Uśmiechnąłem się lekko do Teemy, w jakiś sposób dziwnie rozczulony jej zachowaniem. Nie sądziłem, że przejmą ją moje „rany bitewne”, ani że tym bardziej spróbuje je opatrzyć. Było to w pewien sposób urocze i kochane z jej strony.
Chmura sprayu przyjemnie złagodziła szczypanie rozbitej skóry, a drobne igiełki chłodu przyniosły ukojenie i odświeżenie. Zawsze fascynowało mnie, w jaki sposób działa to ustrojstwo. Choć nie było w stanie wyleczyć złamań ani dotkliwych, głębokich ran, świetnie sprawdzało się w przypadku otarć, siniaków i obrzęków, lecząc je w zaledwie kilka sekund. Szkoda, że nie miałem na stanie droida medycznego – cóż, być może dobrym pomysłem byłoby zaopatrzyć się w takiego jednego, na wypadek, gdyby Teema chciała zostać moim pasażerem na nieco dłużej. Znałem tą dziewczynę od kilku godzin, a już świetnie widziałem, że potrafiła sprawiać problemy i nie dawała sobie w kaszę dmuchać.
-Mogę coś przygotować – skinąłem głową, odkładając spray do szafki i nucąc cicho. Akurat, gdy Teema zniknęła w łazience, sam ruszyłem w stronę kuchni. Z pewnym zdziwieniem wziąłem patelnię do ręki i dostrzegłem, że była czystsza niż kiedykolwiek. Teema najwidoczniej wzięła się za porządki, bo wszystkie naczynia lśniły czystością, nawet jeszcze bardziej niż w dniu, w którym przyniosłem je z targu.
Uśmiechnąłem się na to lekko, sięgając do papierowej torby i wyjmując z niej kilka kawałków steku. Rozpuściłem na patelni masło i dodałem do niego przyprawy, pozwalając jednocześnie by wypuściły swój aromat.
Gdy patelnia się rozgrzała, ułożyłem na jej powierzchni mięso, a skwierczenie rozległo się po całym statku. Nucąc cicho, zająłem się przygotowaniem ryżu. Przepłukałem go i wrzuciłem do osobnego garnka, do którego zaraz nalałem wody i dosypałem soli. Po chwili zastanowienia, wsypałem też nieco kurkumy, żeby ryż zabarwił się na ładny, żółty kolor. Choć nie zmieniało to zbytnio jego smaku, z całą pewnością nadawało mu wartości wizualnej.
Trąc marchew na tarce, nuciłem cicho i kołysałem się w rytm śpiewanej melodii. W kuchni, byłem w swoim drugim żywiole i choć, gdy byłem sam zadowalałem się daniami instant przygotowanymi na szybko w mikrofali, gdy tylko miałem dla kogo gotować, zmieniałem się w prawdziwego wirtuoza patelni.
Mały Wookie posłał mi głodne spojrzenie, gdy przyjemny zapach smażonego mięsa wypełnił powierzchnię kuchni połączoną z salonem, który pełnił także funkcję jadalni. Uniosłem głowę znad patelni, żeby posłać mu uspokajający uśmiech i zapewnić, że obiad niedługo będzie gotowy, gdy całkiem zjeżyłem się na widok, który zastałem.
-Ej! Odłóż to! – syknąłem, najciszej jak potrafiłem ale jednocześnie dość stanowczo. Wookie spojrzał na mnie z niezrozumieniem, wciąż wymachując i wywijając mieczem świetlnym, który Teema tutaj zostawiła zanim udała się na ablucje. Jeszcze tego brakowało, żeby ten mały pociął nas na kawałki. Umyślnie albo i nie.
-Odłóż! Jeśli sam sobie nie utniesz łapy, to Teema z pewnością to zrobi jeśli cię przyłapie. Jedi nie lubią jak rusza się ich rzeczy bez pozwolenia. – dodałem, na co Wookie z niezadowolonym ryknięciem odłożył narzędzie zbrodni tam, gdzie je znalazł. Odetchnąłem z ulgą, gdy zagrożenie ze strony małego Wookiego (i wściekłej Teemy) zostało zażegnane i wróciłem do gotowania, czasem tylko posyłając Chewbacce kontrolne spojrzenie.
-Wolisz mięso krwiste, średnio wysmażone, czy mocno ścięte? – krzyknąłem tak, by Teema znajdująca się w łazience, doskonale mnie usłyszała i odwróciłem płaty na drugą stronę, dodając do patelni trochę czosnku.
-Mocno ścięte! - odkrzyknęła dziewczyna, na co skinąłem głową. Szkoda, bo sam lubiłem gdy stek nie był do końca wysmażony, ale czego się nie zrobi dla dziewczyny, prawda?
Akurat gdy Teema wyszła z łazienki, kończyłem odcedzać ryż i układać jedzenie na talerzach. Przyjemny zapach mięsa połączonego z ziołami i czosnkiem wywołał kolejną salwę burczenia w brzuchu i już nie mogłem wprost doczekać się, kiedy będę mógł zjeść jakieś prawdziwe jedzenie, które nie miało w sobie tony kurzu.
Dopiero gdy ułożyłem talerze na stole, zadarłem lekko głowę i z zaskoczeniem przyjrzałem się dziewczynie, która w ciągu tych kilku minut wykonała całkowitą metamorfozę. Musiałem przyznać, że w krótszych włosach też było jej całkiem do twarzy. Nowe ubrania leżały na niej jak ulał i w przeciwieństwie do szat Jedi, które zawsze wydawały mi się strasznie aseksualne i po prostu neutralne, teraz prezentowała się naprawdę dobrze. Podobało mi się to, co widziałem, nawet jeśli zdawałem sobie sprawę, że nie mam u niej żadnych szans. Jeśli wierzyć legendom, Jedi nie wiązali się przecież z nikim. Cóż za marnotrawstwo życia! Przecież posiadanie ukochanej osoby albo nawet wyjście w celach towarzyskich na drinka, nikogo jeszcze nie spaczyło i nie ściągnęło na złą drogę! Dlaczego więc zabraniano im podstawowych, ludzkich odruchów? Strasznie bezsensowne, ale może jestem zbyt głupi aby pojąc tą pokrętną filozofię.
-Wyglądasz… całkiem ładnie – przyznałem z ciepłem, po chwili zastanowienia ruszając w stronę szafki, z której wygrzebałem to, co jej obiecałem. Z lekkim uśmiechem ukryłem przedmiot za plecami i korzystając z tego, że Teema pochylała się nad stołem z holomapą, zaszedłem ją od tyłu i bardzo delikatnie zapiąłem na jej szyi mały rzemyk, na końcu którego połyskiwał mały, pomarańczowy kryształ.
-Proszę, to dla ciebie. W ramach podzięki za ocalenie życia. – uśmiechnąłem się rozbrajająco, mając nadzieję, że ten mały prezent przypadnie jej do gustu. (I że jednocześnie nie zabije mnie za pochwalenie jej wyglądu. Trudno było mi przewidzieć, w jaki sposób zareaguje na taki komplement). Skoro Teema była Jedi, z całą pewnością znajdzie o wiele lepsze zastosowanie dla kryształu Kohlen, niż ja. Kto wie, może to świecidełko okaże się być czymś bardziej przydatnym niż zwykłym naszyjnikiem.
A jeśli wierzyć opowieściom znajomych, lepiej było nie posiadać na swoim statku nic, co mogło zostać powiązane z Jedi. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Mapa powinna być wgrana do systemu, raczej przez te dziesięć lat nic drastycznie się tu nie zmieniło. To mała i stabilna planeta. Szukasz czegoś konkretnego? – spytałem, odsuwając się od niej i stając obok, by postukać palcem w panel sterujący mapą. Już po chwili przed nami pojawił się hologram Telos, a BD-3 podpiął się do stołu, aby umożliwić nam dokładniejszą nawigację i pracę z mapą.
Mogłem oczywiście pobrać nowe dane i z całą pewnością bym to zrobił, jednak obawiałem się, że mogłoby to potrwać co najmniej kilka godzin. Kosmos był ogromny, a mapy obszerne – sporo pilotów nanosiło na nich poprawki, zaznaczało nowe trasy. Czasem niektóre planety tworzyły na nowo korytarze nadprzestrzenne, a czasem niektóre sektory były zamykane dla zwykłych pilotów. Nowe mapy były więc bardzo przydatne, choć ja praktykowałem latanie utartymi szlakami przemytników. Choć niejednokrotnie były one bardzo niebezpieczne i prowadziły przez miejsca niedostępne dla dużych statków, przy odrobinie szczęścia i umiejętności, dało się pokonywać trasy z dala od wścibskich spojrzeń Czerki czy przestrzeni opanowanych przez piratów.
-Szukam tutejszego gubernatora - wyjaśniła. - Facet kilka lat temu wystąpił z Zakonu. Ale biorąc pod uwagę fakt, że rozkaz 66 wydano wczoraj, a na Jedi się poluje, na pewno się gdzieś zaszył w okolicy. A przynajmniej na to liczę - zasępiła się wyraźnie. Bo faktycznie, równie dobrze ten koleś mógł zniknąć. To było jak szukanie igły w stogu siana i to takiego, które płonęło. Normalnie pokręciłbym się po lądowisku i wypytał o tego gościa, ale teraz, gdy zaczynało pojawiać się coraz więcej kolesi ubranych w białe kombinezony, obawiałem się, że nie skończyłoby się to pomyślnie ani dla mnie ani dla Teemy ani tego statku.
BD-3 zagwizdał, przybliżając obraz.
-Nie, BD nie pobieraj całej nowej mapy. To zajmie zbyt dużo czasu. Skup się na tym, co może znajdować się pod powierzchnią planety. Wątpię, że gość ukrywa się w jakimś łatwo dostępnym miejscu. – mruknąłem z zastanowieniem, na co na mapie pojawiła się kolejna warstwa, wskazująca podziemne korytarze pod miastem prowadzące w różne kierunki. To mógł być całkiem niezły start. Po chwili, gdy tylko mapa przesunęła się poza obręby miasta, ukazała nam się stara świątynia Jedi, pod którą znajdowała się ogromna, pusta przestrzeń.
-Świetnie BD, a teraz przejdź na podczerwień w tym rejonie. Wiem, że masz słabe skanery, ale może coś zobaczymy. – przyznałem, wskazując palcem mapę. Już po chwili w jednym z korytarzy zamajaczył drobny, czerwony punkcik. A zaraz po nim zaczęły pojawiać się kolejne i kolejne.
-Wygląda na to, że coś tam jest. Nawet jeśli to nie gubernator, może to ludzie z jego otoczenia, którzy się ukryli? Skoro był kiedyś Jedi, może jego ludzie uznali świątynię za bezpieczne miejsce. – zaproponowałem, zaraz jednak odsuwając się, by dać Teemie całą mapę do dyspozycji.
Umierałem z głodu i musiałem w końcu coś zjeść, dlatego opadłem przy stole i póki jedzenie było gorące, zacząłem powoli kroić mięso i wypychać sobie nim usta. Zamruczałem z zadowoleniem, czując jak smak jedzenia przyjemnie łaskocze język i podniebienie, a łzy szczęścia niemalże wyciskają mi się z oczu. Matko jak ja za tym tęskniłem! W końcu jakieś normalne jedzenie!
-Fafuafystof? – spytałem z pełnymi ustami, dopiero po chwili przełykając i ocierając usta serwetką. Musiała mi to wybaczyć, że zachowywałem się jak dzikus, ale nie byłem w stanie dłużej się kontrolować.
-Jesteś pewna, że chcesz sobie coś wytatuować w tak parszywym miejscu? Dobrzy tatuażyści byli na Corusant. Tutaj, w najlepszym wypadku skończysz z jakimś maszkaronem, a w najgorszym z HIV – wzruszyłem lekko ramionami, zastanawiając się, czy w okolicy znajdował się jeszcze ktoś, kto mógł znać się na rzeczy. Jednak na tą chwilę nikt nie przychodził mi do głowy.
-Była taka jedna babka, wołali ją Grinte. Nie brała dużo, ale jej prace były dość toporne. Eikhar dał sobie wytatuować u niej ramię i do dzisiaj chodzi w długich rękawkach. Wstydzi się odsłaniać łapę i paradować z tym bohomazem. Nie wiem czy chcesz tak ryzykować. – zaśmiałem się, nalewając sobie wody do wysokiej szklanki i biorąc kilka łyków. Uważałem, że Teemie nie potrzebne było upiększanie się w żaden sposób. Jej naturalna uroda była przecież w zupełności wystarczająca i zjawiskowa.
Na pytanie odnośnie słów wypowiedzianych przez Itrenche trochę się zasępiłem. Nie wiedziałem, czy mogę powiedzieć jej całkowitą prawdę.
-Wiesz, Jedi nie byli i nie są tak szanowani, jak wam się wydawało. – przyznałem po chwili
-Wiele osób sądziło, że porywacie dzieci i robicie z nimi straszne rzeczy. Tak twierdzi Itrenche… bo jej dziecko też zabrali. – przyznałem cicho, po chwili decydując się na opowiedzenie jej tej historii. Choć dziewczyna prosiła mnie, żebym z nikim się nią nie dzielił, czułem że Teemie mogę zaufać. I jednocześnie chciałem by wiedziała, za co Itrenche może ją nienawidzić.
- Wiesz jak to jest, gdy jest się dziewczyną z małej planety, która trafia na Corusant pełna nadziei i dobrej wiary w ludzi. Jej rodzina się jej wyparła, bo zamiast pracować na roli, zamarzyła sobie coś więcej. Jest naprawdę świetna w tym co robi, ma niezwykły gust i talent. To ona zaprojektowała wnętrze tego statku. Ale zanim stała się tym kim jest, nie miała kompletnie nic. Łapała się każdej pracy, aż w końcu ktoś pojawił się na jej drodze. Podobno ją zauważył, pochwalił jej talent, wziął na praktyki. Gość naobiecywał jej niestworzonych rzeczy, a potem zrobił dzieciaka i uciekł. Z tego co mi mówiła, nie czuła do niego żalu bo rozumiała, że w świecie artystów tak się czasami dzieje. A dziecko było wszystkim, co jej po nim zostało… do czasu aż nie przyszedł rycerz Jedi, nie zbadał jej dziecka i oznajmił, że je zabiera. Powiedział, że dziecko czułe na moc, niewyszkolone będzie stanowić zagrożenie i mimo jej protestów, zabrał jej synka do świątyni. Nigdy więcej już go nie widziała. – przyznałem, przygryzając wargę.
-Wspomniała o świątyni na Corusant. Jak myślisz, po co tam poszła zaraz po masakrze? Miała nadzieję, że wśród ciał, nie zobaczy swojego dziecka… – dodałem po chwili, całkiem tracąc ochotę na dokończenie posiłku. Temat był trudny, a mi zawsze chciało się płakać, gdy słyszałem tą historię. Strasznie było mi żal tej dziewczyny i po części rozumiałem jej niechęć w stosunku do tych, którzy uprowadzili jej jedyne dziecko.
-Takich historii jest setki w Galaktyce.
Głos Teemy uderzył we mnie niczym strzała. Nadszedł nagle, z niewiadomego kierunku i rozbrzmiał w myślach z pełną intensywnością. Poczułem w nim drobiny Mocy, ciepłe, pełne troski i zmartwienia. Teema… gdziekolwiek teraz była, miałem nadzieję, że była bezpieczna
.
Nie wątpiłem, że da sobie radę – zdążyła mi już udowodnić swoją siłę i zaradność, jednak pojawiła się we mnie pewna obawa. Nie ukończyłem jej treningu, a to znaczyło mniej więcej tyle, że nie byłem w stanie przygotować ją na wszystko, co może ją spotkać. Galaktyka była pełna niebezpieczeństw i wyzwań, na które nie była jeszcze gotowa. I nawet jeśli Lasena zostanie u jej boku, obawiałem się, że nie była w stanie pokonać wszystkich przeciwności.
Teemo… jeśli mnie słyszysz, nie przejmuj się mną. Nie zaprzątaj sobie mną głowy. Pamiętaj jaki jest twój cel. Musisz przeżyć. To jest twój priorytet, nawet jeśli miałabyś porzucić ścieżkę Jedi. Żadne ideały nie są warte twojego życia. Spróbuj odnaleźć Dregę i przekonać by cię poprowadził, pomógł się ukryć. Jestem pewien, że dasz sobie radę. Niech moc będzie z tobą.
Nie byłem pewien, czy ta wiadomość sięgnie Teemy. Moc zawirowała wokół mnie, jednak była osłabiona. Mimo to miałem nadzieję, że choć część przekazu trafi do mojej padawanki i poprowadzi ją dalej. Niech Moc będzie z nią i niech zawsze je strzeże. Miałem tylko szczerą nadzieję, że ani Kossa ani Rhea nie byli w stanie wyczuć mojej próby skontaktowania się z padawanką. Obawiałem się, że przepływ Mocy był tak intensywny, by co bardziej wprawiony użytkownik był w stanie go zauważyć.
Z zamyślenia wyrwał mnie Kossa, który zbliżył się nagle. Skrzywiłem się lekko, gdy jego dłoń znalazła się na moich żebrach. Rwący ból ponownie rozniósł się po moim ciele, a płytki oddech jeszcze bardziej skrócił i stał się urywany. Nie dałem mu jednak tej satysfakcji i nie pozwoliłem jękowi bólu wyrwać się z gardła. Podświadomie czułem, że Kossa nie był osobą, która aprobowała „słabe” ofiary i okazywanie słabości tylko coraz bardziej prowokowało go do dalszych działań.
Byłby z niego dobry Sith, gdyby nie był tak rozczarowujący – Głos we mnie westchnął z niezadowoleniem
-Obawiam się, że cokolwiek się nie stanie, i tak uznasz, że cię denerwuję. – skwitowałem, na co Malak roześmiał się rzewnie, a Rhea posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. Ewidentnie nie podobało jej się to, że w ogóle nawiązuję jakikolwiek kontakt z chłopakiem – i nawet jeśli na początku być może ją to w jakiś sposób bawiło, teraz jej irytacja była aż nazbyt wyczuwalna w Mocy.
Zaraz jednak wyczułem coś zgoła innego – pod palcami Kossy zebrała się energia a jej wiązki spokojnie przeniknęły przez moją splamioną krwią szatę, skórę i dotarły do kości. Czułem jak Moc powoli łączy ze sobą pęknięte żebra, jak powoli scala je i przywraca do poprzedniego stanu. Nie sądziłem, że Ciemna Strona mogła leczyć – w Zakonie mówiono nam, że przyczynia się jedynie do zagłady i zniszczenia, nigdy do przywracania życia lub zasklepiania ran.
Z nitkami Mocy przyszło jednak coś jeszcze – Kossa zagłębił się we wspomnieniach, tym samym pociągając mnie ze sobą i ukazując obrazy, których wolałbym nigdy nie widzieć.
Niczym bierny obserwator patrzyłem jak Kossa obchodzi się ze swoją ofiarą i co gorsza – czułem emocje, które go przepełniały. Czułem wściekłość ale i satysfakcję płynącą z zadawania bólu, z pastwienia się nad swoją ofiarą niczym wygłodniały kocur zabawiający się szczurem zanim rozszarpie go na strzępy. Dziewczyna nie miała żadnych szans, już od początku wpadając w zastawione sidła. W pewnym momencie gdzieś w jej oczach zamigotała ulga i nadzieja, które Kossa tak potwornie wykorzystał i obrócił przeciwko niej. Zapewne gdyby miał więcej czasu, zmanipulowałby ją i przeciągnął na swoją stronę niczym wierną i oddaną podwładną, wdzięczną za ocalenie życia i za wyprowadzenie z błędu, w którym była utrzymywana przez całe swoje życie. I faktycznie dopiął swego – uzyskał informacje, których tak bardzo poszukiwał i których tak dogłębnie pragnął, jednocześnie dając upust swojej frustracji i bestialskiej sile. Czy brutalność sprawiała mu przyjemność? Jeśli chciał ją zabić, można było wykonać to o wiele czyściej, oszczędzając dziewczynie bólu i cierpienia. I on doskonale o tym wiedział.
Właśnie dlatego nie mógłby być moim uczniem. Informacje można było wyciągnąć prostą sztuczką umysłu. Po tylu torturach dziewczyna była osłabiona, nawet podrostek byłby w stanie sięgnąć do jej wspomnień i wyszarpać potrzebne informacje. A on wybrał inną drogę. Haniebną. Pozbawioną krzty honoru i godności. Czym innym jest ścieranie swoich wrogów na proch a czym innym katowanie bezbronnego dziecka.
Po chwili wspomnienie zniknęło, a ból w boku powoli ustawał. Zrośnięte kości wydawały się powrócić do swojego poprzedniego stanu, zupełnie tak, jak gdyby nigdy nie spotkały się z ciężką podeszwą buta Kossy. Dotyk Ciemnej Mocy pozostawił po sobie jednak rozgoryczenie, gniew i wściekłość na to, czego byłem świadkiem. Czułem jak wiązki Mocy między mną i Kossą falują niespokojnie, jakby prosząc o to by pochwycić je i zacisnąć wokół gardła chłopaka – tak by sam poczuł cierpienie, jakiego się dopuścił na tej biednej dziewczynie.
Odetchnąłem jednak, gdy w moje dłonie wpadł przedmiot połyskujący na niebiesko. Ostrożnie okręciłem go w palcach, rozpoznając w nim jeden z Holocronów z Archiwum Jedi. Prawdopodobnie mistrz zdołał wydostać go ze świątyni i spróbował ukryć, by nie wpadł w niepowołane ręce. Nie musiałem go otwierać, by być świadom, jakie informacje mógł zawierać.
-Caralho Targon był poszukiwaczem. – powiedziałem, myślami wracając do wspomnienia i wyłuskując z niego nazwisko mistrza Arani. Nie znałem go osobiście, jednak kojarzyłem je ze spisów dostępnych w Archiwum. Targon dobrze wykonywał swoją pracę i odkrył naprawdę sporą ilość dzieci wrażliwych na moc.
-Jeśli moje obawy są słuszne… jest tu lista dzieci wrażliwych na Moc... – powiedziałem z przejęciem, zastanawiając się, czy pytanie Kossy nie było bardziej retoryczne. Znów trudno było mi go wybadać – pokazanie mi Holocronu nie miało przecież żadnego sensu. Czy chciał wzbudzić moje zaniepokojenie?
Kossa przechylił głowę, uśmiechając się szeroko.
- No to chyba rozbiłem bank - oświadczył, nie kryjąc zadowolenia.
- Co prawda liczyłem na jakiś artefakt, niż na listę z imionami jakichś gówniaków, ale to też może być. Chociaż nie wiem kto miałby ich uczyć, więc w sumie ta lista jest już teraz bezużyteczna. Ja bym sobie nimi nawet łba nie zawracał - podsumował. Jeśli chciał wywołać zaniepokojenie – udało mu się naprawdę świetnie. W swojej naiwności nie założyłem, że nie znał zawartości przedmiotu, wręcz wydawało mi się to dziwne i niepokojące. Skoro tak bardzo zależało mu na pozyskaniu Holokronu, dlaczego go nie użył? Przedmiot powinien stanąć otworem dla każdego użytkownika Mocy. A skoro tak…
-W takim razie, skoro go nie potrzebujesz, mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe. – powiedziałem, koncentrując Moc wokół przedmiotu i zamierzając go zmiażdżyć tak, by stał się niezdolny do użytku.
Nie mogłem ryzykować, by tak ważne informacje trafiły w niepowołane ręce. Te dzieci były przyszłością Zakonu Jedi, ale jednocześnie dopóki ich nazwiska widniały na tej liście, znajdowały się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Po chwili Holocron zamigotał a następnie zapadł się w sobie, zmieniając w metalową, zgniecioną kulę.
Kossa nie wyglądał, jakby w ogóle się tym przejął – wciąż siedział wygodnie naprzeciwko mnie, wydając się niezwykle wyluzowany.
-Wciąż masz dobre serduszko, co? Nie martw się, masz szczęście że mam na to wyjebane. Ale ona nie – prychnął śmiechem, wyraźnie rozbawiony, gdy fala błyskawic przecięła przestrzeń między mną a Rheą, tym razem nie będąc już ostrzeżeniem.
Stęknąłem z bólu, gdy paląca fala elektryczności rozlała się po moim ciele, parząc skórę i wywołując niekontrolowane wstrząsy. Rhea zbliżyła się do mnie, po chwili mocą łapiąc mnie za gardło i podduszając.
-Jak śmiałeś?! – syknęła z wściekłością. Wiązka błyskawic wystrzeliwana z jej palców, lizała moją skórę, niosąc ze sobą coraz większy ból, jakby tysiące igieł i ostrzy wbijało się w każdą komórkę ciała.
- Uważaj, bo go zabijesz. Sama na mnie nawrzeszczałaś, że takie ciało ma dostać Malak, a sama co robisz? – głos Kossy przebił się przez fale bólu, a błyskawice faktycznie zelżały. W końcu uścisk z szyi zniknął, a ja bezwładny opadłem na chłodne podłoże, trzęsąc się z bólu i wycieńczenia.
-Ciebie też powinnam tak potraktować. Pozwoliłeś mu na to i jeszcze się z tego cieszysz?! Zaprzepaściłeś bezcenne informacje! Nie omieszkam wspomnieć o tym Darth Vaderowi! – syknęła kobieta.