Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Adelai
Posty: 29
Rejestracja: wt maja 25, 2021 2:24 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Adelai »




|| Xaris Dert || Aris lub Xar || 22 lata || 6 rok || Mężczyzna ||
|| Półbóg || Syn Ateny || Szybka Nauka i Telekineza ||
|| 190 cm || Srebrne oczy || Srebrne włosy || Zadbana sylwetka ||

|| Szybka Nauka || Większość dzieci Ateny posiada tę zdolność, jest to naturalny dar do przyswajania wiedzy. Wystarczy, że w skupieniu przeczyta dowolną książkę i z sukcesem zapamięta zawarte w niej informacje. Ma pamięć fotograficzną co również ułatwia mu naukę. Oczywiście wiedza nie bierze się znikąd i musi on poświęcić swój czas na zgłębianie wiedzy z różnych dziedzin, by ją pozyskać. Szybkość nauki przekłada się u niego również na czynności manualne, jeśli ktoś pokaże mu jak posługiwać się danym przedmiotem to znacznie szybciej opanuję on daną czynność niż inni. Ograniczeniem jest tu jedynie wytrzymałość jego ciała. Technika i styl zostaną błyskawicznie opanowane i bezbłędnie powtarzane, po tym jak zobaczy je u swojego "nauczyciela", potrafi również poprawić czyjąś technikę o ile zostanie mu wytłumaczone co ktoś robi w niej źle. Jednak ciało potrzebuje czasu na przystosowanie się do danego wysiłku, więc jego "mistrzowski" poziom utrzyma się tyle ile wytrzyma ciało. Przykład: biorąc w ręce gitarę, zagra świetnie utwór czy dwa, ale palce szybko zaczną boleć, a nawet może się skaleczyć gdyż nie posiada zgrubienia naskórka, by temu zapobiec. A daną piosenkę musi wyczytać z nut albo zobaczyć jak gra ją ktoś inny. Kreatywność nie idzie z tą zdolnością. Jest to bardziej forma "papugowania" po kimś i po krótkim zapoznaniu się z przedmiotem może działać. Dostając w ręce pistolet, miecz, flet albo pędzel nie będzie wiedział jak ich użyć, póki nie zostanie mu to pokazane. ||

|| Telekineza || Xaris potrafi siłą swojego umysłu podnieść jakiś obiekt bez dotykania go. ||

|| Ojciec Xarisa jest bardzo bogatym i wpływowym biznesmenem. Przez co chłopak dorastał w dostatku, przepychu i luksusie, jednak bez większej uwagi ojca, który stale wyjeżdżał. || Na uczelni mężczyzna większość swojego czasu spędza w Bibliotece || Xaris nie lubi przemocy, dlatego też jego ulubioną bronią jest kij bez ostrych końców. ||
|| Mężczyzna idąc wzorcem swojego ojca wszędzie dostrzega potencjał na pomnażanie swojego majątku albo zdobycia ciekawych informacji, a więc i swą zdolność wykorzystuje do wzbogacania się. Robiąc ściągi, udzielając korepetycji i udzielając płatnej extra pomocy w egzaminach. || Jest naczelnym plotkarzem, do którego trafiają wszystkie najlepsze ploteczkowe kąski z kampusu, można wręcz rzec, że handluje plotkami. ||
|| Wiele osób nawet nie kojarzy jego twarzy, gdyż ta zwykle ukryta jest za czytaną przez niego aktualnie książką. ||
|| Jeśli zobaczysz gdzieś lewitującego do góry nogami faceta zaczytanego w lekturze, to będzie nim Xaris, który korzysta z tej pozycji kiedy jest już zmęczony, pomaga mu to przywrócić skupienie i odepchnąć od siebie senność. ||
|| Jest miłośnikiem sów. Ma z tym motywem kubki, ręczniki, poduszki, kapcie, koszulki nocne, szlafroki, majtki czy skarpetki wszystko co się da. Na dowód swej miłości ma nawet jedną sowę o imieniu Mądruś.|| Większość jego ciała jest pokryta tatuażami || Mimo stałego zdobywania wiedzy nie zapomina on o potrzebach ciała. Dlatego ze słuchawkami na uszach sporo biega bądź korzysta z siłowni, oczywiście słucha audiobooków, nie muzyki jak normalni studenci. || Jest abstynentem za to wypija hektolitry kawy. || Zdobywa wiedzę w każdym zakresie, ale szczególnie lubuje się w nauce języków, tak by być w stanie dogadać się z każdym. ||








|| Drakon|| Brak nazwiska || 22 lata || 5 rok || Mężczyzna ||
|| Półbóg || Syn Eris || Dezintegracja Atomów/Skrzydła||
|| 199 cm || Czarne włosy z wiśniowymi akcentami || Czarne jak więgle oczy||
|| Sylwetka smukła, zadbana i krągła na ramionach i pośladkach ||

|| Dezintegracja Atomów || Jak na syna bogini niezgody przystało sieje chaos i niezgodę. Potrafi poprzez kontakt wzrokowy wywołać destabilność między atomami wybranego obiektu. Objawia się to silnym drżeniem i rozpadem na pojedyncze atomy wybranego miejsca. Wymaga to niezwykłego skupienia i paru chwil, a im więcej czasu ma, tym obszar objęty procesem będzie większy. W podstawowej wersji jest wielkości zaciśniętej męskiej pięści. Musi również bezpośrednio widzieć wybrany obiekt i nie stracić go z oczu. ||

|| Skrzydła || Nie jest w nie wyposażony przez cały czas. Potrafi w potrzebie je wytworzyć, a następnie schować. Potrzebuję na to kilku chwil. Jest to duża, silna i masywna para skrzydeł zdolna unieść jego masę oraz jedną dodatkową osobę, która nie będzie cięższa od niego samego. Skrzydła swym wyglądem są zbliżone do tych smoczych pokrywa je łuska nie pióra, w paru miejscach pojawiaja się wypustki przypominające kolce/rogi. ||

|| Zapach Emocji || Czuje zapach odczuwanej przez siostrę emocji. Jest w stanie odczytać w ten sposób jej nastrój. Zdolność ta nie działa na żadną inną osobę poza jego siostrą, jest to dowód na to, że są silnie połączonym rodzeństwem. ||

|| Urodził się tego samego dnia i o tej samej godzinie co jego siostra, choć mieli różnych ojców. Ich matka korzystała w tym czasie z bilokacji. ||
|| Wychowany został przez ojca. || Imię wybrała mu matka. || Bardzo często się przeprowadzali, przez co nie miał miejsca, które mógłby nazwać "domem". || Odrzucił wraz z siostrą nazwisko ojca. || Często uciekał z tymczasowych miejsc zamieszkania, przez co miejscowa policja szybko zaznajamiała się z jego twarzą. || Jego ojciec nie udźwignął ciężaru jakim był potomek bogini i popadł w alkoholizm. ||
|| Zdolność Drakona ujawniła się nagle, podczas jednej z wielu kłótni, jednak podczas tej ostatniej doprowadził do śmierci ojca. || Drakon uciekł z miejsca zdarzenia i ukrył się na uczelni. Było to idealne miejsce, by nie zostać namierzonym przez policję. Nie przewidział jednak, że zostanie za nim puszczony list gończy, a ten znajdzie się i w wiadomościach. Został wezwany przez Radę Uczelni na rozmowę i choć skończyło się na zwykłych wyjaśnieniach. Plotki mają wielką moc, a łatka "mordercy" bardzo trwale do niego przylgnęła. || Zła sława mu nie przeszkadza, podoba mu się widok speszonych, niepewnych, skrępowanych, a nawet wystraszonych spojrzeń kiedy pojawia się w okolicy. || Najbliższą mu osobą jest jego siostra, którą poznał na uczelni. Od tamtej pory są nierozłączni. || Ich więź została przypieczętowana kiedy jego siostra specjalnie nie zdała, by móc pozostać w tej samej klasie co on, ponieważ podwinęła mu się noga. Następnie pomogła mu nadrobić zaległości w edukacji. || Naokrągło mógłby jeść jabłka. || Drakon jest równie wybuchowy co jego zdolność przez co dość łatwo przechodzi ze słów do rękoczynów. Nie cierpi pozerstwa. ||









||Helena - Lena || Brak nazwiska || 22 lata || 5 rok || Kobieta ||
|| Półbogini || Córka Eris || Telepatia i Bilokacja ||
|| 179 cm || Gęste, bujne i długie wiśniowe włosy z czarnymi akcentami || Czarne jak więgle oczy||
|| Sylwetka smukła, zadbana z kobiecymi krągłościami. ||

|| Telepatia || Potrafi czytać w myślach innych osób. ||

|| Bilokacja || Jest to najprościej mówiąc klonowanie własnego ciała. Do tej pory udało jej się wytworzyć maksymalnie trzy klony, jednak im więcej sobowtórów tym mniejszy zasięg ich swobody. Tylko jeden klon może oddalić się na tyle, by zejść z widoku orginałowi. ||

|| Czytanie Aury || Działa tylko i wyłącznie w stosunku do jej brata. Jest ona w stanie poprzez kolor otaczającej Drakona aury rozpoznać w jakim jest on aktualnie nastroju. ||


|| Urodziła się tego samego dnia i o tej samej godzinie co jej brat, choć mieli różnych ojców. Ich matka korzystała w tym czasie z bilokacji. ||
|| Wychowana został przez ojca. || Imię nadała jej matka na cześć Troii || Odrzuciła wraz z bratem nazwisko ojca. || Jej ojciec nie jest dobrym człowiekiem, wpływowy polityk trzymał ją w tak zwanej "złotej klatce". || Dużo podróżowała, jednak te podróże kończyły się z przejazdu z jednego luksusowego hotelu do drugiego. || Przyjazd na uczelnie był dla niej ucieczką od ojca, a udało się to tylko dzięki matce, nawet wpływowy mężczyzna musiał ulec przez wpływem bogini. || Najbliższą jej osobą jest Drakon, którego poznała na pierwszym roku studiów. || Są nierozłączni, dlatego kiedy wyszło, że Drakon nie przejdzie do następnej klasy i ona postanowiła powtórzyć rok, aby się nie rozdzielili. || Jest ciekawska i bardzo wścibską osobą. || Uwielbia jabłka. ||
Ostatnio zmieniony śr cze 05, 2024 6:25 pm przez Adelai, łącznie zmieniany 8 razy.
Adelai
Posty: 29
Rejestracja: wt maja 25, 2021 2:24 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Adelai »

XARIS



Czy syn Ateny cieszył się na festiwal? Miał co do niego dość mieszane uczucia. Bowiem była to nikła szansa na zdobycie jakiejś ciekawej wiedzy, czegoś czego jeszcze nie wiedział, a z drugiej nikt mu nie zabraniał wzięcia ze sobą książki. Choć na pewno nie zostanie to zbyt pozytywnie odebrane, kiedy poświęcałby się lekturze zamiast obserwacji przedstawianych sztuk, jednak był gotów na taką krytykę.
Stawił się w amfiteatrze dość wcześnie i zajął jedno z miejsc na tyłach trybun od razu poświęcając się przyniesionej ze sobą lekturze. Piękna pogoda trochę mu to utrudniała, dlatego zaczesał włosy ne jedną stronę robiąc z nich coś w rodzaju "osłony" dla oczu przed słońcem, te zwykle pełniły tę funkcję i tylko dlatego pozostawiał te kilka dłuższych, szarych kosmyków.
Lektura była dość wciągająca i zajmująca poświęcona zjawiskom atmosferycznym i ich wpływom na dane tereny. Dlatego niechętnie podniósł wzrok z nad stron kiedy na trybunach zaczęło trochę się dziać i skutecznie go to rozpraszało. Pierwszym co odciągnęło jego uwagę od klimatu tropikalnego był krzyk Uriela nakazujący jakiejś dziewczynie ratowanie kawy. Ahh jak on go rozumiał. Potłuczona kość ogonowa była niczym w zestawieniu z utraconą poranną kawą. Ta dwójka była jednak zbyt daleko, by tracić czas na dalsze ich obserwacje, wtedy stalowe oczy pzeniosły się na sprzeczkę pomiędzy jakąś dziewczyną, a chłopakiem. Przy tym przypadku nawet próbując ich nie słuchać nie miał jak z racji targanych nimi emocjami. Xaris mlasnął zniesmaczony tematem ich sporu. Brudna zagrywka chłopaka była niskich lotów, jak sama jego postawa i zachowanie. Dość typowe dla pyszałkowatych dzieci Posejdona bądź Zeusa. Ta dwójka jednak bardziej pasowała mu do pierwszego bóstwa. Srebrzyste spojrzenie odprowadziło załamaną dziewczynę, następnie powróciło do prowodyra zamieszania, który miał już nowe towarzystwo. Jakże interesujące towarzystwo. Teraz już był żywo zaciekawiony dalszym rozwojem sprawy, kto by pomyślał, że Megara zdecyduje się zainterweniować w czyjejś sprawie. Zamknął więc książkę i położył ją na swych kolanach, a kącik jego ust uniósł się w lekkim rozbawieniu widząc cios jaki ciemnowłosa wymierzyła cwaniaczkowi. Co ciekawsze wraz ze swym rudym towarzyszem zdecydowała się podejść i pocieszyć załamaną blondynkę. No proszę cóż za niecodzienny widok. Córka Nyks i tak ostentacyjny akt miłosierdzia i współczucia? Wzrok Xarisa przeniósł się na syna Hefajstosa, a na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech. Ah te hormony, słoneczko wychodzi, a te od razu buzują w studentach.
Towarzystwo dość dynamicznie się rotowało, a kiedy Meg stała już sama z Demem syn Ateny postanowił podnieść swoje cztery litery i zbliżyć się do tej dwójki. Zszedł te kilka stopni niżej do nich i stanął za ciemnowłosą.
- Czyżby klejnot nocy postanowił przyćmić słońce? Jego starania bledną dziś przy twym blasku.. - mruknął szarmancko pochylając się lekko nad jej uchem. Następnie wyprostował się i przystanął obok, zaczepił dłoń z trzymaną w niej książką o kieszeń w jeansach. Krótkim spojrzeniem obdarzył rudego mężczyznę i lekko skinął mu na powitanie.
- Widzę, że ekscytacja festiwalem udziela się i stonowanej córce nocy. Mam nadzieję, że pazurki są całe? - nie mógł sobie darować tej drobnej złośliwości tak typowej dla ich znajomości.
Katem oka dostrzegł jak blondynka powróciła na trybuny i skierowała się na sam koniec trybun. Co było dość ciekawe, obrócił się lekko, by tam spojrzeć. Niestety nie posiadał tak przydatnej zdolności obracania nienaturalnie głowy jak jego ukochane sowy.
- Ahh... zraniona owieczka szuka wsparcia u samotnego wilka...- mruknął zainteresowany tym wydarzeniem i chwilę obserwował jak dziewczę jest oddelegowywane przez ciemnowłosego mężczyznę. - No i nie wyszło... dziecie Hadesu zimne i niewzruszone jak trupy z królestwa jego ojca... a takie to było kiedyś towarzyskie stworzenie.. - mruknął jakby próbując sobie to przypomnieć - pewnie serduszko mu się krajało kiedy spławiał tę uroczę dziewczę, w końcu ludzie średnio się zmieniają.. ale co ja tam wiem. Nie ja go znałem - popatrzył znacząco na Meg powracając już do niej i jej towarzysza spojrzeniem i postawą.
- Prezentujecie coś dzisiaj na festiwalu? Oczywiście poza kreacjami i urokiem osobistym - zagaił ich z łagodnym, acz lekko zadziornym uśmieszkiem.
Methrylis
Posty: 20
Rejestracja: sob paź 08, 2022 8:18 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Methrylis »

LAVRENCE

Pojawienie się Eli zawsze działało w pewien specyficzny, choć niezwykle miły sposób: przestrzeń dookoła... jaśniała. I jakkolwiek strapiony lub zamyślony człowiek by nie był, jak mocno zatopiony we własnym, wewnętrznym smutku lub zestresowany natłokiem myśli, Eli wraz z przyjściem, energicznym, nieco zniecierpliwionym wręcz ruchem odrzucała to wszystko na bok, aby zrobić miejsce niesionej przez siebie energii, radości i beztrosce. Lavrence nigdy na to nie narzekał ani się temu nie buntował, pokornie i z ochotą oddając się temu tęczowemu nastrojowi. A ucieszył się tym bardziej, że ich rozmowa, początkowo lekka i niezobowiązująca, przerodziła się w dość filozoficzne dywagacje. Zwłaszcza interesujące było pytanie o naturę bogów, ich ojców i matek, których znali lepiej lub gorzej, a którzy przedstawiani byli jako dość... wadliwe ideały.

Według wszelkich znanych mitów — zauważył — bogowie posiadają nie tylko wielką moc, ale i wszystkie negatywne strony człowieka. Są próżni, gwałtowni, niewierni i nielojalni. Idąc tym tropem — zauważył — nazywamy te istoty bogami tylko dlatego, że mają jakieś moce. Potwory też je mają, więc czemu ich też nie nazywamy ich bogami? Skoro i jedno, i drugie jest zepsute, a i jedno, i drugie posiada jakieś specjalne umiejętności? Mój rzekomy ojciec — wprost nie mógł nie użyć tego przykładu — na luzie porzucił moją matkę, a jednym z miliona synów nigdy się nawet nie zainteresował. Innemu z miliona synów dał rolki — wskazał ze spokojem, mając na myśli Uriela — co oznacza nieodpowiedzialność, niewierność i stronniczość. Więc jakże bogowie nie mieliby być tacy sami jak ludzie, skoro mają takie cechy? I jakby co — zaznaczył po chwili — Uriel to tylko przykład, to spoko gość i w dupie mam, że tatuś kocha go bardziej. Ja też tatusia wcale nie kocham — odparował buntowniczo.

Nie miał najmniejszego problemu z rozmawianiem o swoich rodzicach, do czego Eli z pewnością zdążyła się przyzwyczaić, poznając wszystkie zakamarki jego rodzinnej historii. Jedyne, na czym mu zależało, to na odnalezieniu matki, choć i do tej misji podchodził mniej emocjonalnie niż może powinien.

Lav uśmiechnął się do Eli, gdy ta rzekła, że nie widziała różnicy między herosem a człowiekiem. Przyklasnął jej w myślach, całkowicie się z nią zgadzając. Cieszyło go, że koleżanka miała tak przytomne podejście.

W takim bardzo ogólnym sensie — zawyrokował Lavrence — ludzie niczym się nie różnią od herosów. Ale to dobrze, nie sądzisz? Co mamy zrobić z tą naszą boską połówką krewki, chełpić się nią? Jest kilku takich, którzy mówiąc o tym, że są półbogami, podkreślają tylko to “bogami”, żeby czasem słuchacz nie dostrzegł, że na początku jest jakieś “pół”. Bo czy poza tym — mówił z powagą — że każde z nas potrafi sztuczki, które w wielu przypadkach świetnie sprawdziłyby się w cyrku, różnimy się czymś od ludzi? Nie, niczym. Chociaż — Lavrence zamyślił się nad własnymi słowami — jest coś takiego, sama to powiedziałaś i się z tym zgadzam. Ale, wbrew zdaniu tych pyszałków, to nic dobrego. Bo my posiadamy ten pierwiastek, ten dosłowny gen, którego nie rozumiemy. Przez to nasza istota jest dużo bardziej skomplikowana, podczas gdy umysły mamy w pewnym sensie bardzo ludzko-proste. Trudno nam objąć rozumem naszą wyjątkowość, zwłaszcza dorastając. Nie każdy psychicznie radzi sobie ze swoją odmiennością, która czasami jest wyraźna. Nie każdy radzi sobie z faktem, że nie umie pojąć samego siebie. Zwykłym ludziom trudno czasem to pojąć, a co dopiero nam? Więc my nie jesteśmy lepsi od ludzi. My po prostu mamy od nich trudniej. Przynajmniej do czasu, dopóki nie nauczymy się samych siebie i umiejętności, które mamy. Jeśli kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym nasze moce naprawdę ułatwią nam życie, a my będziemy wewnętrznie z tym pogodzeni, dopiero wtedy będziemy mogli pomyśleć, że czasem — podkreślił mocno to jedno słowo — mamy od zwykłych ludzi nieco łatwiej. Ale jakiekolwiek ułatwienie nie czyni z nas kimś lepszym. Nie mówiąc już o presji bycia dzieckiem boga, czyli to, o czym ty mówisz — zauważył. — A ja, jako dzieciak Hermesa, co powinienem robić? Napadać na wozy z towarem czy zostać listonoszem?

Ostatnie pytanie w oczywisty sposób było sarkatyczne i Lav nie oczekiwał na nie żadnej odpowiedzi. Zamilkł na moment, zamyślił się — choć może było to za dużo powiedziane, bo jego głowa w tej chwili była pusta, a niewidzące nic spojrzenie wpatrywało się w bliżej nieokreśloną dal. Często mu się to zdarzało, ale trwało to zwykle tylko kilka sekund. Kiedy więc obudził się z tego swojego dziwnego transu, wzdrygnął się, zamrugał powiekami i spojrzał na Eli.

Ale filozofuję — mruknął ze znudzeniem wybrzmiewającym w głosie. — Nie śpisz jeszcze? Nie możesz — zauważył ze śmiertelną powagą. — Miałaś się ze mną gapić.

Lav uważnie przyjrzał się wyciągniętym przez Eli dłoniom, dokładnie analizując wszystko, co powiedziała na temat swojej drobnej postury i stworzonego na tej podstawie, genialnego planu.

Z tego właśnie powodu nie je się ości w rybach — zauważył. — My dla ryb też jesteśmy takie potwory, co to jedną rybką się nie najedzą, ale kilkoma już tak, zwłaszcza jak wydłubią ości, bo wtedy, wiadomo, wygodniej, i się nie zadławisz. Z ciebie też taki potwór wydłubie kości, a doprawi się mną. Chociaż — przyjrzał się krytycznie swoim nadgarstkom — ze mnie też nie miałby zbyt kalorycznych posiłków. Wniosek jest taki, że oboje wjedziemy na stół jako przystawki — zawyrokował, szczerząc się wesoło.

Na pytanie o to, co takiego musiał mieć w głowie ktoś, kto chciał zniszczyć wystawę, aż się zapowietrzył, łapiąc się dłonią za miejsce, w którym orientacyjnie biło jego serce.

Mnie nie pytaj, bo ja pojęcia nie mam! — zawołał z udawanym oburzeniem. — I ty też nie; gdybym sądził, że wiesz, to bym cię obraził, stawiając w jednym szeregu z tym debilem. I nie wiem, co chciał osiągnąć. Może ci ludzie czerpią przyjemność z robienia innym przykrości. Albo — zastanowił się chwilę — ta dziewczyna podoba się temu idiocie, więc próbuje zwrócić na siebie uwagę jak jakiś przedszkolak. Bo jeśli to rywalizacja — dodał z niesmakiem — to wyjątkowo brudna i obrzydliwa.

Z jakiegoś, nawet sobie nieznanego powodu, zaśmiał się na wspomnienie o rywalizacji wśród dzieci Zeusa.

Po co to sobie głowę tym truć? — spytał, patrząc na nią z lekkim, uprzejmym i przyjaznym politowaniem. — Nie oszukujmy się; rodzeństwa to my mamy chyba z tysiąc. Jedni już dawno opuścili mury tej szkoły, drudzy nigdy się do niej nie dostali, a trzeci jeszcze srają w pieluchy. Ja tam nie przywiązuję do tego żadnej wagi — wzruszył obojętnie ramionami. — Nie traktuje ich jak rodzeństwo, bo nie wierzę w żadną łączącą nas więź. Wychowywał nas kto inny, często w zupełnie innych środowiskach, nie znamy się wcale, to na jakiej podstawie mam sądzić, że to moi bracia i siostry? Bo jeden i ten sam typ zamoczył więcej niż by na to przyzwoitość pozwalała? Nah — mruknął — mało przekonujące.

Zastanawiał się, czy Hermes tego słuchał. A jeśli tak, nic dziwnego, że nigdy nie podarował mu rolek.

Propozycja wskazania mu miejsca kolorowej zbrodni i próby naprawienia szkody całkiem mu się spodobała, więc pokiwał z ochotą głową, ale zanim zdążył odpowiedzieć, zauważył, że zbliżało się do nich większe towarzystwo. Na nieszczęście, połowicznie mu się to towarzystwo podobało. Chris od dawna miał z nim jakiś niezidentyfikowany problem, ale nie objawiał się on jakoś szczególnie uciążliwie. Spojrzenie D natomiast wychwycił od razu, zły na siebie, że czuł na policzkach delikatne rumieńce. Zmarszczył brwi, kiwając lekko głową nad swoją głupotą. Po co przejmować się kimś, z kim spędził tylko jedną noc? D była w porządku, nawet bardzo, ale oboje nie przywiązywali do tej relacji jakiejś większej wagi i tak najwyraźniej miało pozostać. Odpowiedział więc słabym uśmiechem, po czym szybko odwrócił wzrok.

Jakby tego było mało, już po chwili dołączyła do nich kolejna duszyczka. Drobna, eteryczna blondynka wydawała się nieco zagubiona i jakby zasmucona albo zestresowana — w jej oczach błyszczało coś, co Lavrence’a lekko chwyciło za serce i spowodowało, że zaczął z nią współdzielić te nieprzyjemne, niekomfortowe emocje. Ale tym samym wziął sobie za cel rozpogodzenie zarówno siebie, jak i tej zagubionej duszyczki.

Cześć! Miło mi, jestem Lavrence — przywitał się z pogodnym uśmiechem — ale wszyscy mówią mi Lav. Wiadomo — doprecyzował z powagą — zjedzenie pięciu literek zaoszczędza szmat czasu! I tak — odparował, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać — bardzo lubimy ciasta. I ciasteczka. I inne takie, co są słodkie. Ja sobie jeszcze nie zasłużyłem — zauważył pokornie — ale... słyszałem o twojej wystawie. Przykro mi — powiedział szczerze — ale jednocześnie cieszę się, że udało się naprawić chociaż część. Powiedz mi — Lav nachylił się konspiracyjnie — kto i po diabła ci to zrobił? Masz jakieś podejrzenia, jakim motywem mógł się kierować ten, który najwyraźniej ma trzy szare komórki na krzyż? Poza tym — dodał, prostując się — mogę sobie zasłużyć na babeczkę. Pokażecie mi te prace? Mój boski tatusiek — mimowolnie się skrzywił — obdarował mnie mocą działania na kolory. Nie wiem, co to znaczy — uzupełnił, nim Stella zdążyła zapytać — ale obrazy to kolory, prawda? Może uda mi się coś zrobić z resztą? Nie jestem tego pewien, więc nie chcę niczego obiecać, ale może mi się uda? Kto wie? Gorzej i tak już chyba nie będzie.

Amazi
Posty: 38
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

ELI trochę CHRIS I D



Zanim Eli zdążyła się zorientować dość błache tematy jakich podjęła się z Lavrencem przerodziły się w dość poważne filozoficzne analizy natury bogów i konstrukcji rodziny. Co więcej dla dziewczyny była to naturalna kolei rzeczy, w końcu ta dwójka miała do tego wrodzony talent.
Córka Zeusa w skupieniu kierowała swe złociste spojrzenie na syna Hermesa i uważnie wysłuchiwała każdego z podawanych przykładów z łagodnym uśmiechem i trochę zamyśloną miną. Długi czas nic nie mówiła, nie śmiała wejść w słowo swojemu rozmówcy, którego skrupulatne i bardzo wnikliwe analizy wraz z życiowymi przykładami ogromnie ją interesowały. Co jakiś czas jedynie lekko pokiwała głową, a jej stopy stale majtały w powietrzu, gdyż ledwie dosięgały do podłoża.
- Nie śpię! - podkreśliła od razu lekko zmieszana. - Ja po prostu mam taki wyraz twarzy - dodała lekko poruszona taką uwagą i zaraz się poprawiła na swoim miejscu, może wyglądała jak rozmemłana klucha o twarzy myślą nieskalanej? W końcu jak się nad czymś bardzo koncentrowała to nie kontrolowała swojego wyrazu twarzy. Nie przejęła się tym jednak za bardzo i po krótkim poprawieniu się zaraz powróciła spojrzeniem do Lavrence'a i słuchała go dalej, a kiedy skończył zastanowiła się króką chwilę i westchnęła cicho.
- Jak na kogoś kto jest artystą i manipuluje barwami powinieneś skupiać się na całej palecie kolorów, nie jedynie tych zimnych odcieniach. Każda z twoich analiz przybliża mi tylko wady danego przypadku... - powiedziała bez ogródek z łagodnym i ciepłym uśmiechem. - Masz rację, że między tymi wszystkimi grupami zwyczajnie nie ma różnic na tle emocjonalnym, bo posiadanie mocy jest jakimś przywilejem, jednak jak to ująłeś nie czyni nikogo lepszym od innych. - skinęła lekko głową na potwierdzenie, że zgadza się z tą tezą. - Jednak nie twierdzę, że są oni jedynie zepsuci... myślę, że jak my są zdolni do lojalności, odwagi czy miłości. - mówiła bardzo przekonywująco, zwyczajnie w pełni w to wierzyła. - To przykre, że nasi ojcowie nas nie dostrzegają, jednak cieszę się, że nie dostałeś tych rolek... - popatrzyła na niego nieco uważniej i pokrzepiająco ujęła jego rękę. - jakbyś je dostał, to byś się przecież połamał! - dodała jakby to była oczywista oczywistość, przez którą tylko musiałaby się martwić o przyjaciela.
- A o rodzeństwie to mówisz głupoty! To jak się od siebie różnimy właśnie jest fascynujące! Prawda, że więzy krwi niewiele znaczą, bo często bliższy staje się nam ktoś zupełnie nie spokrewniony niż brat czy siostra, jednak te namiastki więzi dają już jakąś podstawę do rozpoczęcia. Tak wiele sióstr i braci tu poznałam! Oczywiście dalej najbliższy jest mi Chris, jednak ogromnie się cieszę! To miejsce i możliwość spotkania ich wszystkich! Nie uwierzę, że nie cieszysz się z poznania Michaela! - powiedziała stanowczo i skrzyżowała drobne dłonie na swojej piersi patrząc na niego wnikliwie.
- A co do potworów, to zwyczajnie musimy chodzić na misje z Chrisem, on się nimi zajmie albo nim się najedzą - opracowała już cały nowy plan, skoro ten jej okazał sie zbyt mało przemyślany.
- I odnośnie tych potworów to też masz rację, bo niby na jakiej podstawie my używamy tego określenia? Miano "potwór", jest takie nieokreślone. W końcu dla biednego kanarka kot jest potworem, a koty w końcu są takie urocze! No kto się nie uśmiechnie widząc psotnego, puchatego kociaka! A my sami? Jak to mówiłeś? Dla ryby? No tak, dla ryby jesteśmy jak potwory, a nie tylko dla nich... - naprawdę poważnie zaczęła się nad tym zastanawiać. - A taki pająk... albo myszka... Są jak herosi w swoich społecznościach! Na pozór wobec nas wielkich ludzi bezbronne, a tu są w stanie przepłoszyć całe tabuny ludzi! I ci na sam ich widok uciekają gdzie pieprz rośnie z krzykiem! Ciekawe czy taki pajączek czy myszka myślą sobie po tym jacy to są świetni! Bo mają tę moc! - zaśmiała się posyłając przyjacielowi ciepły uśmiech. - Wiem, gadam już głupoty... stopój mnie z tym! - wesoło go szturchnęła, by zaprezentować mu jak powinien dawać jej znać o tym, że trochę za bardzo poleciała w tej swojej paplaninie.
Kiedy ich grono się poszerzyło Eli z uważnie obserwowała twarz Lavrence'a, która nabrała kolorów.
- Pokolorowałeś sobie twarz? Czy to od słońca masz już wypieki? Możemy poszukać miejsc w cieniu - zapytała martwiąc się o kolegę, w końcu dobrze wiedziała jak wrażliwa bywała jasna karnacja, a czekało ich dłuższe posiedzenie w tym miejscu.
Chris niezbyt zwrócił uwagę na to co mówiła Eli, przyglądał się paru osobom z tyłu trybun, natomiast D, nie potrafiła powstrzymać szerszego uśmiechu niebywale rozczulona i rozbawiona troską córki Zeusa.
- Myślę Eli, że władca barw jedynie zaprezentował nam jeden z rumianych odcieni, wiesz dziś na wystawie dostanie tyle pochlebnych komentarzy, że musi trenować. - D uspokoiła młodszą koleżankę i z zadziornym, lisim uśmieszkiem nieco uważniej przyjrzała się białowłosemu.
Chwilę później do ich grona dołączyła kolejna osoba, którą całe towarzystwo dość ciepło przyjęło. Po paru podstawowych uprzejmościach jakim było przedstawienie sie sobie i wyjawienie swych imion Stella w ramach swej wdzięczności zaoferowała im swoje wypieki, które planowała przygotować. Temat łakoci widocznie rozpogodził ich twarze, w końcu kto nie lubił słodkości? Na pewno w tym gronie nie było takiego dziwaka. Następnie Lav zwrócił ich uwagę na kilka istotnych kwestii.
- Dokładnie. Wiesz kto to zrobił? - również dopytał Chris.
- Ktoś mocno nierozważny, patrząc, że porwał się na coś takiego praktycznie publicznie... - stwierdziła D, po czym skinęła z aprobatą głową na słowa Lavrence'a.
- To dobry pomysł, może odratujecie więcej prac. To wy idźcie spróbować, a my z Eli popilnujemy miejsc. - zarządziła D, a białowłosy siedzący obok niej zmarszczył brwi i chciał się odezwać, jednak po spojrzeniu kobiety odpuścił to sobie.Eli bardzo szybko wyłapała porozumiewawcze spojrzenie koleżanki i posłała jej ciepły uśmiech.
- Tylko się pospieszcie! Pewnie zaraz rektor będzie zaczynać! - upomniała ich radosnym tonem.

Dialogi:
Dialogi Eli
Dialogi Chris
Dialogi D
LadyFlower
Posty: 12
Rejestracja: sob kwie 06, 2024 6:59 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: LadyFlower »

Stella Celestia Hayes


Stella uśmiechnęła się promiennie, kiedy wszyscy przystali na jej pomysł z domowymi słodkościami. W głowie już układała sobie listę składników, których będzie potrzebowała. Miała nadzieję, że uda jej się dobrać do kuchni, chociaż miała dość dobre układy z zarządzającym tam szefem kuchni. Pewnie będzie musiała to robić wieczorem, kiedy będzie już po kolacji albo wcześnie rano jeszcze przed śniadaniem, aby nie wybijać kucharzy z rytmu i nie robić niepotrzebnego bałaganu. Była pewna, że jakoś się dogadają.
Na pytanie Lavrence’a oraz Chrisa nieco spochmurniała. Mimowolnie jej wzrok podążył kilka rzędów dalej, gdzie Tyler cały czas, pomimo wcześniejszego uderzenia, nadal wyglądał na mocno rozbawionego. Przygryzła delikatnie wewnętrzną stronę policzka i wróciła spojrzeniem na swoich nowych znajomych.
-Tak. Tyler Davies. Mój przyszywany brat. Można powiedzieć, że od początku nie dogadujemy się najlepiej – powiedziała wzruszając ramionami. Ich relacja była burzliwa, odkąd Stella po raz pierwszy znalazła się w akademiku Posejdona. Mówiąc szczerze nie miała pojęcia dlaczego tak było. Ona sama była dość otwarta do innych dzieci boga mórz i oceanów. Ale kiedy się poznali to już od razu mogła wyczuć jego wrogość do jej osoby. Zazwyczaj miała gdzieś jego docinki czy też inne żarciki. Ale zniszczenie jej ciężkiej pracy było czymś co zupełnie przelało czarę goryczy. Jeszcze nigdy w życiu nie było jej tak bardzo przykro i nie czuła takiej złości. No może poza jedną sytuacją dotyczącą jej biologicznej matki, która otwarcie przyznała, że nie chce mieć ze swoją córką nic wspólnego. Tak, wtedy też nie czuła się najlepiej.
-Nie wiem dlaczego mnie tak nie lubi. Może ma jakieś kompleksy, a może po prostu lubi być dupkiem – dodała prostując się.
-Ale w porządku. Wierzę, że pewnego dnia dopadnie go karma – oczywiście, że wierzyła w takie rzeczy. Może też odrobinę chciała pomóc w tym losowi. Dlatego też właśnie zwróciła się o pomoc do Al’a.
Z zainteresowaniem popatrzyła na syna Hermesa.
-Jeśli by się udało to byłabym wdzięczna do końca życia – zaśmiała się. Nie warto było chyba zawracać sobie głowę Tylerem. Nie teraz, kiedy zaraz miał rozpocząć się festiwal, na którym po raz pierwszy ludzie zobaczą jej fotografie. Była tym naprawdę podekscytowana. I właśnie z taką ekscytacją zeszła po raz kolejny z trybun razem z Lav’em oraz Chrisem. Podeszła do swojego stanowiska i wyciągnęła ostatnie trzy zdjęcia schowane pod materiałem. Skrzywiła się nieco widząc, że w niektórych miejscach, obok czerwonej farby, widniały wypalone dziury po papierosie. Zupełnie o nich zapomniała.
-Nie wiem czy to się da odratować – uśmiechnęła się słabo pokazując zniszczenia chłopakom. Może udałoby się jeszcze odratować jedno z nich bo dziury były niewidoczne, a jedynie gruba warstwa farby pomieszana z jakimś innym specyfikiem dała efekt rozmycia i wybielenia.
-Może z tym coś się uda? – rzuciła podając jedno z nich. Kiedy jeden z chłopaków przyjął od niej zdjęcie ona sama zerknęła na swoją wiszącą już wystawę. W jednym ze zdjęć dostrzegła coś dziwnie znajomego i kiedy przeniosła swoje spojrzenie z powrotem na chłopaków, dotarło do niej co to takiego było. To właśnie Lavrence został uwieczniony na jednym z nich. A ona bez jego wiedzy go tam powiesiła. Momentalnie zrobiło jej się gorąco i duszno. Czuła jak jej policzki płoną ze wstydu idealnie wyróżniając się na tle jasnej cery i blond kosmyków. Musiała z tego jakoś wybrnąć ale zupełnie nie miała pojęcia jak.
-Hej, wiecie co? Jednak nic nie szkodzi. Serio, nie warto się dla mnie męczyć. To tylko głupia wystawa. Za rok na pewno będzie kolejna! – rzuciła starając się zasłonić ścianę, na której wisiały jej „dzieła”, ale przy jej metrze sześćdziesiąt było to niemalże niemożliwe.
-O, a widzieliście ten przepiękny obraz? Ktoś na pewno się nad tym namęczył! O tam, przy wyjściu! – machała dłońmi w tamtym kierunku chyba jeszcze bardziej zwracając ich uwagę w jej stronę. No brawo Stella. Jesteś mistrzynią dyskrecji.
Awatar użytkownika
Eru
Posty: 35
Rejestracja: ndz kwie 25, 2021 1:11 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Eru »

Octavio

Taki dzień jak dziś nie trafiał się często, a ludzie tacy jak Octavio czują się w nie jak ryby w wodzie. Im więcej akcji i atrakcji tym lepiej. Jednak nie każda atrakcja jest dobra, a co za dużo to niezdrowo. Zaczęło się od porannego wysłania Tyrona na misję, co jak podejrzewał syn Hekate, było osobistą zasługą Apolla, który pragnął zabłysnąć za konsolą. Teraz jednak raczej żaden bóg nie maczał swoich palców w fakcie, że Annabel Jones z bliżej lub dalej nieznanego im powodu (może to jednak zasługa Dionizosa?) upiła się do wyraźnej wesołości i bełkotu, z którego dało się zrozumieć jakieś niewyraźne oskarżenia w stronę jakiegoś Michaela. Oczywiście zaprowadzili ją do pokoju i wmawiali wszystkim, że zasłabła i biedaczka nie mogła tego dnia brać udziału w występach. Był to problem wymagający natychmiastowego rozwiązania, nie czekając więc na odwołanie spektaklu, nad którym pracowali tygodniami. Octavio, wyruszył na poszukiwanie tej idealnej zastępczyni do roli Ateny.

Wymagania nie były duże. Musiała zapamiętać raptem trzy linijki tekstu i byłoby dobrze, gdyby przyzwoicie śpiewała. Jemu nie przeszkadzałby nawet facet do tej roli, ale wolał nie obrazić przypadkiem szanownej cioteczki Ateny. Chociaż mogłoby wyjaśnić to powrotem do tradycji — tylko jak wyjaśnić później, że reszta damskich postaci jest grana przez kobiety. Wyruszyli więc razem z Andym na łowy tej idealnej. W pierwszej chwili pomyślał o D. Jednak uznał, że zapewne już występuje w jakimś spektaklu i nie chciał narzucać jej obowiązków.

Rozglądając się po trybunach, szukał konkretnych osób. Dzieci bogów sztuki, muz, artystów. Zauważył córkę Melpomene, ale dziewczyna zajęta była zbieraniem ochrzanu od jakiejś innej panny. Nie wiedział o co poszło, ale wolał się nie mieszać. Każdy facet wiedział, że nie należy wchodzić między dwie sprzeczające się niewiasty, bo skończy się na tym, że oberwie się od jednej i drugiej i jeszcze trochę na zaś.
Dopytywał kilka osób o ich możliwość zagrania w przedstawieniu, jednak każdy albo był zajęty, albo chciał zmieniać ich wizję — na co było już wyraźnie za późno. W pewnym momencie jego desperacja sięgała już takiego poziomu, że gotów był wygłosić przemowę przez mikrofon lub megafon, albo to, co udałoby mu się zawinąć pierwsze. W końcu zauważył dobrze mu znaną dwójkę osób. Ulubionego kuriera i różową chmurkę, z którą często dyżurował w przychodni.
A cóż to? — mruknął, zerkając na tackę z porcją kofeiny.
Kawusia!? — wykrzyknął uradowany.
Czy ja mogę się tym zaopiekować, czy to czyjeś zamówienie? — zapytał grzecznie.
W ogóle sprawę mam do was. To znaczy jednego z was. — tu spojrzał na Sofronię, a później zmierzył wzrokiem Uriela. — Jedna z naszych artystek się wysypała. Dziewczę słabość natury ludzkiej dopadła i zaniemogła, a miała zaśpiewać kilka linijek. Dosłownie trzy zdania. No i tak sobie pomyślałem Laeti, może byś chciała popisać się jako córeczka swojego tatusia i zaprezentować wokal. Oczywiście Uriel, jeśli byś chciał, ta propozycja jest też dla ciebie. W końcu buźkę masz taką, jakby sam Michał Anioł na zlecenie Afrodyty ci ją haratał, tylko musiałbyś się poświęcić i założyć damskie ciuszki i perukę. — tu uśmiechnął się uroczo na zakończenie swojej wypowiedzi. — No i oczywiście odwdzięczę się, najlepiej jak umiem. Jakieś ciasteczka w grę wchodzą, czy nowa roślinka. Oczywiście, jeśli wolicie mieć spokój, zrozumiem, jednak wtedy moja rola i tygodnie przygotowań pójdą na marne — tu złapał się za pierś, podkreślając wielki ból serca, który dopadnie go, gdy szansa na boskie pieniążki przejdzie mu koło nosa. Może jednak powinien od razu uderzyć do D, a nie zawracać im tyłki. Westchnął, zerkając na nich niczym zbity szczeniak.

Storm
Posty: 2
Rejestracja: wt kwie 02, 2024 6:01 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Storm »

Jethro


Daveigh Varela jest wrzodem na dupie. Wrzodem na dupie najgorszego sortu, tym który swoją upierdliwość skrywa pod miłym i przyjaznym uśmiechem. Jej głos jest melodyjny i uprzejmy, gdy o coś pyta czy prosi, ale zawsze patrzy na ciebie spod tych gęsty, długi rzęs jak u krowy i wiesz… Wiesz, że ona nie rozumie słowa nie, zrobi ci piekło z życia jeśli jej odmówisz. Będzie nagabywać, ględzić czy nawet pośrednie szantażować tak długo, aż się nie zgodzisz - wszystko z uroczym uśmiechem na buzi - i w końcu się zgadzasz.
Jethro spędził z Daveigh zbyt wiele lat w dormitorium Dionizosa, żeby walczyć z jej zachciankami. Próbował trochę na początku szkoły, ale szybko zrozumiał jakie to daremne. Prosiła go o coś, to się zgadzał - najczęściej dotyczyło to pomocy w organizacji szkolnych imprez, mniej lub bardziej oficjalnych - a potem znikał przy pierwszej możliwej okazji i tym razem nie było inaczej.
Jakiekolwiek uroczystości na cześć boga wina, nie były czymś, co chociaż w najmniejszym stopniu by go interesowało. Zresztą jak i sam bóg wina i winorośli. Przyczłapał się tutaj wraz z resztą dzieciaków, które miały nieszczęście napatoczyć się Vareli, pomagał przez jakiś czas przenosząc czy układając rzeczy zgodnie z polecami Daveigh, a gdy pojawiali się kolejni i kolejni, zrobiło się tłoczno, wykorzystał zamieszanie i ukrył się wśród trybun.
W ukrywaniu się zawsze był dobry. Przy ósemce rodzeństwa, była to umiejętność bardzo przydatna, szczególnie, gdy byłeś środkowym dzieckiem. Wspinanie się na drzewa, chowanie się na strychu czy garderobie rodziców, że to były jedyne momenty w jego dzieciństwie, kiedy naprawdę mógł być sam bez młodszego rodzeństwa, które przyklejało się do niego, gdy tylko wracał ze szkoły. Nie ważne jak bardzo kochasz swoja rodzinę, potrzebujesza czasami chwili odpoczynku od ciągle otaczających cię ludzi, a dziesięcioletni Jethro musiał sobie te chwile wręcz wydrapywać.
Wiele ludzi kręciło się wokół amfiteatru, a z każdą minutą pojawiało ich się coraz więcej. Jethro leżał na trybunach w jednym z najwyższych rzędów, z dala od wzroku Daveigh. Był zaabsorbowany zręcznościowa gierka na smartfonie, gdy jego uwagę przykuł jakiś ruch na schodach prowadzących w górę trybun. Podparł się na łokciach i uniósł do pozycji półsiedzącej i rozejrzał się niedbale. Od razu w oczy rzuciła mu się Stella Hayes z dość nie tęgim wyrazem twarzy. Zignorował ją, ułożył się znów na ławce i wrócił do przerwanej gry, ale już nie mógł czerpać z niej tej samej bezmyślnej przyjemności. Na swoje ogromne nieszczęście zawsze był empatycznym dzieciakiem. Przekleństwo społecznika, który nie potrafi być obojętny.
Westchnął ciężko i podniósł się z miejsca. Ociągał się długo, na tyle długo, że przy Stelli zdążyła pojawić się Megara wraz z Demosem, a gdy Jethro ją zauważył stracił wszelką potrzebę czy chęć, aby również podejść. Po co jeszcze bardziej psuć sobie dzień z którego już od samego rana nie jest się zbytnio zadowolonym? Szczególnie, że był wystarczająco daleko, aby żadne z nich nie zwróciło na niego uwagi. Przebiegł wzrokiem od jednej dziewczyny do drugiej po czym odwrócił się i ruszył w dół trybun. Po drodze minął D w towarzystwie jednego z pierwszaków, odwrócił się przez ramie obserwująć jak i oni zatrzymują się przy Stelli.
Kręcił się przez jakiś czas po amfiteatrze. Coś przeniósł, przytrzymał lub pomógł zawiesić. Daveigh pojawiała się co jakiś czas przy nim z idealnie ułożonymi lokami - które nie poruszyły się nawet o milimetr podczas przygotowań - oraz z iskierkami podekscytowania w oczach, wskazywała mu kolejną rzeczy przy której mógłby być pomocny i znów rozmywała się w tłumie. W zgiełku mniej lub bardziej znanych twarzy Jethro natknął się również na naburmuszonego Tylera Davisa, który jedno oko miał znacznie opuchnięte i zaczerwienione, a mógł przysiąc, że jeszcze z rana widział go w znacznie lepszym stanie i humorze.
Czas mijał nieubłaganie, wielkimi krokami zbliżało się oficjalnie rozpoczęcie obchody Lenajów przez rektora. Część studentów zajmowało miejsca na trybunach, część przygotowywało się do przedstawień, które lada moment miały się zacząć. Jethro nigdy nie brał czynnego udziału w obchodach Lenajów - nie licząc przygotowań, lecz do tego skłaniało go przede wszystkim narzekanie Daveigh Vareli - to nie była jego rzecz. Czasami ktoś ze znajomych, kto wiedział że potrafi grać na wielu instrumentach i z łatwością przychodzi mu nauka na kolejnych - słuch absolutny z pewnością bardzo mu w tym pomagał- próbował nakłonić go do występu, ale Jethro zawsze odmawiał. Często żartował, że za dzieciaka grywał na tylu różnych uroczystościach czy przedstawieniach, szkolnych i nie szkolnych, że wystarczy mu to na następne czterdzieści lat. Mijał się wtedy nieco z prawdą, bo gdyby Lenaje był świętem Apollina pewnie z chęcią brałby w nich aktywniejszy udział, ale są także obchodzone ku czci Dionizosa, a stosunku do Dionizosa Jethro przyświeca jedna myśl. Kij mu w oko.
Jethro - nie mając już co ze sobą począć- rozejrzał się po scenie i po trybunach. Rozważał czy nie ulotnić się z tego miejsca, ale nie mógł być pewny czy swoja nieobecnością nie uraziłby któregoś z bogów. Nie chciał się narażać na miesięce samozamykających się drzwi tuż przed jego nosem, brakiem ogrzewania i otwierającymi się oknami w jego pokoju podczas nocy czy lodowatymi prysznicami znienacka. Ach, tak prysznice wspomina najgorzej. Przez wiele dni mogło się nic nie wydarzyć, z rur płynęła przyjemnie gorąca woda, łagodząca napięcie mięśni po treningu czy ciężkiej misji, aż nagle w trakcie prysznica w jednej chwili stawała się lodowata. Niespodziewane i okrutne. Miało to jednak pewny pożytek dla środowiska, oduczyło go to długiego, godzinnego marnowania gorącej wody. Powtórka z tej rozrywki nie brzmiała więc zachęcająco, lata miną nim wyleczy tą okrutną traume.
Na chwile wzrok Jethro natrafił na Ala, samotnego w tłumie ludzi, chociaż otoczonego pewnie przez swoje duchy. Gdzieś w głębi Jethro wręcz naturalnym było, aby do niego podejść, ale czy miało to jakiś sens? Pewnie żaden. Wyrzucił tę myśl z głowy, tak samo jak starał się wyrzucić ponury stojącego samotnie dawnego przyjaciela, ale to było już znacznie trudniejsze.
Potrzebował czymś zająć swoje myśli. Prostym rozwiązaniem byłby niewinne podokucznie Stelli, ale nie mógłby czerpać z tego należytej przyjemności pamiętając jej wcześniejsze załamanie na trybunach. Mijał ją od tego czasu parokrotnie i zawsze była w towarzystwie, którejś z osób, która podeszła wtedy do niej, przeważnie pierwszaków.
Na dolę przejścia prowadzącego ku wyższym sektorom trybun Jethro natknął się na Laeti i Uriela w towarzystwie Octavio. Oczywiście, klnie się na greckich bogów i życie ojca - tego biologiczne - że wcale nie podsłuchiwał o czym rozmawiają.
— Nie daj się prosić Laeti. — Wtrącił się do rozmowy zatrzymując się przy znajomych. — Uszczęśliwisz tatę… — Uśmiechnął się. — Chociaż nie wiem córka Apolla powinna chyba dostać główną rolę, a nie zaledwie trzy zdania. Ja tu widzę większy potencjał... Ale i tak chętnie zobaczę cię na scenie. Popieram prośbę Octavio... W ogóle. Wesołych Lenajów wszystkim.
Awatar użytkownika
Eru
Posty: 35
Rejestracja: ndz kwie 25, 2021 1:11 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Eru »

Megara

Meg czekała na rozwój wydarzeń. Jakąś dramę, akcję, adrenalinę. Wszak zawsze mogła podyskutować z męskim agresorem przy użyciu szakramów, ten jednak jak wywnioskowała, wolał siedzieć niczym pies w budzie w otoczeniu swoich kolegów.
Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie — odparła w stronę blondynki.
Następnie obok pojawiła się D w towarzystwie Chrisa. Powitała ich uśmiechem i skinieniem głowy, rozejrzała się, szukając Eli, wszak bliźnięta często widywała razem.
D! Słoneczko,jutro wrócimy do tematu wyrywania dobrze? — odparła z uśmiechem. Goście jednak nie pozostali z nimi długo, poszli razem z szokowaną dziewczyną do jej wystawy. Zawiodła się. Liczyła na dramat, chociaż w tym wypadku byłby to bardziej dramat szekspirowski niż antyczny. Jedno jednak ją usatysfakcjonowało. Uratowanie wystawy, co jeszcze bardziej powinno wkurzyć zapyziałego synalka Posejdona.

Gdy zostali sami z Demosem, uśmiechnęła się do niego.
To co? Idziemy szukać czegoś do picia? — zaproponowała, odwracając się i dostrzegając Ala stojącego przy drzewie. Jej wzrok momentalnie uciekł w przeciwną stronę. Dalej bolało. Paliło jak diabli. Przez chwilę jej wzrok ukrył się za mgłą wspomnień, wstydu i zmieszania. Nie na długo jednak. Otrząsnęła się szybko, a pomógł w tym znajomy głos, który rozległ się tuż przy jej uchu.

Meg westchnęła ciężko, skrzyżowała ramiona na piersi, a na jej usta wpłynął zadziorny półuśmiech.
Księżyc zawsze wykorzystuje blask słońca, by przekuć jego rażące światło w coś eleganckiego i dostojnego, ale równie przystojny co inteligentny syn wielkiej Ateny już to wie. — odparła zaczepnie, zerkając na niego z tym zadziornym uśmieszkiem, gdy stanął obok niej.
Czy ja wiem, czy festiwalem. Wiesz, wieje nudą — zaśmiała się, mrugając przy tym do Dema. — Owszem całe. Idealne, żeby wrogom oczy wydrapać. — odparła, wyciągając dłoń przed siebie i prezentując pomalowane na czarno paznokcie i chowając je chwile później. Następnie zerknęła na Xara i podążyła wzrokiem w tym samym kierunku co on.

Chwilę obserwowała Stellę, która rozmawiała chwilę z Alem. Przygryzła wargę, patrząc, jak blondynka chwilę później zostawia syna Hadesa samego. Tak jak sobie zapewne życzył. Nie rozumiała, czemu stał się taki. Dawniej kochający towarzystwo i spotkania, a później nagle to. Gdyby nie ta jego nagła zmiana lub jak wcześniej to określała — fanaberia, Frank byłby tu nadal z nimi. Mimowolnie czuła jak jej szczęka zaciska się i zgryza suchą skórkę z wargi. Nagle głos jej rozmówcy wyrwał ją z zamyślenia. Nie on go znał... Doskonale wiedziała, do czego pił, ale nie chciała bawić się w zaczepki w tej sprawie. Relacja z Alem była…chciałaby powiedzieć pochowana razem z Frankiem, ale czy wtedy czułaby wyrzuty sumienia praktycznie zawsze, gdy go widziała? Westchnęła ciężko.
Chcesz, to pokażę ci coś, czego nikt inny nie widział. — zaśmiała się, przesuwając palcem po wianku na głowie i zmieniajac gwałtownie tor swoich myśli.
Małe sówki w piwnicy? — zażartował syn Ateny.
Hu-hu — udała pohukiwanie sowy z wrednym uśmieszkiem na ustach. — A ty coś wystawiasz? — zapytała. — Może przejdziemy się zobaczyć te wszystkie prace? — zaproponowała panom i nie czekając na ich odpowiedź, ruszyła przodem.

Gdy byli już na wystawie Meg z zaciekawieniem oglądała rysunki, zdjęcia i obrazy.
Wiecie co, powinni zrobić tu gablotkę, żeby można było wystawiać biżuterię. W końcu to też forma sztuki. — zagadnęła.
— To byłby niezły pomysł, gdyby nie to, że, no…— Dem trochę się zmieszał i odwrócił wzrok, różowiejąc. — Niektórzy studenci są ciutkę za bardzo przedsiębiorczy.
Na te słowa Meg przytaknęła, a chwilę później zauważyła pewną osobę kręcącą się przy swojej pracy, która zasłonięta była przed ciekawskimi spojrzeniami i miała zostać zdjęta dopiero po rozpoczęciu wystawy.
Ejże! — rzuciła w stronę ciekawskiej osoby.

Amazi
Posty: 38
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

CHRIS



To co Chris zdążył już zaobserwować uczęszczając do tej placówki, to fakt, że nie była ona normalna na żadnej z płaszczyzn. Od mitycznych stworów, bogów i herosów po zwykłe ludzkie zależności, które przez nietypowość uczniów również były nietypowe. A może właśnie typowe? I zwyczajnie nie znał wcześniej takich jednostek? Nie wiedział co miało wpływ na to zjawisko, jednak przyszedł na zwyczajny festiwal, by siąść posłuchać przemowy rektora, poziewać, poudawać, że słucha, obejrzeć kilka występów, przejść się po wystawach i zakończyć ten wolny od zajęć dzień. Jak to zwykle robił w dawnej szkole. Taki miał plan, jednak ten bardzo szybko zweryfikowało życie w tym miejscu. Najpierw D zaciągająca go za trybuny do części poświęconej wystawom prac artystycznych. Oczywiście nie przeszkadzało mu to, bez zająknięcia użyczył jej swego wzrostu i pomógł przy zawieszaniu dekoracji. Ledwie skończyli, a już otrzymał zadanie przy odratowywaniu czyichś prac. Naturalnie, że angażował się w pomoc, choć nie miał absolutnie żadnych zdolności artystycznych, więc zwyczajnie wykonywał polecenia małego dyrygenta(Eli). Następnie został wytypowany do delegacji informacyjnej dla Stelli. Cóż przekazywanie dobrych wieści mu odpowiadało, gorzej gdyby wysłano go ze złymi nowinami. Choć nawet stojąc przed załamaną blondynką(Stellą) zastanawiał się, kto był na tyle głupi i wstrętny, by uczynić coś takiego tej dziewczynie. Co musiało kierować kimś podczas niszczenia jej prac?
Miło było oglądać uśmiech powracający na twarz właścicielki zdjęć. Choć sam miał problem z docenieniem jednego z nich, nawet on musiał przyznać, że fotografię były naprawdę ciekawe i dobrze zrobione.
Odrobinę się zmieszał na wylewne podziękowanie, choć przy Eli powinien już przywyknąć do nagłych przytulasów, te nadal dość mocno go peszyły zwłaszcza te wychodzące od uroczych dziewcząt. Dlatego swoje myśli szybko zajął wystawą i krótką dyskusją na temat jej z D. Ta osoba go po prostu rozkładała na łopatki swoim podejściem, dlatego kiedy został przegoniony na trybuny nawet nie oponował i posłusznie się tam udał. Od razu spojrzeniem odnalazł siostrę, już wcześniej powiedział jej, że razem obejrzą festiwal, a więc głowę by mu ususzyła swoim gadaniem gdyby siadł gdzieś indziej. Choć miejsce przez nią wybrane nie do końca mu odpowiadało od niechcenia siadł za siostrą, tak zajęta rozmową ze swoim "kolegą"(Lavrence). Nie miał ochoty wtrącać się do ich rozmowy, ani jej przysłuchiwać, dlatego jego wzrok omiótł najbliższe otoczenie wyszukując ciekawszej rozrywki. Tą okazała się grupka trzech dziewcząt. I nie dlatego, że były to przedstawicielki płci pięknej, a temat ich rozmowy. Bardzo głośno dyskutowały o zajściu jakie miało tu miejsce chwilę temu. Szybko wydedukował, że mówiły o zniszczonych pracach, a więc musiało chodzić o Stellę. Ciekawszym jednak było to, że blondynka znalazła autora wyrządzonych sobie szkód i wywiązała się między nimi mała kłótnia, zapewne działo się to równocześnie tym jak on i dziewczyny naprawiali te prace.
Choć takie podsłuchiwanie nie było niczym eleganckim, ciężko było nie słyszeć rozmowy za swoimi plecami tak głośno omawianej. A kiedy usłyszał w tym wszystkim o interwencji Megary, aż uniósł zaskoczony brwi i zaczął namierzać spojrzeniem potencjalnego niszczyciela, który powinien mieć widoczny ślad po uderzeniu na swojej buźce. W końcu Meg wcześniej stała przy Stelli, a uwadze Chrisa nei umknął jej strój oraz ozdoby na smukłych dłoniach w postaci licznych pierścieni. Można, by wręcz rzec, że użyła ich niczym kastetu, a więc mogło ucierpieć i uzębienie cwaniaczka(T).
Powrócił myślami i spojrzeniem do swojego grona dopiero, gdy to powiększyło się o kolejną duszyczkę, która okazała się Stella. Po krótkim powitaniu posłał dziewczynie ciepły uśmiech, ujęły go jej podziękowania. Nie każdy potrafił być tak wdzięczny, czym dziewczyna szybko zyskiwała sympatię Chrisa. Słysząc o proponowanych babeczkach stęknął niczym męczennik. Jak on kochał łakocie, ale przez Eli stale musiał walczyć ze swym łakomstwem, gdyby nie to byłby szerszy niż wyższy! Łatwiej byłoby go przeskoczyć niż obejść! Dlatego na samą myśl o babeczkach poleciała mu ślinka, no przecież nie będzie umiał odmówić takiej babeczki. Ha! Nie zamierzał jej odmówić! Ale już ubolewał nad tym.
Jego myśli zupełnie skupiły się na łakociach przez co nie miał pojęcia jak dał się wmanewrować w powrót na wystawy. Dopiero idąc tam pojął jak niepotrzebny jest to dla niego spacer. W końcu nie był w stanie w żaden sposób pomóc. A dodatkowo towarzystwo Lavrence'a... Nie miał najmniejszej ochoty uczestniczyć w tym samym przedsięwzięciu co ten gość. Nie zawrócił tylko i wyłącznie z uwagi na Stellę. W końcu jakby to wyglądało? Nie chciał robić dziewczynie niepotrzebnie przykrości i tak miała już wystarczająco ciężki poranek.
Na miejscu po prostu przystanął przed wystawą i skrzyżował przedramiona na piersi. Był tu tak potrzebny jak te piąte koło u wozu. Mlasnął pod nosem kiedy jego spojrzenie spoczęło na zdjęciach, a konkretnie na tym z ćwiczącym albinosem(Lavrence). To sobie Stella modela znalazła, nic dziwnego, że ten sie tak pchał do odratowania tych zdjęć. Ciekawe czy gość był tak jurny czy jedynie nie zdecydowany, że kręcił się jednocześnie wokół tylu dziewczyn. Chris nie cierpiał czegoś takiego, dlatego tak zniesmaczony czekał, aż ten ruszy się i naprawi zdjęcia. Zaciskał swoje dłonia na ramionach, czuł, że nie powinien się tak irytować. Silne emocje nie współgrały z jego zdolnościami odziedziczonymi po boskim rodzicu. Dlatego kiedy poczuł mrowienie na skórze wywołane drobnym impulsem elektrycznym postanowił wziąć głębszy wdech i puścił ręce luźno zachaczając je o kieszenie spodni.
Zaskoczyła go trochę Stella, kiedy stwierdziła, że nic tu już nie poradzą.
- Spokojnie, daj mu chociaż spróbować... - stwierdził zdezorientowany, w końcu jak już tu przyszli to pełną stratą czasu byłoby, gdyby nawet nie podjęli próby.
Wtedy też Stella zaczęła wymachiwać rękami i wskazywać im jakąś wystawę. Chris obrócił się marszcząc brwi i próbując znaleźć to o czym mówiła dziewczyna. Jej zachowanie było rozczulające, dlatego nie chciał zignorować tego na co wskazywała. Szukał próbując dostrzec coś i nie miał pojęcia czy o to chodziło Stelli, jednak pewna z wystaw bardzo przykuła jego uwagę.
- Jakbym mógł jakos pomóc to dajcie znać, będę tu obok... zaraz wrócę - poinformował tę dwójkę, głównie swe słowa kierując do dziewczyny, po czym ruszył do nadmienionego wyjścia, a raczej wystawy niedaleko niego. Podszedł bliżej i przeczytał tabliczkę z imieniem autroki. Ha! Faktycznie to było imię jego znajomej! Ta wcześniej nie pozwoliła mu obejrzeć pracy, przy której tak wytrwale jej pomagał i nawet nie dała spojrzeć na żaden z etapów tworzenia. Żaden! Taka była! Podekscytowany podszedł do wiszącego obrazu, by uchylić materiał, którym praca była zasłonięta. I już prawie zerknął za zasłonkę i wtedy usłyszał jej upominający głos za sobą!
-Ejże! - mimo, że głos Megary był sympatyczny, to tak zaskoczył Chrisa, że ten podskoczył i odskoczył od podglądanego obrazu nie wiedząc co zrobić z rękami. No nakryła go. Ona miała jakiś szósty zmysł! Przecież ledwie co podszedł!
- Nie! Ja tylko! Skąd ty się tu wzięłaś! - powiedział przejęty i zestresowany niczym dziecko nakryte na podkradaniu ciasteczek z sekretnej szafki w domu. Tak się wystraszył, że impuls elektryczny aż przemknął po jego skórze, a nogi po odskoku całkiem się poplątały przez co poleciał jak długi prosto na nowoprzybyłych, którzy go nakryli. Nie był mały, ani drobny przez co bez trudu wywrócił Megarę, a następnie i jednego z towarzyszących jej mężczyzn(Xara). Cała trójka wylądowała na podłodze, a wraz z upadkiem nastąpiło wyładowanie, które przeszło na osoby w bezpośrednim kontakcie z Chrisem. Jeszcze większy szok wymalował się na twarzy albinosa, a pełne przerażenia złote oczy spojrzały na rudzielca(Dema) w poszukiwaniu jakiejś pomocy. Bał się spojrzeć na wywrócone osoby. Czy on ich zabił? Czy to koniec jego kariery w murach tej placówki? Tak wiele czarnych scenariuszy przemknęło przez jego głowę podczas tego jak zaczął zbierać się z podłogi.
- PRZEPRASZAM! BOŻE ŻYJECIE??! BŁAGAM POWIEDŹCIE, ŻE TAK?! - zaczął przejęty i szczerze przerażony.
Methrylis
Posty: 20
Rejestracja: sob paź 08, 2022 8:18 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Methrylis »

LAVRENCE

Wizja siedzenia na trybunach tuż obok Eli i wspólne oglądanie wszystkich co ciekawszych smaczków wydawała się naprawdę w porządku zajęciem, zwłaszcza że połowę pewnie by przegadali. Lavrence nie miał w tej szkole zbyt wielu znajomych, bo i nie za bardzo nadawał się do lubienia — wielu wpierw odstraszał wygląd, a ci co odważniejsi rezygnowali nieco później, dowiedziawszy się, że Lav to mały filozof, który uwielbia roztrząsać nawet najmniejszy, najmniej istotny szczegół. Wiecznie w iście poetyckim nastroju, nie stanowił zbyt ciekawego towarzystwa, nad czym odrobinę ubolewał — odkąd pamiętał, bał się samotności. Lecz jednocześnie rósł w nim bunt na myśl, że miałby się zmieniać i podporządkowywać tylko wedle gustu innych, obcych sobie jeszcze ludzi. I właśnie dlatego tak bardzo doceniał towarzystwo Eli, która zdawała się ignorować wszystkie jego specyficzności, a może nawet zdołała je polubić. Ale i jednocześnie właśnie dlatego bał się napływu większej ilości znajomych. Bał się poznawać nowe osoby, bo bał się, że może przypadkiem odrzucenie przez kogoś zdoła go zaboleć. Dlatego wolał tego unikać, ale przy takim zbiorze osobowości, dość trudno było pozostać zupełnie obojętnym.

Zwłaszcza gdy stanie przed tobą taka biedna, urocza dziewuszka, szkaradnie i głupio pokrzywdzona przez jakiegoś wybitnie mało inteligentnego troglodytę. Dlatego też, gdy pojawiła się okazja do pomocy, Lav natychmiast wyraził taką ochotę. Nie tylko dlatego, że znał się podobno na kolorach, ale dlatego, że chciał się poczuć potrzebny. Poza tym, nigdy nie odmawiał pomocy, jeszcze nie opanował tej umiejętności. Wielu twierdziło, że to wspaniała cecha, ale według niego i latami zbieranego doświadczenia, brak asertywności częściej przeszkadzała niż pomagała.

— Tylko… — zaczął, nagle czując, jak zjadają go wątpliwości, a pierwsze oznaki wstydu wylewają mu się na policzkach — tylko… no wiesz… ja dopiero pierwszy rok się tu uczę i… to znaczy, no wiesz… ja jeszcze nie wszystko umiem. To znaczy — poprawił się nerwowo — w zasadzie to ja prawie nic nie umiem. To znaczy… nie to, że nic — plątał się z zażenowaniem — tylko że… no, nie wszystko. Nie obiecuję, że dam radę — westchnął zrezygnowany. — Ale się postaram, przyrzekam.

Gdy już dotarli na miejsce, Lav był gotów chociaż podjąć próby odratowania zdjęć, choć gdy Stella podała mu fotografię, na której widać było ślady po wypaleniu papierosem, mina wyraźnie mu zrzedła.

— Oj — wymsknęło mu się, choć zaraz tego pożałował, nie chcąc bardziej dołować Stelli. — Myślałem, że to tylko farba… chyba… chyba nie jestem aż tak biegły w sztuce kolorów, żeby coś z tym… pokaż mi następne, z tym na końcu pomyślimy, okej?

I gdy już chciał sięgnąć po następną fotografię, coś się wyraźnie zmieniło, a w Stellę jakby piorun jakiś strzelił, bo momentalnie dostała jakiegoś mini ataku paniki, plotąc piąte przez dziesiąte. Wraz z Chrisem przypatrywali się tej scenie z nieukrywanym zdumieniem, nie rozumiejąc, co tak nagle mogło się zmienić.

— Nie, nie — próbował ją uspokoić, uśmiechając się do niej zachęcająco — spróbuję! Skoro i tak tu jestem, to naprawdę chcę pomóc! Tamtym obrazem, który wskazujesz, zajmiemy się później. No, już, pokaż mi to zdjęcie. Coś poradzimy!

Stella oddała mu fotografię z tak wyraźnym ociąganiem, że aż zrobiło mu się jej żal i przemknęło mu nawet przez myśl, by może rzeczywiście odpuścić, żeby jej bardziej nie stresować. Ale wtedy zostawiłby ją z tą nieszczęsną farbą na jej ciężkiej pracy, a do tego przecież nie można było dopuścić. Dlatego uchwycił zdjęcie, postanawiając mu się uważnie przyglądać, ocenić szkody i spróbować stworzyć jakiś wstępny plan naprawczy.

Przez pierwszą milisekundę Lavrence miał wrażenie, że skądś znal tego gościa ze zdjęcia.

A potem uniósł brwi w lekkim zaskoczeniu, nic nie mówiąc. Zaczął się za to zastanawiać, o czym mógł sobie myśleć w momencie, w którym zrobiono mu tę fotografię. I kiedy to mogło być? Gdyby zlokalizował czas, mógłby spróbować odtworzyć swoją mapę myśli, chociaż orientacyjnie. I choć całkiem go to ciekawiło, miał teraz inne zadania do zrobienia, dlatego zrezygnował z myślenia nad myśleniem i przyjrzał się uczynionym szkodom.

— Z tym chyba nie powinienem mieć aż takiego problemu — powiedział, raz jeszcze uśmiechając się do Stelli, aby jakoś ją pokrzepić. — Co prawda, nigdy wcześniej nie ratowałem żadnych zdjęć, ale raz kiedyś udało mi się usunąć plamę ze swetra. I to wcale nie z użyciem pralki. No dobrze… jak by tu się za to zabrać…

Nie za bardzo wiedział, co powinien robić, aby wyzwolić swoją moc. Zamknąć oczy? Coś recytować? Jakoś medytować albo wprost przeciwnie, wymachiwać rękami lub wykonywać palcami jakieś specjalne gesty? Lavrence nie wiedział i sam do siebie wzruszył ramionami. Po chwili zaś intensywnie przyjrzał się zdjęciu, skupiając się przede wszystkim na uszkodzeniach.

I… co teraz?

Zniknij, pomyślał Lavrence, czując się przy tym dość głupkowato.

No i… znikło. Plama momentalnie zaczęła blaknąć, choć Lav z sekundowym opóźnieniem zorientował się, że to raczej niedobrze, skoro biaława plama zaczęła, cóż, jeszcze bardziej blednąć.

Zresztą, to byłby najmniejszy problem. Większy był taki, że znikła nie tylko ta plama.

W zasadzie, zniknęło wszystko. Poza płótnem, które wyglądało jak świeżo kupione pół minuty temu.

Kolejną milisekundę wpatrywał się w to z niemym przerażeniem.

— BOŻE, PRZEPRASZAM! — jęknął panicznie, wybałuszając oczy na nie mniej zszokowaną Stellę. — Chryste — mamrotał przerażony pod nosem — miałem pomóc, a tylko zepsułem… jeju… jeju, jeju… czekaj, przysięgam, że ja to…

Nie zdążył nawet dokończyć zdania, kiedy kolory i wzory znów zaczęły tańcować na bieli płótna, powracając do swojego pierwotnego stanu. Lavrence dłuższą chwilkę przypatrywał się tej scenie w zupełnym osłupieniu.

— Nie wiem, co zrobiłem — wyznał z dobitną szczerością, cały czas z szokiem i powoli kiełkującą podejrzliwością przypatrując się obiektowi zbrodni. — Dobra — westchnął, dodając sobie w ten sposób otuchy — jeszcze raz. Ale spokojniej. Zaraz więcej popsuję niż naprawię — wymamrotał jeszcze do siebie pod nosem, zły za tę pierwsza gafę.

W końcu wpadł na coś innego i postanowił poeksperymentować. Opuszkiem palca wskazującego lekko potarł uszkodzone miejsce, wyobrażając sobie, jak wyglądała fotografia w nieuszkodzonym stanie. Gdy poczuł na palcu coś mokrego, domyślił się, że to farba, ale nie wiedział jakiego koloru, więc wystraszył się, że znowu coś zepsuje. Ale farba dopasowywała się kolorem do miejsca, na które najechał palcem, dlatego, gdy Lav już nabrał śmiałości, zaczął mazać po fotografii coraz śmielej. Gdy już skończył, przyjrzał się krytycznie efektowi i uznał, że nie było tak źle, choć do ideału dużo brakowało.

— I jak? — spytał nieco niepewnie, podając Stelli zdjęcie. — Te kolory chyba są tak mniej więcej jak chciałaś, a jeśli gdzieś się odcienie różnią albo coś wyjechało poza teren, to daj, spróbuję naprawić. A, no i… jak światło padnie na to zdjęcie, to widać, że faktura farb jest tu, o, widzisz?, inna. Nie wiem, czym to oblano, ale to jest jakieś takie grubsze, nie wiem, nie znam się, ale jakbym to zdarł, to by ze wszystkim poszło, to się trochę boję. Ale to chyba aż tak nie przeszkadza?

Niespodziewanie zaczął się bać, że Stella zaraz obdaruje go niezręcznym, nieco zażenowanym uśmiechem, wymamrocze wymuszone podziękowanie i poprosi, by już jednak żadnymi fotografiami się nie zajmował. W obawie przed tak surową oceną, niemal unikał spojrzenia jej w oczy, a zamiast tego chwycił za kolejne zdjęcie, próbując je naprawić. Te miało wyraźne ślady po papierosie, a że chwilowo nie miał innych pomysłów, ten ślad też postanowił po prostu pokolorować. Wyglądało to raczej… średnio, ale nie miał pojęcia, jak inaczej mógł pokonać tę dość sporą przeszkodę. Chyba że by cofnął to kolorowanie, najpierw usunął ten brzydki kolor spalenizny, a dopiero potem naniósł właściwe barwy, ale nie był pewien, czy by to coś zmieniło. Najchętniej czymś by to po prostu przykrył, ale…

Coś dziwnego zaczęło się dziać z jego oczami i najpierw pomyślał, że to jakiś śpioch zaplątał mu się pod rzęsami, bo w miejscach, w których jeszcze niedawno znajdowały się plamy po papierosie, znajdowało się coś, co przypominało bardzo delikatną mgiełkę idealnie wtapiającą się w fotografię i jej kolory. Problem w tym, że ta mgiełka… chyba żyła… i lekko… opalizowała? Cokolwiek to było, rzeczywiście zasłaniało plamki. Lavrence przybliżył zdjęcie, obracał je pod każdym kątem, ale mgiełki były bardzo złośliwymi stworzeniami, bo za każdym razem układały się w taki sposób, by plamkę po papierosie dokładnie zasłonić.

Nie miał pojęcia, co tu się wydarzyło. Próbował nawet potrzeć to palcem, ale wtedy mgiełki zaczęły się denerwować i oblepiać go czymś mokrym i nieprzyjemnie lepkim. Jęknął z niesmakiem, więcej nie podejmując prób usunięcia mgiełek, które najwyraźniej poczuły się już jak u siebie w domu.

— Yyyy… — wymamrotał, znowu skołowany — ja nie wiem, co to jest. Ale nie chce się zmazać, a…

Już chciał powiedzieć, że wyglądało to nawet ciekawie, ale wolał nie poddawać swoich przypadkowych umiejętności aż tak bezkrytycznym pochwałom.

— Yyyy… yyy… — dukał, całkowicie się zacinając. — Yyyy… chyba… yyy… chyba jeszcze bardziej zepsułem… Kurczę, tak bardzo cię przepraszam! — jęknął, załamany swoją porażką. — Naprawdę, jeszcze całkiem się na tych swoich kolorach nie znam… dużo przede mną pracy, a praktyka podobno czyni mistrza… Kurczę, naprawdę przepraszam — mamrotał, całkowicie przybity. Spuścił głowę, bojąc się nawet spojrzeć na Stellę, aby ujrzeć w jej oczach zawód i smutek, że tak oto wpierw obdarował ją zbyt optymistyczną nadzieją, by następnie całkowicie ją rozczarować.

— Myślałem, że będę jak Photoshop — mamrotał pod nosem — a wyszło jak w paintcie.

Kątem oka zerknął jeszcze na zdjęcie i mógłby przysiąc, że wredne mgiełki zachichotały pod swoimi kolorowymi, mgiełkowymi nosami.

Ostatnio zmieniony śr cze 05, 2024 7:50 pm przez Methrylis, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ