Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

LadyFlower
Posty: 12
Rejestracja: sob kwie 06, 2024 6:59 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: LadyFlower »

Corinne Harrington


Mogłoby się wydawać, że Corinne jest w pełni skupiona na tym co się działo w centralnej części amfiteatru, ale tak naprawdę, uważnie obserwowała kątem oka Drakona oraz swoją przyjaciółkę. Nie podobała jej się ta znajomość. Dlatego też całkiem ucieszyła ją obecność Lavrence’a. Doskonale wiedziała, że chłopak również bardzo troszczył się o dziewczynę i dałaby sobie uciąć rękę, że jemu też ten cały Drakon nie przypadł do gustu. Kiedy Eli podniosła się i zaczęła zmierzać w stronę kulis, Corinne bez wahania postanowiła pójść za nią. Miała przeczucie, że może być potrzebna, a poza tym czuła, że nie powinna zostawiać przyjaciółki samej w takiej chwili. No i przy okazji mogła z nią zamienić kilka słów na osobności. Bez wścibskich oczu i uszu.
-Eli, poczekaj! Pójdę z tobą! – zawołała, gdy Elisabeth pognała między ławkami. Rzuciła jeszcze porozumiewawcze spojrzenie w kierunku Lav’a, a następnie zrównała się krokiem z białowłosą i ruszyły w stronę kulis. Po drodze Corinne rzuciła szybkie spojrzenie na rektora, który zdawał się być pochłonięty rozmową z jakimś profesorem. Mieli więc szansę przemknąć niezauważone.
Widziała jak jej złote oczy wypełnione były troską o brata. Ona możliwe, że też ciutkę się zmartwiła. Ale tylko troszkę!
Pokonały ostatni stopień, ale zanim zdążyły przekroczyć próg, prowadzący na tyły amfiteatru, Cori zgrabnie, ale delikatnie chwyciła Eli za łokieć, zmuszając ją przy tym to przystanięcia.
-Zaczekaj… - rzuciła i przysunęła się bliżej muru, tak aby żaden z profesorów nie zwrócił na nie większej uwagi.
-Posłuchaj mnie Eli… Przepraszam, że wtrąciłam się w tą rozmowę i za to, że poczułaś się… nieswojo – urwała na moment zastanawiając się przy tym jak dobrać kolejne słowa -Ten cały Drakon… Trochę o nim słyszałam. To babiarz, który podrywa laski, ląduje z nimi w łóżku dla zabawy, a potem porzuca. Nie chcę, żeby cię w jakikolwiek sposób skrzywdził.
Położyła dłonie na jej ramionach i uśmiechnęła się słabo.
-Wiem, że zawsze szukasz w ludziach ich najlepszych cech i to w tobie uwielbiam, ale… Po prostu proszę cię, żebyś na niego uważała, dobrze? – pogłaskała lekko kciukami jej ramiona, a następnie wyszczerzyła się szeroko i rozwichrzyła jej włosy.
-No dobra, a teraz chodź. Poszukamy tego twojego braciszka – wzięła dziewczynę pod ramię ruszyła dalej. Kiedy dotarły za kulisy, atmosfera zmieniła się natychmiast. Było tu znacznie ciemniej, a hałas dochodzący z widowni zdawał się stłumiony. Corinne rozejrzała się szukając jakichkolwiek śladów Chrisa. Czuła napięcie Eli, która co chwilę rzucała nerwowe spojrzenia w różne strony. Po chwili dostrzegły go, stojącego w niedużym tłumie, wyraźnie wstrząśniętego. Podeszły bliżej.
-Hej iskrzące paluszki – zwróciła się do brata Eli i spojrzeniem omiotła całe zbiorowisko. Na jej oko, wszyscy żyli. Nic czym można się było zbytnio przejąć.
-Wszystko gra? Przeżyli? – lekko szturchnęła chłopaka.

Stella Celestia Hayes


Stella siedziała obok Lavrence'a, starając się skupić na scenie, ale myśli nieustannie uciekały jej w stronę otaczających ją ludzi. Czuła napięcie w powietrzu, jakby coś miało się wydarzyć, coś, co zmieni dynamikę tego spotkania. Gdy Nicholas zbliżył się do niej, była zaskoczona jego obecnością i tonem, który od razu wyczuła jako prowokacyjny. Jego śmiałość była jak zawsze irytująca. Stella podniosła wzrok, spoglądając na niego z lekkim zdziwieniem, które szybko przeszło w pewien rodzaj obawy. Nicholas nigdy nie był kimś, komu mogła zaufać. Zarezerwowana? Czy ona wyglądała jak jakaś pani do towarzystwa? Zastanawiała się przez chwilę, co odpowiedzieć. Jej odruchową reakcją było uniesienie brwi, co wyrażało jej zdziwienie i dezaprobatę. Nie miała ochoty wdawać się w żadne gry z Nicholasem. Jej odpowiedzi względem niego były chłodne, budujące lodowy mur wokół jej osoby. Chciała nimi pokazać, że ta jego cała otoczka flirciarza jej wcale nie imponuje, ale chłopak nie odpuszczał. Jego bliskość była irytująca, a Stella czuła się jakby wpadła w pułapkę. Wiedziała, że musi zachować spokój i nie dać się sprowokować. Przeczesała włosy, starając się zyskać chwilę na zebranie myśli.
Pytanie dotyczące Tylera, nieco zbiło ją z tropu i najwyraźniej na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, które Nicholas nie omieszkał się skomentować. Skąd do licha wiedział o Tylerze?
Jego dotyk na policzku wywołał u niej dreszcz, ale nie z przyjemności, a z niechęci. Odsunęła się niemalże od razu. Jego zachowanie było dla niej jak zawsze nieznośne, a intencje wątpliwe. Patrzyła mu prosto w oczy, starając się pokazać, że nie jest łatwą ofiarą. Stella westchnęła i zerknęła w stronę Lavrence'a, który nadal rozmawiał z Drakonem. Wiedziała, że Nicholas nie odpuści tak łatwo, ale postanowiła odpowiedzieć mu z chłodnym spokojem.
-Nicholas, doceniam twoją troskę, ale poradzę sobie sama - odpowiedziała stanowczo, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że jego pomoc nie jest mile widziana.
Amazi
Posty: 38
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

CHRIS



Czas wokoło pierwszoklasity pędził, a on miał w rażenie jakby utknął gdzieś poza tym. Nie był w stanie nic powiedzieć, ani nic zrobić. Po prostu z narastajacym stale zniecierpliwieniem i frustracją obserwował poczynania innych. Oni w końcu coś tu robili, pomagali, mogli pomóc, mieli do tego wiedzę oraz zdolności. Dlatego Chris siedział na wyznaczonym mu wcześniej przez Demosa uboczu i po prostu wpatrywał się w bieg wydarzeń, jaki nadawali teraz medycy. Oczekiwał tych werdyktów, musiał usłyszeć, że nic im nie będzie, że szkody jakie im wyrządził będą odwracalne. Cały w napięciu śledził ruchy Octavia, który oglądał Megarę, wszystko wokoło przestało istnieć, nie zwracał uwagi na słowa czy przemieszczajace się osoby, wyczekiwał tego oświadczenia. Jednak kiedy nieopodal rozbłysła ściana niebieskich płomieni, aż cały podskoczył w drobnym przerażeniu. Serce zawaliło mu jeszcze mocniej, a on szeroko otwartymi złotymi oczyma próbował pojąć co się wydarzyło czym to zjawisko było, czy uszkodził jakąś instalacje swoim wyładowaniem? Dopiero kiedy pierwszy szok z niego zszedł zrozumiał, że płomień należał do jednego ze studentów i posłużył jako przeszkoda do zatrzymania uciekajacego srebrnowłosego nieszczęśnika, który był jedną z jego ofiar. Było mu ogromnie żal mężczyzny, jak wielką musiał mu krzywde uczynić, że ten był tak oszołomiony. Przygryzł dolną wargę, czy był w stanie wynagrodzić im te krzywdę? Na pewno się o to postara, jednak teraz wolał się nie wyhylać. Nie był po prostu w stanie, jego serce dalej galopowało, a oddech nie potrafił się wyrównać w sposób chaotyczny unosząc klatkę piersiową. Siedział i zaciskał drżące z nerwów dłonie patrząc jak Octavio rusza dalej, a do Meg podchodzi Sofronia. Czyli było źle, skoro potrzebne były zdolności uzdrowicielki. Poczuł się z tym okrpnie, przełknął nerwowo ślinę czując jak sucho ma w gardle od tych płytkich oddechów.
Ciało pierwszoklasisty zamarło w chwili kiedy ktoś do niego podszedł. Z początku lekko nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na Uriela i na to co ten robił. Mentalnie przygotowywał się na kolejne upomnienie od starszego studenta. Jakim więc szokiem wymalowała się jego twarz, kiedy zobaczył kubek z namalowanym potworem? A dźwięk jaki blondyn z siebie wydał był nieprawdopodobny. Chris patrzył zupełnie zszokowany próbami mężczyzny. Choć jego usta były uchylone nie potrafił nic z siebie wykrztusić. Nie miał pojęcia jak się zachować, dopiero dalsze słowa Uriela pomogły mu zebrać myśli. Odetchnął ciężko i zacisnął usta w wąską linię spoglądajac smutnymi oczami na opatrywana przez Sofronie Meg, następnie na kawę i syna Hermesa. Skinął do niego niemrawo głową.
- Wiem, ale i tak się stresuję... - odparł Urielowi i spojrzał na postawioną tackę. - Dzięki... i jasne, że przypilnuję... - skinął nieco pewniej i sięgnął po kawę z namalowanym potworem, jego ręka dalej drżała, jednak trzymajac w niej kubek musiał skupić się na uspokojeniu nerwów. Był wdzięczny Urielowi za te parę słów, dlatego obserwował jak ten opuszczał wystawy. Wziął pierwszy niepewny łyk i odetchnął głęboko z trudem przełymając przez nadal zaciśnięte gardło. Nie podnosił ani siebie z podłogi, ani postawionej obok tacki, był w takich nerwach, że wolał niczego nie wywalić, dlatego siedział i obserwował działania medyczki, wierząc, że tej uda się pomóc poszkodowanej w wypadku dwójce. Nie miał pojęcia czy dobrze robił popijajac otrzymaną kawę, potrzebował pozbyć się nadmiaru emocji i sił, a nie podładowyania baterii, jednak smak kawy choć w minimalnym stpniu pomagał mu się uspokoić.




ELI



Dziewczyna gnała na wystawy przejęta tym czego się dowiedziała o swoim bracie. Ogromnie ją to zmartwiło i chciała być blisko swojego bliźniaka. Przyjęła do wiadomości fakt, że Corinne ruszyła za nia, jednak była zbyt pochłonięta drogą, by coś na to odpowiedzieć. Dopiero kiedy jej towarzyszka chwyciła ja za ramię i zatrzymała zmuszajac tym samym do spojrzenia na siebie Eli skupiła na niej swą uwagę. Nieco zaskoczona wysłuchała słów dziewczyny, a napięcie jakie czuła w momencie zeszło, rozluźniła ramiona i popatrzyła spokojnie na koleżankę.
- Cori... nie musisz mnie przepraszać, na pewno miałaś powód... ja wiem, że czasem sie zapominam... - odparła z nieco speszonym jednak wdzięcznym uśmiechem. Słuchając ostrzeżenia dotyczącego Drakona przez chwilę przyglądała się czubkom swoich butów dopiero po dłuższej chwili podnosząc spojrzenie na twarz Cori.
- Wybacz, że cię zmartwiłam... - zaczęła i odgarnęła niesforny kosmyk ze swojej twarzy. - Fakt... wygląda na kobieciarza... ale nie musisz się martwić. Widziałaś przecież dziewczyny jakie ze mną siedziały panienka D albo Stella są śliczne. A skoro on usiadł zapoznać się ze mna nie szuka romansu... może chciał się pośmiać? Pożartować? - bardzo krótko sie nad tym zastanawiała. - Faceci nie interesują się takimi dziewczynami jak ja, zwłaszcza tacy jak on, nie masz o co się bać - zapewniła z łagodnym choć pewnym tego co móiła uśmiechem. - Po prostu miło mi się zrobiło. Zwykle to ja męczę innych swoją osobą, dlatego ucieszyłam się kiedy ktoś sam przyszedł mnie poznać i porozmawiać. - wyznała szczerze i zaczęła w dłoniach bawić się krawędzią swojej bluzki. - No i wiem, że jutro wcale nie przyjdzie, ale i tak miło było pogadać... - dodała, by dziewczyna była świadoma jej podejścia do tej niecodziennej znajomości. Choć jak miała w zwyczaju nadmiernie podekscytowała się nowym kolegą, który dodatkowo wyraził chęci zostania jej przyjacielem. Czyjaś inicjatywa wyjątkowo ją zaskoczyła, może właśnie dlatego wpadła w taką euforię na samą myśl o tym? Cóż nigdy nie potrafiła zbyt długo skupić się na jednym temacie, dlatego i teraz jej myśli pobiegły już dalej. W końću nie był to czas, na takie pierdoły, jej brat potrzebował pomocy, a przynajmniej ona była o tym przekonana. W końću jak miał poradzić sobie bez niej?
- Ale dziękuję Cori, możemy jeszcze później o tym porozmawiać, ale teraz chodźmy do Chrisa - uśmiechnęła sie do niej promiennie do dziewczyny, po czym ruszyły w dalszą drogę.
Na miejscu ledwie weszła, a już podeszła do pierwszej osoby z brzegu jaką okazała sie Tosia.
- Tosiu! Tosiu! Widziałaś gdzieś Chrisa? Podobno coś się staaa... O! - choć od razu zaczepiła znajomą sobie miłą duszyczkę, Corinne pociągnęła ją w odpowiednim kierunku i dzięki temu dojrzała siedzącego całkiem an uboczu brata. Jeszcze bardziej się zmartwiła. - Dziękuję! Ty to jesteś skuteczna! - zaśmiała się do Tosi, po czym poleciała za Corinne, a stojąc przy bracie przyjrzała mu się noeco uważniej, choć jej rozbiegane spojrzenie nigdy nie było w stanie skupić się na jednym punkcie. Chris spojrzał w ich stronę dość smutnymi oczami, jakby spadało na niego całe poczucie winy spowodowanym zajściem. Siedział niemrawo, choć było widać napięte w nerwach mięśnie. Nie potrafił nic powiedzieć do momentu kiedy Corine go szturchnęła, odskoczył jak najdalej jej dotyku mocno tym wystraszony.
- Uważajcie! - ostrzegł nadal przejęty, serce momentalnie mu zagalopowało. - Nie chce i was porazić... muszę się uspokoić... - wyznał zmartwiony jednak ich obecność zmotywowała go do wstania z podłogi. W nerwowym geście przestępywał z nogi na nogę, zrobił jeszcze łyk kawy.
- Sytuacja wygląda na opanowaną, chodź.... odejdziemy, pooddychasz spokojnie... - zaproponowała Eli, a jej brat nerwowo omiótł zgromadzonych. Nie mógł tu już nic zrobić, wolał się nie wtracać, by nie pogorszyć sytuacji, a Sofronia na pewno sobie poradzi, a mimo to nie potrafił zostawić tego zamieszania jakie wywołał. Dopiero po kolejnej namowie siostry sięgnął po tackę, którą zgodził się pilnować i zgodnie z zaleceniami siostry opuścił wystawy. Patrzenie na to nie pomagało w uspokojeniu nerwów, a musiał się opanować. Eli wychodząc spojrzała na Corinne, by upewnić się, że ta idzie z nimi, następnie przy wyjściu zachęciła spojrzeniem do tego samego Tosię. Nie miała pojęcia czy dziewczyna miała tu jakieś zadanie, ale dobrze wiedziała, że im więcej ich będzie i im głupsze tematy podejmą tym szybciej uda im się odciągnąć myśli Chrisa od wypadku jaki spowodował.




D


Za kulisami panował isnty rozgardiasz. Jedni biegali w panice poprawiając swoje stroje, inni recytowali wyuczone regułki bądź wyszukiwali nerwowo zapomnianych dialogów w swoich scenariuszach. Kolejni jeszcze spacerowali w nerwach modląc się do swoich boskich rodziców i patronów o pomyślność i powodzenie. D po prostu siedziała sobie na boku, była już gotowa, a więc skupiała się głównie na obserwacji otoczenia. Wirzyła w swoje umiejętności, a jeśli coś poszłoby nie tak i tak nie miała jak sie na to przygotować, najlepszą bronią aktora była improwizacja, w końcu widownia nie znała scenariusza, a więc czego by nie powiedziała czy nie zrobiła nikt nie będzie mieć szans by sie zorientować. Oczywiście jeśli zatrzyma się w ramach podjetego kanonu. Siedziała więc i ze smakiem popijała rozlewany przez jednego ze studentów napój. Przyjemnie grzało, a dzięki małym łyczkom nie odczuwała drapania w gardle, jakie dopadło jednego z aktorów. Co nieco rozbawiło D. Wzrok jej jednak skupił się na kimś innym, już wcześniej widziała siadającą na uboczu dziewczynę, ta pochłonięta była rozmową przez telefon, a mimika jej jasno dawała do zrozumienia, że ów rozmowa nie należała do zbyt przyjemnych. Dlatego kiedy dziewczyna odłożyła swoje urządzenie do komunikacji i biła się ze swoimi myślami D podniosła się ze swojego siedziska i powolnym krokiem podeszła do rozlewajacego napitek studenta po drugi kubek, co chłopak jedynie skomentował szerokim rozbawionym uśmiechem, jednak otrzymała swoje zamówienie, z którym podeszła do zmartwionej aktorki.
- Nie wiesz, że jedną z głównych zasad jest nie odbieranie telefonów przed występami? Zwłaszcza tych od marudnych rodzin? - rzuciła dość luźno z sympatycznym uśmiechem podając dziewczynie kubek z napitkiem, podczas czego sama zrobiła łyk ze swojego kubeczka.
Adelai
Posty: 29
Rejestracja: wt maja 25, 2021 2:24 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Adelai »

DRAKON


Świetnie się bawił. Helena jak zwykle spisała się na medal wybierając ich dzisiejszą zabawę, która trwała dalej mimo odejścia głównego obiektu tego przedsięwzięcia. Drakon poświęcił nieco swojej uwagi Lavrence'owi, nie znał chłopaka, a więc musiał znaleźć tematy, które najbardziej drażniły albinosa, te któe zjeżą mu włos na karku, które oburzą, a jakie zdenerwują, a co nawet go nie zainteresuje. Szukał czułych punktów, dlatego zmusił się do wypowiedzenia tak licznych słów w stronę pierwszaka, nie często zmuszał się do takiej gadatliwości. Jednak musiał poskakać po licznych tematach, by wyłapać te najistotniejsze. Miało to ważny wpływ na jego dalsze zabawy. Choć obszerność dyskusji na pewno zostanie zminimalizowana.
Z dość kamienną twarzą Drakon wysłuchiwał odpowiedzi bojowego kogucika. Starał się wyłapywać kwestii, które pojawiały się najczęściej. Te, które musiały ugodzić chłopaczka, na tyle, że drążył i drążył dany temat. Kwestia obgadywania Eli spłynęła po nim dość prosto, temat więc uznał za zupełnie nieprzydatny, jego wiara w słuszności swej obrony koleżanki była zbyt silna, by mógł ją zachwiać. Jednak coś innego przykuło uwagę Drakona. temat "przyjaźni". Jak wiele razy przewinął się w odpowiedziach chłopaka. Aż w parszywym uśmiechu przyjrzał się rozmówcy, gdy ten oferował mu swoją kandydaturę na nowego przyjaciela. No proszę może tu był pies pogrzebany? W sumie i jego zastanawiał fakt, że dziewczyna tak chętna była do nabycia kogoś o mianie "przyjaciela" skoro miała wokół tyle osób. Ten tu kogucik też podkreślał, że był kimś dla niej bliskim, a wiec może to go tak ruszyło? Że dziewczyna nie zauważała tego co wokół siebie miała? Ta mała była zakręcona jak denko od słoika, więc pewnie bez bezpośredniej rozmowy nie kojarzyła wielu oczywistych dla innych faktów.
Utrzymująca się bojowa postawa Lavrence'a jasno dała do zrozumienia, że dał się sprowokować, to jak wylewny był w swych wypowiedziach dostarczając Drakonowi mase informacji. Choć sam ciemnowłosy nie należał do najcierpliwszych poznał już smak sukcesu idący z czystej przemocy, a pastwienia się nad ofiarą. Tego nauczyła go lena, słuchania i czekania na odpowiedniejszy moment, wybornej uczcty z przeciągnięcia zabawy taki obrót spraw zdecydowanie przynosił więcej satysfakcji, choć wymagał większego nakładu zaangażowania, którego często brakowało Drakonowi, zwłaszcza kiedy musiał wytrzymać, wysłuchując nastroszonych chłopaczków powstrzymując w sobie chęć od strzelenia ich w tradycyjny sposób w pysk. Nie pozwalało niestety na to miejsce w jakim się znajdowali... A cwaniacki uśmieszek Lavrence'a zadziałał niczym płachta na byka. Znów próbował podkreślić, że był dla Eli kimś istotniejszym. Czy naprawdę był nią zainteresowany? Kto wie. Ciężko było to wyczuć. Na pewno fakt, że dziewczyna miałaby spędzić kilka romantycznych chwil z innym facetem rozdrażnił albinosa, na tyle, że używał swojego zainteresowania nią jako argumentu do dania jej spokoju. Drakon nie był w stanie zweryfikować ile czasu ze sobą spędzali i ile rozmawiali, jednak jeśli było zgodnie z tym co chłopaczek mu opowiadał tym bardziej musiał go ugodzić fakt, że tak ochoczo przystała na znajomość z nowopoznanym. Co więcej na przyjaźń! Której jak widać nie dostrzegała w relacji z albinosem. Czy wynikałoby to z ignorancji dziewczyny? Choć Drakon jej nie znał kompletnie mu to do niej nie pasowało, postawiłby raczej na jej roztargnienie. Ta pewnie potrzebowała deklaracji drukowanymi literami przez megafon, by je zrozumieć i by te przebiły się przez jej roztrzepane myśli. Tu Drakon miał spore szanse, jego bezpośredniość dość szybko dobijała się do Eli. A świadomość tego poszerzyła jedynie parszywy uśmiech mężczyzny, kiedy ten wysłuchiwał kolejnych pyskatych odpowiedzi Lavrence'a. Jednak satysfakcję przyniosło mu powtarzane przez niego słowo "dymadełko". Jak widać mocno obruszyło chłopaka. Czyli skutecznie spełniło swoją funkcję, gdyż ten aż sie zapowietrzył i dość konkretnie rozwinął kolejne poruszone tematy. Choć ten o D okazał się nietrafionym, kompletnie nie ruszającym kogucika w sposób jaki syn Eris oczekiwał. Mógł więc śmiało wyrzucić ten motyw z dalszych zaczepek.
Kątem oka mężczyzna zarejestrował to jak Nicholas dosiadł się do Stelli. Uśmiechnął się jadowicie pod nosem, jak on lubił tego gościa. Nawet nic nie musiał mówić, a ten już robił to co trzeba. Jeśli kogucik tak obruszył się o określenie dziewczyny "dymadełkiem", tym bardziej powinien zainteresować się kolejnym zagrożeniem w okolicy jego "przyjaciółek". Co jak co, ale ten gość był idealnym druhem do takich akcji. Choćby to jak przypomniał mu o akcji z wynoszeniem wyrka. No tak, mina dzieciaka jakiemu zabierali łóżko była po prostu zajebista. Dla takich sytuacji Drakon po prostu lubił być dupkiem.
Uwagę od Nicholasa i Stelli na nowo ściągnął Lavrence, a raczej jego dziwaczne zachowanie. Taka zmiana nie była naturalna, a więc coś musiało ją wywołać. Ciemnowłosy zmarszczył lekko brwi przysłuchując się bzdurom jakie zaczął pierwszak wygadywać. Czyżby połapał się w jego intencjach i postanowił teraz powyciągać jakieś informacje z niego? Nie... to nie było nic błyskotliwego... Na pewno nie, nie przy takim zachowaniu.
Mężczyzna wpatrywał się w twarz kogucika i wtedy coś zaczęło mu przeszkadzać, czemu widział coś różowego co przesłaniało mu Lavrence'a? Skupił nieco lepiej swoje spojrzenie, po czym jeszcze mocniej zmarszczył brwi, czy coś wpadło mu w grzywkę? W odruchu przeczesał włosy, a wtedy łatwo się zorientował, że ostry róż nie był dodatkiem między kosmykami, a ich integralną częścią. Czarne jak smoła oczy ostrzej popatrzyły na swojego rozmówce. Uniósł dłoń i wyrwał jeden z kosmyków ze swojej głowy, by lepiej mu się przyjrzeć. Obrócił czarno-różowy włos w palcach i prychnął z rozbawieniem i zaciśniętymi w wąską linię ustami, następnie wziął wyraźnie głębszy oddech, którym napełniła się jego pierś. Już wcześniej zauważył to jak kogucik mu się przygląda, jak lustruję jego ciało spojrzeniem, jak obawia się nie jego słów, a postury jaką prezentował. Czyżby więc, by dodać sobie otuchy postanowił złagodzić niebezpieczny wygląd Drakona? Ciekawa próba... to było trzeba przyznać... Jednak nieakceptowalna.
- Wyjaśnij mi jedno - odezwał się po raz pierwszy po dłuższym czasie milczenia i wypuścił włos z pomiędzy palców . - Jesteś jakimś jebanym masochistą? Bo niechciałbym sprawić ci choćby namiastki przyjemności w tej chwili...- jego ton był niezwykle oschły, a dłoń po wypuszczeniu włosa przeniosła się na kark albinosa, za który dość mocno złapał szarpiąc za białe włosy, by dobrze ustawić sobie buźkę pierwszaka. Druga dłoń błyskawicznie zacisnęła się w pięść gotowa do wymierzenia celnego i mocnego uderzenia. Niewiarygodnym był fakt, że albinos uznał, że przeżyje taki żart.




HELENA



Historyjka o łóżku nawet na twarzy Heleny wywołała nikły uśmiech. Cóż nie zawsze lubiła czystą przemoc jaką pałał się jej brat bądź Nicholas, jednak trzeba było przyznać, że to właśnie niegrzeczni chłopcy pociągali bardziej od tych uczynnych piesków. Choć nadal atakowanie kogoś, kto nie ma absolutnie żadnych szans nie było dla kobiety niczym imponującym. Zwykłym pastwieniem, które nie warte było jej uwagi. Bo co miałoby być w tym interesującego?
Uważniej przyjrzała się Eli kiedy ta zachwyciła się nią i Nicholasem, a mężczyzna nieomieszkał tego podkreślić. Kącik jej ust uniósł się w nikłym lecz sugestywnym uśmiechu, kiedy jeden z jej kosmyków został złapany przez mężczyznę, zmierzyła go kątem oka. Lubiła patrzeć na ten jego uśmieszek, było w tym coś co zdecydowanie działało na jego korzyść.
- Bo ze mną nie da się inaczej wyglądać Słońce... - mruknęła z figlarnym uśmieszkiem, pozwoliła mu bawić się swym kosmykiem. A kiedy Nicholas postanowił się przesiąść jedynie odprowadziła go spojrzeniem na nowe miejsce, kącik jej ust uniósł się ledwie zauważalnie. No proszę, panowie postanowili jej dziś zafundować bunusowe rozrywki. Założyła nogę na nogę i leniwie bujając stopą obserwowała spektakl. Jednak nie ten na scenie, a w rzędzie niżej.
Odejście Eli i Corinne choć zwiastowało upadek zabawy okazało się jedynie wstępem do kolejnego aktu. Sporym zaskoczeniem był fakt, że Lavrence zdecydował się sam zagadać Drakona. Ten chłopak zaskakiwał bardziej niż Lena się spodziewała, nic dziwnego, że D zainteresowała się właśnie nim, może sama powinna? Zaśmiała się w duchu, delekatując tym co panowie jej serwowali.
Dumna była ze swojego brata, coraz lepiej sobie radził, choć wiedziała, że rozmowy nie przychodziły mu zbyt lekko, że pewnie gdyby znaleźli się w innej scenerii przemówiłyby raczej pięści, a nie usta... Okoliczności dały im jednak zaskakujaco ciekawy scenariusz, który Lena pragnęła poznać w każdym szczególe. Nie ruszała się ze swojego miejsca, udawała mało zainteresowaną po prostu co jakiś czas spoglądając na rozmawiające niżej osoby. A tak naprawdę wyłapywała wiele z ich reakcji, spięcia, drgnięcia, pauzy i głębsze wdechy, mowa ciała była niezwykle istotna. Czasem słowa były puste, a to właśnie mimika i ciało zdradzało prawdziwy sens i intencje.
A tu dało się dostrzec bardzo wiele w tak krótkim czasie.
Niestety jednej rzeczy wolałaby nie zauważyć. Fryzura jej brata, była czymś co mocno zaskoczyło. W pierwszej chwili zamrugała zaskoczona śmiałością Lavrence'a. niebywałym było, że ktoś świadomie mógł zrobić coś podobnego? Czy był samobójcą? A może chciał udowodnić coś swojej koleżance? Helena rozejrzała się szybko dookoła, nie widziała nigdzie Eli, więc jaki sens miałby taki atak? Tak jawna prowokacja? Była zbyt ciekawa, dlatego zajrzała w umysł pierwszoklasisty szybko dowiadując się, że było to nic innego jak wypadek. Sama nie wiedziała czy się roześmiać? Czy może jednak żałować chłopaczka? Wiedziała jednak jaka będzie reakcja Drakona, jej brat miał bardzo ograniczone pokłady cierpliwości.
Przesiadła się więc dyskretnie za Lavrence'a, a widząc, że Drakon zauważył te subtelną zmianę w swojej stylizacji uzyskała potwierdzenie swoich przypuszczeń. Aura wokół brata błyskawicznie zmieniła swoją barwę.
Kiedy kark albinosa został szarpnięty kobieta natychmiast pochyliła się do przodu i objęła ramionami Lavrence'a opierając brodę o czubek jego głowy.
- Braciszku... chyba nie chcesz uszkodzić fryzjera o takim potencjale - powiedziała z uroczym, a jednocześnie pełnym kpiny uśmieszkiem do swojego krewniaka.
- Połamany nos na jego talent nie wpłynie - odparł Drakon szykując pięść, kobieta wtedy podniosła jedną z dłoni kiwając przecząco wskazującym palcem.
- Wpłynie to jednak na mój komfort wizyt u niego - odparła unosząc lekko jedna brew. - Nie ma co karać tej uroczej buźki przez zwykły brak kontroli. Lavrence w końcu nie chciał, prawda? - stwierdziła i mruknęła spoglądając w dół na albinosa i opuszkiem palca odgarnęła jeden z kosmyków z jego twarzy. Po tym spojrzeniem wróciła do swojego brata, który opuścił dłoń i zwolnił chwyt na karku albinosa. Chciał zrobić to szybko nim ktokolwiek by zdążył zareagować, a przeszkadzajaca mu w tym siostra skutecznie zmusiła go do odstąpienia od ataku. Choć nie ostudziło to nerwów Drakona.
- Nicholasie? - Lena zwróciła twarz ku mężczyźnie i poczekała, aż ten zwróci na nią swoją uwagę. - Mogłabym poprosić cię, byś poszedł z chłopakami poza trybuny? Gdzieś na bok, by dopilnować, by Lavrence cofnął efekt swojego psikusa, a Drakon go po tym nie zabił? - zapytała ze spokojem i łagodnym uśmiechem gdyby pytała o godzinę. Doskonale wiedziała, że trzeba załatwić to spokojnie. Nadmierne ściąganie na nich uwagi jedynie bardziej zdenerwuje Drakona, a przez to nawet obecność rektora i całej śmietanki grona pedagogicznego może nie być dla niego wystarczającym hamulcem. Najlepiej, by opuścili to miejsce, zdala od spojrzeń postronnych i pozbyli się problemu.
- Bez obaw dotrzymam towarzystwa Stelli pod waszą nieobecność - zapewniła podnosząc się i zabierając ramiona od albinosa, pozostawiła jedynie dłonie na jego barkach, by w razie czego zdążyć zareagować. Widać było, że Drakonowi bardzo było to w niesmak i lepiej było nie wnikać co ten teraz miał w głowie. Przeczesał w zirytowanym geście swoje włosy. Jego czarne jak węgle oczy chciały wręcz przewiecić albinosa na wylot. Dobrze wiedziała, że sam fakt różowych włosów był niczym dla jej brata. Mógłby mieć nawet całą czuprynę machniętą na rażący róż i chodziłby tak bez cienia wstydu. A nawet dumnie wypatrując w tym powodu do zaczepek i kolejnych starć. Jednak fakt, że nie zrobił tego sam, a był to numer wycięty mu przez kogoś nadawał sytuacji innego wydźwięku, jeszcze w dodatku pierwszaka. W końcu nie pozwoliłby sobie na odpuszczenie takiej osobie. Musiałby dać zapewne bolesną nauczkę chłopakowi.
- Lepiej byś nie próbował zwiać - warknął Drakon po prostu wstając i ruszając ku wyjściu z trybun. Rodzeństwo nie miało pojęcia jak Lavrence radzi sobie ze swoją zdolnością, ale to co zauważyła Lena dawało jasne przesłanki, że może mieć problem z odwróceniem tego procesu. A ewentualne próby lepiej, by miały miejsce poza wzrokiem postronnych gapiów, którzy jedynie dodatkowo rozdrażnią Drakona. Choć sama Lena bardzo chętnie ujrzałaby go we włosach zielono-koperkowych w paski techno, tak zostawi to sobie na bardziej kameralne sytuacje.
Kalsi
Posty: 5
Rejestracja: pn cze 10, 2024 7:15 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Kalsi »

Nicholas Weston


Nicholas uśmiechnął się szeroko, widząc wyraźne zmieszanie i irytację Stelli. Właśnie to sprawiało mu największą frajdę – wyprowadzanie ludzi z równowagi. Był przyzwyczajony do bycia w centrum uwagi i lubił wywoływać emocje, nawet jeśli były to negatywne reakcje. Jej chłodne odpowiedzi tylko podsycały jego zainteresowanie, a jej lodowy ton nie zrobił na nim większego wrażenia. Wręcz przeciwnie, widział to jako wyzwanie. „Poradzę sobie sama” – pomimo wypowiedzianych przez dziewczynę słów, wyczuwał w nich mimo wszystko jakąś krztę zawahania. Oblizał usta i wyciągnął wygodniej nogi przed siebie.
-Oh, naprawdę? Poradzisz sobie sama? - powiedział z udawanym zdziwieniem. - Twarda z ciebie dziewczyna, ptaszynko. Ale czy nie byłoby łatwiej, gdybyś miała kogoś, kto by cię wsparł?
Po raz kolejny uderzył słowem ofiarowania pomocy. Może w jakiś sposób ją zmiękczy? Może jednak podda się i w przyszłości będzie miał u niej do odebrania dług wdzięczności? Widział jej spojrzenie pełne dezaprobaty, tak jakby jego sugestie były wręcz absurdalne. Jej wzrok przeszywał go wręcz na wskroś, ale mimo to, nie zamierzał się poddać.
-Nie potrzebuję twojego wsparcia. Mam swoje sposoby na radzenie sobie z takimi problemami. Poza tym… Nie wierzę, że to byłaby bezinteresowna pomoc z twojej strony. Różne plotki krążą na twój temat, Nicholas – powiedziała, a po plecach Nicholasa przeszedł jakiś dziwny dreszcz ekscytacji. Oh? Ludzie o nim gadają? To bardzo interesujące…
-Ah tak? Więc powiedz mi, ptaszynko, co takiego o mnie mówią? – zapytał zaciekawiony, uważnie przyglądając się jej jasnej, rozświetlonej w słońcu skórze. Widział, że chwilę musiała się zastanowić nad tym, co odpowiedzieć.
-Mówią, że jesteś manipulatorem. Że zawsze dostajesz to czego chcesz, głównie przez miłe słówka i łóżko – uniósł brew rozbawiony, chłonąc z zaintrygowaniem każde wypowiedziane przez nią słowo -Do tego lubisz bawić się ludźmi. Traktujesz ich jak pionki w swojej grze.
-Naprawdę? Ludzie najwyraźniej mają talent do przesadzania. Ale czy ty, Stello, wierzysz w te plotki? – zapytał z kpiącym uśmiechem, specjalnie podkreślając wagę jej imienia.
-Wierzę w to, co widzę na własne oczy. A to, co widzę w tej chwili, nie przekonuje mnie do tego, że twoje intencje, są czyste. Dlatego też nie mam zamiaru grać według twoich zasad. Właściwie nie zamierzam grać w ogóle – co by nie mówił, to był naprawdę pod wrażeniem jej asertywności. Owszem, czasami zdarzały się kobiety, które od razu nie leciały na jego urok. Jednak zazwyczaj jego taktyka w końcu się sprawdzała. Kilka czułych słówek, brania je pod włos i już miał je w garści. Stella była ciekawym wyzwaniem.
Już miał jej coś odpowiedzieć, ale po chwili usłyszał głos Heleny.
-Tak, moja piękna? - odchylił się w jej stronę i dopiero teraz, spostrzegł to coś na głowie Drakona. Ledwo udało mu się stłumić parsknięcie śmiechem. Nie miał pojęcia jak to się stało, ani dlaczego, ale wyglądał jakby Różowa Pantera zesrała mu się na łeb. Czy to sprawka tego Lavrence’a? Gość chyba chciał zbyt szybko spotkać się ze swoim stwórcą. Zamruczał niczym kot i zwilżył wargi językiem.
-Niech będzie. Ale oby czekała na mnie jakaś nagroda za to poświęcenie – jego zęby wyszczerzyły się w szerokim uśmiechu. Dźwignął się na nogi.
-Drogie panie, opuszczam wasze towarzystwo tylko na chwilkę. Nie tęsknijcie zbyt mocno – puścił zarówno do Leny jak i do Stelli oczko, po czym ruszył zaraz za Drakonem i jego potencjalną ofiarą za trybuny.
-Ej Drakon – zwrócił się do niego z lekka rozbawiony -Może zagadać Octavia czy nie ma jakieś wolnej roli w tym swoim teatrzyku? Jestem pewien, że z takim fryzem prześcignąłbyś wszystkich kandydatów.
Prowokował go? Być może. Czy Drakon odegra się na nim za te jego przytyki przy najbliższym sparingu? Na milion procent. Czy go to bawiło? Jeszcze jak!
Później podszedł do Lava, który zdawał się być blady jak ściana, i objął go ramieniem.
-Słuchaj no białogłowy… - zaczął lekko klepiąc go po piersi.
-Dostałem bardzo ważne zadanie, dlatego jak będziesz próbował to odkręcić to nie zwal tego jeszcze bardziej, co? Chyba nie chcesz, aby mój kumpel tutaj… – wskazał podbródkiem na Drakona -… połamał ci ręce. Albo nos. Albo cokolwiek innego. Poza tym potrzebuję, żeby znów wyglądał w miarę groźnie, aby postraszyć pewnego chujka. A z takim wyglądem jaki mu zafundowałeś to ludzie będą raczej szczać ze śmiechu, niż ze strachu, kumasz?
LadyFlower
Posty: 12
Rejestracja: sob kwie 06, 2024 6:59 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: LadyFlower »

Corinne Harrington


Cori uniosła momentalnie ręce do góry, jakby właśnie została za coś skarcona. Łał… Nigdy nie widziała go aż tak poddenerwowanego i zmartwionego. Naprawdę musiał się nieźle wystraszyć tym całym zajściem. Widziała, że Eli próbowała go uspokoić. I z tym się z nią zgodziła. Chris potrzebował teraz przede wszystkim spokoju i otoczenia, które pozwoli mu na odreagowanie, dlatego też kiedy Eli zaproponowała, żeby wyszli na zewnątrz, Corinne skinęła głową i podążyła za nimi, z dala od tego całego zamieszania.
Odeszli kawałek dalej. Corinne przyglądała się całej sytuacji, zastanawiając się czy w jakiś sposób może pomóc. I czy ta jej pomoc nie przyniosłaby więcej szkody, niż pożytku. Dlatego też przez krótką chwilę po prostu trwali w milczeniu. Corinne, oprócz tego, że martwiła się o Chrisa (ale naprawdę tylko troszkę!), to jej myśli również przysłaniała inna sprawa. Swój wzrok przez chwilę skupiła na Eli. Cały czas w głowie miała wypowiedziane przez nią słowa sprzed kilku chwil. Martwiła ją ta jej niepewność. Nie sądziła, że dziewczyna ma o sobie, aż tak niskie mniemanie. Przecież doskonale wiedziała, że dużo osób chętnie z nią rozmawia i spędza z nią czas. Choćby Lavrence, czy nawet ona sama. A może to ludzie pokroju Dhalii, Sary i Wendy sprawiły, że białowłosa tak się czuła. Może coś jej nagadały i obniżyły tą jej pewność siebie. Już ona sobie z nimi porozmawia. Wiedziała jednak, że teraz nie jest czas na takie rozmowy. Później, jak wyciągnie dziewczynę do swojego dormitorium postara się poruszyć ten delikatny temat, a w międzyczasie… Jej brat teraz potrzebował wsparcia.
-Słuchaj Chris… Jestem pewna, że nic im nie będzie. To był wypadek. Każdemu z nas mogło się to przytrafić. Poza tym, pamiętaj, że jesteś na pierwszym roku i nadal uczysz się kontrolować swoje zdolności. Myślę, że takie sytuacje zdarzają się tu na porządku dziennym. Nie możesz tak przesadnie o tym myśleć, bo się wykończysz - powiedziała i poprawiła sobie nieco kołnierzyk koszuli, którą wcześniej dostała od Eli.
-A w sumie jak już tu jesteśmy to chciałam z tobą o czymś pogadać. W ten weekend zabieram cię na przejażdżkę, o której rozmawialiśmy wcześniej. I nie mów mi, że nagle rezygnujesz, bo cię strach obleciał czy coś w tym stylu, bo nie przyjmuję tego do wiadomości. Już wszystko pozałatwiałam. Przejedziemy się do San Francisco – uśmiechnęła się szeroko. Już od dawna planowała go zabrać na wycieczkę jej ukochanym motorem. Zresztą obiecał jej, że jeżeli to wszystko wypali, to chętnie się z nią wybierze w podróż. A teraz nadarzyła się idealna okazja. San Francisco było kiedyś jej domem. Może nawet zadzwoni do Gibbsa i Larry’ego, aby odnowić stare znajomości?
Uśmiechnęła się lekko w jego stronę, starając się w jakiś sposób odciągnąć jego myśli od wcześniejszych wydarzeń.
-Tylko wiesz, to ponad 200 mil stąd, więc możliwe, że będziemy musieli tam zostać na noc. Dasz radę zostawić swoją siostrę na tak długo? – zaśmiała się zerkając na Eli. Miała tylko nadzieję, że pod ich nieobecność, przyjaciółka nie wpakuje się w żadne kłopoty. Myśl o tym całym Drakonie, cały czas sprawiała, że coś się w niej gotowało.
-Ah no i właśnie! Pewnie nie słyszałeś o tym, ale do Eli przyczepił się jakiś nowy… znajomy. Mi osobiście nie przypadł do gustu, troszkę się posprzeczaliśmy i… ja wiem, wiem, mam niewyparzony język i mocny temperament, i może powiedziałam mu co nieco za dużo, ale on też nie pozostał mi dłużny, bo prawie mnie rozebrał przed większością studentów, ale na szczęście, twoja najukochańsza siostra – objęła Eli ramieniem -Pożyczyła mi swoją koszulę, abym nie świeciła gołym dekoltem. Eli, jeszcze raz za to dziękuję. Jesteś wspaniałą przyjaciółką!
Naprawdę miała nadzieję, że i tym odwróci uwagę Chrisa, który skupi się na nowym zagrożeniu, czyhającym na jego siostrę. No i przy okazji chciała też trochę dowartościować tą uroczą, słodką istotkę. Bo co jak co, ale taką przyjaciółkę jak ona to ze świecą szukać. Niektórzy to powinni się w kolejce ustawiać, aby tylko obdarzyła ich tym swoim promiennym uśmiechem.

Stella Celestia Hayes


Stella była naprawdę dumna z siebie i z tego, jak bardzo starała się przygasić Nicholasa. Jasne, chłopak był czarujący. Nie mogła temu zaprzeczyć. Pewnie dużo dziewczyn się za nim uganiało, aby tylko na nie spojrzał. Ona jednak widziała w nim jedynie zagrożenie i kłopoty. Coś czego powinna się wystrzegać. Tak jak wcześniej wspomniała. Nie zamierzała grać w jego grę. Nie zamierzała być pionkiem na jego szachownicy.
Przeniosła wzrok na tamtą trójkę siedzącą kilkanaście centymetrów od niej. Lekko zmarszczyła czoło widząc, że chyba w wyglądzie Drakona coś się zmieniło. Jego włosy nie były już czerwone, a różowe, co dodawało mu nieco zabawnego akcentu. Faktycznie poprzednia jego wersja była o wiele bardziej przerażająca, niż obecna. Chwilę jej zajęło pojęcie, co się właściwie stało. To musiała być sprawka Lavrence’a. Tak, jak wcześniej zajął się usunięciem plam z czerwonej farby z jej fotografii, tak teraz jego moc obrała sobie za cel włosy swojego rozmówcy. Zastanawiała się, czy chłopak zrobił to świadomie czy też nieumyślnie.
Nie podobało jej się to wszystko. Nie podobało jej się, jak Drakon patrzył na Lav’a, jak całą trójką, wraz z Nicholasem opuścili trybuny i do czego to właściwie wszystko miało prowadzić. Próbowała w jakiś sposób złapać kontakt wzrokowy z białowłosym. Próbowała wychwycić jakikolwiek komunikat wołający o pomoc. Nie wiedziała jednak jak mogłaby mu pomóc. Dziwne poczucie strachu, zupełnie ją sparaliżowało, żeby zrobić cokolwiek. Żeby chociaż się podnieść i pójść za nimi. Wiedziała, że była mu to winna po tym, co on dla niej zrobił. Jednak nie potrafiła.
Kiedy zniknęli jej z pola widzenia, mocno zacisnęła dłonie na ławce, aż jej kłykcie zupełnie pobladły. Na pewno jeśli cokolwiek mu się stanie, nie omieszka o tym zajściu zawiadomić rektora. Zerknęła na tą całą Helenę, która niczym zwinny kot, przesiadła się na miejsce obok niej.
-Ah ci chłopcy. Musisz im wybaczyć, nie zawsze wiedzą jak odpowiednio się odezwać zwłaszcza do kobiety. A widać, że Nicholas chętny jest ci pomóc z dość rozgłośnionym problemem... - zaczęła spokojnie Lena spoglądając kątem oka na wspomnianego Tylera -No chyba, że odmawiasz ich pomocy, bo tę już uzyskałaś? Nie dało się nie zauważyć twojej rozmowy z Księciem Podziemia. Twoja asertywna postawa daje do myślenia, że zgodził się ci pomóc... co jest sporym zaskoczeniem... ale dobrze... wiesz chyba wszyscy martwimy się o tego biedaka.... tak marnujący potencjał... - widać, że bardzo swobodnie lawirowała po tematach, a jej ton nie za wiele zdradzał, po prostu toczyła spokojną pogawędkę przyglądając się scenie przed nimi. Wyprostowała się momentalnie na wspomnienie o Al'u. Nie wiedziała dlaczego, ale jej wypowiedź jakoś ją zirytowała.
-To, o czym rozmawiałam z Al'em to naprawdę nie jest twoja sprawa. Ani niczyja inna - powiedziała zakładając ręce na piersi. Szczerze mówiąc, nie sądziła, że będzie musiała pokazywać tą mniej przyjemną część siebie. Zazwyczaj starała się być miła, ale doskonale też wiedziała, że gdyby dała sobie wejść na głowę, to już byłby koniec. Dlatego też zarówno do Nicholasa, jak i do Heleny musiała sprawiać wrażenie chłodnej osoby. Nie miała zamiaru dać obrażać siebie, ani sowich przyjaciół. Marnujący potencjał? Co ona właściwie miała na myśli? Nie, nie powinna sobie zajmować głowy takimi sprawami.
-A swoją drogą... Chyba powinnaś trzymać swojego chłopaka na krótszej smyczy. Nie przeszkadzało ci, że flirtował ze mną na twoich oczach? – zapytała po chwili z lekka zaciekawiona jej reakcją. Nie była ślepa. Widziała te maślane oczy, jakie Nicholas robił do Heleny, kiedy tylko coś do niego powiedziała. To tylko potwierdzało jej teorię. Nicholas był babiarzem.
Methrylis
Posty: 20
Rejestracja: sob paź 08, 2022 8:18 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Methrylis »

ANTONETTE

Dookoła działa się istna katastrofa.

Antonette niekoniecznie tego się spodziewała po szkolnym święcie. Wprawdzie owszem: oni wszyscy byli potomkami greckich bogów, tragedia zaś brała się właśnie ze starożytnej Grecji, ale w nieco bardziej artystycznym wymiarze — a nie dosłownym, jaki malował się przed jej oczami. Tymczasem dookoła porozrzucani byli leżący, cierpiący i krzyczący ludzie, co, dzięki tak pobieżnemu, niedokładnemu opisowi, przywodzić mogło na myśl jakiś drogowy karambol. A jednak wydarzyła się jedynie taka małostka, jak popieszczenie tych i tamtych prądem. Zresztą, poza ciotką Megarą, która faktycznie nieźle oberwała, największych szkód doszukiwano się w sferze mentalnej: Chris wyglądał, jakby ze wszystkich jego ofiar to w niego piorun trzasnął najmocniej, a jakiś typek z boku coś tam mlaskał, jednocześnie usiłując zakryć coś, co najwyżej niewarte było pokazywania szerszej publiczności. We wszystkich innych wariantach wydarzeń, Toni natychmiast by się tam zakradła i zerknęła, o co było tyle szumu, ale…

Ale jej uwagę natychmiast zwrócił ktoś zupełnie inny.

Niestety, tuż po tej jakże upojnej chwili sam na sam z Octaviem — choć tylko w jej myślach — musiało przyjść brutalne otrzeźwienie, ponieważ młody medyk ledwie obdarzył ją spojrzeniem, po czym jak gdyby nigdy nic stwierdził, że nie, w ogóle nie była mu potrzebna.

Owszem, powiedział to w znacznie delikatniejszych słowach i w zasadzie był dla niej uprzejmy tak jak zawsze, ale ona, jak zwykle zresztą, zinterpretowała to sobie na swój sposób.

Problem z Antonette był bowiem taki, że w relacjach z Octaviem, czy może raczej ich braku, skakała na przemian z kwiatka euforii na kwiatek depresji. I tak oto, gdy tylko go ujrzała zmierzającego w jej stronę, poczuła radość podobną do tej, którą się czuje przy pierwszym wiosennym powiewie po bardzo długiej zimie. Ta radość była jak ciepło ognia po długiej, mroźnej wędrówce, jak koc z herbatą zajmujące zimowe wieczory. Był jak deszcz orzeźwiający od dawna spękaną od suszy glebę i jak pierwszy promień słońca po eonach mroku. I wcale jej nie przeszkadzało, że nie przyszedł tam do niej, bo przecież to wiedziała. Ale mogła być blisko, mogła zamienić z nim kilka słów, mogła mieć nadzieję, że wreszcie kiedyś Octavio dostrzeże w niej ten magiczny pierwiastek, który ona widziała w nim.

Ale…

Ale on go nigdy w niej nie dostrzeże.

Ten drugi kwiat, na którym zwykle lądowała po pierwszych, euforycznych stanach, nie był tak żółciutki i pachnący. Był wątły, wysuszony i zjadany przez robactwo. Ten kwiat, pachnący rozkładem, pachniał jej też szpetną, szarawą myślą, że Octavio się nią męczył. Nie była nikim tylko uroczym natrętem, który miał zbyt miłą buźkę, by powiedzieć wprost, by się odczepił. Antonette, pogrążając się w nagłym i niespodziewanym smutku wmawiała sobie, że najwięcej nadziei na szczęście robi brak nadziei. Jeśli przestanie sobie wmawiać, że Octavio kiedykolwiek coś do niej poczuje, nie rozczaruje się aż tak, gdy wreszcie powie jej to prosto w twarz. O ile powie, bo przecież wcale nie musi. Przecież kimże ona dla niego jest? Nie jest nawet zwykłą koleżanką. Jest tylko jakąś tam znajomą, którą musi kojarzyć, bo natrętnie się na niego gapi i cały czas próbuje zagadywać, używając najprostszych, najbanalniejszych chwytów. Zachowywała się jak zawzięta uczennica podstawówki, która postanowiła, że wręczy swojej pierwszej w życiu sympatii kartkę na walentynki — nawet jeśli on nie zdradzał ani jednego znaku zainteresowania.

Jej uśmiech drżał, był bowiem zbyt napięty, zbyt nieszczery i kosztował ją zbyt dużo wysiłku. Nie znalazła w sobie nawet odwagi, by odpowiedzieć coś Octaviowi; po prostu błyskawicznie odskoczyła w bok, tłumacząc sobie, że właśnie ją od siebie odgonił, że nie chciał jej w swoim towarzystwie, że nie była mu potrzebna i tylko przeszkadzała. Stanęła więc w bezpiecznej odległości, na tyle by mu nie przeszkadzała ani nie rzucała się w oczy, ale na tyle, by cały czas mieć go w zasięgu wzroku.

Próbując się nieco uspokoić, postanowiła skupić się na czymś weselszym. Ale nawet nadawanie imion lokom Octavia nie sprawiało jej takiej frajdy jak zwykle. Toni sądziła bowiem, a wręcz była przekonana, że loki młodego medyka żyły własnym życiem i wielkim nietaktem było wrzucanie ich do jednego worka z napisem „fryzura” albo „włosy”. To było zbyt banalne, zbyt nieciekawe i niesprawiedliwe. Tymczasem każdy loczek był zupełnie inny: jedne były całkiem grzeczne, inne zupełnie niesforne. Jedne były cienkie, smukłe i dumne, drugie grubsze i odważniejsze. Były też loczki specjalne, którym Toni nadawała imiona. I tak oto, gdy Octavio krzątał się tu i tam, Antonette zauważyła, że loczek Fred poszedł na zupełny freestyle i odstawał od reszty. Zresztą, nie tylko nieposłuszność go wyróżniała, ale także to, że był nieco przekrzywiony: góra pasemka owszem, była finezyjnie poskręcana, ale niżej coś się popsuło i nieco wyprostowało, przez co odbiegał od reszty.

Pewnie dlatego chciał uciec — mruknęła do siebie pod nosem, cały czas przyglądając się loczkowi Fredowi. — Biedny Fred.

Z rozmyślań natury loczkowej wyrwał ją nagle Uriel. Uriel, ta urocza, wiecznie wesoła ośmiorniczka, która w Antonette wzbudzała nie tylko radość, ale nagły przypływ adrenaliny. Wiedziała bowiem, co oznaczało ich jakiekolwiek spotkanie i gdy tylko zauważała, że i on ją zauważał, natychmiast się spinała, gotowa na absolutnie wszystko. Wszystko przez ich małą zabawę polegającą na rywalizowaniu ze sobą absolutnie we wszystkim.

Tym razem padło na najdłużej wstrzymany oddech i gdy tylko Antonette zrozumiała, na czym miała polegać rywalizacja, choć Uriel nawet nie zdołał skończyć zdania, od razu nabrała powietrza do płuc i niemal wybałuszając oczy, stanęła jak wryta, gotowa zwyciężyć — nawet jeśli Uriel miał przewagę zaskoczenia, bo to im zwykle specjalnie nie przeszkadzało. Rywalizacja jednak skończyła się szybciej niż sądziła — i to przez Octavia! I choć Uriel cały czas gadał, Antonette ani myślała zakończyć rywalizacji, nawet jeśli już ją wygrała — i zamiast stanąć jak człowiek, cały czas wpatrywała się w nich niemo, powoli czując, że brakuje jej tchu. W końcu więc musiała przerwać, a już zwłaszcza gdy usłyszała, że Octavio też miał z nimi pójść! Aż pisnęła na glos, ale na szczęście Uriel najprawdopodobniej zagłuszył ten niekontrolowany objaw radości swoją przemową.

Naleśniki? — pisnęła z zachwytem. — Świetnie! Widziałam, że ktoś kiedyś jadł takie naleśniki wytrawne, takie obiadowe, nie?, i one były ze szpinakiem i kurczakiem! ALE. One nie było tylko ze szpinakiem i kurczakiem! One były ze szpinakiem i kurczakiem! To znaczy… — Poczuła, że gubi wątek. — Yyyy, to znaczy, no, one były z tym kurczakiem i szpinakiem, ALE były polane czekoladą! Rozumiecie?! To miało cze…

Zamilkła tak nagle, jakby ktoś nagle rzucił na nią czar ucinający język. Zerkając po sobie niepewnie zdała sobie sprawę, że gdy włącza się jej niekontrolowane gadulstwo, wygląda na osobę co najmniej niespełna rozumu. A było to stanowczo niewskazane w obecności Octavia: będąc nienormalną na pewno nie zaskarbi sobie sympatii Octavia.

Aaaalbo… — wydukała niepewnie — a-albo… albo jakieś zwykłe takie… z trawogiem… Tfu, z twarogiem! — zachichotała, rozbawiona swoją pomyłką. Zaraz jednak ponownie spoważniała, przypominając sobie, by nie być nienormalną. — Z twarogiem. Czy z dżemem. Albo coś.

Niespecjalnie jej to bycie normalną wychodziło.

Na szczęście dłużej kompromitować się nie musiała, bo Octavio i Uriel musieli już iść za kulisy, aby przygotować się do występu. Ten Toni musiała koniecznie obejrzeć, choć nie z perspektywy aktora, a zwykłego widza. Antonette już miała podnieść rękę i pożegnać się z odchodzącymi panami, ale zdała sobie sprawę, że Octavio i tak jej na pewno nie odmacha, więc zaraz schowała ją za plecy, znowu nosząc na twarzy ten drżący, smutny uśmiech.

Na szczęście w smuceniu się przerwała jej Eli szukająca Chrisa. Widok jej brata nie był najszczęśliwszy, ale grunt, że nic mu nie było. Wraz z nią szła jakaś kolorowłosa panna, której Toni jeszcze nie zdążyła poznać. Obie poszły w kierunku biednego Chrisa, więc i ona tam podążyła. Choć zaraz tego pożałowała, bo jak usłyszała załamanego chłopaka ostrzegającego swoją siostrę, by się do niego nie zbliżała, bo jej też może coś zrobić, w Toni pękło serce. Nie podchodziła jednak bliżej ani się nie odzywała widząc, że kolorowłosa zabrała głos. Co ciekawe, wyglądało na to, że ona i rodzeństwo znali się całkiem nieźle. Toni zdziwiła się, że nie znała wszystkich ich znajomych, ale widocznie wciąż niektóre rzeczy jej umykały.

To było irytujące.

Na szczęście, gdy już cała ta zgraja, włącznie z Chrisem, postanowiła się ewakuować, a że Eli ściągnęła Toni spojrzeniem, ta postanowiła skorzystać z zaproszenia.

Hej! — zwróciła się do kolorowłosej z szerokim uśmiechem i wyciągniętą dłonią. — Toni jestem, miło mi poznać! A!, to znaczy, na imię mi tak naprawdę Antonette — zaczęła tłumaczyć, nim nowa znajoma zdążyła się choćby odezwać — ale w skrócie to Toni. Choć i tak większość do mnie mówi „Tosia”, bo bawi ich, że tak śmiesznie brzmi odpowiednik tego imienia po polsku. Bo ja pół-Polką jestem. To znaczy, moja mama jest Polką, ale od lat mieszka w Stanach, tam też poznała mojego ojczyma… ale to bardzo spoko facet jest! Nie tak jak w tych wszystkich filmach, że oni są źli i się nie dogadują z córkami swoich nowych żon, nie! On…

Urwała momentalnie, zdając sobie sprawę, że z podania imienia zaraz stworzy opowieść o całym swoim życiu.

Sorki — pisnęła przepraszającym tonem. — Czasami włącza mi się niekontrolowane gadulstwo.

Nieco speszona zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie spaliła właśnie szansę na nową znajomość.

To były te chwile, gdy uschły kwiat podsyłał jej pod nos zapach odrzucenia i samotności, na którą sama sobie kiedyś zapracuje.

Idziecie na trybuny? — zagadnęła wesoło, choć ta wesołość na moment gdzieś uleciała. — Chętnie bym obejrzała tę sztukę! Wiecie, tam Octavio… ekhm… — odchrząknęła — to znaczy wszyscy… wszyscy na pewno spiszą się świetnie. A ty, młody, przystojny kawalerze? — zagadnęła, patrząc na Chrisa. — Teraz na poważnie możesz o sobie powiedzieć, że jesteś gorący i elektryzujący! Podobno laski na to lecą — zachichotała, sama rozbawiona dość ordynarnym językiem, zupełnie niepodobnym do tego, którego używała. — I jak wam się podobają dotychczasowe atrakcje? Jeszcze tyle się tutaj wydarzy — opowiadała rozemocjonowana — a ludzie pewnie i tak będą mówili głównie o tym wybuchu! — znowu zachichotała, szczerze rozbawiona tym odkryciem. — Oh — bąknęła, gdy zdała sobie sprawę, że tuż obok szedł sprawca wypadku. — Sorki — pisnęła — już nic nie mówię. No, nieważne. Chodźcie, zaraz się sztuki zaczną!

Amazi
Posty: 38
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 4:58 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Amazi »

CHRIS I ELI



Chris był mocno roztargniony, jego spojrzenie ciągle uciekało w kierunku Megary i Xarisa przez co ciężko było mu się skupić na siostrze oraz Corinne i Antonette. Jednak spojrzenie dziewczyn zwłaszcza Eli jasno dawało mu do zrozumienia, że oczekują aż ruszy na zewnątrz, a kiedy znalazł się poza wystawami czuł się mocno przytłoczony. Nerwowo przedreptywał z nogi na nogę starając się głęboko oddychać świeżym powietrzem, to faktycznie mu pomagało. Skupiał się na trzymaniu tacki z kawą oraz kwiatkiem. Nie znał się na kwiatach, jednak ten był naprawdę ładny, a jeszcze ciekawza była jego doniczka, na której namalowany był uśmieszek. Tak ten uśmieszek teraz mu pomagał, on i ta karykatura potwora na jego kubku z kawą. Tak proste rzeczy, a skutecznie odciągały myśli chłopaka od problemu jaki spowodował.
Eli dość zmartwiona spojrzała po koleżankach wdzięczna, że te przyszły tu z nimi, w takim gronie będzie jej raźniej w uspokojeniu brata, który nawet w jej mniemaniu wyglądał nie za ciekawie. Dobrze wiedziała, że w zdolności Chrisa zawsze przerażał go ten jeden aspekt, wiele razy mówił jej o tej obawie, a ta się ziściła. Miewał wcześniej podobne zdażenia, jednak te były bardziej pstryczkami jeżącymi jedynie włos na ręku i karku. Nie wymagały interwencji medyków, nie tak jak to tutaj zdarzenie.
Eli już otwierała usta, by zacząć z jakimś tematem jednak wtedy zaczęła Corinne, jasnowłosa przeniosła spojrzenie na koleżankę i uśmiechneła się łagodnie do niej. Chris słuchał, a jego dłonie jakby przez chwilę zaczeły drżeć, jednak dzięki trzymanej tacy szybko to opanował.
- Nie każdemu, nie każdy może wyrządzić taką krzywdę innej osobie... - odparł z początku nerwowo jednak widac było, że wchodzi w niego coś na kształt zmęczenia i rezygnacji. Wziął znacznie głębszy oddech powoli wypuszczając powietrze z płuc. - Przepraszam. Po prostu nie zamierzam usprawiedliwiać się niczym. Świadomość, że tak ich skrzywdziłem doprowadza mnie do szału, a nawet nie mogę pomóc by ich ponownie nie narazić, a to frustruje jeszcze bardziej - wyrzucił to z siebie i odruchowo spojrzał w kierunku wystaw. Jednak kiedy Corinne zaczęła kolejny temat jego spojrzenie szybko do niej powróciło. Zaskoczyła go dość mocno informacją o wspólnej wycieczce i to jeszcze motocyklowej.
- I naprawdę pozwolą nam? Dwóm pierwszakom opuścić teren kampusu? I to jeszcze na noc? Wyrabiasz mnie - popatrzył na nią zupełnie zaskoczony, wydawało mu się to nie realne do osiagnięcia. Jednak prawda była taka, że jeszcze nie do końca rozumiał wszystkie zasady tu panujące, wiec może było to do zorganizowania?
- Eli? Bez obaw, mam nie jedna torbę do której uda mi się ją spakować - zaśmiał się, jakby w tym krótkm momencie zapominając o wypadku jaki spowodował. Jego myśli za bardzo skupiły się na wycieczce o jakiej usłyszał. Eli zaśmiała się dość szerze jak miała w zwyczaju i pokręciła głową z politowaniem i rozbawieniem.
- O nie! Na takie podróżowanie mnie nie namówicie! Wolę zostać tutaj, z resztą wiecie, że ja wolę kampusu nie opuszczać. Dla mnie potwory są zbyt hmmm no nie mam ochoty ich spotkać i zostać obiadkiem takiego - powiedziała wprost - Co ja mówię? Jaki obied! Przekąską! Przystawką! No tak czy siak, wolę zostać tu w bezpiecznej strefie. A wy naprawdę nie boicie się stąd wyjść? Nie zatrzymam was, ale ogromnie bym się martwiła - zastanowiła się nad tym dość przejęta. Wiedziała, że zdolności jej brata są zagrożeniem i dla otoczenia czego próbkę mieli przed chwilą, a co dopiero dla potworów, ale nawet jeśli uznawała brata za silnego, czy mógł się mierzyć z potworami? Czasem Michael i Chris opowiadali jej o starciach z tymi bestiami, jednak i tak zawsze się bardzo martwiła o ich lekkomyślność!
Dziewczyna była tak tym przejęta, że kiedy temat został przez Corinne zmieniona na początku nawet tego nie zarejestrowała, dopiero objęta ramieniem spojrzała na koleżankę i spróbowała się skupić, aby szybko nadgonić i zrozumieć temat jaki został podjęty, a to wywołało ogromne zaskoczenie na jej twarzy. Chris za to słuchał bardzo uważnie, cały czas, a z każdym kolejnym słowem coraz mocniej marszczył brwi, aż w końcu nie wytrzymał.
- Ale, że jak rozebrał? - bardzo mu się ta informacja nie spodobała. Patrzył na Corinne z drobnym współczuciem, dobrze wiedział jak cięzko było od Eli odganiać natrętów, przez to, że ona kompletnie nie odczytywała ich intencji. A on dobrze wiedział, po co ci się kręcili wokół dziewczyny! A sama informacja, że przez chęć pomocy Eli, Corinne się oberwało zdenerwowało go jeszcze bardziej. W ogóle co tam się wydarzyło? O co chodzić mogło z tym rozebraniem? Jak było można taką intencję skierować w stronę dziewczyny? Publicznie jeszcze? O co tu chodziło? Jednak jak ta sytuacja by nie przebiegła sam fakt, że jakiś facet przyczepił się do nich wystarczająco był denerwujacym. Fakt, że kiedy musiały odpierać jakieś ataki on im nie pomógł, bo zajęty był problemem, który sam wywołał.
Cóż jedno było trzeba przyznać, Corinne skutecznie odwróciła jego myśli od wypadku, jednak czy uspokoiła tym rozszalałe emocje? Kompletnie nie, te jedynie zostały przekierowane, ze stresu na złość. Frustracja pozostała ta sama, a drobne iskierki dalej tańczyły po powierzchni jego skóry przez co wziął bardzo głęboki powolny wdech. Niech on tylko dorwie tego cwaniaczka, on od początku był zbyt spokojny w tym temacie. Jak z tym Lavrencem, nie reagował i o prosze? Co teraz ma? Istne utrapienie! A teraz jeszcze jakiś Drakon....
Aż wziął kawę i zrobił sporego łyka. Kolejny wspaniały pomysł, czy dobrze było by ktoś z nadmiarem emocji sobie dodawał dawki pobudzenia? Cóż... jej smak był zachwycający i to na tym skupił się Chris w tej chwili.
Wtedy też Antonette zaczęła przedstawiać się Corinne, a Chris przyglądał się temu w milczeniu popijając kawę, ta jakby naprawdę dała mu chwilę ukojenia w tych wszystkich zmartwienaich i porblemach.
- Polka?! O patrz! A ja Tosia mówiłam, a nawet nie wiedziałam czemu! - zaśmiała się Eli patrząc na dziewczyny z szerokim uśmiechem. A kiedy ta urwała w trakcie swoją historyjkę popatrzyła na nią wyczekująco.
- I on co? - oczywistym było, że jej nie odpuści, juz została zaciekawiona i musiała usłyszeć ciąg dalszy tej anegdotki. Chris przyglądał im się coraz bardziej spokojny. Cieszyło go, że jest otoczony tak zwariowanymi i kochanymi duszyczkami jakimi była ta trójka dziewczyn. Śmiało mógł stwierdzić, że był sporym szczęściarzem, że te chciały poświęcać mu swój czas, zwłaszcza w takie święto.
Kiedy Antonette w swoim roztargnieniu wspomniała o wypadku i jeszcze określiła go w tak zabawny sposób, nawet sprawca tego zamieszania nie potrafił powstrzymać nikłego uśmiechu.
- Na pewno elektryzujący czy gorący to bym nie powiedział, jednak fakt... wybuch pewnie pozostanie w pamieci najdłużej - spróbował nieco luźniej spojrzeć na te sytuacje, by nie martwić dziewczyn i nie psuć im tego dnia swoim kwaśnym nastrojem. Cóż co by nie było, nawet nie miał pojęcia, że potrafi coś takiego. Jego zdolność stale się rozwijała i to zajście bardzo go o tym uświadomiło. Wcześniej zdarzało mu się kimś delikatnie wstrząsnąć, całe szczęście kończyło się to na oryginalnej fryzurze i lekkim zaskoczeniu, a nawet kiedy próbował wytworzyć impulsy to głównie by naładować sobie jakiś sprzęt najczęśniej telefon. Fakt, że stał się zdolny do tak nagłego i silnego wyładowania był zdumiewający i przerażający jednocześnie.
- Tak... choćmy na te trybuny... sam chce zobaczyć występy, w końcu po to tu przyszliśmy - przytaknął w stronę Tosi widząc, ze Eli wolała poczekać na jego decyzję w tej sprawie.
- Ale siadamy zdala od tego całego Drakona. I wyjaśnijcie mi kim on tak właściwie jest? I czego od was chciał? - zaczął Chris próbując skupić na czymś innym myśli, a temat ów natręta, który przyczepił się do dziewczyn był idealny jako rozpraszacz.
- Zna D, przyszedł z taką piękną dziewczyną się przyitać. Byli bardzo mili. Drakon potrafi latać! I obiecał mi, że zabierze mnie na lotniczą wycieczkę! - zaśmiała się Eli, była tym faktem dość podekscytowana, jednak tej ekscytacji nie podzielał jej brat, który z dość kwaśną miną tego słuchał.
- Wierz mi Eli, każdy przy odpowiedniej motywacji jest zdolny przelecieć całkiem solidny kawałek... - stwierdził Chris, zwykle nie był zwolennikiem rozwiązań siłowych, jednak doskonale wiedział, że do niektórych tylko takie argumenty przemawiały. Dlatego cieszył się, że kampus tak wiele zajęć poświęcał ich fizycznemu rozwojowi.
- Rozumiem, że jest on ze starszych roczników, może ty Tosiu nieco więcej o nim wiesz? - zapytał koleżanki cały czas miał z tyłu głowy, że już jakby gdzieś słyszał to imię. Drakon, na pewno jacyś studenci mu o nim mówili, jednak która z usłyszanych historyjek należała właśnie do tego osobnika? Tego skojarzyć nie potrafił, nie mając tak mało informacji.

-
LadyFlower
Posty: 12
Rejestracja: sob kwie 06, 2024 6:59 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: LadyFlower »

Corinne Harrington


Miała ochotę przewrócić oczami i machnąć ręką. Była w dziewięćdziesięciu procentach przekonana, że nie powinni opuszczać terenu kampusu. Pewnie, aby załatwić sobie legalny wyjazd, to trzeba przejść wiele papierkowej dokumentacji, żeby się dowiedzieć, że rektor rozpatrzy wniosek w ciągu czternastu dni roboczych. Nie chciała i nie zamierzała tyle czekać.
-Nie przejmuj się tym. Wszystko już mam ogarnięte – powiedziała zaplatając ramiona na piersi. Wymkną się w sobotę rano i wrócą w niedzielę wieczorem tak, że nikt nawet nie zauważy ich nieobecności. Zresztą odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Nie chciała się jednak teraz zamartwiać co by było, gdyby ich w jakiś sposób nakryli. Może później nad tym pomyśli.
Następnie wzruszyła ramionami, na jego kolejne pytanie dotyczące Drakona. Spostrzegła to napięcie na twarzy Chrisa. Może jednak nie powinna mu o tym wspominać. Z drugiej jednak strony doskonale zdawała sobie sprawę, że Drakon może być zagrożeniem. I to wcale nie małym. Na samą myśl o tym, że znów mógłby w jakiś sposób zbliżyć się do Eli i zacząć ją bajerować tymi żenującymi tekstami, coś nieprzyjemnego ściskało jej żołądek. Chris był kolejną barierą, którą musiałby pokonać, aby podejść chociażby na krok do białowłosej. Podejrzewała, że Drakon nie odpuści tak łatwo. Dlatego spróbowała opowiedzieć o całym zajściu spokojnie, aby lepiej zobrazować chłopakowi co się wydarzyło na trybunach.
-Sama nie jestem pewna, jak on to zrobił, że połowa mojej bluzki po prostu wyparowała. Podejrzewam, że to jakaś jego umiejętność – rzuciła, przypominając sobie, jak po ich kąśliwej wymianie zdań, jej górna część odzienia zniknęła i odsłoniła materiał beżowego stanika. Tak jak wcześniej wspominała, nie przejęła się tym zbytnio, chociaż zdawała sobie sprawę, że pewnie część dziewczyn poczułaby się w tamtym momencie mocno znieważona i upokorzona. Tym bardziej przekonała się, że chłopak nie był dobrym kandydatem na to, aby w jakimkolwiek stopniu zadawał się z jej przyjaciółką.
Zerknęła na dziewczynę, która pojawiła się znikąd i niemalże od razu uderzyła ją fala jej gadulstwa. Aż musiała cofnąć się o krok i zamrugać kilkukrotnie, aby przetworzyć każde jej wypowiedziane słowo i nie zagubić się w tym potoku. Choć z zewnątrz starała się zachować spokój, wewnątrz czuła, jak narasta w niej frustracja. Od zawsze miała problem z ludźmi, którzy mówili zbyt dużo i zbyt szybko. Gdy Tosia wpadła w gadatliwy rytm, Cori poczuła, jak coś w niej się zaciska. Choć próbowała skupić się na słowach dziewczyny, jej myśli zaczęły błądzić gdzieś indziej. Przez chwilę miała ochotę przerwać Antonette, powiedzieć jej, żeby się uspokoiła, może nawet się zamknęła. Jednak wiedziała, że to byłoby niegrzeczne, a Cori, mimo swojego chłodnego usposobienia, nie chciała sprawiać jej przykrości.
Z każdą minutą monologu Tosi, Cori czuła, jak jej głowa zaczyna pulsować od nadmiaru informacji, które i tak były dla niej zupełnie zbędne. Zerknęła niepewnie na Eli, a potem na Chrisa. Czy ona zawsze tyle mówi? – próbowała swoim spojrzeniem zadać to pytanie.
Na zewnątrz, Cori starała się trzymać maskę lekkiego zainteresowania, ale wewnątrz była wyczerpana. Miała nadzieję, że nikt nie zauważy jej wewnętrznej walki, bo w tym momencie nie chciała być postrzegana jako ta aspołeczna, chociaż doskonale wiedziała, że właśnie taka była. Pewnie gdyby nie to rodzeństwo, to stałaby gdzieś sama w kącie bez żadnego towarzystwa. Ciężko jej było samej nawiązać jakiekolwiek relacje. I w sumie gdyby się tak nad tym zastanowić to może była odrobinę dziwna.
Jej aspołeczność nie była wyborem, lecz mechanizmem obronnym. Dorastanie w domu, gdzie doświadczała przemocy, nie tylko fizycznej, ale i psychicznej, ze strony swoich adopcyjnych rodziców i rodzeństwa, nauczyło ją, że jedyną osobą, na której mogła polegać, była ona sama. Bliskość i więzi z innymi ludźmi wydawały się jej niepewne. Niejednokrotnie osoby, których obdarzyła zaufaniem, zwierzyła się ze swoich problemów i liczyła na to, że w jakiś sposób jej pomogą, po prostu ją zawodziły. Dlatego z biegiem czasu zaczęła unikać ludzi, bo każdy kontakt wydawał się zbyt trudny, zbyt skomplikowany. Lepiej było zachować dystans, by nie narazić się na odrzucenie lub rozczarowanie.
Zawsze starała się szukać pozytywów w swojej aspołeczności. Była samodzielna i nie potrzebowała nikogo do szczęścia. Jednak wiedziała w głębi siebie, że prawda była nieco inna. Odkąd poznała Eli, jej światopogląd nieco się zmienił. Musiała przyznać, że poczucie samotności, choć znane i wygodne, było również źródłem bólu. Głębokiego, nieprzemijającego uczucia, które jej ciążyło od bardzo dawna. Dlatego też w pewnym sensie zazdrościła Eli. Była tak otwarta, tak łatwo nawiązywała kontakty. Żyła w świecie, który dla Cori był zamknięty i niedostępny.
Chociaż teraz, postanowiła sama spróbować od razu nie zamykać się na nową znajomość. Wzięła głęboki wdech i nieco niepewnie uścisnęła dłoń Antonette.
-Cori – przedstawiła się, starając się wlepić na swoją twarz coś na kształt przyjaznego uśmiechu.
Następnie skinęła jedynie głową i razem z pozostałą trójką ruszyła w kierunku trybun. Szybko udało im się wypatrzeć idealne miejsca.
Kiedy wspinali się po schodach, coś niepokojącego przykuło jej uwagę. A raczej ktoś. Mężczyzna w średnim wieku, w dobrze jej znanej niebiesko białej koszuli, stojący kilka rzędów dalej i wpatrujący się w nią swoim przenikliwym spojrzeniem. Mężczyzna, którego twarz widziała w swoich koszmarach. Choć minęło wiele czasu odkąd widziała go na żywo, ten obraz był zakorzeniony głęboko w jej umyśle, w sposób, który nie pozwalał mu zniknąć.
Serce zaczęło jej bić szybciej, a oddech stał się płytki i urywany. To niemożliwe. Nie powinno go tu być.
I właśnie wtedy wpadła z impetem na czyjeś plecy. Chrisa plecy. Zatoczyła się do tyłu i zamrugała kilkukrotnie zdezorientowana.
-Przepraszam, ja… - zaczęła i jej wzrok znów przeniósł się w miejsce, gdzie wcześniej widziała swojego adopcyjnego rodzica. Teraz jednak już go tam nie było. Przejechała jeszcze wzrokiem po znacznej części trybun, ale nigdzie nie dostrzegła tej charakterystycznej niebiesko białej koszuli. Jej umysł najwyraźniej musiał płatać jej figle. Przetarła czoło, starając się uspokoić to głośne łomotanie serca.
-Zamyśliłam się – dodała w końcu, czując, że pozostali czekają na jakąkolwiek jej reakcję. W końcu zajęli miejsca, a Cori wciąż nie potrafiła pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia. Może to po prostu zmęczenie, a może jej sny zaczęły wypływać do rzeczywistości. Na szczęście nie był prawdziwy. Ale gęsia skórka, która pojawiła się na jej ramionach, dreszcz przechodzący przez jej kręgosłup, pieprzony strach, który przez moment wypełnił ją całą, był prawdziwy.
Methrylis
Posty: 20
Rejestracja: sob paź 08, 2022 8:18 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Methrylis »

LAVRENCE

Jak on się niby znalazł w tej sytuacji?! Przecież jedynie gawędził sobie z Eli! Potem pomógł nowopoznanej Stelli z jej uszkodzonymi wystawami — i na tym miały się skończyć rewelacje tego dnia! Potem miał już tylko oglądać przedstawienia, kręcić się ze znajomymi, pojeść trochę smacznych przystawek i korzystać radośnie z wolnego dnia! I być może tak właśnie by to wyglądało, gdyby na jego drodze — a raczej na drodze Eli — nie stanął niejaki Drakon. Wyjątkowo podejrzany, śliski typ już z daleka wyglądał na zagrożenie, ale Lavrence w życiu by nie pomyślał, że ów zagrożenie niebawem może się bardzo boleśnie zmaterializować, na przykład w postaci zaciśniętej pięści trafiającej w jego nos. Moment, w którym włosy tego potwora zaczęły się robić różowe, zupełnie wymknął mu się spod kontroli i choć próbował to odwrócić, nie dał rady. Swoją paplaniną też nie tylko niczego nie naprawił, ale wręcz zwrócił uwagę Drakona, przyspieszając nieuniknione.

Dlatego też, kiedy obok pojawiła się jakaś rudowłosa kobieta, Lavrence’owi zdawało się, że oto anioł zstąpił z niebios, aby stanąć w jego obronie. Gdyby Lav miał na to czas i okoliczności, zapewne w ciągu sekundy by się zakochał, ale teraz miłość musiała ustąpić rozpaczliwej walce o przetrwanie. Nie wyglądał niestety zbyt dumnie, a bardziej jak maleńka rybka rzucająca się na wędce tuż po wyjęciu z wody. I tak też się czuł, zwłaszcza jak jego anioł jednak zrezygnował z ratowania go, wysyłając wszystkich zamieszanych za trybuny. Tam, gdzie nikt nie będzie przeszkadzał w mordowaniu go powoli i możliwie jak najbardziej boleśnie.

Jak się czuł tak poza tym? Jak zmutowane zwłoki, którym organy niby jeszcze działały, ale tylko po to, by przeszkadzać. Gardło miał tak boleśnie ściśnięte, że nieustanne, nerwowe przełykanie śliny sprawiało mu ból. Serce waliło tak mocno, że aż go dławiło, a bardzo nieprzyjemne, niekomfortowe ciepło rozchodziło się od brzucha przez linię kręgosłupa, przypiekając go rozpaczą i paniką. Nogi miał jak z waty, mając wrażenie, że zupełnie nad nimi nie panował. Drżał cały jak osika, zdając sobie sprawę, że każdy kolejny krok skracał jego niezbyt długą ścieżkę życia. Dyszał ciężko i płytko i długo był to jedyny dźwięk, który z siebie wydawał, bo był zbyt przerażony, żeby się odezwać — choć powinien chociaż przeprosić.

A gdy już się zatrzymali i niejaki Nicholas zaczął mówić o połamanych rękach, panika Lavrence’a dosięgnęła samego szczytu, bo wreszcie wydobył z siebie głos, choć był on jękliwy, piskliwy i brzmiał naprawdę żałośnie.

— JAPRZEPRASZAMPANAJANIECHCIAŁEMJANIEWIEMJAKTOSIĘSTAŁOPRZREPRASZAMJAPRZEPRASZAMSPRÓBUJĘTONAPRAWIĆALE…

Zabrakło mu tchu na dalsze przepraszanie, co jeszcze bardziej go wystraszyło: patrząc z rozpaczą na Drakona i jego czarno-różowe włosy miał ochotę zapaść się pod ziemię, rozpłynąć się albo całkiem zniknąć.

— Ja… ja… — jęczał płaczliwie — ja… p-postaram się t-to… a-ale ja n-nie wiem — urwał swoją poprzednią wypowiedź na rzecz dodania innej, ważniejszej informacji — czy… czy j-ja… cz… czy ja t-tak… no, t-tak od… od razu t-to… ja n-nie wiem — jęknął, przymykając powieki — czy ja u-um-miem-m-m…

Zginie prawdopodobnie za samo wypowiedzenie tych słów, ale musiał to zrobić.

— To było przypadkiem! — zakwiczał rozpaczliwie. — J-jestem z pierwszej klasy… ja nie umiem wszystkiego! — krzyknął panicznie. — A w zasadzie… t-to ja… ja n-nic… nic nie u-umiem… A-ale… ale spróbuję — dodał pospiesznie, podnosząc lękliwie głowę i próbując skupić uwagę na włosach, które cały czas były dramatycznie różowe.

Ale znowu: co on miał niby zrobić? Jak? Podobnie jak w przypadku naprawiania zdjęć, zupełnie nie wiedział, od czego zacząć, jak i za co się zabrać. Wpatrywał się więc w różowe pasma, wymawiając w myślach najróżniejsze zaklęcia własnego autorstwa, które miałyby ten różowy skutek odwrócić. Niestety, kolor nie zmienił się nawet o jeden drobny odcień, co znacznie zmniejszało szansę na to, że Lav wyjdzie z tego starcia żywy.

Nagle poczuł, że robi mu się słabo, że niemal leciał z nóg. Zachwiał się niebezpiecznie, ale postarał się utrzymać w pionie, aby nie pogarszać swojej sytuacji. Ale serce tak mocno waliło mu w klatce piersiowej, że aż zaczynało go to boleć, oddechy zaś były już na tyle krótkie i płytkie, że nie dostarczały mu dostatecznie dużo powietrza. Wyraźnie słabł, pokonany przez panikę i bezbrzeżne przerażenie, przez co miał wrażenie, że sam nikł w oczach. Ogólnie czuł się dziwnie niewyraźnie, do tego całym jego ciałem wstrząsnęło podejrzane, nieco piekące mrowienie. Gdzieś czytał, że zbytnie napięcie i stres mogły powodować takie objawy, a że Lav znajdował się teraz w takiej, a nie innej sytu…

Umilkły nawet jego myśli, gdy kątem oka zerknął na swoją dłoń. Ta wyglądała zdecydowanie inaczej, bo była... cóż, powiedzieć “biała” to za dużo, bo ona robiła się... mleczno-przezroczysta. Owszem, Lavrence czuł, że był blady jak ściana, ale nie sądził, że aż tak. Coraz silniej spanikowany, na moment przestał bać się górującego nad nim Drakona, tylko tego, co się z nim działo...

...bo wyglądało na to, że pomaleńku znikał.

— AAAAAAAA! — wrzasnął przeraźliwie, panicznie i piskliwie, odskakując do tyłu, przy okazji o coś się potykając i upadając. Próbował się dźwignąć na rękach, ale jego percepcja zupełnie zwariowała, bo nie wiedział, gdzie miał ręce. To znaczy, gdzieś tam je miał, jakiś zarys wciąż był widoczny, ale był bardzo blady i mętny: zupełnie jakby wlać kilka małych kropel białej farby do kubka z wodą. Jednak ta narastająca, mleczna przezroczystość sprawiła, że jego umysł kompletnie zgłupiał — i chyba pomyślał, że Lav śnił, bo w głowie coraz silniej mu się kręciło.

To była jakaś tragedia! Istna tragedia!

Na szczęście jego oprawcy też wyglądali na zszokowanych, co Lav postanowił wykorzystać w tej genialnej milisekundzie odwagi, jaka chyba zupełnym przypadkiem przyplątała się wokół niego. Zdając sobie sprawę, że albo się uda, albo po prostu tam umrze, zerwał się nagle na nogi i, niewiele myśląc, rzucił się do ucieczki. Czy to był sprytny pomysł? Nie. Czy miał szansę powodzenia? Nie. Ale i tak biegł co sił w nogach, byle gdzie — byle przed siebie.

Jak można było się domyślić, nie trwało to specjalnie długo, bo już po chwili poczuł, jak ktoś szarpie go za ubranie, po czym przyciska mocno do ściany. Albo raczej: rzuca nim o ścianę, bo Lavrence tak mocno gruchnął w nią potylicą, że po raz któryś tego dnia zrobiło mu się słabo, o nieustających zawrotach głowy nie wspominając. Wszystko to sprawiło, że przez chwilowe otępienie nie zdążył się nawet solidnie przestraszyć, toteż z opóźnieniem wpadł w kolejną fazę paniki, gdy zobaczył przed sobą Drakona.

Umrę!, pisnął w myślach.

— Ty chyba kompletnie nie rozumiesz sytuacji, w jaką się wjebałeś — warknął, szarpiąc Lavrence’a za koszulkę tak mocno, że aż go podniósł, jeszcze mocniej dociskając do ściany. — Jeszcze raz coś odjebiesz, a zobaczymy, czy będziesz również przezroczystą plamą na chodniku — syknął i spojrzał kątem oka w stronę Nicholasa, który właśnie do nich podbiegał, zgodnie z obietnicą cały czas pilnując tego makabrycznego zajścia.

— N-nie odjebie, przysięgam! — krzyczał panicznie. — Błagam, puść mnie! Ja... ja spróbuję coś zrobić, a-ale... ale... Ale muszę się uspokoić i skupić, bo inaczej... nooo... nie dam rady...

— Wracaj Nicholas, to trochę potrwa jak widać... — rzucił w stronę kumpla, po czym zmarszczył brwi patrząc na Lavrence'a. — No dobra... może zmiana otoczenia korzystnie na ciebie wpłynie — dodał już do Lava ze złośliwym uśmieszkiem.

Co to miało oznaczać? Jeszcze nie wiedział, ale już w kolejnej poczuł silne szarpnięcie i upiorne, absolutnie uporne poczucie, że traci styczność z jakimkolwiek podłożem — nawet jeśli już jakiś czas temu je stracił, gdy Drakon go podniósł. Ale wtedy przynajmniej był przyszpilony do ściany, a teraz i ona zniknęła, dostarczając zamiast tego dziwne, bardzo nieprzyjemne uczucie w żołądku — jakby wszystkimi jego wnętrznościami nagle szarpnęło i solidnie je wymieszało.

Musiała więc minąć chwilka, by Lav zdał sobie sprawę, co się działo. A działo się tyle, że zaraz po tym, co Drakon powiedział do spanikowanego albinosa, ten chwycił go jeszcze mocniej, po czym… rozłożył skrzydła.

Rozłożył skrzydła.

W tym momencie Lavrence zaczął się drzeć w niebogłosy.

Nie mógł więc zobaczyć, jak w tym momencie Drakon spojrzał w stronę Nicholasa z lekko złośliwym uśmieszkiem, dobrze wiedząc, że mężczyzna nie miał szans dotrzymać dłużej prośby jego siostry. Nicholas należał do tych rozsądnych i Drakon doskonale wiedział, że nie będzie biegać za nimi po kampusie. Chyba, że jednak? Nie... z resztą to bez znaczenia. Drakon odsunął pierwszaka od ściany i poderwał się w nim w powietrze, co podbiło sporo kurzu i piachu.

— AAAAAAA! RATUUUNKUUUU! — wrzeszczał, ale nagle raptownie zamilkł, bojąc się, że ten irytujący krzyk sprawi, że Drakon zechce go po prostu puścić. Spiął się w sobie, ale na szczęście nim zdołał się na dobre wystraszyć, przelecieli nad jakimś dachem, nad którym to Drakon go puścił. Przez ten jeden ułamek sekundy serce mu stanęło, ale upadek, choć mało przyjemny, nie narobił mu szkód.

Przynajmniej fizycznych. Bo psychicznie był już znokautowany.

Gdy zobaczył, że Drakon się do niego zbliżał, natychmiast podniósł ręce w geście kapitulacji.

— JAK MNIE ZABIJESZ — ostrzegł panicznym, niemal płaczliwym tonem — TO NA PEWNO TEGO NIE NAPRAWIĘ!

Drakon nieustannie się do niego zbliżał i gdy Lav już nabrał pewności, że zaraz po prostu go z tego dachu zepchnie, on… buchnął śmiechem. Co, dość paradoksalnie, jeszcze bardziej Lavrence’a wystraszyło.

— Kurwa, że swojej mordy nie widzisz — chwile jeszcze się śmiał. — Dobra, stąd mi nie spierdolisz... odsapnij chwile i do roboty — nakazał.

Lav pokiwał gorliwie głową i wziął kilka głębokich oddechów, ale nie po to, by się uspokoić — bo to było mało prawdopodobne — ale po to, by zrealizować rozkaz Drakona i bardziej go nie zdenerwować. Jego śmiech dopiero po chwili nieco załagodził jego nerwy i pozwolił uwierzyć, że może jednak to przeżyje, ale nadal był spanikowany. Jednak naprawdę musiał się uspokoić, aby jakkolwiek spróbować naprawić to, co spartolił.

Więc zabrał się do roboty. Wpatrzył się w różowiutkie włosy Drakona, zacisnął powieki i próbował skupić się maksymalnie na tym, by róż zniknął, a zamiast tego wrócił poprzedni kolor. Pierwsza próba wprawdzie nie przyniosła efektu, ale Lav ucieszył się, gdy zobaczył, że jego ciało nabierało kolorów, jakkolwiek to brzmiało. Nie wyglądał już jak sprana koszulka po trzystu praniach, a już na pewno przestał robić się tak blady, że aż lekko prześwitujący, ale do naturalnego stanu jeszcze sporo mu brakowało.

Niesiony tą dobrą wiadomością, spróbował raz jeszcze, ale niewiele to dało. Podobnie zresztą jak trzecia i czwarta próba. Przy piątej róż wprawdzie zmienił nieco odcień, ale wciąż jednak pozostawał różem. Ta próba całkiem go wyczerpała, dlatego postanowił zaryzykować i spojrzał na Drakona błagalnie.

— Musimy iść do jakiegoś profesora — wyjęczał — żeby to odwrócić, żeby przywrócić ci kolor włosów i żebym ja przestał migać… bo ja nie umiem…

Tak jak mógł się tego spodziewać, te słowa bardzo nie spodobały się Drakonowi.

— Wkurwianie innych i spierdalanie dobrze ci wychodzi, dasz więc radę i z naprawą tego, co zjebałeś — podsumował krótko jego prośby.

Lav jęknął rozpaczliwie, doskonale wiedząc, że jeśli Drakon zmusi go do naprawiania błędu, to nic z tego nie wyjdzie. Próbował więc dalej, ale niewiele to dawało.

— A spróbuj spierdolić kolor na choćby jednej z moich łusek, a przestanie być tak milutko — dodał ostrzegawczo.

Zapłakał w duchu, cały czas usilnie i na wszelkie sposoby próbując naprawić zaczarowane włosy. Kiedy zauważył, że kolory na jego ciele znów robią się jeszcze bardziej sprane, już wiedział, że będzie źle, że będzie gorzej.

Umrę tu!, pomyślał rozpaczliwie po raz szesnasty w ciągu ostatniej godziny.

Kalsi
Posty: 5
Rejestracja: pn cze 10, 2024 7:15 pm

Re: Uniwersytet Dawnej Grecji [fantasy, nieograniczone, mieszane, nabór]

Post autor: Kalsi »

Clarissa Bennett


Clarissa siedziała na jednej z kulisowych skrzyń, wpatrując się w ekran swojego telefonu, który teraz wyświetlał jedynie tapetę. Serce biło jej szybciej, a oddech był płytki, jakby wciąż nie mogła się otrząsnąć z tej rozmowy. Słowa ojca rezonowały w jej myślach, wciąż przypominając o jego wysokich oczekiwaniach, których, jak się obawiała, nigdy nie będzie w stanie spełnić. Miała wrażenie, że każda jego uwaga była niczym cios, podważający jej pewność siebie, którą tak długo starała się budować. Od zawsze tak było. Kiedy tylko Clarissa wylewała z siebie siódme poty i starała się jak najbardziej mogła, aby tylko sprostać jego oczekiwaniom, zawsze spotykała się jedynie z grubą ścianą w postaci jego dezaprobaty. Nigdy nie była dla niego idealną córeczką, którą chociażby raz pochwalił.
Obserwując chaos za kulisami, gdzie inni aktorzy gorączkowo przeglądali scenariusze i poprawiali swoje kostiumy, Clarissa już nieczuła takiego niesmaku jak wcześniej. Widok spanikowanych twarzy wcześniej nieco ją rozbawił, lecz teraz czuła jedynie smutek. Czy miała prawo oceniać ich nerwy, skoro sama ledwo powstrzymywała łzy? Może to nie było to samo. Ona nie miała tremy przed wyjściem na scenę, a jednak samo to, że cokolwiek w tym momencie, wybiło ją z równowagi, mocno ją rozjuszyło. Nawet jeśli tym czymś był jej własny ojciec.
Poczuła, jak ktoś się do niej zbliża. Uniosła wzrok i zobaczyła D, dziewczynę, którą kojarzyła z kółka teatralnego. Nie znała jej dobrze, ale była świadoma, że D miała swój własny, nieco luźniejszy styl bycia. W ręku trzymała dwa kubki i jeden z nich podała Clarissie, która z lekkim zdezorientowaniem przyjęła niepewnie napój.
-Podejrzewam, że gdybym nie odebrała tego telefonu, to mój ojciec znalazłby jakiś inny sposób, żeby przypomnieć mi jak bardzo go zawodzę – powiedziała, jakby słowa same wypłynęły z jej ust, a kiedy tylko zorientowała się, co właściwie powiedziała, szybko odchrząknęła i pokręciła głową.
-To znaczy… On po prostu ma wysokie oczekiwania. Zawsze miał. Czasami po prostu trudno mu zrozumieć, że nie jestem w stanie spełnić ich wszystkich. Ale wiem, że chce dla mnie dobrze – rzuciła szybko, ale zaraz lekko zmarszczyła brwi. Dlaczego ona właściwie się tłumaczy? Przecież to nie jest niczyja sprawa.
-Nieważne – machnęła niedbale ręką i upiła łyk napoju, który wcale nie okazał się pachnącą gorącą kawą. Substancja skutecznie wypaliła jej gardło, a dziewczyna wręcz skrzywiła się czując ten nieprzyjemny alkoholowy smak.
-Na bogów, co to do licha jest? – skrzywiła się, uważnie ilustrując zawartość kubka. Czy ona właśnie podała jej alkohol? A może ona doskonale wiedziała, że to jest jej w tej chwili potrzebne. Że dzięki temu dostanie jakiejś werwy i przestanie myśleć o nieszczęsnym telefonie. Dziś miał być dla niej ważny dzień na pokazanie światu do czego była zdolna. W końcu mogła robić to, co naprawdę lubiła. Wiedziała, że w każdej chwili może się to zmienić. Jeden telefon o tym, aby porzuciła kółko teatralne na rzecz innego, ważniejszego zajęcia i zrobiłaby to bez żadnego zawahania. Dla niego. Ale w tym momencie… W tym momencie chciała, po raz pierwszy, zrobić coś dla siebie. I nie mieć przez to żadnych wyrzutów sumienia. Dlatego też, niewiele myśląc, opróżniła szybko kubek, starając się ignorować ten nieprzyjemny palący smak.
-Masz jeszcze? – zapytała D, wymachując przed jej twarzą pustym już kubkiem. Miała nadzieję, że to zadziała.
ODPOWIEDZ