jego wzrok i szukała wyjścia z tej sytuacji.
- Myślę, że powinnaś mi też wyjaśnić, co się wydarzyło - oświadczył, przyglądając jej się. Zadrżała na sam dźwięk jego głosu.
Była skrępowana i zażenowana swoim postępowaniem, jednak zawsze potrafiła radzić sobie z emocjami, które szybko musiała od siebie odganiać, tak było i w tym przypadku. Zamknęła na chwilę oczy, a kilka głębszych oddechów pomogło jej ustabilizować rytm serca i oddechu. Zrobiła jeszcze łyk wody zastanawiając się nieco rozważniej nad odpowiedzią.
-
A co mam tłumaczyć? Obiecałeś mi kąpiel, a dalej jej nie ma - miała już pewność, że jednak nie spała, tego rodzaju pytania były dla niego typowe. To wywołało silny ścisk w żołądku, lekko przygryzła dolną wargę. Może i była zażenowana swoim zachowaniem, jednak jego pożądanie było wręcz namacalnym wydarzeniem, a to uniosło jeden z jej kącików do góry. Dopiła i odstawiła puste naczynie.
Byli tu sami, a więc nie widziała sensu w trzymaniu dystansu od mężczyzny, dlatego niespiesznie do niego wróciła usadawiając się na jego kolanach i układając ramiona na jego barkach, doskonale wiedziała, że nie był to mężczyzna, który odpuszczał z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się jego twarzy i złożyła całusa w kąciku jego ust. Myśl o sytuacji z przed chwili była pesząca, jednak jej schlebiała i nie mogła o tym zapomnieć. Był w końcu dla niej tak miły, że nie uznała tego za realne.
- Powinienem wiedzieć, o co chodzi... bo wtedy mogę cię nie straszyć. Nawet nie rozumiem, co zrobiłem nie tak - wyjaśnił, posłusznie obejmując ją ramionami. Jednak jego dłonie już nigdzie nie wędrowały - nie gładziły jej pleców, nie bawiły się sprężynkami włosów. Co najwyżej powoli więdnący członek pomiędzy nimi przypominał o gorących momentach sprzed chwili. Airanna nie uciekała spojrzeniem na boki, zieleń wpatrywała się w niego z drobnym zamyśleniem. Wiedziała, że nie uniknie odpowiedzi, jednak szukała odpowiednich słów. Nie chciała mówić mu zbyt wiele o sobie. Nie tak prywatnych rzeczy.
-
Nie było tu krzty twojej winy... po prostu bardzo nie lubię tamtej pozycji... - wyjawiła zastanawiając się ile może mu zdradzić. Aby nie powiedzieć za wiele, a jednak by zaspokoić jego ciekawość, by jej odpuścił i dalej nie drążył. Bardzo nie spodobało jej się słowo, którego użył, jednak nie mogła zaprzeczyć, że to właśnie strach nia w tamtej chwili targnął.
- Rozumiem. Lecz czy to jest istota całego problemu? - oczy Jeźdźca zwęziły się, gdy jej się przypatrywał - długo, uważnie.
- Jeśli mnie nie chcesz, to po prostu powiedz.
Miała ochotę męczeńsko jęknąć, czy naprawdę musiał iść w tę stronę z tym swoim rozumowaniem? Choć było to głupie, zrobiło jej się go szkoda. W końcu od jego strony mogło to bardzo źle wyglądać. Nic dziwnego, że wysnuł takie, a nie inne wnioski.
Myślała dłuższą chwilę nad tym co powinna zrobić, jednak w końcu westchnęła dość zrezygnowana. Wolała uniknąć podobnych zajść w przyszłości, a więc musiała uchylić rąbka swojej tajemnicy.
Chyciła ostrożnie dłoń mężczyzny i przesunęła delikatnie jego opuszkami po swoich dwóch bliznach. Najpierw tej idącej od obojczyka przez pierś do mostka, następnie tej po wewnętrznej stronie uda.
-
Te skazy... wtedy powstały - wyjawiła dość cicho, niechętnie o tym mówiła. Zawsze bagatelizowała tamto zdarzenie, dlatego też czuła się wyjątkowo dziwnie musząc o nim mówić, sam fakt, że wspomnienie tak silnie do niej powróciło był irytujący. Nie przywykła do okazywania słabości, nie tego była uczona, a więc i źle się z tym czuła. Drażnił ją fakt, że to ujawniła przed obcym mężczyzną. Jak dotąd było to wspomnienie zepchnięte do rangi mało wygodnego wydarzenia, krępujący był fakt rozmowy o nim.
-
Nie chce to nosić sukienki jadąc konno - rzuciła nieco luźniej, by rozładować atmosferę, która jej zdaniem była mocno niezręczna.
-
Jeśli ci powiem... a ty się zaśmiejesz...to cię uduszę... choćby cyckiem, ale uduszę - zagroziła poważnie. Jego mina ją dobijała, a więc wolała mieć to za sobą.
-
Wcześniej nie byłeś zbyt zainteresowany... przez co naprawdę uznałam to z przed chwili za... hmmm sen. Skutek tych wszystkich wypitych ziół - z trudem wydusiła to z siebie, była mocno zażenowana, ale i zirytowana na własną siebie. Mimo to potrafiła radzić sobie z emocjami, które bardzo szybko zepchnęła na dalszy plan, chcąc dojść do jakiegokolwiek porozumienia z mężczyzną, nie mogła wszystkiego ukrywać.
- Ziół? - Hyron zmarszczył brwi i odwrócił głowę, patrząc na swoje juki.
- Nie wypiłaś chyba niczego, co było w moich zapasach?
Zaprzeczyła skinieniem głowy. Jeździec wyraźnie wydawał się zaniepokojony, co dla kobiety było czymś całkiem obcym i nowym w jego wydaniu. Po chwili i tak skupił się na bliznach z powrotem; delikatnie, nie tyle zmysłowym, co badawczym gestem musnął ślad na jej mostku, na co Aira nie zareagowała. Niewiele potrwało, aż dodał sobie dwa do dwóch. Bądź co bądź ślady w tych miejscach nie powstawały przypadkiem, a i reakcja kobiety była dla niego już tym bardziej jasna.
- Rozumiem. - tylko tyle potrzebował wiedzieć. Bez słowa przytulił kobietę do siebie mocno, dłoń wplatając w jej włosy. Bądź co bądź nawet Hyron nie był potworem, by bagatelizować takie historie - a ludźmi, którzy popełniali takie czyny, otwarcie gardził. Dotyk nagiej skóry całym swoim ciałem był dziwny dla kobiety, jednak obejmujące ją ramiona wywołały przyjemne uczucie, na które się łagodnie uśmiechnęła i ściślej w niego wtuliła.
- To, że nie czyniłem żadnych kroków, nie znaczyło, że nie byłem zainteresowany - jego głos był przytłumiony.
- Nie była to po prostu odpowiednia pora. A widząc ciebie z tak rozwianymi, rozwichrzonymi włosami... tak chętnie odwzajemniającą pocałunki... nie sądziłem, że w tym czasie spałaś. O co chodzi z tymi ziołami?
-
Włosy w nieładzie? To po co ja tyle czasu poświęcam na ich ujarzmienie? - powiedziała jakby oburzona i się roześmiała krótko. To było dość ironiczne w jej mniemaniu. Coś co robiła dla urody, miało odwrotne działanie i gasiło wszelkie chęci w jej mężu? Zdecydowanie tu było coś nie tak.
-
Myślę, że dla takich chwil gotowa jestem poświęcić nieco więcej poranka na ich ogarnianie.. - dodała w końcu nieco zadziorniej się uśmiechając. Co by nie powiedzieć, jego zachowanie po jej przebudzeniu było naprawdę miłą odmianą, w ich relacji.
-
Bez obaw... nie ruszyłabym twoich rzeczy bez zapytania... pan Heres oraz panienka Kellie zaparzyli dla mnie jakieś mieszanki, by mi przed turniejem ulżyć... a mimo tego i tak nie wytrwałam, by choćby jedna z walk obejrzeć... - wyznała lekko zawiedziona, naprawdę chciała obejrzeć walki. Kto wie kiedy znów będzie taka okazja.
- Cóż poradzę, mam specyficzne upodobania - odrzekł z lekkim uśmieszkiem, zanim znów spoważniał.
-
A coś jeszcze się w nich zawiera? - dopytała zaciekawiona obejmując ramionami jego kark. Zwierzołak delikatnie musnął ustami jej szyję w krótkim pocałunku, lecz już-już się oderwał, słysząc o mieszankach Heresa i Kellie.
- Jakie mieszanki? Czy nadal coś ci dolega? Co się działo? - tego rodzaju zainteresowanie z jego strony, było czymś dziwnym dla kobiety, więc zaczęła doszukiwać się w tym drugiego dna. Wolała nie zdradzić zbyt wiele i odwrócić jego uwagę od swojego stanu i tematu ziół.
-
Nie wiem jakie to zioła były, ale jak widać mi pomogły wraz z odpoczynkiem, bo czuje się już znacznie lepiej... nawet apetyt mi wrócił... choć obecnie czuję nieco inną ochotę niż na tradycyjna strawę... - mruknęła z figlarnym uśmiechem wypowiadając ostatnie słowa praktycznie w jego usta i złożyła na nich krótki pocałunek. Nie skłamała czuła się zdecydowanie lepiej niż przed turniejem, jednak czy było dobrze? Tego też powiedzieć nie mogła.
- Hmm... lubię panny, które wiedzą, czego chcą... - odrzekł Jeździec, choć ciężko by było wyciągnąć wniosek, czy mówił poważnie, czy raczej żartował. Jednak drobny błysk w jego oczach sugerował tę ostatnią opcję; a słysząc odpowiedź małżonki, wyraźnie się rozluźnił i uspokoił. Z czego ognistowłosa była zadowolona, czyli w tak prosty sposób dało się uśpić i jego czujność. Zwierzołaki naprawdę były jak typowi mężczyźni. Jeździec dłonie zsunął na jej plecy, znów muskając, gładząc jej łopatki i wędrując do talii, aż na pośladki. Którymi zresztą zaczął się delikatnie bawić - masować.
- To chyba musimy się zabrać za wszystko to od początku - mruknął, przyglądając jej się uważnie, wnikliwie, jakby szacując, czy żona mu znów ucieknie.
-
Doprawdy? Dawałeś odczuć, że raczej wolisz te uległe i grzeczne - stwierdziła dość poważnie. Podjęła się tej dyskusji, która miała nie jasny wydźwięk, ktoś obok nie miałby pojęcia czy mówili oni poważnie, czy jedynie żartowali drocząc się ze sobą.
-
Nie za wszystko... wszak odzienia już nie zamierzam zakładać... - stwierdziła i szczelnie przylgnęła do jego ciała swoim.
- Bo lubię. Gra pozorów potrafi być kusząca - wyjaśnił, czym nieco ją rozbawił.
-
Oraz myląca - stwierdziła krótko.
-
Lepiej się pozytywnie pomylić niż negatywnie - odparł znów wtapiając się w jej szyję z delikatnymi muśnięciami.
- Kiedy pozornie niewinna panna-cnotka, która nawet w życiu mężczyzny na oczy nie widziała, w łóżku okazuje się taką, która dobrze wie, co i jak... lubię być zaskakiwany w ten sposób - z tymi słowy zostawił na jej szyi odrobinę dłuższy, mocniejszy ślad. Nie odpowiedziała mu już, rozbawiło ją to typowo męskie podejście. Bowiem w jej mniemaniu takie kobiety nie mogły być naturalne, więc albo całe ich życie było jednym wielkim kłamstwem, maską, którą narzucały by nie pokazać nikomu swych prawdziwych cech albo zwyczajnie były skrajnymi wariatkami. Jednak pragnienia mężczyzny wydały jej się tak proste i niewygórowane, że aż było to zabawne. Naprawdę ich wszelkie potrzeby i pragnienia skupiały się na tych prostych czynnościach łóżkowych.
Usta mężczyzny znów wędrowały po jej obojczykach i mostku, by wreszcie dotrzeć niżej i po raz wtóry skupiając się na pieszczotach biustu. Oddech ponownie przyspieszył, gdy delikatnie całował i pieścił językiem jej piersi, po chwili dołączając do tego dłonie; na tym się przede wszystkim skupił, na dawaniu jej tej przyjemności.
- W tej pozycji to ty mną zawładniesz, pani... - mruknął, lecz ton jego głosu nie wskazywał, by miał coś przeciwko - wręcz przeciwnie.
Czując powrót jego zainteresowania mruknęła zadowolona, choć trzeba było przyznać, że potrzebowała chwili na oswojenie się z sytuacją. Ciężko było jej pojąć, że działo się to naprawdę. Było to dziwne i niepojęte, a jednocześnie elektryzujące. Była ciekawa tego wszystkiego.
-
Przynajmniej tu mogę...- mruknęła dość tajemniczo i niebezpiecznie się uśmiechnęła. Jej dłonie ze zdecydowanie większym niż wcześniej zainteresowaniem przemknęły po jego ramionach, a wzrok za nimi podążał. Czując pieszczoty coraz bardziej ta sytuacji zaczynała jej się podobać, więc może i prawdę jej dawni druhowie mówili? A te panny krzyczały nie z bólu, a prawdziwej rozkoszy? Niebywale ciekawa była czy było to możliwe i nabierała coraz więcej śmiałości, by się o tym przekonać.
Hyron podsunął dłoń pod plecy kobiety. Chciał zsunąć się z dotykiem warg odrobinę niżej, pod piersi, i na żebra; po czasie jednak się oderwał i rzucił Airannie spojrzenie z dołu, pełne zaintrygowania.
- Ale wiesz, co trzeba z męskimi darami poczynić, pani? - zapytał odrobinę dokuczliwie, uśmiechając się kątem ust. Podobała jej się ta perspektywa, dlatego uważnie przyglądała się jego twarzy patrząc na nią z góry.
-
Może i brak mi praktycznego doświadczenia... jednak właściciel ów męskich darów musi sobie najpierw zasłużyć bym tej praktyki nabrała... - odparła figlarnie nie ulegając takim podpuszczaniom, choć widok jego oczu z tej perspektywy wywołał dreszcz biegnący przez kręgosłup. Wplotła dłoń w jego ciemne włosy i nie ustępując swym spojrzeniem przysunęła swe łono do jego podbrzusza zamykając między ich ciałami jego "dar". Delikatnie zabujała biodrami, w przód oraz tył, lekko je unosząc i napierając na niego mocniej.
- Śmiem sądzić, pani... że bardzo przyjemnie się zaskoczyłem... - mruknął, reagując na jej delikatne bujnięcie bioder. Z ciężkim, przepełnionym przyjemnością westchnieniem skupił się znów na jej biuście, jednocześnie ulegając ruchom kobiety. Mogła zresztą wyczuć, jak powoli, rośnie i twardnieje, a jego dłoń powoli wędruje na jej biodro, stopniowo z czasem wzmacniając uścisk na nim. Nie na tyle, by zostawić siniaki, lecz był pewny i mocny. Wszakże mogła się niewinna panienka na sztywny dar męskości nagle, znienacka nadziać...
-
Mówisz tak jakbyś nie lubił instruować dziewic o tym co masz między nogami? To skąd ja mam wiedzieć co robić dalej? - swobodnie się z nim droczyła. Dotyk na biodrze jej się podobał, był konkretny, ale nie bolesny co zmusiło ją do mniejszego zakresu swych ruchów, te jednak nie ustępowały nawet kiedy wyraźny napór rosnącej części jego ciała zmusiłby ją do odsunięcia się, ta jednak twardo trwała blisko dostarczając mu jedynie intensywniejszych doznań.
- Nie że nie lubię, ale lubię kiedy nie muszę. Myślę, że wszyscy to lubimy, ty moja niewinna dziewico - komentarz Airanny wyraźnie go rozbawił. Po chwili westchnął głośno, prostując się i dobierając do jej ust. Panna chętnie odwzajemniła pocałunek podczas, którego jego ramiona delikatnie unieruchomiły ruch jej bioder, tak że pozostały lekko uniesione, jak gdyby go... zapraszając. Sugerując, że to już pora. Oddech mężczyzny był wyraźnie ciężki i przyspieszony. Co nie umknęło jej uwadze, sama była mocno pobudzona. Taka sytuacja była zupełną nowością, dlatego z taką uwagą i czujnością obserwowała poczyniania męża.
Początkowy pocałunek był delikatny, jednak z czasem znów stał się żarliwy i chciwy jak tamte wcześniej. Oboje dali się im pochłonąć. Aira dopiero po chwili wyczuła jak powoli, ostrożnie się w nią wsuwa - czy też raczej droczy, odwracając uwagę pocałunkami. Podstępny orł, nie uśpił tym jej czujności, same jego ruchy było dość drażniące, wzbudzały zniecierpliwienie w kobiecie. Chciała już mieć to za sobą, nie do końca wiedząc co może za chwilę odczuć. Czy będzie to bardzo bolesne? W napięciu wyczekiwała tej chwili oddając się pocałunkom. Droczył się, rozchylając delikatnie płatki, by po chwili wejść w nią płynnym, gładkim pchnięciem, pozwalając jej biodrom opaść. Wstrzymała oddech, kiedy mocniej oplótł przy tym ją ramionami, jakby chcąc stłumić ten pierwszy moment bólu i sprawić, by skupiła się przede wszystkim na pocałunku, którego nie przerywał.
Serce przyspieszyło, a ona skupiła się na oddawaniu pocałunków. Poczuła to rozpierające uczucie w sobie, jednak nie potrafiła go sklasyfikować w żadną stronę. Nie było to bolesne, jednak i z przyjemnością nie miało niczego wspólnego. Taki dziwny dyskomfort. Inaczej tego ująć na ten moment nie potrafiła.
Była tym zaciekawiona oddawała pocałunki przy tym delikatnie poruszyła biodrami mimo jego mocnych objęć. Czuła, że był w środku i to było dość elektryzujące. Jej ciekawość narastała.
Po dłuższej chwili Jeździec się oderwał od jej ust i ostatni raz musnął jej szyję, znów zostawiając delikatny ślad na wzór subtelnego podkreślenia, że należy ona już tylko do niego. Rzucił jej ponownie dłuższe spojrzenie, przymglone przyjemnością, zanim delikatnie poluzował uchwyt na jej biodrach. Oddając jej tym samym swobodę ruchu.
- Twoja kolej, niewinna panienko - mruknął niskim, głębokim głosem, raz jeszcze obrzucając ją przeciągłym spojrzeniem.
-
To chyba przespałam tą twoją kolei... - prychnęła rozbawiona. Mężczyzna w pełni się już rozkokosił zrzucając na nią resztę roboty. A ona choć nie chciała tego przyznać, nie do końca wiedziała co dalej robić. Miała wrażenie, że większy żar czuła podczas ich pocałunków niż faktu, że w niej był. Instynktownie poruszała biodrami, uważnie obserwując przy tym jego reakcje na poszczególne ruchy. Intensywnie patrząc w jego oczy ten wzrok działał na nią pobudzająco. Dla tego spojrzenia chciała to kontynuować. Bujała biodrami. Było to ciekawe odczucie, jednak moment, w którym jej wzgórek otarł się o jego podbrzusze wywołał zaskoczenie na jej twarzy i wyrwał wręcz z ust jęk. Zaskoczona to powtórzyła powoli rozumiejąc o jakiej przyjemności te wszystkie historię mówiły. Jej ruchy były coraz śmielsze, a ona wręcz poczuła w tym wszystkim niedosyt.
Pchnęła mężczyznę na łożę, wygodniej usadawiając się na jego kroczu, jej ciało było już zdecydowanie bardziej rozluźnione, a to ustawienie jedynie temu rozluźnieniu sprzyjało. Dlatego gdy energicznie wykonała ruch podobny do tych z przed chwili jej ciało wpuściło partnera zdecydowanie głębiej niż dotąd. A ona zamarła, jej twarz stężała w szoku, po to by szeroko uchylone oczy i usta zwęziły się, a dłonie z piersi mężczyzny przeniosły się na jej własny brzuch. Upadła na niego, czoło o jego tors opierając, by chwilę później przechylić się na bok zsuwając z niego i lądując obok w embrionalnym ułożeniu.
-
Ja pierdole... chyba przebiłeś mi przeponę... - wydusiła z siebie z ogromnym trudem nie rozumiejąc skąd pojawił się tak ostry i silny ból wypełniający cały jej brzuch.
-
Nie stercz tak! Zr.. - chciała go ponaglić, by jej jakoś pomógł, jednak wtedy jej wzrok spoczął na stojącym ptaku tego ptaka i mimo bólu prychnęła śmiechem. Hyron odwrócił głowę, próbując stłumić rozbawienie. Chwilę później podsunął jej ramię, delikatnie rozmasowując jej podbrzusze.
- Dlatego robiłem to wszystko tak delikatnie i powoli. Nie zdążyłem ci powiedzieć, żebyś nie galopowała tak szybko. Myślałem, że w tej pozycji zostaniesz. Za chwilę ci przejdzie - odrzekł uspokajającym tonem głosu, choć w jego oczach było widoczne ukryte rozbawienie. Wcale jej tymi słowami nie uspokoił, patrzyła oburzona i zbulwersowana brakiem tak istotnych informacji z jego strony. Zwierzołak wyraźnie zacisnął usta, próbując się nie śmiać. Kobieta zmarszczyła brwi zirytowana.
-
To było mówić! Skąd miałam wiedzieć, myślałam, że jak już wlazłeś to po wszystkim! - mówiła po to by zająć czymś myśli i odciągnąć je od bólu. Chciała również wylać swoją frustrację na tak jawne niedociągnięcie ze strony męża. Przyjęła jego ramię i pomoc, choć wcale nie było jej lżej, oddychała płytko i to nie od przyjemności, a cały brzuch był twardy niczym deska, od nasilającego się bólu, który przerażał ją coraz bardziej.
-
Kurwa czuje się jakby mnie na pal nabili... zaraz... co ja się kurwa dziwię... w końcu mnie NABITO NA CHOLERNY PAL! - jej oburzenie i gniew było nasycone żartem i śmiechem, poprzez które chciała sobie ulżyć w bólu, niestety to nie pomagało. Położyła się na plecach sama gniotąc brzuch i biorąc głębsze oddechy, coraz bardziej się stresowała.
-
Ja pierdole... który z Bogów wymyślił sobie, że mamy coś takiego przechodzić? Bo kurwa chyba się do niego przejadę... - patrzyła w sufit szukając w swych ruchach ulgi, która nie nadchodziła.
- Nie sądziłem, że cię poniesie aż tak - wyjaśnił Hyron spokojnie, po chwili się podnosząc. Bez słowa podszedł do juków i wyciągnął koszulę; nastawił też kociołek z wodą na kominku.
- Przejdzie ci. Za jakiś czas nie będziesz tego pamiętać - dodał, nie odwracając się. Po jakimś czasie bez słowa namoczył koszulę w ciepłej wodzie i podszedł z powrotem, by nałożyć jej ten delikatny kompres, który natychmiast dla siebie zagarnęła.
- Na razie to tu trzymaj. Woda na rozgrzanie zaraz się zagotuje. Wejdziesz do ciepłego, to uśmierzy trochę ból - oświadczył. Był już bardziej poważny i spokojny niż wcześniej. Cóż, powinności małżeńskie można było uznać za ostatecznie na dzisiaj zakończone. Przynajmniej dla Airy.
Nie miała siły z nim dalej dyskutować, była zła na tą sytuacje i na samą siebie. Dopiero po dłuższej chwili spróbowała się odezwać.
-
To coś takiego da się zapomnieć? - nie wierzyła, w końcu to właśnie faceci opowiadali jej jakie to wszystko jest cudowne i kolorowe, no to miała właśnie próbkę tych cudownych kolorów.
-
No jak dobrze wiesz co trzeba robić, czyli to nie pierwsza twoja taka sytuacja...- stwierdziła jeszcze bardziej zirytowana.
- Da się. Ma się te trochę lat doświadczenia. Ja już zapomniałem, jak boli złamany członek albo obite jaja - mruknął, sięgając po swój płaszcz i grzebiąc po jukach. Informacja ta nie była jej do niczego potrzebna, a tym bardziej jej nie pocieszała. Bo w nią nie wierzyła. Ona doskonale pamiętała ból najgorszej miesiączki, wbitej w ciało strzały bądź nacinającego skórę ostrza noża. Takich rzeczy się nie zapominało, a więc i to będzie pamiętać.
- Racz wybaczyć, pani. Za chwilę wrócę. Nigdzie nie wstawaj i się nie ruszaj - ostrzegł spokojnie, wciągając na siebie koszulę. Tę z dnia dzisiejszego. Spodnie też dość luźno zawiązał, kryjąc je pod płaszczem.
-
O jak żarty się ciebie trzymają... nie no a ja chciałam pospacerować trochę... - odparła obserwując jak się ubiera w podejrzliwy sposób, nie ufała bowiem do końca jego pomysłom i temu gdzie zamierza się udać i po co?
- Żarty bynajmniej mnie się nie trzymają, pani - odrzekł z ciężkim westchnieniem, wychodząc z pomieszczenia, a ona zamrugała kilkukrotnie nie dowierzając, że naprawdę ją tak zostawił. Skoro kobieta do figli się już nie nadawała, to traciła zainteresowanie pana dowódcy!? Tak ogromna złość i frustracją ją ogarnęła, że wręcz zapomniała na chwilę o rwącym bólu, jednak tylko na chwilę, bo ten zaraz jej o sobie przypomniał, przez co na nowo na bok się obróciła i skuliła tuląc do mokrego materiału, który raczył jej małżonek przynieść.
Patrzyła się pusto w drzwi, którymi wyszedł. Naprawdę ją tu zostawił? Marszczyła brwi w niedowierzaniu, jednak nie miała sił się ruszyć. A raczej wolała tego nie robić, ból i tak był zbyt silny, by go rozdrażniać. Leżała więc skulona na łóżku tuląc do swojego podbrzusza otrzymany namoczony materiał. Starała się wyrównać oddech licząc, że choć to jej pomoże w uśmierzeniu niechcianych odczuć, ale nic z tego.
Leżąc tak wzbierała w niej złość na to wszystko co się stało. Ponowna fala zażenowania i irytacji na samą siebie. Musiała wziąźć się w garść. Nie pierwszy i nie ostatni raz mężczyzna ja zawiedzie. To ona musiała być silna i zaradna, by radzić sobie z napotykanymi problemami. A skoro wpakowała się w taką a nie inną sytuację musiała sama sobie z nią poradzić. Sama się w końcu o to prosiła. No to miała.
Skuliła się mocniej, a kosmyki zasypały jej twarz, zamknęła oczy starajac się nie panikować, nie raz była ranna i sobie poradziła, a więc i tym razem ból minie. Prawda?
Słysząc uchylające się drzwi komnaty, zmarszczyła gniewnie brwi, była oburzona na to, że tak ja zostawił z tym bólem, przez co odchodziła od zmysłów.
-
Kurwa! Nie możesz mnie teraz tak zostawiać! Ty wiesz jak to boli...- poderwała się na tyle ile mogła, czyli jedynie zwróciła twarz w kierunku drzwi, a wtedy zamilkła. Widząc podchodzącego do siebie Heresa mocno się speszyła. Nie chciała być oglądana w takim stanie przez nikogo.
Jeździec przykucnął przy łóżku i pogładził ją po głowie, na co nie miała sił reagować.
-
Co się stało? To Hyron cię tak załatwił, czy moje ziółka? - spytał cicho i delikatnie się zaśmiał. Choć śmiech ten nie był typowy dla mężczyzny, dość dziwny.
-
Zajmę się tobą. Ja ci pomogę - dodał, a ona nie chciała podejmować się tej dyskusji.
-
Twoje ziółka to by się teraz przydały - wydusiła z siebie z ogromnym trudem. Liczyła, że przestanie on drążyć temat albo sam się połapie. Po prostu leżała ignorując nawet fakt swojej nagości, teraz był to jej najmniejszy problem. Choć kiedy mężczyzna go załatwił nakrywając ją swoim płaszczem odrobinę jej ulżyło.
-
No to mam ich trochę u siebie - odparł szeptem jakby chciał uniknąć nakrycia w komnacie dowódcy. -
Chodź bido - mruknął i wziął ją na ręce, co dośc mocno ją zaskoczyło. W normalnych okolicznościach zapewne dość jawnie by oponowała, jednak przy aktualnym stanie nie miała na to siły. Dodatkowo naprawdę liczyła, że uzyska pomoc od tego jelenia. Jeśli miało jej to ulżyć w bólu, nie zamierzała mu utrudniać chęci pomocy.
-
Potrzebujesz profesjonalnej pomocy - dodał, a ona podejrzliwie przyjrzała sie jego twarzy.
-
Ale nie pokarzesz mi małych kotków w piwnicy? - wydusiła żartobliwie, choć do żartów jej nie było.
-
Mam ciekawsze rzeczy do pokazania niż kotki i lepsze miejsca niż piwnica - wyszczerzył zeby w uśmiechu i ruszył do wyjścia. Dość ostrożnie i spokojnie, przystanął na progu, by wyjrzeć i upewnić się, że nikogo nie ma na korytarzu. Aira uśmiechnęła się tylko na jego słowa lekko nimi rozbawiona, jednak nic już nie odpowiedziała, nie miała sił na dalsze dyskusję. Oparła się o niego najwygodniej jak teraz mogła, opatulając otrzymanym płaszczem i kurczowo dociskając do swego brzucha szybko stygnący materiał. W tym momencie nie obchodziło ją zbyt wiele, chciała jedynie pozbyć się tego bólu, a skoro rudzielec chciał jej w tym pomóc, to niech pomaga. Nie ważne gdzie chciał ją zabrać i nie ważne jaką minę będzie miał jej mąż kiedy wróci do komnaty. Po prostu miało przestać ją boleć.
Heres wyniósł kobietę w milczeniu, niosąc ostrożnie korytarzem. Nie szli daleko, minęli może jedną parę drzwi? Albo dwie? I wniósł ją do komnaty po drugiej stronie korytarza, zaraz układając na łóżku. Zamknął drzwi, a ona próbowała usiaść, lecz nie była w stanie, więc kiedy mężczyzna przysiadł obok niej przyjęła jego towarzystwo i wsparła się o jego ramię. Przymykając oczy kiedy zaczął gładzić jej głowę w uspokajającym geście.
-
Ten stary pryk nie docenia tego co dostał. Zrobić ci jeszcze ziółek? - zapytał szeptem i zaczął bawić się kosmykiem jej włosów.
-
Teraz to bym bimbru... się napiła... ale jeśli zioła... pomogą to poproszę - mówiła zdawkowo, na raty, próbując zapanować nad płytkim i ciężkim oddechem.
-
To zawsze tak boli? - zapytała dość mocno tym przejęta. Nie wiedziała czy tak silny ból był normalny. Czy może zrobili coś nie tak i dlatego cierpiała. Kompletnie nie rozumiała tej sytuacji. Czemu nikt wcześniej jej przed tym nie ostrzegł? Mężczyźni zawsze takie bajki opowiadali o cudowności tej chwili, panny podchodziły do tematu raczej żartem, czasem zdziebko ostrzegały, ale nikt jej nie mówił, że wnętrzności jej porozrywa!
-
Jak masz ochotę może być i bimber - skwitował, rozglądając się po komnacie, gdzie na stole paliła się świeca. Podszedł po butelkę i podał ja dziewczynie, wracając na swoje miejsce i przyciągając ją zachłannie do siebie.
-
Ale co boli? - zapytał, jakby nie rozumiał o czym ona mówi, za to sam zaczął głaskać delikatnie jej ramię i poprawił płaszcz, którym była okryta. Narzucając na nią przy okazji kołdrę. Za wszystkie te gesty była mu wdzięczna w tej chwili ogromnie je doceniając, gdyż sama nie wiele była w stanie zrobić.
-
Brzuch...wszystko w środku... rwie... - odpowiadała z trudem, trzymając butelkę, ale jej dłonie drżały przez co tylko ją trzymała.
-
Hyron mówił, że ciepło mi pomoże... że mam to rozgrzać kąpielą... - wzrokiem namierzyła balię, które stały w każdej komnacie.
-
Na te dni ciepło faktycznie powinno pomóc. Albo masaż zamiast kąpieli. - zaśmiał się cicho, przejeżdżając dłonią po jej plecach.
-
A co ci zazwyczaj pomagało, może będę mógł ci pomóc? -zapytał, dalej gładząc jej plecy, na co niezbyt reagowała, przyjmowała w tej chwili każdy gest, który pomagał jej się choć trochę uspokoić.
-
Bo wiesz. Ja pomocny chłopak jestem. - uśmiechnął się do niej. Aira popatrzyła na niego mocno skrępowana, pojęła, że mężczyzna nie zrozumiał co się wydarzyło. Przygryzła lekko dolną wargę. Żenujący był fakt, że musiała z nim o tym rozmawiać, ale jeśli chciał pomóc, to raczej powinien wiedzieć z czym się zmagała.
-
To nie.. znaczy.. kurwa... to ból od pierwszego razu - trochę z początku się gmatwała, jednak miała już dosyć, musiała wziąć się w garść i to zrobiła.
Mina Heresa gwałtownie się zmieniła. Uśmiech spełzł mu z ust, ale po chwili wrócił. Chociaż jego ruchy były już mniej spokojne.
-
Pierwszego. Haha! Cóż. Mogę ci dać ziółek bido. Ten Hyron zupełnie nie zna się na kobietach najwidoczniej skoro do takiego stanu cię doprowadził. - mruczał pod nosem. -
Się mu dostało, a przecież są tacy co by lepiej zadbali o ciebie - stwierdził z westchnieneim i przyciągnął ją jeszcze bliżej, co przyjęła z łagodnym uśmiechem.
-
Dostało? Jemu to się dopiero dostanie! - warknęła zdenerwowana, w tej chwili miała ochotę na rosół z orła i już w głowie układała plan oporządzenia drobiu. To ją uspokajało. Jednak ból zatrzymywał ją w miejscu, choć miała wrażenie, że sie zmieniał, może jakby zelżał? A przynajmniej miała taka nadzieję.
-
Cieszę się, że przyszedłeś... tak bym leżała tam sama - stwierdziła i wygodniej się o niego oparła, opatulając szczelniej płaszczem i kołdrą, którymi ją okrył. Taka bliskość była jej teraz potrzebna. Nie chciała być w takiej chwili sama. Udało jej się nieco wyrównać oddech, odczucia przestawały być tak ostre i rwące, dlatego wykorzystała moment i otworzyła sobie butelkę, którą dłuższą chwilę do siebie tuliła i upiła z niej łyk. Znieczulenie było teraz bardzo ważną kwestią, a i uspokajało to jej nerwy, była zła na Hyrona za pozostawienie jej tak.
-
Cieszy mnie, że się cieszysz. - odparł cicho, gładząc jej plecy, zachęcony jej ruchem. -
Wiesz możesz zostać tutaj. Niech się martwi i sobie szuka. Miał okazję i się nie popisał. Są lepsi, którzy potrafią się opiekować kobietami. - stwierdził cicho i znów dłoń z pleców powędrowała na jej głowę, gdzie palce zaczęły subtelnie zaplatać jeden z kosmyków.
-
Potrafią czy nie potrafią. Po prostu muszę odsapnąć - stwierdziła i nieco się poprawiła, przez ból nie potrafiła spokojnie usiedzieć, jednak coraz lżej się jej mówiło, a to był dobry znak.
-
Mógłbyś zagrzać tej wody? - dopytała, nie lubiła nikogo o nic prosić, jednak w obecnym stanie nie mogła zrobić tego sama.
-
Jasne, połóż się tu wygodnie, a ja przyniosę jeszcze trochę wody, bo zostało niewiele. - odpowiedział i podniósł się powoli, odkładając ją na swoją poduszke i okrywając kołdra. Skuliła się na boku i przytuliła do siebie otrzymaną pościel.
-
Czekaj tu na mnie grzecznie - rzucił luźno.
-
Nigdzie się nie wybieram - odparła, a on wyszedł z komnaty z wiadrem pod pachą. Rozbawioło ją, że Hyronowi odpowiedziała coś podobnego, jednak on o nią w taki sposób nie zdabał, więc nie czuła wyrzutów sumienia na to co się stało. Leżała próbując ulżyć sobie w bólu i oczekiwała powrotu jelenia. A kiedy wrócił, jedynie obserwowała to jak krząta się po komnacie dopóki nie zamknęła oczu. Skupiała się na oddechu, by jak najbardziej sobie ulżyć.
-
Jestem! Już grzeję wody, mam też ziółka dla ciebie. - podszedł i podał jej mały ususzony pęczek. Uchyliła powieki i go przyjęła.
-
Żuj to, a zredukuje ból - poinformował, a ona zgodnie z instrukcją zaczęła to żuć.
-
Dziękuję - mruknęła tylko, a on poszedł wlać wode do kotła nad paleniskiem i do niej powrócił siadając obok.
-
Ja się tobą zaopiekuję - powiedział i pogłaskał ją po policzku wpatrując się w jej oczy. To zaczynało ją niepokoić. Rozumiała, że mógł go zmartwić jej stan, jednak taka troska była, aż dziwna. Jego czułe gesty zaczynały ją aż razić. Czy było to normalne? Nie znała go, aż tak dobrze, jednak wcześniej rozmawiało im się bardzo dobrze i nie zachowywał się w taki sposób wobec niej.
Wolała w milczeniu poczekać, aż woda się ugrzeje, a gdy tylko była gotowa, kobieta wygrzebała się z pod kołdry i płaszcza. Podniosła ze swojego brzucha zawinięty na nim mokrawy materiał. Była to duża męska koszula, którą ruda na siebie założyła i pozapinała guziki. Ten luźny materiał wydał jej się lepszym rozwiązaniem od zupełnego negliżu.
Jeździec naszykował kąpiel, a ona zebrała siły, by skorzystać z tej kąpieli. Wyciągnęła z koszuli jakiś sznurek i związała nim swoje włosy, po czym zanurzyła się w wodzie po samą szyję. Tu dopiero jej ciało mogło się rozluźnić. Tylko chwilę patrzyła czym zajął się mężczyzna, który siadł nieopodal i zaczął polerować miecz. Choć niezbyt był na tej czynności skupiony przez stale uciekajace ku kobiecie spojrzenie. Wiedziała o tym, lecz nie reagowała, wolała skupić się teraz na swoim brzuchu, który lekko masowała. Straciła poczucie czasu, nie miała pojęcia ile tu spędziła, jednak kiedy ból praktycznie ustąpił pozwoliła sobie na podniesienie się, chciała stopniowo odzwyczajać ciało od wody i przygotowywać je na wyjście z balii. Jednak gdy tylko się podniosła usłyszała głos mężczyzny.
-
Jak się czujesz? - zapytał dość słyszalnie przełykając ślinę. -
Lepiej trochę? Chcesz się czegoś napić? Może wina? - zaproponował i wstał z łóżka, na którym do tej pory siedział od razu potykając się o swoje nogi. Na szczęście utrzymał równowagę i dotarł do stołu, gdzie stał dzban i czarki. Aira uważnie się mu przyjrzała, jego poliki było dość mocno zaczerwienione.
-
Dużo lepiej, ale jeszczę posiedzę tu - odparła -
A ty jak się czujesz? - dopytała i chwilę rozważyła jego propozycję. -
Wina? Chętnie - w jakim stanie by nie była, alkoholu nie odmawiała.
-
Eeee...ja?...wyśmienicie. - stwierdził, lekko nieprzytomnym głosem i trzęsącymi się rękami podał jej czarkę wypełniona rubinowym płynem. Odebrała ją i upiła mały jak na siebie łyk, uprzednio pozbywając się ziół z ust.
-
I siedz, ile tylko potrzebujesz. Chcesz coś przekąsić? Mam trochę suszonego mięsa - zaproponował, nie spuszczając z niej wzroku. Co nie umknęło jej uwadze.
-
Mogę też umyć Ci plecy jeśli chcesz... - dodał z nieskrywaną nutka nadziei w głosie.
-
Nie dziękuję, łatwiej coś wypić niż zjeść - stwierdziła i zrobiła kolejny łyk.
-
Wtedy potrzebowalibyśmy jeszcze więcej zagrzanej wody - odparła na jego propozycję. Jego zachowanie wydawało jej się zbyt dziwne, a więc szukała wyjścia z tej sytuacji. Nie miała pojęcia co działo się z mężczyzną. Dziś był turniej, może oberwał po głowie? A może pobalowali po walkach i zapalił z Hektorem? Co by to nie było, nie chciała sprawdzać, o co dokładnie chodziło rudzielcowi. Te jego podchody były zbyt dziwne.
-
Jest jeszcze trochę w wiadrze. Mogę przynieść więcej, jeśli trzeba - odrzekł z nieskrywanym entuzjazmem. -
Widzisz. Jeśli czegoś ci trzeba to mów - dodał, drapiac czubek nosa palcem wskazującym.
-
Dobrze, dziękuję. Więc przynieś jej więcej. Ta zaraz wystygnie - powiedziała swobodnie i zrobiła kolejny łyk, ten zdecydowanie większy od poprzednich.
-
Dobrze...już idę. - uśmiechnął się i chwycił wiadro. -
Może potrzeba ci czegoś jeszcze. Przyniosę lub zrobie co tylko potrzebujesz - zaproponował, zerkając na nią z nadzieją.
-
Dziękuję ci bardzo. Woda wystarczy - odparła z łagodnym uśmiechem. Dziwnie się czuła, było jej wręcz szkoda rudzielca, jednak wolała tu dłużej nie zostawać. Jego życzliwość była bardzo miła, a jego zachowanie momentami ją ujmowało, ale czuła się tu niepewnie. Widziała te jego podchody i maślane oczy, nie mogła wykorzystywać tak jego sympatii, może źle ją zrozumiał z tym wszystkim? Nie chciała by miał przez nią później kłopoty. Więc kiedy tylko Heres opuścił komnatę podniosła się z balii. Wiedziała, że ma kilka chwil nim wróci. Dopiła wino, poczekała, aż nadmiar wody z niej spłynie i wyszła z kąpieli. Narzuciła na wierzch ramion płaszcz mężczyzny, który uznała za w tej chwili potrzebny. Nie chciała paradować na korytarzu w samej przemoczonej koszuli. Wolała się z tąd ulotnić, niech ten dzień się zakończy, a jutro na spokojnie wyjaśni sobie z jeleniem tą sytuację. Może mężczyźnie już przejdzie? I wróci ten zabawny facet jakiego poznała? Wolała uznać, że Jeździec miał po prostu gorszy wieczór.
Odczekała chwilę i przystanęła pod drzwiami nasłuchując nikt tam ni echodził, a więc uchyliła je i wyjrzała. Nie było nikogo, cicho wyślizgnęła się z komnaty zamykając ją za sobą. Musiała ustalić gdzie była i jak wrócić do siebie. Jednak czy chciała wracać? To też było istotne pytanie. Po prostu nie chciała natrafić już na żadnego "pomocnego" Zwierzołaka. Była na samym końcu korytarza, a więc logicznym było, że musiała kierować się w przód, niestety usłyszała tam czyjeś kroki, a nie chcąc na nowo utknąć w komnacie Heresa zaryzykowała i chwyciła za klamkę komnaty na samym końcu. Ta na szczęście była otwarta, więc kobieta skryła się za jej drzwiami.
-
Aira? - usłyszała damski głos za swoimi plecami nim w ogóle zdążyła rozejrzeć się po komnacie. Szmaragdowe spojrzenie spoczęło na stojącej przy oknie Shadan. Ruda odetchnęła z ulgą, nikogo więcej tu nie było.
-
Tak, wybacz za najście - odparła, kiedy białowłosa przypatrywała jej się niczym marze sennej, mierząc ja wzrokiem od czubka głowy po czubki palcy.
-
Tak wiem, świetna kreacja, ale musiałam trochę improwizować - kobieta bardzo się przejęła i od razu zbliżyła do rudej.
-
Stało ci się coś pani? - zaczęła zmartwiona, na co Aira łagodnie się uśmiechnęła.
-
Co by nie było przeżyję - stwierdziła pewnie siebie, by uspokoić kobietę -
jak wam poszło znalazłyście coś w księdze? - zaczęła płynnie, by odwrócić uwagę Shadan od samej siebie.
-
T-tak... pokierował nas, znalazłyśmy całe zaklęcie. Nawet zaczęłyśmy szukać składników do niego, ale nie wszystko byłyśmy w stanie zrozumieć - choć zaczęła niepewnie, zaraz się zreflektowała i swoją postawę poprawiła. Upewniła się, że drzwi są zamknięte i przekręciła w nich kluczyk, by mieć pewność, że ktoś kto niepokoił Airę tu nie wtargnie, po czym podeszła na nowo do okna, a ruda stanęła obok.
-
Czyli świetnie wam poszło. Brawo. A nikt was nie nakrył? Nie udało mi się zatrzymać męża Yelleny i tej baby, bałam się, że was przyłapali - podsumowała.
-
Spotkałyśmy ich, ale na niczym nas nie nakryli. Wspomnieli, że źle się czułaś. To przez tą nalewkę? Jest już dobrze? - wyjaśniła i znów spojrzała nieco zmartwiona, po czym skierowała się w stronę masywnej szafy.
-
Może i nalewka, poskładało mnie, ale już wypoczęłam - obróciła się w stronę białowłosej -
i jak uda sie gada odczarować? - dopytała kiedy Shadan wyciągała jakieś rzeczy z szafy.
-
Nie wiem, musi to ocenić pan Halse - stwierdziła i podała Airze zieloną suknię -
załóż - poleciła krótko. Ognistowłosa zmierzyła ubranie badawczym spojrzeniem, następnie to przeniosła na swoją towarzyskę.
-
Wiesz, że jej już nie odzyskasz? - poinformowała, a Shadan jedynie się uśmiechnęła i zaczęła wyjmować kolejne rzeczy takie jak bielizna i pantofelki.
Airanna ubrała otrzymane rzeczy, cieszyła sie, że mogła zdjąć z siebie mokrą, ogromną koszulę. Mając na sobie już wszystko narzuciła na ramiona zielony płaszcz jelenia, mimo wszystko był lepszym okryciem niż nic.
-
Jutro postaramy się zebrać i ustalić co robimy z tym gadem - oznajmiła stając przy oknie i wyglądając za nie, by ocenić wysokość do ziemi.
-
W czwórkę tak? - upewniła się, a ruda zmierzyła ją podejrzliwie spojrzeniem.
-
A kogo byś jeszcze chciała? - dopytała, a Shadan stanęła bliżej niej.
-
Nie zrozum mnie źle, ale nie ufam tej kobiecie z rana, tej Alayi - stała pewnie i dumnie, nie zamierzała kryć się ze swoimi myślami, skoro mogło im to zagrażać. Ruda prychnęła lekko rozbawiona i się roześmiała, co Shadan całkowicie zaskoczyło.
-
Nie przejmuj się nią - odparła Aira, jednak to nie przekonało dyplomatki. Było widać, że ta potrzebowała mocnych argumentów do zmiany swojego zdania. Dlatego ruda postanowiła po takie sięgnąć.
-
To nie są żarty, my możemy tu zginąć - próbowała oświecić towarzyszkę, która wydała jej się nieświadoma zagrożenia. Uniosła dłoń chcąc wskazać bransoletę, wtedy jednak jej nadgarstek został pochwycony, nastąpiło silne szarpnięcie, któremu kobiece ciało bez oporów się poddało i wylądowało na pobliskim blacie. po ramionach rozsypały się gęste białe włosy, kiedy została wyjęta z nich długa szpilka. Zaskoczone bursztynowe oczy spojrzały przez ramię na rudą, która trzymała jej wygiętą rękę i dociskała do blatu, oczy jeszcze szerzej się otworzyły kiedy szpilka musnęła gładką szyję.
-
Alaya to ciotka Yelleny, nie groźna po prostu mocno irytujaca. Na pewno, by nie chciała dla niej źle, jednak jeśli, by jej coś odjebało. I zadziałała na waszą szkodę. To niech modli się o szybką śmierć z czyjejś ręki zanim ją dorwę...- mówiła bardzo spokojnie ruda pochylając się nad uchem przytrzymywanej kobiety. -
Wierz mi, zrobię wszystko co w mojej mocy, by nic wam się nie stało - dodała, odkładając na blat szpilkę i zwolniła uścisk, odsuwając się od dyplomatki. Aira zrobiła krok w tył i na nowo spojrzała przez okno, jak gdyby nic się nie stało. Shadan podniosła się powoli, obróciła w jej stronę opierając pośladki o blat, na którym przed chwilą leżała. Chwyciła lekko dłonią nadgarstek, za który została pochwycona i patrząc na niego uśmiechnęła się kątem ust.
-
Wiedziałam, że nie jesteś zwykłą panienką, ale czegoś takiego, nawet ja się nie spodziewałam - powiedziała niezwykle zadowolona patrząc w szmaragdowe oczy.
-
Oni też się nie spodziewają i niech tak zostanie. Element zaskoczenia jest ważny, jak przed chwilą miałaś okazję doświadczyć - odparła luźno i sięgnęła dłonią do zasłon. -
Mam nadzieję, że nie jesteś do nich przywiązana? - nie słysząc sprzeciwu szarpnęła za jedną część, potem za drugą.
-
Cieszę się, że spotkałam tu kogoś takiego jak ty. Teraz będę nieco spokojniejsza o jutro - wyznała i obdarzyła Airę subtelnym, wdzięcznym uśmiechem. Ruda w tym czasie związywała zerwane zasłony i jeden ich koniec przywiązała do stojącej przy oknie komody.
-
Lepiej się bać, wtedy jest sie czujniejszym - stwierdziła -
mogłabyś tu usiąść na chwilę? - dopytała otwierając okno.
-
I naprawdę teraz wyjdziesz oknem? - białowłosa nie wiedziała czy była bardziej zaskoczona czy rozbawiona.
-
Tak. Chce odsapnąć na zewnątrz, a wyjście przez zamek odpada. - odparła wprost, jakby wyjście oknem było czymś powszechnym i normalnym. Stojąc przy parapecie wyrzuciła drugą część zasłon za niego i spojrzała dokąd sięgają.
-
A to czemu? dopytała Shadan zgodnie z prośbą siadając na komidzie, a wtedy Aira wskoczyła na parapet i schowała butelkę wyniesionego od Heresa trunku w biust.
-
Bo wychodzi na to, że w noc taką jak ta, Zwierzołaki zamieniają miejscami mózgi z kutasami. A więc zamknij dobrze drzwi i do jutra - odparła ruda i bez większych trudów przeszła na drugą stronę parapetu, następnie schodząc po zasłonie na dół, a kiedy jej brakło wspomogła się konstrukcją ściany i zwinnie zeszła na dół, zeskakując na odpowiedniej dla siebie wysokości. Shadan wyjrzała tylko za nią i z rozbawieniem wciągnęła zasłonę do środka, zamykając następnie okno. Aira odetchnęła chłodnym powietrzem, rozejrzała się wokoło i wyjęła butelkę z biustu. Ruszając na upragniony spacer.
Świeże powietrze dobrze jej robiło, chłód przyjemnie działał na rozchwiane nerwy i ciało. Cieszyła się, że ten dzień dobiegał końca, miała go serdecznie dosyć. A sama myśl o kolejnym równie przyjemnym odbierała jej siły, których teraz potrzebowała bardzo wiele. O jak zazdrościła tym nieświadomym niczego, głupiutkim panienkom. To co je otaczało i z czym musiała się zmierzyć było czymś nieprawdopodobnym. A świadomość tego wszystkiego zobowiązywała do działania. Musiała więc być silna, by dać rade być oparciem dla dziewczyn, które na nią liczyły. Westchnęła i zrobiła spory łyk z niesionej butelki. Dobrze, że ją wzięła.
Siadła sobie pod murem zamczyska i napawała się urokami nocy. Szczelniej owinęła sie nie swoim płaszczem, by mróz jej nie doskwierał.
Wodziła spojrzeniem po otaczających dwór murach, wtedy też dojrzała spacerującą po nich sylwetkę, z tej odległości nie miała pojęcia kim był ów osobnik, jednak przypomniała sobie o słowach Niedźwiedzia. No tak ten za karę, za oberwanie po ryju dostał wartę. Zrobiła kolejny łyk i chwilę się zamyśliła. Powiedziała mu, że zajrzy, nawet flaszkę miała ze sobą, jednak czy miała ochotę na kolejne spotkanie ze Zwierzołakiem po tym co dziś ci wyprawiali? Marszczyła brwi mając spory dylemat. Halse wydał jej się w porządku, zwłaszcza kiedy wyjaśnił tyle kwestii, wyjawił te wszystkie tajemnice, były jego dłużniczkami, a więc dotrzymanie rzuconego słowa tak ją uwierało. Nie mogła od tak tego porzucić, nie było to w jej stylu. Skoro powiedziała, że przyniesie flaszkę to powinna ją przynieść. Nie była to wielka cena za jego życzliwość. Westchnęła ciężko przerwacając oczami i podniosła się, poprawiła suknię i ruszyła na mury.
Choć nawet po wejściu na nie była ostrożna, przypatrywała się wartownikowi próbując rozpoznać czy do odpowiedniej osoby się zbliża, jednak blond czupryna rozwiała wszelkie wątpliwości. Airanna podeszła spokojnie omiotła sylwetkę mężczyzny, by mieć pewność z kim ma do czynienia, stan jego twarzy był dość zaskakujący, czego nie okazała. Jej wzrok jednak nie był oceniający czy nachalny, widoczne ślady na jego twarzy były oczywistym skutkiem turnieju. Choć zastanawiało ją kto był w stanie tak odwinąć się Niedźwiedziowi i jak musiał wyglądać ten drugi. Najwidoczniej Zwierzołaki były kompletnie nieprzewidywalne, skoro nawet ona swoim wparnym okiem nie była w stanie poprawnie ocenić końcowego wyniku ich starć. W jej skromnym mniemaniu Halse był jednym z faworytów, więc stan jego pokiereszowanej buźki mocno ją zaskoczył. Nie dała jednak tego po sobie poznać. Obdarzyła go krótkim, nienachalnym spojrzeniem.
-
Widzę, że miałeś równie przyjemny dzień co i ja... - stwierdziła i uniosła lekko dłoń, potrząsając znacząco trzymaną w niej butelką.
-
Przybywam ze znieczuleniem... o ile możesz na chwilę siąść... - oznajmiła wzrokiem omiatając otoczenie Jeźdźca, sama potrzebowała chwilę odsapnąć, a nie wymagała do tego wielkich luksusów, wystarczyła chwila spokoju.
- Gdzie ja tu niby siądę? — rozejrzał się Halse znacząco po dość surowym otoczeniu. — O murek się oprę. Też bym ci zaproponował, ale ty już chyba nie Ruda - zlustrował ja spojrzeniem od stóp do głów, a minę miał lekko drwiącą co kobiety ani trochę nie dziwiło zważywszy na jej niecodzienny ubiór, który ani trochę jej nie odpowiadał. — Tylko waćpanna. waćpannom chyba brudy ziemi i kamienia obce i zohydzone. Co ci się stało? — spytał w końcu całkiem szczerze, a ona tylko westchnęła zrezygnowana, ale i lekko tym określeniem rozbawiona. — I czemuś ty niby dzień zły miała? Da się mieć gorzej? — spytał z ponurym przekąsem mężczyzna.
-
A gdziekolwiek, zgrabny zad wszędzie można ulokować byleby jakieś mrówki nie gryzły - odparła, po wysłuchaniu go i bezceremonialnie podeszła sobie do murku i siadła ciężko pod nim opierając się jakby z ulgą. Wbrew pozorom nigdy nie była rozpieszczana luksusowymi warunkami, przywykła do trudów podróży, dlatego i niewiele było jej potrzeba. Ot co kawałek suchego murku, chroniący przed mroźnym wiatrem.
-
Waćpanna? - prychnęła lekko rozbawiona i sama zlustrowała kreację jaką miała na sobie. Dopiero po chwili pojęła, że mężczyźnie o strój jej chodziło. A przynajmniej tak jej sie wydawało, gdyż nie miała innego pomysłu, na motywy Zwierzołaka.
-
A do tego ty pijesz... pożyczyłam by czymkolwiek dupę zakryć... aż szkoda, że pewnie to zniszczę... - zrobiła pierwszy łyk z butelki w towarzystwie po czym podała ją mężczyźnie i głowę oparła o murek odchylając do tyłu i spoglądając na zachmurzone niebo. Jeździec uśmiechnął się kpiąco, ale nowego stroju nie skomentował, co w milczeniu doceniła. Sama nie była nim zachwycona, a więc wysłuchiwanie głupich uwag odnośnie tego byłoby jedynie irytujące.
-
Nie przyszłam się licytować.. a trochę ci poprzeszkadzać w tym drałowaniu po murku... - wyznała ciężko, choć szczerze. Chciała choć na chwilę odciąć się od tego wszystkiego co ją spotykało. A warty zwłaszcza te nocne, zawsze były dobrą ucieczką od otoczenia i własnych myśli, zwłaszcza jeśli wartę odbywał ktoś inny.
— A przeszkadzaj — prychnął Halse — nawet jak najchętniej. nic tylko z nudów tu zdechnąć. nic się nie dzieje, nawet, kurwa, psy nie szczekają. niby to dobrze, ale już się dzisiaj zorientowaliśmy, że tu jakieś dziwne rzeczy się dzieją. Ale nieważne. chcesz to łaź, grunt że flaszkę masz. nie spodziewałem się — popatrzył na nią z uznaniem na co lekko się uśmiechnęła — że serio przyleziesz. baby umieją kłapać jęzorem, lubieją to bardzo, to dużo gadają, ale często nic z tego nie wynika. A tu — Halse jak na znak upił z butelki — coś wynikło! Zaskoczonym. No, to masz — podał jej butelkę, a ona ją odebrała od razu upijając łyka — pij i mów, czemu taki ty dzień zły masz, bo w końcu żeś nie powiedziała.
Kobieta cierpliwie wysłuchała tego co miał do powiedzenia i z politowaniem pokiwała głową, wiedząc, że skoro tak wypytuje to ciekawy na tyle, by dopytywać dalej. Nie przyszła tu w celu rozgrzebywania minionych wydarzeń, a raczej odcięcia się od nich. Plan miała zapomnieć jak najszybciej, jednak może i lepiej jej zrobi jak to z siebie tu wyrzuci? Mężczyzna wydawał jej się dość neutralny, nie był raczej typem plotkarza, a raczej kogoś kto takie sprawy ma w nosie albo i rzyci, a więc i szybko o wszystkim zapomni.
-
A bo wy te warty nie na murach a na korytarzach powinniście mieć, wiesz ile tam się wariacji odczynia? - aż za głowę się złapała i włosy na bok odgarnęła. Sama nie mogła pojąć, niektórych wydarzeń. W końcu jaką minę musiałaby mieć napotkana osoba, gdyby ujrzała to jak Heres ją wynosił z komnaty. W tym płaszczyku, tulącą się do mokrej ściery, czy tam koszuli... nie przykuła uwagi czym to zawiniątko było dokładnie. Albo może jak odziana w za wielkie na siebie męskie ubrania wymyka się z komnaty jelenia? O bosych stopach, ale ze zdobyczną butelką! Tak warty na korytarzach zdecydowanie byłyby ciekawsze. Choćby miniona noc, jak to Hyron z nia rozlewali wodę po schodach, a męska wycieczka zielarska rzucała szafkami po schodach biblioteki. Te warty na murach nie miały najmniejszego sensu, chyba, że były typową karą dla wartowników, których chciano zanudzić i umęczyć.
-
No fakt... zwykle baby tylko ozorami mielą.. no to teraz już bierz poprawkę na to, że jak ze mną się ugadasz to choćby skały srały przylezę.. - wyznała jakby groźbą, bo mężczyzna mógł być pewien, że za łatwo tego rudego rzepa się już nie pozbędzie. Uśmiechnęła się kącikiem ust, ponownego łyka zrobiła. Zamilkła na chwilę zastanawiając się nad tematem minionego dnia.
-
A bo nie lubię zanudzać... - mruknęła i ciężko westchnęła. Skoro naprawdę chciał tego wysłuchiwać, mogła się i wygadać. Wyrzucić to z siebie i jak najszybciej potem zapomnieć. Nigdy nie lubiła dusić w sobie takich rzeczy.
-
Ale skoroś taki ciekawy to słuchaj... - zaczęła i butelkę mu podała, by zwolnić sobie ręce, kiedy ją wziął, ona splotła dłonie i luźno położyła na swoich ugiętych kolanach.
-
Ta magiczna naleweczka to mi chciała łeb rozerwać albo może zmiażdżyć? No mniejsza... napoili mnie jakimiś ziołami, by ból uśmieżyć, po których mnie odcięło zupełnie. Cały turniej przegapiłam! Cały! - zaczęła od samego początku, była tym wyraźnie rozeźlona. Choć starała się skrócić wszystko maksymalnie jak się dało. Nie lubiła się rozgadywać o sobie.
Ledwie się ocknęłam.. próbuje ogarnąć gdzie jestem... we łbie się kręci, a tu stary orł se przypomniał o powinnościach małżeńskich kurwa jego mać po tylu dniach mu się przypomniało, toż to takie dziwaczne było, że za halucyny po tych ziołach to wzięłam... ale omamy to nie były... kurwa zajebie boga, który wymyślił błonę dziewiczą... myślałam, że flaki wszystkie porozrywane wysram... to mi szanowny małżonek ciepłą szmatę dał i wyszedł... no kurwa wyszedł - odebrała flaszkę by zrobić łyka dla uspokojenia nerwów, które wyraźnie w niej wzburzyły. Jakby się nie starała nie potrafiła kryć swoich emocji, które silnie nią targały.
-
Jeszcze mnie jak jebaną pisankę pooznaczał... co ja przedmiot, który sobie podpisać można!? - warknęła, ale szybko się uspokoiła. Nie lubiła się uzewnętrzniać. Zwłaszcza, że za dobrze nie znała swojego rozmówcy, a tym bardziej powinna się pilnować. A mimo to ciężko sobie z tym radziła. A raczej przez wzburzenie, nie radziła wcale. Zabolała ja ta sytuacja. Nie spodziewała się absolutnie cudów, nawet z góry zakładała katastrofę, a mimo tego ją to ruszyło, przez co była podwójnie zdenerwowana. I na wydarzenia i na samą siebie i to, że pozwoliła by ją to ruszyło.
-
No i jak żem tak leżała zostawiona... to wparował ktoś... Ktoś okazał się Heresem, jeleniem, obrońca uciśnionych kobiet i jak mnie zastał tak mnie wyniósł... kurwa tyle że płaszczem swoim nakrył! No i wyniósł chyba do swojej komnaty. Trochę mi pomógł, ale też jakiś dziwny był... - stwierdziła lekko zamyślona i zmieszana, gdyż samą ją zachowanie takie zaskoczyło i nie chciała wchodzić w żadne szczegóły. Być może i jeleń miał gorszy dzień? A może sam się tych swoich ziółek napił i przesadził? Owszem nie znała żadnego z nich na tyle długo, by móc być pewna ich zachowań, jednak tak rażąca zmiana była czymś czego kobieta nie mogła pojąć. Pojmowała, że byli to samotni mężczyźni, jednak... nie było to nic naturalnego. Kto wie, może to miejsce tak na nich oddziaływało? Że zachowyali się w tak dziwaczny dla siebie sposób? W końcu sam Hyron był inny... odkąd zaczęli zbliżac się do tego zamczyska, odkąd opuścili fortecę Horazona. Jego zachowania były dla niej nielogiczne... nie wszystko jej pasowało do niego. Owszem, kompletnie go nie znała, a mimo to miała takie odczucia.
-
Flaszkę mu zakosiłam i się wymknęłam... wpadłam na te pannę zamkową tą no Shadan... ona mi ubrania pożyczyła... no i tak wyszłam sobie na powietrze odsapnąć i tu dotarłam... - westchnęła ciężko, krzywiąc się, słysząc to wszystko wypowiedziane przez siebie na głos, miała wrażenie jakby bredziła. Wydarzenia te były po prostu popaprane w jej mniemaniu.
-
A może ja dalej śpię po tych ziółkach? - zaśmiała się sama do siebie, spoglądając na milczącego mężczyznę, który uważnie jej słuchał i nie przerywał, co jakiś czas jedynie mrugał zdziwiony oczami zaskoczony pędem wydarzeń. Źle czuła się z faktem, że zasypała go tym wszystkim. Dlatego kiedy skończyła oddała mu butelkę i nieco szczelniej swoje kolana otuliła.
-
No dobra, a twój cudowny dzień? - zagaiła, by zakończyć swój temat i zacząć coś co uspokoi jej myśli. W końcu po to właśnie tu przyszła. Nie by rozpamiętywać, a by zapomnieć. Nastała chwila ciszy, którą przerwał głos Zwierzołaka.
— Czyli najpierw się naćpałaś i teraz zdychasz — zaczął wyliczać, a ona prychnęła rozbawiona, mile zaskoczona takim podsumowaniem swojego wywodu.
-
W sumie to tak, po prostu się naćpałam i teraz zapijam kaca... - odparła, a on kontynuował.
— A potem Hyrona chcica wzięła? A ciebie, jak na szanującą się waćpannę przestało, zabolało tam w ten sposób po raz pierwszy? No proszę, gratuluję! — Halse zaklaskał, a ona jedynie się skrzywiła. — Panienka dorosła! A co do turnieju, to szkoda, żeś przegapiła. pewno było na co popatrzeć, co widać po moim ryju — wskazał na swój opuchły policzek. — Boli jak diabli, piecze, puchnie, ale przynajmniej przegrałem ze zwycięzcą. Hektor mnie tak obił — uzupełnił, a ona mocno się zdziwiła — ten niby przyjemniaczek. od teraz szerokim łukiem go omijać będę — fuknął. — Niby taki miły, taki do rany przyłóż. Ale już ja mu się zrewanżuje! — warknął. — Oj, niech on tylko poczeka!
Halse naburmuszył się, zazgrzytał zębami, ale zaraz mu przeszło i znowu spojrzał na Airę.
— To faktycznie sporo się u ciebie działo. U mnie tylko to mordobicie. A ta Shadan... To ta z żywą bransoletka? Dziwne macie upodobania do błyskotek. świecące już wam nie wystarczają teraz muszą się jeszcze ruszać i magiczne być. A, właśnie — mruknął, kiedy ona skinęła głową na potwierdzenie, o jakiej pannie mowa — znalazłyście tam coś w tej księdze?
W milczeniu dała mu przeskoczyć kilka tematów, jednak sama nadal grymas po gratulacjach na twarzy nosiła. Nie pojmowała, co go w tym tak bawiło. Choć czy mogła mu się dziwić? Pewnie gdyby nie takie bieg wydarzeń sama by się z tego śmiała... W sumie kto wie, może i kiedyś się pośmieje? W końcu wzięcie zalotów męża za halucynacje nie bywało typowym pierwszym razem. Jak ona była zła na siebie na to co przed nim wyprawiała... Nie miała pojęcia, czy będzie w stanie normalnie spojrzeć mu w twarz. Była zażenowana tym co zrobiła. To miały być zwykłe wygłupy w fantazji, o ile tak mogła to nazwać, bo brała to za zwykły sen po podejrzanych ziołach. Niewiarygodnym było, że okazało się to rzeczywistością. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
-
A czego tu gratulować? Wy chłopy zawsze tak świetlanie o tym gadacie, że nie wiadomo jakich cudów oczekiwałam, a tu takie o kurwa boleści, to ja podziękuję... nic to wspólnego z tą obiecaną rozkoszą nie miało! - wyrzuciła z siebie oburzenie w tym temacie. Halse zarechotał na skargi Airy, wyraźnie nimi rozbawiony.
— Słyszałem — rzekł przesyconym fałszywą słodyczą głosem — że jak się przeżywa swój pierwszy raz z kimś, kogo się kocha, to nie boli. Jak żeś na żadnego właściwego nie trafiła — odparł nieco głośniej i poważniej, a jej mina w pełni zrzedła — to nic dziwnego, że ci nieprzyjemnie było. widocznie do niczego całkiem ten twój małżonek, skoro swojej kobiety nawet zadowolić nie potrafi. A nie ma gorszej obelgi skierowanej do mężczyzny — Halse popatrzył na nią z powagą — niż zarzut, że jest chujowy w łóżku. Pamiętaj o tym, jakbyś chciała mu się odgryźć. Powiedz mu — zarechotał, a ona prychnęła kpiąco — że było tak źle, że nawet jakbyś chciała udawać orgazm, to nie było z czego.
Te kilka informacji, a w pełni zmiażdzyły wszelkie nadzieje na mniejsze boleści przy kolejnych zbliżeniach. Więc wszelkich radości z życia los pragnął jej poskąpić? Choć jej rozmówca miał spory ubaw to wątpiła w to by zmyślał. Jeśli tak długo żył to wiedział co mówi. A uczucia miały silny wpływ na nasze ciała, a więc była skłonna uwierzyć w to, że bez miłości nie było przyjemności. Choćby zwykłe zauroczenie, jak w przypadku jednorazowych przygód... a tu, jedyne co ich łączyło to wylosowany płaszcz. Kobieta wyraźnie posępniała, zyskując świadomość tego, co ją w przyszłości już czeka. A raczej, co jej nie czeka.
-
Nawet zmyślać nie muszę, bo choćby zalążka orgazmu w tym nie było.. - mlasnęła zniesmaczona tym zajściem i butelkę przejęła by łyka zrobić. Samo hasło "orgazm" zaczęło ja irytować. W końcu jaką miała mieć przyjemność z tego, że jakiś twardy drąg rozrywał jej pochwę? To uczucie rozpierania tak bardzo podniecało kobiety? Nie potrafiła tego pojąć i była zawiedziona tematem, który tak ja ciekawił przez wieloletnie nagabywania kompanów na wyprawach. Pijani mężczyźni uwielbiali dzielić się podobnymi historyjkami.
— Pij, pij — zachęcił ją Halse — kolejna kolejka też twoja. Po tak kiepskim przeżyciu lepiej się nawalić, przynajmniej to szybciej z pamięci wywalisz. Kto by pomyślał — Halse zarechotał ponownie — że wszechmogący Hyron nawet kobiety zadowolić nie potrafi! Ale czy mnie to dziwi? Nie bardzo.
Prychnęła rozbawiona na wzmiankę o piciu, dobrze, że choć jeden to rozumiał, dlatego zrobiła kolejnego łyka jakby próbując tym zmyć grymas z twarzy. Chciała zmienić temat, dlatego obrała za cel napomknięty turniej.
-
Naprawdę Hektor wygrał? Przecież miał nie brać udziału? - zdziwiła się bardzo i uważniej przyjrzała jego twarzy.
-
No to teraz wszystko jasne, bo nie mogłam pojąć kto byłby w stanie cię tak urządzić... za wielu tam o równie dobrych predyspozycjach to nie ma... - stwierdziła myśląc na głos. W końcu może i osłabiona była jednak oko miała i wiedziała kto do czego się nadaje lepiej bądź gorzej. A przy obecnych na sali zawodnikach szokującym był stan twarzy Niedźwiedzia, którego umiejętności oceniła dość wysoko.
Tym, co Aira powiedziała o uczestnictwie Hektora, wyraźnie zaskoczyła Halse.
— Miał się nie wojować? — powtórzył. — A to chuj podstępny — zaklął. — Dodatkowo czujność uśpił. Chuj — skwitował ponownie, a ona jedynie ramionami wzruszyła.
-
Cóż mówił, że nie walczy, a więc skoro wojował to pewno z tych samych pobudek co Hyron.. ktoś dopisywał do listy zawodników na własna rękę... - wyjawiła podając mu buteleczkę. Odebrał ją i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym, co usłyszał.
— Bo tu, kurwa, dyscypliny nie ma — burknął i łyknął, a ona się zaśmiała krótko na ten komentarz — to i się pewnie takie chuje znalazły, co samowolką rzuciły. Może i Hektor faktycznie nie zamierzał walczyć — wzruszył ramionami — chociaż wątpię, sądząc po tym, jak mnie z Hellem ochrzcił. Naprawdę, on się jakiś dziki zrobił — przekonywał, a ona uważnie słuchała. — No bo wiesz, my się często tak między sobą bijemy dla rozładowania emocji, ale to tak, no wiesz, dla zabawy. I to też takie miało być, ale temu coś nagle kompletnie odbiło! Nie spodziewałem się i nim się zorientowałem, to musiałem się tylko bronić, a sama widzisz, że i to niewiele dało - kobieta nieco uważniej mu się przyjrzała, kiedy zwrócił na to uwagę.
-
Hmm może dlatego nie chciał walczyć i sam się nie zapisał - stwierdziła, analizując to dość szybko. Od razu przed oczami stanął jej obraz masywnego tura i informacje jakie uzyskała od Niedźwiedzia.
-
No bo sam mówiłeś, że wy jak wasze zwierzęce postaci, a to tur, to może jak i tura się go da rozjuszyć? A rozjuszyłeś kiedyś byka? Kurwa... wtedy to i ogrodzenia nic nie warte... bo trzeba spierdalać... - skinęła głową przpominając sobie pewną sytuację, w której widziała, jak jej wój ledwie z życiem z takiej sytuacji uszedł. Byki bywały naprawdę agresywne jak sie je sprowokowało.. Halse pokiwał głową, słuchając Airy.
— No tak, nasze zwierzęce formy są prawdopodobnie dopasowane do naszych temperamentów, a byka to i ja bym wkurzyć nie chciał. I tak, trochę tak to wyglądało — przyznał z kiwnięciem głową — jakby natarł na mnie rozjuszony byk.
-
To może tu pies pogrzebany, że tur jak tur się wkurwia... i dlatego sam walki wolał uniknąć... - podsumowała.
-
A opatrzył ci to ktoś w ogóle? Oczyściłeś to chociaż? - dopytała przyglądając mu się i próbując ocenić obrażenia nieco dokładniej niż do tej pory, a tu spore doświadczenie miała.
— W ogóle możliwe — Halse zastanowił się chwilę, mówiąc powoli — że... no bo wiesz, tu się dziwne rzeczy dzieją. Nie? — Popatrzył na nią z uwagą. — No. To może to też na z tym jakiś związek. A ja się, psia jego mać, zaraz śpiący zacznę robić, jak na niedźwiedzia przystało, wykopie sobie jakąś norę i spać na kilka miesięcy pójdę. Chociaż — Halse znowu zastanowił się chwilę — to chyba wcale nie byłoby takie złe. Nigdy nie próbowałem, a przecież tyle lat, kurwa jego mać, niedźwiedziem jestem!
-
Trochę tłuszczyku nagromadzisz i możesz próbować - zaśmiała się kobieta,
kiedy on skupił się na pytaniu o ranach, mimowolnie podrapał się po policzku, ale zaraz tego pożałował, bo skrzywił się w bólu.
— Oczyścić oczyściłem — mruknął — ale za dużo tam do leczenia nie ma. Na nas goi się jak na psie. - Taka odpowiedź nie zadowoliła ognistowłosej.
-
Dobra pokaż te mordeczkę... - podniosła się i bezceremonialnie siadła mu na kolana. Nie miała siły nad nim wisieć, a i również nie należała do kobiet czymkolwiek sie krępujących, jeśli coś miało ułatwić jej zadanie, po prostu je sobie ułatwiała. Ostrożnie chwyciła podbródek mężczyzny i z uwagą przyjrzała się każdemu z solidniejszych uderzeń. A siedząc na nim miała najlepszy widok. Naliczyła trzy miejsca.
-
To na łuku samo powinno się capnąć i zrosnąć, ale polik i wargę to bym szyła... mięsko się za bardzo oddaliło i ci będzie długo się goić, a nawet pewnie i paprać... - oceniała z uwagą korzystając ze swojego doświadczenia. Halse skrzywił się brzydko na wzmiankę o paprającej się ranie. Aira jednak mówiła co widziała i co uważała, czy odbiorcy się to podobało czy nie.
— A co? — prychnął. — Jak na stereotypowa kobietę przystało, masz przy sobie igłę i nić? Przynajmniej czym zdezynfekować znowu będzie — zarechotał, podnosząc butelkę i upijając z niej solidny łyk. — Dobra, rób co chcesz. I powiedz mi wreszcie, czyście coś w mojej książęce znalazły.
-
Ta z pizdy ci wyciągnę... przecież mówiłam, że jak mnie stworzono tak mnie z komnaty wyniesiono... ale jeśli igiełek się nie boisz to po warcie zajrzyj do mnie, a wtedy się tym zajmiemy... - zaproponowała, a on zaśmiał się w głos na wzmiankę o wyjmowaniu igły z pizdy, nie mogąc się powstrzymać od spojrzenia w miejsce, gdzie ów schowek na igły powinien się znajdować. Jego rozbawienie wywołało uśmiech na jej twarzy, ten śmiech zdecydowanie był zaraźliwy i przyjemnie się go słuchało.
— Już mi proponowałaś ostatnio zaszycie płaszcza — zauważył — a teraz jeszcze ryj chcesz mi zszywać. Co ty masz z tym zszywaniem, hę? Ale dobra, wpadnę na to wspólne szydełkowanie po mojej mordzie.
Zmarszczyła lekko brwi na wzmianke o szyciu płaszcza, jednak odsunęła tę myśl na później, teraz wolała skupić się na zadanym jej pytaniu dotyczącym księgi. Chwilę myślała nad informacjami, które powinna sobie przypomnieć.
-
Shadan mówiła, że coś znalazły, całe zaklęcie i że nawet składników zaczęły namierzać.. ale o więcej nie pytałam... jutro się to ustali... - zabrała dłoń z jego podbródka podwinęła suknie i z jej środkowej warstwy wydarła kawałek czystego materiału, cóż oczywistym było, że przy jej zdolnościach ta suknia nie ma szans przetrwać. Nalała na urwany materiał nieco trunku i odpowiednio w dłoni zawinęła.
-
Przetrę ci to chociaż... - oznajmiła nim zaczęła. Halse uniósł brwi w geście najszczerszego zdziwienia, pięknie rozciągając tym samym dla niej jedną z ran na łuku.
— Ty mówisz poważnie? — zawołał. — One serio coś znalazły?! No, kurwa — aż zagwizdał z uznaniem — jestem pod wrażeniem. Ale to dobrze. To zanim wpadnę na szycie gęby, zajdę do tych dziewuch sprawdzić, co one tam wynalazły... Au! — syknął pod wpływem dotknięcia jego obolałego policzka namoczoną alkoholem szmatą. — Serio mocne gówno.
-
A co myślałeś! Zdolne dziewczyny z nich ot co! Kto wie może jutro uda sie odczarować tego gada... - zaśmiała się i jego podbródek na nowo złapała drugą ręką, by sobie zadanie ułatwić, dobrze, że wygodnie na nim siadła, bo było co robić przy tej jego twarzy.
-
Skoro boli, to znak że żyjesz! - zaśmiała się ponownie i nieco przyspieszyła, by raz dwa się z tym uwinąć. Po przemyciu ich mogła teraz lepiej stwierdzić ich stan i fakt był taki, że wiele się co do nich nie pomyliła, szycie dwóch z trzech było konieczne, może polik jeszcze dałby radę się zrosnąć w miarę sprawnie, jednak po co mieli to sprawdzać, skoro małe szycie mu pomoże. Kiedy jej myśli powróciły do tematu szycia, zaraz sobie temat porzuconego wcześniej płaszcza przypomniała.
-
A co do tego twojego płaszczyka, to to szycie, to sam sobie dopowiedziałeś, ja tylko mówiłam, byś go przyniósł. - Sprostowała drobne nieporozumienie z wcześniej. Po co ktoś miał jej przypisywać intencje jakich nie miała. Prawda była taka, że płaszcz posłużył jedynie za punkt zaczepienia do zaczęcia rozmowy, której przebieg bardzo ja ciekawił jak i same następstwa tego rkótkiego dialogu, jakie mogła obserwować w tamtej chwili. Zwłaszcza to nagłe zainteresowanie jej osobą przez Alayę, tak ta krótka rozmowa miała wiele celów, jednak umotywowana była zwykłą ciekawością. Halse zdziwił się na jej słowa o płaszczu.
— To po chuj kazałaś mi go przynieść, jeśli nie chciałaś go cerować? — spytał, marszcząc brwi. — Ale nieważne — machnął ręką — i tak, tak, zdolne dziewczyny. Oby faktycznie znalazły coś pożytecznego.
Uśmiechnął się krzywo na słowa o bólu.
— Ta — mruknął — a jak krwawię, to oznacza, że można mnie zabić. No! — zakrzyknął dziarsko. — Ruszaj się! W końcu na warcie jesteśmy. Nie?
-
No już! Już! Faktycznie niecierpliwyś jak niedźwiedź! - przetarła ostatnie miejsce i ręce zabrała, oparła je na jego barkach, by pomóc sobie przy wstawaniu z jego kolan, a kiedy już stała pochyliła się i złożyła całusa na czubku jego głowy.
- A to ten zaległy - oznajmiła i stanęła obok niego poprawiając suknię. Wiele było można jej zarzucić, jednak nie brak słowności. Nigdy nie rzucała próżno słów na wiatr, a ogromnie wdzięczna była mężczyźnie za szczerość i wyjawienie tych wszystkich tajemnic. I nie zamierzała skąpić mu swej wdziećzności.
- Dobra to dreptajmy wartowniku... - powiedziała zdecydowanie żywsza niż wcześniej.
- A co do płaszcza to zagaić tylko chciałam, a i tak wiedziałam, że go nie przyniesiesz.. - wyznała bez ogródek odpowiadając na wcześniej zadane pytanie.
Stojąc odczuła chłodny wiatr mknący ponad murkiem, pod którym jak dotąd siedzieli. A chłód ten zaraz przypomniał jej o temacie niedźwiedzia i jego snu zimowego. Chwilę się nad tym zastanowiła w końcu skoro tak długo żyli to ile oni mogli tak naprawdę mieć?
- A to ile już niedźwiedziem jesteś? - zagaiła wprost nie lubiąc marnować czasu na zastanawianie się nad takimi rzeczami, zwłaszcza kiedy towarzyszyło jej źródło cennych informacji, którego dotyczyło nurtujące ją pytanie.