What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Awatar użytkownika
Einsamkeit
Posty: 116
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 5:22 pm

What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: Einsamkeit »

Właśnie zakończyło się Konklawe – a raczej wybuchło z hukiem. Thedas pogrąża się w chaosie. Wyrocznia zginęła, nie ma przywództwa ani jedności. Zakon Templariuszy się rozpadł, wielu magów zginęło lub uciekło w popłochu. Na traktach pełno uchodźców, a w ich ślady ruszyły hieny, bandyci i potwory. Świat bez porządku chwieje się w posadach, a nadzieja ledwo tli się wśród dymu.



Postaci:
Maria - Einsamkeit - Czerwony Templariusz
Dunkan Cadwell - Linuxa - Szary Strażnik
Remus - Goblin - apostata
Awatar użytkownika
Einsamkeit
Posty: 116
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 5:22 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: Einsamkeit »

Obrazek


|| Maria || 30 lat (na oko) || szczupła, wysoka - około 1.75 m wzrostu || włosy czarne, zaczesane do tyłu || oczy ma naturalnie ciemne, obecnie rozjaśnione || liczne blizny || stara, zabliźniona rana po oparzeniu widoczna wyżej na szyi - reszta znika pod zbroją || nosi zbroję Templariuszy ||

|| były kapitan w Zakonie Templariuszy || wyraźny akcent z Val Firmin || pomimo nieprzyjemnej powierzchowności, jej głos jest głęboki i zmysłowy - typiara mogłaby zaśpiewać ci kołysankę dla dorosłych || zapach: przywodzący na myśl czerwień, wręcz żywy, uwodzicielski. Magom - ale tylko magom - przypomina powietrze po burzy i deszczu, z krwią wsiąkającą w głodną ziemię. Ot, lyrium wzywa.
Awatar użytkownika
Linuxa
Posty: 46
Rejestracja: wt sie 08, 2023 4:02 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: Linuxa »

Obrazek


|| Dunkan Cadwell || 36 lat || Średniego wzrostu || Ciemnobrązowe włosy, przydługie. Widać, że ktoś skracał je za pomocą miecza || Oczy niejasnego koloru. Czy to piwny? Czy żółty? || Blizna na policzku || Nosi zbroję okraszoną symbolem Szarych Strażników ||

|| Był nikim i jest nikim. Jeśli o niego zapytasz, Twój rozmówca najpewniej wzruszy ramionami || Nie lubi ludzi, nieludzi. Właściwie nie lubi nikogo || Jego głos jest melodyjny (powodzenia w usłyszeniu go. Zwykle komunikuje się za pomocą pomruków), choć jeśli staje się szorstki - to wiedz że już za późno na ucieczkę || Zapach typowy dla mężczyzny, który od wielu dni jest w podróży i ma na sobie ciężką zbroję ||
Awatar użytkownika
goblin1
Posty: 4
Rejestracja: pt maja 16, 2025 7:00 pm

pasozyt i jego nosiciel

Post autor: goblin1 »

got my invitation
to eternal damnation


Obrazek


Remus i jego ósmy pasażer Nostromo


22 lata || elf || kościsty i drobny, niewyrośnięty (ledwo ponad 160 cm) || wygląda na ledwie nastolatka || ciemne, nieuporządkowane loczki || głęboko czarne oczy, ufne jak te sarny || znaki szczególne: liczne pieprzyki, tatuaż na twarzy || tonie w zbyt dużych szatach, po ucieczce z Kręgu nosi ukradzioną komuś długą pelerynę z kapturem || choć nie ma pojęcia o swoim pochodzeniu, jego rysy twarzy są podejrzanie typowe dla Tevinterczyków


gotowy do spierdolki w cienie bądź pobliskie krzaki w każdej chwili || specjalizuje się w magii żywiołów, szczególnie rażeniu prądem || po pamiętnym Harrowingu nie poszedł na kremówki, ale złapał bardzo kulturalnego pasożyta || to jego pierwsze kilka miesięcy poza wieżą - nie ma pojęcia o świecie zewnętrznym, więc jest dość naiwny || jego łagodne, zdziwione spojrzenie nieraz ratowało go z tarapatów || głos młodzieńczy, miły dla ucha, jednak niewart szczególnego zapamiętania ||
evil cousin of @goblin
Awatar użytkownika
Einsamkeit
Posty: 116
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 5:22 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: Einsamkeit »

Gospoda była wyjątkowo gwarna. Nic dziwnego. Zaledwie parę dni temu odbyło się Konklawe - i, jak wieści niosły, zginęli praktycznie wszyscy na nim obecni. W środku tłoczyło się sporo osób - i zwykłych ludzi, i elfów - a nawet krasnoludy. Najwyraźniej Carta zwęszyła dobry interes. Karczmarze zbijali teraz majątek.
A jednocześnie czuło się to przerażenie, podszyte strachem i nieufnością. Spojrzenia były niczym sztylety; każdy nowo wchodzący do karczmy przybysz był mierzony uważnym spojrzeniem. Templariusz? Mag? A może zwykły podróżny? Uchodźca? Arystokrata, szukający lepszego miejsca do życia? Wędrowny najemnik? Nieraz łatwo było to rozpoznać. A niekiedy - wcale.
Gdy zapadła już noc, większości z tych ludzi już nie było. Karczmarz już był gotów zamknąć drzwi; w ostatniej chwili zdążył się odsunąć, gdy do wnętrza wpadło kilka osób - Templariuszy, patrząc po zbrojach. Znad niektórych stołów unosił się dym, płynący z fajek i długich fifek. Towarzystwo, mimo że już było nieliczne, nadal pozostawało zróżnicowane: przy ladzie do karczmarza nachylał się ciemnowłosy Szary Strażnik, zamawiając sobie piwo, albo i coś mocniejszego. Przy stole w pobliżu siedział młody chłopaczek, którego można byłoby nazwać cywilem - gdyby nie to, że coś w nim nie pasowało do całej reszty osób. Doświadczony Templariusz mógłby powiedzieć, że to był mag, nawet jeśli jego ubrania wtapiały się w otoczenie. W jednym z kątów zalśniła delikatnie czerwień, płynąca z kryształu zawieszonego na szyi; Templariuszka, grająca ze swoimi towarzyszami w karty, uniosła wzrok znad stołu, przypatrując się uważnie przybyszom.
Mężczyźni przyglądali się wszystkim obecnym, najwyraźniej szukając zwady. Można byłoby pomyśleć, że są czymś nabuzowani: gniewem, żalem, podszytym nienawiścią. W końcu minęło ledwie kilka dni od Konklawe. Od tej pory musieli być ciągle w trasie.

I znaleźli.
Nieszczęsny mag - będący ledwie odrosłym od ziemi chłopaczkiem, z twarzą ginącą pod drobnymi loczkami - mógł poczuć na swoich ramionach dwie ciężkie, uzbrojone łapy.
- A ty z którego Kręgu uciekłeś, kolego? - padło nieśmiertelne pytanie. Templariuszka uniosła brwi, rzucając swoje karty na stół pozornie niezainteresowanym gestem; kojący, słodki dym z fifki wzniósł się pod sufit. Sama kobieta nie przerywała ciszy. Bo ta zapadła - o, jeszcze jak: atmosferę w gospodzie można byłoby kroić nie tylko nożem, ale co najmniej siekierą lub toporem. Wszyscy wpatrywali się i w tych kilkoro Templariuszy, i w biednego maga, i w Szarego Strażnika, który miał pecha znaleźć się blisko nich.
Awatar użytkownika
goblin1
Posty: 4
Rejestracja: pt maja 16, 2025 7:00 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: goblin1 »

Konklawe istotnie zakończyło się z hukiem, wprowadzając lwią część Fereldenu w popłoch. Odkąd tylko pojawiły się pierwsze, szeptane nieśmiało wieści, Remus nie mógł uspokoić rozszalałego serca. Niewątpliwie parszywego stanu dokładał niespokojny towarzysz jego podróży, drzemiący mu pod skórą ‒ choć nogi młodego maga rwały się do ucieczki w stronę przeciwną do skupisk ludzkich, pan pasożyt wywołaniem bolesnej migreny przymusił go niejako do odwiedzania wszystkich karczm w promieniu dziesięciu kilometrów i wypytywania o jakąś kobietę. Pełne współczucia twarze sprawiły, że Remus bardzo szybko przyjął strategię tak, szukam swojej matki. Przydzielili nas do innych kółek, jak trochę podrosłem.

Miał przeczucie, że sprawa prędzej czy później się rypnie ‒ może to sprawiło, że w tej konkretnej karczmie nikogo nie zaczepiał. Karczmarz spojrzał na jego buzię i odmówił mu jakichkolwiek trunków, więc elf z westchnięciem zamówił gulasz.
Z opartą na dłoni głową patrzył wszędzie i nigdzie ‒ niekiedy jego oczy zjeżdżały wbrew sobie na kobietę w zbroi templariusza, jednak zaraz uciekał wzrokiem, wbijając go w ścianę. Andraste dopomóż. Wieczór zamienił się w noc, a Remus prawie odpływał.

Andraste widocznie nie była zachwycona wynikiem Konklawe, bo oto z przyjemnej delirki wyrwało młodego elfa dzikie szarpnięcie. Pół tony stali zwaliło mu się na ramiona. Będzie siniak. Kaptur zsunął mu się z loków, a jego spojrzenie na chwilę zrobiło się szkliste ‒ ot, wyrwane z półsnu niewiniątko. Żołądek powolutku zawijał mu się w ciasny supeł, a Remus rozpaczliwie usiłował przypomnieć sobie wszystkie obelgi, którymi obrzuciły go spotkane przy drodze Dalijskie elfy.

Shem ‒ wypluł, oglądając się na Templariusza z odrazą. Ruch odsłonił jego spiczaste ucho. Miał szczerą nadzieję, że nie byli biegli w elfich tatuażach. Nie czuł rąk; miał nadzieję, że mu się nie trzęsą. ‒ Ludzie nie są zbyt bystrzy, ale strach robi z was prawdziwych głupców. Czy naprawdę sądzisz, że apostata chodziłby po knajpach?

Ostatnio zmieniony pt maja 23, 2025 6:35 pm przez goblin1, łącznie zmieniany 1 raz.
evil cousin of @goblin
Awatar użytkownika
Linuxa
Posty: 46
Rejestracja: wt sie 08, 2023 4:02 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: Linuxa »

Dunkan nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Jeszcze kilka dni temu, przemierzał równiny na zachód od Val Royeaux, oddany jakże prześwietnej sprawie poszukiwania nowych rekrutów. Szara Straż pragnęła nowej krwi, każde ostrze było potrzebne i tak dalej i tak dalej. Wciśnięto mu te formułki i kazano recytować jak mantrę przy każdym frajerze, jakiego spotka na drodze i który w jego opinii mógłby być użyteczny. Wprawdzie nie miał pojęcia dlaczego takie zadanie spadło akurat na niego - w końcu nie był najprzyjemniejszą osobą do rozmów. Jego przełożeni najwidoczniej uznali, że przyjemna aparycja będzie wyrażać więcej niż tysiąc słów. Może i mieli rację - może udało mu się skierować kilku wieśniaków, byłych templariuszy i apostatów w stronę Fortecy Weisshaupt, ale czy coś z nich będzie? Dunkan szczerze wątpił.

Teraz jednak zapomniał o swojej misji i niczym pobity kundel, siedział przy szynkwasie, leniwym ruchem dłoni mieszając piwo w brudnym kuflu. Z nietęgą miną wsłuchał się w pełne paniki historie o tym jak potoczyło się niedawne Konklawe. Wprawdzie nie powinien się tym interesować; w końcu tacy jak oni byli tylko i wyłącznie od zabijania pomiotów zrodzonych z Plagi, ale jednak mężczyzna nie mógł stłamsić w sobie tej odrobiny ciekawości. Tak samo nie mógł w nieskończoność ignorować cichego zawodzenia, które rozbrzmiewało w jego głowie odkąd tylko okrzyknięto śmierć Boskiej Justynii. Z początku starał się je zagłuszyć; uznając za wytwór zmęczonego daleką drogą umysłu, jednak z każdym dniem Zew stawał się coraz głośniejszy, coraz bardziej irytujący, wgryzający się w jego trzewia i rozrywający je uczuciem odrętwienia i nadchodzącej zagłady. Gdy stał się jednym z Szarych Strażników, słyszał o tym, że prędzej czy później usłyszy Zew; wiedział więc, że powinien zakończyć wszystkie sprawy, spakować najpotrzebniejszy rynsztunek i ruszyć na Głębokie Ścieżki, gdzie odda swoje życie w walce z monstrami wylęgającymi się z ciemności. Problem w tym, że do tej pory sądził, że ma jeszcze całkiem sporo czasu. Nie spieszyło mu się na tamtą stronę.

Być może właśnie dlatego zamiast pakować manatki, teraz jak gdyby nigdy nic, popijał gorzkie piwo i zastanawiał się, czy karczmarz przypadkiem nie napluł mu do kufla, gdy nagle drzwi otworzyły się z głośnym trzaśnięciem. Cadwell odruchowo ułożył dłoń na rękojeści miecza, który do tej pory grzecznie spoczywał w pochwie przytroczonej do pasa. Złote oczy przesunęły się po twarzach Templariuszy, wyczuwając, że raczej nie przyszli tu napić się i zabawić z miejscowymi dziewkami. O nie, w ich spojrzeniach iskrzących od lyrium dało się dostrzec, że szukali ofiary, kogoś na kim mogliby się wyładować. I pech chciał, że zamiast zwrócić uwagę na kilku dryblasów z zakazanymi mordami, którzy od jakiegoś czasu siedzieli z boku i żywo dyskutowali na temat uprowadzenia córki jakiegoś szlachcica; raczej skierowali się na kogoś, kto w ich mniemaniu nie mógł im tak łatwo oddać. Spojrzenie Dunkana przesunęło się na twarz młodzieńca i w zasadzie od razu zrobiło mu się go żal. Chłopak raczej nie wyglądał mu na żądnego krwi maga, choć pewnie pozory łatwo mogły mylić. Musiał mu oddać to, że cięta odpowiedź całkiem go rozbawiła.

Niestety na chwilę obecną zadawało się, że nikt z zebranych w karczmie jegomości nie zamierza przyjść elfowi z pomocą. Ktoś po prawej od Dunkana sarknął jakąś obelgę o długouchych i wrócił do przeżuwania potrawki. Nawet gość, który wyglądał mu na miejscowego żołnierza, wrócił do grania w karty, jakby całkowicie ignorując rozgrywającą się przed nim scenę. Jedynie kobieta, której Dunkan od jakiegoś czasu rzucał ukradkowe spojrzenia, zdawała się być zainteresowana całą tą sytuacją.

Cholera Dunkan, chyba zaczynasz mięknąć tuż przed śmiercią - wyrzucił sobie w myślach, wychylając resztkę piwa (ot nie chciał żeby się zmarnowało), a potem rzucił na szynkwas kilka złotych monet.
-To za fatygę- mruknął. Nie mniej, wcale nie miał na myśli mycia pustego już kufla.

Szary strażnik przestąpił kilka kroków w stronę zbiegowiska i posłał templariuszom bliżej nieokreślone spojrzenie.
-Czasem mam wrażenie, że więcej zła rodzi się z waszej ignorancji i strachu, niż z ich mocy. Jeśli chcecie sięgać po broń w stronę elfa, upewnijcie się najpierw, że nikt w pobliżu nie trzyma jej z myślą o was - jego głos był cichy, choć szorstkość z jaką wypowiadana była każda sylaba była niemym ostrzeżeniem. Jeśli się nie wycofają, z całą pewnością poleje się dzisiaj krew.
Awatar użytkownika
Einsamkeit
Posty: 116
Rejestracja: sob kwie 24, 2021 5:22 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: Einsamkeit »

Czerwona Templariuszka obserwowała sceny przed sobą z nieukrywanym zainteresowaniem. Sama aktualnie przekwalifikowała się z tropienia i ścigania magów na pozbywanie się niewygodnych arystokratów i byłych Templariuszy, którzy odmówili przyłączenia się do Sprawy - co nie oznaczało, że dawne pasje zostały stłumione. Nie, była bardzo ciekawa, czy wydarzenia zakończą się efektowną kulą ognia, czy raczej usmażonymi w swoich zbrojach kretynów, którzy zapomnieli, co oznaczają słowa ich przysięgi.
Przez chwilę przemknęła jej przez głowę myśl, czy ich nie zwerbować, ale szybko zarzuciła ten zamiar. Idioci tylko by zaszkodzili całej sprawie. Armia, złożona z Czerwonych Templariuszy, nadal była budowana - powoli, acz uparcie do celu.
Polecenie Generała Samsona było jasne. Nie wychylać się. Nie ściągać niepotrzebnie uwagi. Realizować przydzielone zadania bez dyskusji.
I, na cycki Andraste, jeśli już uwaga zostanie ściągnięta, to pozbyć się chociaż połowy świadków.
Ledwie widocznie pokręciła głową, widząc pytające spojrzenie Templariusza, z którym siedziała przy stole. Ci tutaj, dręczący właśnie tego nieszczęsnego dzieciaka, nadawali się co najwyżej na pożywkę pod lyrium.

Jej tymczasowi towarzysze również byli Czerwonymi Templariuszami. Czerwoni bez większego trudu rozpoznawali swoich; to inne lyrium, natchnione odległym śpiewem Zarazy, krążące w ich żyłach, wydawało wyjątkowy zaśpiew.
Ciche nucenie było z nimi cały czas. Początkowo nie mogła się przyzwyczaić, ale z czasem stało się ono tylko tłem, dźwięczącym gdzieś cicho z tyłu umysłu. Jak ledwie słyszalny głos minstrela, grającego cicho gdzieś z tyłu izby. Jeszcze nie wzywało, nie wołało, nie piało triumfalnie, wzywając do walki. Ale już teraz budziło się, nawołując do przemocy. A przemoc była czymś przyjemnym. Krew buzowała żwawiej w żyłach. Piękna pieśń powoli wzrastała, jak gdyby zło podnosiło swój łeb. Kłująca czerwień płonęła w żyłach, jak gdyby pragnąc przebić się na powierzchnię.

- Znikajcie. - mruknęła kobieta do swoich towarzyszy, zanim podniosła się zza stołu. Cała czwórka spotkała się przypadkiem; ona akurat wracała z misji w Lydes. Pierwotny plan zakładał bezpośredni powrót do obozu Czerwonych Templariuszy nieopodal Montfort, jednak nadmiernie gorliwa ochrona - która i tak nie zapobiegła śmierci swojego pracodawcy - zdecydowała się pokrzyżować jej plany i ścigać ją aż tutaj.
Cóż, jak to mawiali, nadgorliwość bywała gorsza od lenistwa. I pomyśleć, że gdyby zostali w domu, mogliby co najwyżej opowiadać swoim wnukom o dziwnej kobiecie z płonącymi czerwienią oczach i czerwonym, dźwięczącym kryształem zawieszonym na złotym łańcuszku. Teraz nie opowiedzą niczego, nawet swoim dzieciom.

Nieszczególnie miała ochotę na dyskusje z Templariuszami, ale zdecydowanie jeszcze bardziej nie chciała zostać usmażona, zamrożona na śmierć czy skopana prądem. A nie przepadała nawet za magami, na miłość Andraste. Ale jednak śmierć gdzieś tak na początku wojny - i to w tak durny sposób - była wyjątkowo absurdalna. Zwłaszcza z rąk elfa. To było prawie jak obelga.
I tylko to sprawiło, że zareagowała; machinalnym gestem zgarnęła drobne ze stołu, zanim zważyła je w pięści. Łącznie ważyły sporo.
Zawsze miała obciążone rękawice i buty. Łatwiej było uderzać i kopać. Nikt się nie spodziewał mocnego uderzenia od kobiety, szczególnie takiego, które przywoływały gwiazdy, a nawet widok Stwórcy siedzącego na tronie. A z monetami w ręce… awww, to będzie niezła zabawa. Ciemnoczerwone oczy przymrużyły się w uśmiechu zadowolenia, gdy zrobiła pierwszy krok, drugi, trzeci, zbliżając się do grupki.
Kobieta uniosła brwi, słysząc głos Szarego Strażnika, który zdecydował się zareagować na całą sytuację; kącik ust uniósł się w górę. Była odrobinę rozbawiona jego słowami. Ale sam mężczyzna - na pierwszy rzut oka - był uroczy. Dzieciak jeszcze bardziej. Przypominał dziesięcioletniego chłopczyka, który włożył za duże szaty starszego brata i człapał po domu, udając, że jest magiem.
- Pierwszy raz spotykam Szarego Strażnika o naturze filozofa i elfa z językiem ostrzejszym niż jego uszy. Urocze. - cichy głos był niewiele głośniejszy niż trzask płomieni w pobliskim kominku. Wzrok powoli przeniósł się na Templariuszy, z pewną dozą pogardy mierząc spojrzeniem ich od stóp do głów. Czuć było tę różnicę między nią, a nimi. Oni byli nikim. Ona była kimś. Było czuć tę atmosferę - władzy, tak jak gdyby to przełożony rozmawiał z podwładnymi. Kapitan i zieloni rekruci.
Czerwone lyrium, zamknięte w złocie i spoczywające na łańcuchu, zadźwięczało triumfalnie, zagrzewając do walki. Przyjemny, duszny zapach krwi i czerwieni zdawał się pogłębiać. Odruchowo oblizała wargi, jak gdyby chcąc poczuć na ustach ciepłą, słoną krew.

Właściwie, to chciała. Szybko stygnące krople przypominały o ulotności życia. I kto był tu filozofem?

Zimne, obojętne spojrzenie powoli przetoczyło się po twarzach pozostałych mężczyzn, notując każdy jej szczegół, zanim wróciła do prowodyra. Maria lubiła patrzeć w oczy tych, którzy za chwilę umrą, widzieć ostatnie jeszcze przebłyski życia.
Nadal pozostawała spokojna - ale w ten dziwaczny, nieprzyjemny sposób, gdy drapieżnik obserwował ofiarę i czekał na jej pierwszy ruch.

Nie wychylać się. Nie ściągać niepotrzebnie uwagi. Realizować przydzielone zadania bez dyskusji.
I, na cycki Andraste, jeśli już uwaga zostanie ściągnięta, to pozbyć się chociaż połowy świadków.


- Zanim zrobicie następny ruch, chętnie usłyszę, jak się nazywacie - głos nadal był spokojny. - Grabarz będzie wiedział, co napisać na nagrobkach. Chyba, że zmienicie zdanie… chociaż wolałabym nie. Nie lubię, jak ludzie zmieniają zdanie.

Czerwone lyrium wrzeszczało triumfalnie, tłumiąc pozostałe zmysły. Teraz jedyne, co czuła, to żwawą woń żywo krążącej krwi. Źrenice rozszerzyły się. Na twarzy powoli pojawił się wygłodniały uśmiech. O, tak. To będzie dobry dzień. Nawet jeśli ci Templariusze wyjdą z gospody, to nie ujdą zbyt daleko.

Nie, to nie będzie dobry dzień. To będzie cudowny dzień. Łowy można było już uznać za rozpoczęte.

Awatar użytkownika
goblin1
Posty: 4
Rejestracja: pt maja 16, 2025 7:00 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: goblin1 »

Remus nie wiedział, na kogo ma patrzeć ‒ przez maskę odrazy i buntu przedarła się jego nieumiejętnie skryta młodzieńcza naiwność, kiedy z niedowierzaniem i nieśmiałością spojrzał na Szarego Strażnika. Minęła co najmniej dekada od krwawego horroru, który spadł na Fereldeński Krąg Magii, ale wtedy to właśnie dwójka Szarych przyszła im
z pomocą, powstrzymując Greagoira przed zarządzeniem absolutnej czystki. Od tamtej pory chłopak darzył Strażników absolutnym podziwem, ale również nieco się ich bał. Głos mężczyzny brzmiał jak szmer kredy po ścianie ‒ Remus z trudem opanował wzdrygnięcie.

Od stołu wstał ktoś jeszcze ‒ elf rzucił szybkie spojrzenie w tamtą stronę i od razu tego pożałował. Znał ten typ uśmiechu ‒ na ustach Templariuszy oznaczał mniej więcej wstęp do aktywności, których echo odbiło mu się w wielokrotnie łamanych i leczonych kościach.
Kobieta miała, w jego ocenie, głos do śpiewania kołysanek ‒ mimo to czuł, jak kostnieją mu z zimna i lęku dłonie. Nad jego skromną osobą stała teraz grupka ludzi, która potrafiła pozbawić go głowy szybciej, niż zdążyłby zmyślić nawet najprostsze zaklęcie. Nie potrafił oderwać oczu od Templariuszki ‒ jego instynkty, prawdopodobnie wzmocnione przez obecność Cassiusa, postawiły ją na samym szczycie rankingu otaczających go drapieżników. Do diabła, trzeba było biec do lasu.

Jej ekspresja, rozszerzające się źrenice ‒ na chwilę przed oczami zamajaczyły mu dwie nakładające się wizje. Ostatnimi czasy nie krył się z tym, że uznawał Templariuszy za gorszych od demonów. Szczera, zdawałoby się, uciecha kobiety na perspektywę zadania komuś bólu przeniosły Remusa dziesięć lat wstecz, kiedy w nabuzowanej demoniczną energią komnacie kurczowo trzymał się oblepionej krwią szaty cioci Wynne. Wszyscyście po jednych pieniądzach.
To nie było przyjemne wspomnienie ‒ niejasno usłyszał pisk we własnych uszach. Zacisnął zęby na wewnętrznej stronie policzka, próbując wytrzymać oślizgłe i obrzydliwe uczucie budzącego się w nim do życia jego własnego demona, który nigdy nie przepuszczał okazji, żeby żerować na patowych sytuacjach. Cassius, spokój. Nie teraz.
Z trudem ześlizgnął wzrok z Templariuszki na swoją dłoń, orientując się, że stracił czucie w małym palcu. Nie panikuj. Nie panikuj, bo wykorzystają to nie tylko hieny dookoła, ale też ten drań znajdujący się w tobie.
Remus miał nadzieję, że wiarygodnie zamarł jak spłoszona sarna na słowa zarówno Strażnika, jak i Templariuszki ‒ pod jego skórą działa się właśnie zażarta walka o dominację.

To ja się może odsunę ‒ wymamrotał, zanim jego wzrok stracił ostrość.

Ostatnio zmieniony pt maja 23, 2025 6:35 pm przez goblin1, łącznie zmieniany 1 raz.
evil cousin of @goblin
Awatar użytkownika
Linuxa
Posty: 46
Rejestracja: wt sie 08, 2023 4:02 pm

Re: What lies beneath [Dragon Age, 3, fantasy]

Post autor: Linuxa »

Dunkan czuł napinające się mięśnie. Jego postawa ciała jasno sugerowała na to, że był gotowy na agresję ze strony templariuszy. Lewa dłoń zacisnęła się w pięść w chwili, gdy prawa odruchowo położyła się na zdobionej głowicy miecza. Mężczyzna stał twardo na ziemi, w każdej chwili gotów sięgnąć po broń. Wątpił, by po takiej uwadze templariusze puścili go wolno. Na swojej drodze spotkał już wielu rycerzy należących do zakonu - tych prawych, którzy gorzko wierzyli Stwórcę i posłusznie wykonywali jego wolę, a także tych… spaczonych, których oczy lśniły od lyrium, których twarze były zmienione przez nałóg wyżerający ich wręcz od środka. Dobrze wiedział, że tych drugich należało się o wiele bardziej obawiać, gdyż potrafili być nieprzewidywalni.

I chyba się nie mylił, bo na jego uwagę, jeden z templariuszy przeniósł na niego spojrzenie, z którego aż kipiała złość i odraza. Ci ludzie nienawidzili tego chłopaka tylko dlatego, że był apostatą, że był elfem. Kimś w ich mniemaniu o wiele gorszym niż demony, które wyzierały z Pustki. I byli gotowi przenieść tę nienawiść także na każdego, kto spróbuje stanąć w jego obronie.

-Nie wtrącaj się. To nie twoja sprawa. - jego głos był szorstki i nieprzyjemny. Dunkan odniósł wrażenie, że bardzo przypomniał mu dźwięk dwóch kamieni szorujących o siebie.
-Stała się moją, gdy zobaczyłem, że kilku uzbrojonych po zęby rycerzy zaczęło dybać na życie tego chłopaka - odpowiedział bez chwili zawahania. Szlachetnie, choć być może niezbyt rozsądnie.
-Ah… czyli teraz Strażnicy bawią się w nauczycieli etyki?- jeden z templariuszy parsknął głośnym śmiechem, na co reszta również odpowiedziała chórem. Cadwellowi drgnęła prawa brew w geście irytacji, jednak zachował spokój. -Jeśli się nie mylę, macie w swoich szeregach nie jednego Strażnika, który umknął przed stryczkiem. Wracaj do swojej Plagi, szlachetny bohaterze - kontynuował strażnik, na co reszta ponownie zaniosła się gromkim śmiechem.

Dunkan musiał im przyznać, że mimo wszystko mieli sporo racji. Sam przecież był jedną z osób, której winy zostały wymazane, która w “poprzednim życiu” nie była skłonna do szlachetnych czynów. Ale coś jednak się zmieniło. Odkąd dołączył do Szarej Straży, postanowił, że będzie lepszym człowiekiem. Że porzuci swoje poprzednie życie, swoje poprzednie imię i narodzi się ponownie jako ktoś, kto walczy w imię słabszych, bezbronnych, nękanych przez Pomioty. Ale czym Pomioty różniły się od tych mężczyzn, śmierdzących przemocą i lyrium? W opinii Cadwella, nawet demony były bardziej cywilizowane od nich.

Już chciał im odpowiedzieć, jednak melodyjny głos sprawił, że i templariusze szybko zamilkli. Dunkan kątem oka zerknął na osobę, która również postanowiła dołączyć do przepychanki. I gdy tylko dostrzegł, że była to ta sama kobieta, której wcześniej rzucał ukradkowe spojrzenia, sam nie potrafił określić czy był bardziej zaskoczony, czy miał bardziej ochotę powiedzieć “wiedziałem, że to będziesz ty”. Nie mniej, jej uwaga w jakimś stopniu go rozbawiła. Choć ona również wydawała się być pod wpływem lyrium - i w mniemaniu Dunkana prawdopodobnie była jedną z templariuszy, najwidoczniej postanowiła pomóc magowi w potrzebie. To sprawiło, że Cadwell pochylił lekko głowę w jej stronę, w niemym geście szacunku. Każda osoba, która stawała po stronie słabszych, zasługiwała na taki gest.

Nie mniej po krótkiej chwili, mężczyzna zaczął mieć wątpliwości czy intencją kobiety rzeczywiście była pomoc. Wydawała się być... dziwna… albo raczej, coś w niej bardzo mu nie pasowało. Nie potrafił określić dlaczego. Wprawdzie nie wyglądała wcale jakoś inaczej, choć czerwony kryształ, który nosiła wydał mu się bardzo osobliwy. Nigdy nie widział czegoś takiego. Ta templariuszka była inna niż wszyscy jej pobratymcy, których do tej pory poznał. Do tego coś w jej postawie sprawiało, że jeden z agresorów przestąpił kilka kroków do tyłu, równie onieśmielony co przerażony. Dunkan również czuł w kościach, że nie powinien się do niej zbytnio zbliżać. Coś z tyłu głowy krzyczało panicznie, jednak zaraz zostało zakłócone przez Zew... który w jakiś sposób... uległ zmianie w jej obecności? To było bardzo dziwne, bardzo osobliwe. Ale coś jakby przyciągało go w jej stronę, a raczej w stronę kamienia, który lśnił krwistą czerwienią.

I chyba nawet elfi apostata wyczuł, że powietrze nagle napełniło się metalicznym zapachem żądzy krwi, bo postanowił się wycofać. Dunkan odsunął się nieco, jakby w ten sposób chcąc zrobić mu miejsce na ucieczkę.
-Stań za moimi plecami- polecił w stronę maga. Nie, żeby w pełni mu ufał; w zasadzie gdyby ten jednak faktycznie okazał się być kimś niebezpiecznym, trzymanie go w takim miejscu nie było najrozsądniejsze z jego strony; ale z drugiej strony Dunkan wolał by chłopak nie znalazł się na bezpośredniej linii jego miecza. Ani miecza tej dziwnej templariuszki, która prawdopodobnie nie zamierzała się hamować.
-Grabarz? Ha! To wy sobie zapamiętajcie nasze imiona, żeby przekazać je innym, którzy chcieliby wejść nam w drogę. Oczywiście jeśli jeszcze będziecie mieli szczęki żeby je wybełkotać.- wysyczał jeden z templariuszy.
-Może lepiej wy zdradźcie nam swoje? Chociaż. Nazwiska nie będą potrzebne. Gnijące ciała nie wymagają identyfikacji.- dodał drugi w końcu dobywając miecza i zasadzając się na kobietę.
Dunkan w ostatniej chwili sięgnął po miecz i odbił cios z taką siłą, że templariusz zachwiał się i cofnął o krok do tyłu.
-Wycofajcie się. Macie ostatnią szansę zanim przeleję waszą krew- ostrzegł ich ostatni raz, wywijając mieczem młynka i ustawiając w pozycji do ataku.
ODPOWIEDZ